Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Feminizm szowinistyczny

Artykuły /

Co z tym feminizmem? Jako leciwa (kończyłam osiem klas i widziałam Magika żywego) sufrażystka nie mogę pogodzić się z postępującą marginalizacją dyskursu feministycznego, boli mnie totalny brak zainteresowania młodych kobiet „sprawą”, salwy śmiechu i ostentacyjne odżegnywanie się od tradycji, która zapewniła nam prawa wyborcze, dostęp do antykoncepcji i życia zawodowego. Feminizm nie jest modny – ubolewają lewicujące felietonistki. Pewnie, że nie jest! Paradoksalnie, odkąd feminizm poszedł w pop – jest nie do zniesienia.

Feministki mają rację, a kultura (popularna) blefuje

Piękny gwóźdź do trumny wbiły feminizmowi redaktorki nieistniejącego już (dzięki Bogu) „Przekroju Krytyki Politycznej”, które trzema tekstami o Kubie Wojewódzkim, Kasi Tusk i Perfekcyjnej Pani Domu wywołały masowy facepalm. Tak uprawiana analiza kultury popularnej, z ducha połowy ubiegłego stulecia, już dawno została zakwalifikowana jako niedający się potwierdzić empirycznie intelektualny nonsens. Tak jakby ponowoczesność i nowe szkoły rozumienia kultury popularnej nigdy nie powstały, a format Pani Domu – sprzed pięciu lat – nie był skopiowany z BBC. Bardzo prawdopodobne wydaje się, że to właśnie Mariusz Walter wymyślił neoliberalizm i hiperkonsumpcjonizm. Bez kulturowego, gatunkowego, globalnego kontekstu autorki założyły starcie: pasywni odbiorcy vs. dyktat totalitarnych mediów & maszyny ideologicznej, rozbudzającej w młodych kobietach konsumpcyjne pragnienia i zatruwające młode umysły. Jakie mechanizmy pozwoliły tej samej terroryzującej nas kulturze popularnej wydać na świat tak zgniłe jabłka jak Kasia Tusk oraz pokoleniowe remedium w postaci Make Life Harder? Klasa, naturalnie. Chłopcy z fanpage’a są biedni, dobrzy i jedzą parówki, premierówna jest zła i wydaje 200 PLN na pastelowe t-shirty. Jaki mechanizm pozwala jednak okropnie mieszczańskiej stacji TVN promować botoks pani Rozenek oraz emitować nocą ostentacyjnie antysystemowe Prawo ulicy? Czy to nie potrzeba wysokojakościowej, wysokopłatnej, niedostępnej zwykłym widzom rozrywki  powołała (w dużych miastach dla dobrze wykształconych) do życia stację HBO i ukochane dzieci medioznawców: Rodzinę Soprano, Oz, The Wire, Treme, Generation Kill, Boardwalk Empire (oraz uważany DZIŚ za postfeministyczną ramotkę Seks w wielkim mieście) i tak aż do nieskończoności? Czy uprawnione jest zakładanie, że ciemne ludzkie Orwellowskie masy (przodują kobiety) bezrefleksyjnie wierzą we wszystko, co oglądają i czytają, a tylko nieliczne jednostki – pozbawione fałszywej świadomości – mogą nas z tego konsumpcjonistycznego letargu wyrwać? Rola feministki jest zdefiniowana jako oświecenie ślepych odbiorców i ujawnienie spisku (konserwatywnej wyższej klasy średniej) stojącego za medialną reprezentacją. Czy jednak tej samej wiedzy nie dostarczył im już wcześniej Pudelek, tropiący niczym rasowy bloodhound brudne oblicze szołbiznesu, m.in. w licznych sesjach „gwiazd bez makijażu”?

Ostatnio Anna Zawadka na lewica.pl obnażyła obrzydliwą, patriarchalną praktykę przepuszczania kobiet w drzwiach jako protekcjonalne podkreślanie własnej wyższości. Ustępowanie kobietom, przepuszczanie ich w drzwiach, owszem, kiedyś mogło być częścią etykiety i systemu legitymizującego nierówność płci, patriarchat i przemoc symboliczną, ale dziś nie pełni już takiej funkcji, pozostając jedynie pustką etykietą, savoirvivre’em, wyczyszczonym z poprzednich kontekstów pustym rytuałem. Nie zgadzam się, by brać dowolny historycznie ukształtowany element życia społecznego i tak po prostu analizować go jako opresyjny czy szowinistyczny na zasadzie prostego przeniesienia w czasie.

Bitch don’t kill my vibe

Dostaje się także gangsta rapowi i śp. Magikowi, który uosabiać ma szczenięcy bulling oraz kult kultury podwórkowej (Mam ochotę dodać tu trochę przekorny komentarz: gdy ja oglądałam Jestem Bogiem” [poza tym cała Polska oglądała Jesteś Bogiem – przyp. E.D.], przed oczami miałam swoich kolegów z gimnazjum, którzy notorycznie znęcali się nade mną i nad moimi koleżankami. Gdy już wystarczająco na nas nabluzgali i zmieszali odpowiednio z błotem, wychodzili zadowoleni na podwórko, palili dżointy i śpiewali Jestem Bogiem pisze Karolina Plinta). Trudno orzec, jaki to masochistyczny popęd pcha kobiety w objęcia mizoginistycznego, wulgarnego g-funku. Może ten sam, który stworzył w Nowym Orleanie niesamowitą lokalną kulturę sissy bounce, opartą na kulcie pośladków z ducha kalifornijskiego rapu, ale wykonywaną przez osoby transseksualne, gejów i cross-dresserów. A może to semantyczne zawiłości, inwersyjność, polisemiczna złożoność rapowej liryki i samoświadomość artystyczna? Bóg jeden raczy wiedzieć. O performatywnej grze słowami „bitch”, „fag”, „queer” także napisano już wiele, ale po co zagłębiać się w akademickie analizy, łatwiej szybko zdemaskować dresy i łańcuchy.

Feministki dekonstruują więc i obnażają kolejne spiski: spisek Kasi Tusk – będący tak naprawdę piątą kolumną PO, spisek TVN i Małgorzaty Rozenek – jako duce emanującego faszystowską fantazją o szorowaniu wanny o drugiej w nocy, patriarchalny spisek mężczyzn, którzy przepuszczają kobiety w drzwiach, seksistowski spisek kryjący się za panoszącym się wszędzie kobiecym hipsterstwem.

Jestem feministyczną szowinistką, skoro afirmuję rap, prace domowe, nie wikłam się w żenującą walkę o psycholożkę, nie oburza mnie określenie socjolog, dupera, foczka czy minister, lubię staromodną kurtuazję, daję się przepuszczać w drzwiach, ustępuję innym w tramwaju. Oburza mnie za to brak ustawy aborcyjnej, brak żłobków, klauzula sumienia oraz szklany sufit w instytucjach państwowych i sektorze prywatnym. Trudno jest przeprowadzać gradację społecznych problemów w sposób „ważne/mniej ważne”. Jednak wyżej wymienione „kobiece” kwestie prawie całkowicie wyparowały z życia publicznego, zastąpione krucjatą o żeńskie końcówki i anihilację resztek patriarchalnych tradycji. Feministko, spal więc swój koronkowy stanik, deformujący twoje ciało przemocą symboliczną gorset – jeśli nosisz, wyrzuć szminkę, wyrzuć płyty 2Paca, a Paktofoniki podpal, pozbądź się ironii i fałszywej świadomości, wpisz się w radykalną feminonormę. Albo taktownie milcz, bo „psujesz sprawę”, czyli walkę z kapitałem. Pal licho twoją sprawczość.

Ewa Drygalska

(ur. 1984) – absolwentka filmoznawstwa i doktorantka w Instytucie Amerykanistyki UJ, gdzie przygotowuje pracę doktorską na temat kina blaxploitation. Lubi rap i filozofię postsekularną. Żartuje, że jest feministką.