Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Europa porwana (M. Houellebecq „Uległość”)

Recenzje /

We Francji i w Niemczech cały nakład nowej książki Michela Houellebecqa rozszedł się na pniu. Wydarzenia polityczne (styczniowy zamach na redakcję magazynu satyrycznego „Charlie Hebdo” oraz późniejszy „kryzys uchodźczy”) okazały się dla Uległości lepszą kampanią reklamową niż najwymyślniejsze strategie marketingowe. Ostatnio ten poczytny i budzący kontrowersje pisarz zawitał również na półki polskich księgarń. I choć z antyutopijnymi wizjami tworzonymi w rodzimej polityce („w Szwecji znajdują się 54 strefy, w których obowiązuje szariat”) Houellebecq nie ma szans w rywalizacji o smętniejszy obraz przyszłości, to jego powieść – pomimo kłującej w oczy przeciętności warsztatu literackiego – wydaje się dziś lekturą obowiązkową.

Na Uległość składają się dwa podstawowe wątki. Pierwszy to historia życia i kariery François – wykładowcy akademickiego, specjalisty od twórczości Jorisa-Karla Huysmansa. Drugi to polityka, która powraca zarówno w dyskusjach bohaterów, ale także, niczym nowoczesna deus ex machina, bezpośrednio i dotkliwie wpływa na ich życie. W roku 2022 we Francji niespodziewanie w wyborach prezydenckich nie spotykają się przedstawiciele centroprawicy i centrolewicy, ale Frontu Narodowego oraz Bractwa Muzułmańskiego. Jest to krach w systemie, który pomimo pewnych pozorów dynamiki, pozostawał niezmienny od dekad:

Nie da się ukryć, że za czasów mojej młodości wybory były potwornie nudne, a mierność oferty politycznej mogła wręcz zdumiewać. Najpierw kandydat centrolewicy w zależności od osobistej charyzmy dawał się wybrać na jedną lub dwie kadencje, gdyż jakieś niepojęte względy nie pozwalały mu na startowanie po raz trzeci; następnie naród odczuwał znużenie zarówno tym konkretnym kandydatem, jak i całą centrolewicą i następowało zjawisko demokratycznej wymiany elit: wyborcy przerzucali głosy na kandydata centroprawicy, również na jedną lub dwie kadencje, w zależności od jego osobistych przymiotów. Co ciekawe, państwa zachodnie były nadzwyczaj dumne z tego systemu wyborczego, który przecież nie był niczym innym jak podziałem władzy między dwa rywalizujące gangi.

W dniu premiery Uległości miała miejsce tragiczna koincydencja. W satyrycznym magazynie „Charlie Hebdo” ukazała się karykatura Michela Houellebecqa. Pisarz na ilustracji mówił: W 2015 roku stracę zęby, a w 2022 będę obchodził ramadan. W tym samym dniu dokonano zamachu na redakcję, w wyniku którego zginęło 12 osób, a kolejnych 11 zostało rannych. Za ataki odpowiedzialni byli islamscy ekstremiści. Warto pamiętać o tym wydarzeniu, czytając Uległość. Wizja Houellebecqa bowiem znacznie różni się od katastroficznych prognoz tworzonych przez skrajną prawicę w mediach społecznościowych. U francuskiego pisarza islam nie oznacza wojny i terroru, ale szansę dla Europy.

Owszem, zamieszki i rozróby pojawiają się w Uległości. Są one jednak sporadyczne, nie zamieniają się w wojnę, a odpowiedzialni są za nie zarówno muzułmanie, jak i francuscy nacjonaliści. Poza tym islam nie zwycięża na drodze siły i przemocy, ale w demokratycznych wyborach. Islamska partia polityczna okazuje się na tyle przebiegła, że potrafi wejść w sojusz z liberalną lewicą, by pokonać Front Narodowy. Później zaś, by nie stracić sympatii młodych ludzi, nowy prezydent, Ben Abbes unika wszelkich kontaktów z antykapitalistyczną lewicą, świetnie rozumiejąc, że liberalna prawica wygrała wojnę ideologiczną, młodzi ludzie nabrali ducha przedsiębiorczości, a nieunikniony charakter gospodarki rynkowej został powszechnie uznany. [To irytujące, felietonowe zaznaczanie najważniejszych fraz to pomysł pisarza].

Bractwo Muzułmańskie prowadzi wyrachowaną i rozsądną politykę. Po wygranych wyborach polepsza się sytuacja gospodarcza państwa (główny bohater, wykładowca akademicki, otrzymuje trzy razy wyższą pensję), a także bezpieczeństwo – w dzielnicach arabskich nie dochodzi już do zamieszek. W wizji Houellebecqa rewolucja we Francji, a później w całej Europie, dokonuje się na drodze pokoju i towarzyszy jej dobrobyt, który zapewniają petrodolary od szejków z Bliskiego Wschodu. Zmiana rządzących w systemie pociąga za sobą jednak zmiany samego systemu. Na czym one polegają?

W świecie, w którym zdawało się, że religijność jest już tylko indywidualnym wyborem, laicyzm staje się czymś niepożądanym. Owszem, François dostaje posadę na uniwersytecie i większą pensję, ale pod jednym warunkiem – przyjmie religię Islamu. Politycy godzą się nawet na udogodnienia dla rodzin katolickich, ponieważ są przekonani, że i oni prędzej czy później dokonają konwersji na islam. To kolejny punkt długofalowej strategii Bractwa Muzułmańskiego. Ich chwilowy sojusz z prawicą oraz wyciągnięcie ręki do katolików, a także rozsądna polityka wspierana przez pieniądze z Bliskiego Wschodu to droga do jednego celu – konwersji całej Europy.

Jednak projektowanie przyszłości (akcja powieści dzieje się w 2022 roku) – jak uczyła niejednokrotnie literatura SF czy antyutopie literackie – w dużej mierze jest diagnozą postawioną współczesności. Polityczną powieść Houellebecqa można więc w pierwszym rzędzie uznać za krytykę dzisiejszej Europy, wartości, jakie prezentuje oraz polityki, jaką prowadzi. Według pisarza Unia Europejska jest na skraju przepaści. Nie chodzi jednak o kryzys ekonomiczny, ale o kryzys wartości. Zachodnie państwa są tak słabe, że potrzebują silnej i zinstytucjonalizowanej religii, by przeprowadzić resuscytację całego organizmu polityczno-społecznego.

Kryzys odczuwają nie tylko państwa, ale także jednostki. Główny bohater, literaturoznawca François, specjalizuje się w twórczości Jorisa-Karla Huysmansa – francuskiego dekadenta, który w ostatnich latach życia nawrócił się na katolicyzm. Jako ateista nie potrafi zrozumieć konwersji swojego ulubionego pisarza. Sam przechodzi kryzys tożsamościowy, ale nie potrafi rozwiązać go za pomocą religii. Jego biografia przypomina życie wszystkich poprzednich bohaterów wykreowanych przez Houellebecqa – François miota się od orgiastycznego seksu i pornografii (które nie są w stanie zapewnić mu przyjemności) do wizyt w klasztorze i kontemplacji w ciszy (które zaś nie są w stanie zapewnić mu spokoju). Jednak w tym wszystkim został przedstawiony mniej wyraziście niż postacie z wcześniejszych utworów Francuza, by na końcu, takie odniosłem wrażenie, stać się jedynie modelowym przykładem zachodniego liberała w kryzysie.

Uległość to powieść polityczna. Pociąga to za sobą pewne konsekwencje. Ci, których urzekła Mapa i terytorium, intensywne i pozostające długo w pamięci wizerunki bohaterów znanych z Platformy czy Poszerzenia pola walki, odnajdą w Uległości tylko odpryski tych elementów. Dialogi służą głównie wyłuszczeniu sytuacji politycznej, a fabuła została podporządkowana krytyce współczesnej Europy. Wygląda na to, że Houellebecq tak dał się porwać politycznym dywagacjom, że z pola widzenia znikła mu literatura. Uległość nie wyróżnia się ani warsztatem stylistycznym, ani intrygującą fabułą, ani nawet frapującym konceptem. Nie znaczy to, że nie warto jej przeczytać. Ze względu na aktualne wydarzenia z pewnością tak. W historii literatury nieraz pojawiały się utwory, które komentując to, co doraźne, potrafiły pozostać aktualne przez kolejne dziesięciolecia. Wątpię jednak, by Uległość dołączyła do tego grona.

 

Michel Houellebecq

Uległość

Tłum. Beata Geppert

Wydawnictwo WAB, 2015

Liczba stron: 290

Paweł Micnas

(ur. 1992) zamieszkały w Poznaniu flâneur, cyklista i student filologii polskiej oraz wschodoznawstwa na UAM. W wolnych chwilach czytuje akmeistów, marnotrawi czas na football, a także mierzy się z wszelką prozą, która wpadnie mu w ręce. Najchętniej wszystkie zimy spędzałby w Dubrovniku, a lata w Petersburgu