Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Dziecię komuny i Wschodu (A. Stasiuk „Wschód”)

Recenzje /

Gdzie dokładnie  się znajduje? W Bieszczadach czy na Sachalinie? Trzysta kilometrów od nas? A może dwa tysiące, pięć, osiem, dziewięć tysięcy kilometrów? Gdzie jest ten Wschód? Gdzie się zaczyna, gdzie kończy? Zdaje się, że mało jest w słowniku wyrazów, które byłyby tak mocne, pomimo niedookreślonego i rozmytego znaczenia. W swoich zapiskach z podróży Stasiuk próbuje zbliżyć się do odkrycia kulturowego fenomenu Wschodu, ale także dobitnie pokazuje, że w zglobalizowanym świecie przestrzeń nadal ma zasadnicze znaczenie w kształtowaniu zarówno naszej historii, jak i teraźniejszości.

W wizji Andrzeja Stasiuka Wschód jest najczęściej rozlewającym się po euroazjatyckim kontynencie cielskiem komunizmu. To leninowsko-stalinowska spuścizna okazuje się węzłem spajającym odległe syberyjskie miasta i karpackie wsie. Tak pojmowany Wschód znajdował się przez pół wieku na terenie Polski. Nie tylko przy granicy z Ukrainą i Białorusią, ale wszędzie. To w czasach PRL-u Wschód wyciągnął swoje macki najdalej jak potrafił, zagarniając właściwie całą środkową Europę. Autor, spędziwszy dzieciństwo w cieniu „czerwonego totalitaryzmu”, wyrusza na Wschód, by powrócić w przeszłość. Wędrówka do czasów dzieciństwa łudzi szansą odkrycia ówczesnego szczęścia. Ale nie tylko. Wracając do przeszłości jako ludzie dorośli, możemy nazwać to, co wcześniej wymykało się rozumieniu. Bo przecież dziecko nie zważa na polityczny porządek, nie interesują go gomułkowskie wystąpienia czy plany pięcioletnie. Dlatego wyprawy Stasiuka na wschód są jednocześnie próbą odnalezienia kilku „radzieckich magdalenek” i opowiedzenia swojego dzieciństwa.

Czy rzeczywiście trzeba jechać tak daleko (np. do Czyty), by znaleźć odpowiedzi na pytania dotyczące własnej historii? Cała książka zdaje się rozwiewać podobne wątpliwości. Przestrzeń sama w sobie jest pamięcią, obfituje we wspomnienia i kości przodków. Stasiuk, przemierzając kolejne kilometry, podróżuje w czasie, poznaje przeszłość własną, swojego narodu, ale także przeszłość skażoną komunizmem. Wyjście poza próg domu jest w tym wypadku konieczne. Kolei losu nie zrozumie się bez ruchu. Spacerowy krok, podróż samochodem czy pociągiem są pomocami pamięci. Ruch w przestrzeni inicjuje ruch wspomnieniowych trybików, jest hołdem dla Mnemosyne i prośbą o jak najhojniejsze od niej dary. To melancholijne spojrzenie w przeszłość jest w pewnym sensie gestem nonkonformisty, który nie może pogodzić się z lekceważeniem, z jakim dziś traktuje się minione dni.

Za sto, za dwieście lat. I czy przeszłość będzie wtedy jeszcze w ogóle istniała? Czy ktoś będzie jej potrzebował, by cokolwiek zrozumieć z własnego życia? Bardzo możliwe, że będzie istniała tylko przyszłość. […] Tęsknota za przeszłością zostanie wykorzeniona. Zwyczajnie. Zmienią się mózgi. Będziemy myśleć tylko o tym, co sobie jeszcze kupimy. Jaką sobie jeszcze zrobimy przyjemność. Nie będzie żadnych duchów, wspomnień, pamięci ani historii.

Ta antyutopijna wizja jest następstwem bezrefleksyjnego wyboru zachodnich wartości. Stasiuk całkowite odwrócenie się od Wschodu uznaje za zdradę. I nie chodzi tu o pochwałę komunizmu, ale o pogardę dla nowoczesnego stylu życia i konsumpcjonizmu. Gdy matka proponuje mu podróż na Zachód, nie bierze jej propozycji na poważnie. Ciąży nad nim pewien przestrzenny fatalizm – wychowawszy się na krańcu Polski, nie może odwrócić się od Wschodu. Zbłądziłby, wybierając odmienny kierunek. Podróż na Wschód jest podróżą w głąb własnej historii. Zdaje się, że wizja Europy Środkowej Stasiuka jest rewersem obrazu nakreślonego niegdyś przez Milana Kunderę. Czeski pisarz wskazywał w eseju Zachód porwany albo tragedia Europy środkowej na wartości państw tego rejonu, które wiązać by je miały z Zachodem. Mitteleuropa inaczej wygląda u autora Grochowa, gdzie waga dziedzictwa Wschodu jest nie do przecenienia, a wspólna historia i komunizm to scheda Polaków, Ukraińców i Rosjan, do której można mieć ambiwalentny stosunek, ale której na pewno nie można lekceważyć.

W podróży Stasiuk nie rozstaje się z powieścią Wykop Andrieja Płatonowa. Ten wybór jest zrozumiały. Rosyjski prozaik z Woroneża eksploatował motyw rewolucji, budowania socjalizmu i kolektywizacji na wiele sposobów. Był jednym z prekursorów antyutopii w literaturze. Płatonow staje się źródłem wiedzy o początkach Związku Radzieckiego, podczas gdy wędrówka Stasiuka po zgliszczach ZSRR jest kluczeniem po śladach końca. Ścieżki komunizmu zaprowadzą autora do Chin. Tam, gdzie totalitarny system przystosował się do nowych warunków kapitalistycznej rzeczywistości, znajduje się ciąg dalszy opowieści rozpoczętej w dzieciństwie:

Dlatego musiałem tam [do Chin – P.M.] pojechać, żeby zobaczyć, w co zmienia się komunizm, którego byłem dzieckiem. Po prostu jego koniec w moim kraju wydawał się zbyt błahy i banalny, by mogła z tego powstać jakaś opowieść. Musiałem się przekonać, że moja historia jest fragmentem czegoś większego.

Płatonowowi nieobca była także wrażliwość na ogrom nieprzebytych przestrzeni. Tak jak bohaterowie jego powieści posyłają melancholijne spojrzenia na te ogromne połacie ziemi, stepów i pustyń, tak Stasiuk patrzy na monotonny syberyjski krajobraz, zastanawiając się, co go właściwie przygnało w te strony. Często nie zna powodów. Nie wie. Przecież owo poszukiwanie przeszłości to dość wątpliwa motywacja. Może więc chodzi o brak sensu? O to, by dotrzeć w miejsca, gdzie nie ma żadnego sensu, tylko gołe życie w tym rozrzedzonym powietrzu; o to mi chodziło, o wyrazistość bytu. Podróż nabiera znamion wyprawy metafizycznej. Stasiuka nie ciągnie do Moskwy czy Petersburga. Głubinka, stepy, pustynia – to są miejsca, które mamią niejasną obietnicą doświadczenia świata sprzed nastania nowoczesności. Wędrowca jednak najczęściej spotyka zawód. Postęp i technicyzacja dotykają nawet najodleglejsze i najbardziej opuszczone miejsca. Ludzie, którzy jeszcze przed paroma latami prowadzili żywot prostych pasterzy czy rolników, przemieszczają się do nowo powstających miast.

Step wokół pustoszeje. Już teraz nie mogą żyć bez tych wszystkich sklepów. Przywożą setki pustych flaszek w przyczepach motocyklowych. Porzucą swoje zwierzęta i przyjadą naśladować podróbkę miejskiej cywilizacji. Tak jak my udajemy wymyślonych Europejczyków pozszywanych niczym Frankenstein z jakichś resztek.

Tak jak w powyższym cytacie, tak i w znacznej części książki – autor nawet jadąc bardzo, bardzo daleko, pisze więcej o Polsce i Polakach niż o zwiedzanych krajach. Przy okazji obrywa się polskiemu katolicyzmowi za ksenofobiczne, narodowe podejście do wiary. Są fragmenty, w których ukazuje się nawet postać Stasiuka-bluźniercy, proszącego Boga o prawdziwą próbę dla Polaków-katolików – o próbę, która zweryfikowałaby, czy ich wyznanie to efekt szczerej chęci, czy raczej jakiegoś narodowego interesu. Zaś w obrazoburczej litanii loretańskiej, w której „Maryja” zostaje zastąpiona „Komuną”, autor zdaje się sugerować, że wybór między jedną a drugą ścieżką wcale nie różni się tak bardzo, a jest kwestią poszukiwania bezpieczeństwa, słynnej i chyba już nieco wyświechtanej – „ucieczki od wolności”.

Krytyce łatwej, wspólnotowej religii towarzyszy poszukiwanie Boga na własną rękę, indywidualnie, gdzieś pośród głuszy, niczym dawni eremici.

Dlaczego myśl nie powraca do miejsc obfitości? Do pejzażu nasyconego? Mogę sobie wyobrazić, że dusza potrzebuje ukojenia. Że pustka pustyni jest jak bezmiar wód, z których niegdyś wyszliśmy na brzeg. Bezpowrotnie.

Ładne, prawda?

 

 

Andrzej Stasiuk

Wschód

Wydawnictwo Czarne, 2014

Liczba stron: 304

Paweł Micnas

(ur. 1992) zamieszkały w Poznaniu flâneur, cyklista i student filologii polskiej oraz wschodoznawstwa na UAM. W wolnych chwilach czytuje akmeistów, marnotrawi czas na football, a także mierzy się z wszelką prozą, która wpadnie mu w ręce. Najchętniej wszystkie zimy spędzałby w Dubrovniku, a lata w Petersburgu