Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Dwugłos: pociąg do antybohatera

Dwugłos /

Samuel Nowak: Będziemy rozmawiać o książce Bernadetty Darskiej To nas pociąga! O serialowych antybohaterach, wydanej przez Wydawnictwo Naukowe Katedra. Publikacja niedawno trafiła do księgarń. Autorka nie jest debiutantką, napisała już kilka książek, właściwie ma dosyć bogaty dorobek. Co możesz o nim powiedzieć?

Małgorzata Major: Bernadetta Darska kilka lat wcześniej opublikowała pozycje analizujące polską prasę feministyczną, wydała też dwa tytuły o bohaterkach skandynawskich kryminałów, natomiast swoją pracę magisterską poświęciła twórczości Tamary Bołdak-Janowskiej.

S.N.: Patrząc na listę publikacji – Ucieczki i powroty. Obrazy rzeczywistości w prozie najnowszej, Czas Fem. Przewodnik po prasie feministycznej i tematach kobiecych w czasopismach kulturalnych po 1989 roku, a także dwa tomy Śledztwo i płeć. O bohaterkach powieści kryminalnych – wnioskuję, że nie ma takiego tematu, na który autorka by się chętnie nie wypowiadała. Wygląda na to, że teraz zaznaczyła swój teren jeszcze szerzej, pisząc książkę o serialach, temacie ostatnio bardzo modnym. Dobrze byłoby chyba powiedzieć, dlaczego o tej książce mówimy. Ty jesteś literaturoznawczynią, ja kulturoznawcą, a mamy do czynienia z książką, która jest o… No właśnie, o czym?

M.M.: Z pewnością jest to książka autorstwa literaturoznawczyni, co jest widoczne w sposobie prowadzenia narracji. Zresztą, chcąc nie chcąc, trudno pozbyć się literaturoznawczego backgroundu, nawet gdy pragniemy prowadzić badania i napisać książkę z perspektywy kulturoznawczej. Odnoszę wrażenie, że Darska usilnie próbuje być kulturoznawczynią, co – w przypadku literaturoznawców – zwykle kończy się katastrofą [śmiech].

S.N.: Myślę, że twój czasownik „próbuje” jest tutaj jak najbardziej adekwatny. Zainteresowałem się książką tylko dlatego, że jest ona promowana jako publikacja akademicka. Na okładce znajduje się fragment recenzji prof. Tomasza Mizerkiewicza, pracownika naukowego UAM-u. Darska pisze o sobie jako o doktorze-literaturoznawcy, podkreśla też swoje zaplecze badawcze, w związku z czym teoretycznie mamy do czynienia z książką naukową. I tak będziemy ją traktować, z żelazną konsekwencją. Konsekwencją, której chyba autorce zabrakło, nie sądzisz?

M.M.: Z pewnością. Zawsze jednak staram się wyobrazić sobie okoliczności, w których powstała dana książka, i domyślam się, że w tym przypadku autorka pisała ją pod presją czasu. Widać to choćby po przypisach do publikacji internetowych, w których data dostępu oznaczona jest w większości na 10.06, czyli ta część została uzupełniona jednego dnia. Kolejnym dowodem na pośpiech jest dosyć przypadkowy dobór omawianych tytułów. Wychodzę z założenia, że jednak wskazane jest oddzielne omawianie produkcji europejskich i amerykańskich, zwłaszcza że pojawia się, zupełnie znikąd, tylko jeden serial brytyjski.

S.N.: Może jeszcze doprecyzuję, jak zbudowana jest książka – rozpoczyna się teoretycznym wstępem, a następnie mamy osiem rozdziałów, w których autorka analizuje konkretne seriale: Breaking Bad, Wszystkie wcielenia Tary, Wyposażony, Układy, Być człowiekiem, Dexter, Californication, Trawka. Powiedzmy krótko o samym wprowadzeniu, które wyznacza zaplecze metodologiczne autorki. To, co mnie w nim uderzyło, to totalna niespójność i krańcowa nonszalancja autorki, która zachowuje się jakby przecierała szlaki i opisywała zjawisko nieposiadające żadnej literatury – ani na gruncie zagranicznym, ani też w rodzimych badaniach nad telewizją.

M.M.: Sprawdziłam, że jednak pojawiają się odniesienia i do publikacji Seriale. Przewodnik Krytyki Politycznej, i tomu Post-soap. Nowa generacja seriali telewizyjnych a polska widownia, gdzie ty też opublikowałeś swój tekst.

S.N.: Seriale. Przewodnik Krytyki Politycznej to nie jest książka naukowa.

M.M.: Ale taka, którą się zawsze cytuje.

S.N.: Jeśli chodzi o Post-soap…, jest tylko jedno odwołanie – do tekstu Michała Wróblewskiego.

M.M.: Tak, tego o Dexterze, no ale jest. Przy okazji doboru bibliografii, warto też powiedzieć coś o serialografii – nie lubię selekcji, która wygląda na listę tytułów, które po prostu autorka ogląda. Wszystkie seriale pochodzą z amerykańskich stacji kablowych, tylko Układy są od FX (ostatnie sezony wyprodukowała DirecTV), a serial brytyjski wyprodukowała BBC3. Uważam za bezcelowe przygotowywanie analizy, nawet na użytek publicystyki internetowej, zestawiającej seriale stacji ogólnodostępnych, które w sezonie mają dwadzieścia dwa, dwadzieścia cztery odcinki, z dwunastoodcinkowymi produkcjami kablówek, realizowanymi z innym budżetem, dla innej publiczności. Myślę, że klucz gatunkowy też jest ważny.

S.N.: Wygląda na to, że mamy książkę, w której autorka opisała to, co sama ogląda i co się jej podobało – i tymi wrażeniami postanowiła podzielić się z całym światem.

M.M.: Sama też tak kiedyś robiłam i uważam to za wielki błąd.

S.N.: No właśnie, ale takich błędów jest tutaj więcej. Zatrzymajmy się na chwilę przy wspomnianym już wstępie. Przede wszystkim uderzyło mnie arbitralne zestawienie publicystyki dostępnej w internecie z pojedynczymi publikacjami akademickimi. Gdyby spojrzeć na przypisy, to okaże się, że najważniejszymi autorami dla Darskiej są publicyści magazynu „Film”, telewizyjnego dodatku „Gazety Wyborczej”, „Dwutygodnika.com” i Wirtualnej Polski.

M.M.: Wydaje mi się, że to miało pokazać aktualną sytuację tego, co o serialach mówi się w polskim internecie, chociaż nie to powinno być celem.

S.N.: No właśnie, a co było, albo co powinno być celem autorki? Celem powinno być stworzenie perspektywy badawczej, która naświetli nam dyskusję o serialach w nowy sposób. Pamiętajmy o tym, że seriale mają swoją mocną pozycję w badaniach kulturowych już od końca lat 70. O tym autorka zdaje się zupełnie nie pamiętać, myślę wręcz, że ona po prostu o tym nie wie. Co jednak rozbawiło mnie szczególnie, to fakt, że Darska próbuje pisać w perspektywie studiów kulturowych, co zakrawa na dowcip. Zresztą na kolejny dowcip zakrawa to, że książka ukazała się właśnie w serii „Studia Kulturowe”. Darska zderza ze sobą także dwóch wykluczających się wzajemnie autorów. Z jednej strony powołuje się na Johna Fiske’a, nie wyciągając z tego żadnych wniosków – cały czas traktuje seriale jako zamknięte formy, a nie jako teksty. Z drugiej strony przywołuje Nöella Carrolla, przedstawiciela tradycji analitycznej, który zdyskredytował badania Fiske’a, uznając je za populistyczne. Wygląda na to, że dwaj przywoływani badacze pojawiają się we wstępie jedynie po to, aby nikt Darskiej nie oskarżył o brak teoretycznych odniesień.

M.M.: Zwłaszcza że cytat z Carrolla odnosi się do tego, co w zasadzie Darska sama mogłaby powiedzieć, czyli że sztuka masowa przetrwa i będzie miała się dobrze.

S.N.: Jest to tym bardziej zabawne, że Darska mówi o kulturze popularnej, którą jako pojęcie Carroll odrzucał, polemizując w ten sposób z tradycją brytyjskich studiów kulturowych.

M.M.: Zwróć uwagę, że tam jest mnogość takich cytatów – mniej lub bardziej adekwatnych – związanych z literaturą faktu (jak sytuacja meksykańskich karteli narkotykowych), które często pojawiają się chyba tylko po to, aby mnożyć pozycje bibliograficzne w spisie końcowym. Na przykład, czy stwierdzenie, że najpopularniejsze seriale przypominają wydarzenia medialne koniecznie należy cytować za Dayanem i Katzem? Sądzę, że wielu widzów samodzielnie wysnuwa takie wnioski, bez podpierania się „stosowną” literaturą. Albo przytaczanie całostronicowych cytatów i komentowanie ich jednym zdaniem, choćby takim jak: nie o sympatię toczy się tutaj gra (s. 16).

S.N.: Cytaty są rzeczywiście nieproporcjonalnie długie w stosunku do treści, którą wnoszą. Dla przykładu cytat z Nöella Carrolla zajmuje blisko stronę, wprowadza jakiś banał i nie jest w ogóle skomentowany. Poza tym, skoro książka ma przedstawiać perspektywę kulturoznawczą, to powinna wychodzić poza opozycję nadawca – odbiorca. Tymczasem Darska idzie licealną drogą i proponuje nam słabe interpretacje.

M.M.: To, co jest dla mnie najbardziej irytujące i bolesne równocześnie, to fakt, że ta książka funkcjonuje w próżni, bez odniesienia do jakiegokolwiek odbiorcy. Są to wypracowania wzorowej uczennicy. Sama napisałam dwa takie teksty i wiem, że były to pomysły chybione, bo jest to po prostu dobra publicystyka, która mogłaby się ukazać w dodatku „Gazety Wyborczej”. Mam poczucie, że autorka nie ma pojęcia o odbiorcach, mających określone zwyczaje, pewne systemy funkcjonowania w codzienności internetowej. Darska chyba nie miała do czynienia z grupowym odbiorcą współczesnych amerykańskich seriali. Nie sądzę, żeby dobrze znała internetowe praktyki partycypacyjne polskich widzów (z moim ulubionym angażującym modelem telewizji na czele). Internauci dużo o tym mówią, ale trzeba by tego poszukać i to zbadać. Widzowie sieciowi w przedziale wiekowym 16–35 są najbardziej aktywną grupą widzów serialowych, nie funkcjonują w próżni, są skonsolidowani i dlatego warto ich perspektywę poznać i uwzględnić.

S.N.: Absolutnie się z tobą zgadzam, ale to pominięcie wynika z faktu, że propozycje teoretyczne, do których autorka odwołuje się na początku, traktują proces produkcji, dystrybucji i odbioru łącznie, a ona je rozdziela. Teorie próbują ujmować seriale w całym ich kulturowym obiegu, natomiast autorka po ich przywołaniu i tak na koniec nie przedstawia własnego punktu widzenia, tylko robi coś zupełnie innego, czyli proponuje streszczenia graniczące z interpretacją. Jej wstęp, który powinien być zapleczem teoretycznym, jest tak naprawdę kiepskim pretekstem, żeby w kolejnych ośmiu rozdziałach mówić o serialach, które obejrzała, i pisać o tym, co się jej w nich spodobało. Nie masz takiego wrażenia?

M.M.: Mam wrażenie, że ten wstęp nie pasuje do całej książki. Ma charakter odrębnego tekstu, który powstał na inną okazję, co jest wysoce prawdopodobne – w końcu często składa się książki, gdzie umieszcza się – mniej lub bardziej przypadkowy – tekst „zamiast wstępu”.

S.N.: Zostawmy to.

M.M.: Właśnie nie chcę tego zostawić, ponieważ sądzę, że takie wstępy są później zupełnie niefunkcjonalne. Co ty z niego rozumiesz? Abstrahując już od kwestii, jak powstał „zamiast wstępu”, uważam, że mimo wszystko to jest najlepsza część całej książki. W stosunku do pozostałej, streszczeniowo-interpretacyjnej treści ten rozdział ma najgęstszą siatkę informacji od autorki, przedstawia jej perspektywę. Później jest już tylko o tym, co robi Dexter, albo co nam się wydaje, że robi. Co potwierdza moje założenie, że pierwszy rozdział powstał na zupełnie inną okazję, a to jest już dla mnie niepokojące.

S.N.: Ja bym się tym nie przejmował, ten wstęp jest po prostu fatalny i niekonsekwentny – zestawia autorów zupełnie się wykluczających, powołuje się na teorie, a z drugiej strony na internetową publicystykę. Tekst cały czas mówi nam o osobistym stosunku autorki do pojęcia serialu. Zauważ też, że w dalszej części natomiast autorka pisze w liczbie mnogiej – pokażemy, uważamy, więc tak naprawdę ukrywa swoją pozycję, wciela się w rolę pseudowidza.

M.M.: Gdzieś pada takie stwierdzenie autorki, że pisze z perspektywy widza i jako osoba uwikłana w seriale, wobec tego niezdystansowana.

S.N.: Zresztą cytuje nawet Wiesława Godzica, jest to jedno z sensowniejszych odwołań. Omówiliśmy wstęp, więc zobaczmy, co dzieje się dalej – otóż Darska proponuje nam osiem analiz. Chociaż mam duże wątpliwości, czy można nazwać je analizami. Jakie były twoje wrażenia?

M.M.: Moje wrażenie jest takie, że mamy do czynienia ze sprawnym zreferowaniem stanu światów przedstawionych konkretnych seriali. Myślę, że dla autorki priorytetem było ukazanie sytuacji postaci w aktualnej odsłonie, w końcu pisze o serialach ciągle emitowanych. I pewnie książka trafiła do redakcji między czerwcem a lipcem, inaczej Darska z pewnością wspomniałaby o nowej sytuacji bohaterów Breaking Bad, która zmieniła się mocno w piątym sezonie, emitowanym właśnie w lipcu.

S.N.: Bardzo szybko wyszła ta książka.

M.M.: Wydaje mi się, że trudnością może być to, że część seriali już się zakończyła, a część ciągle jest emitowana – to też wprowadza problem z pisaniem o tych ciągle emitowanych.

S.N.: Nie zgodzę się z tobą, myślę, że to nie ma znaczenia, czy serial wciąż jest emitowany. Problemem jest to, że Darska umieszcza je w narracyjnym i reprezentacjonistycznym kluczu. Gdyby pisała o czymś więcej niż narracja, to nie byłoby problemu, ale ona nie jest w stanie wyjść poza ten kontekst. Gdyby traktowała seriale jako teksty kultury, wyszła poza analizę reprezentacji, ten problem nie miałby znaczenia. Chciałbym krótko nawiązać do części poświęconej serialowi Układy, który bardzo lubię. Po doświadczeniach z wcześniejszymi rozdziałami postanowiłem, że w tej części książki będę podkreślał wszystkie zdania analityczne. Podkreśliłem 5–6 zdań i zauważyłem, że mam do czynienia ze starannym streszczeniem, a najważniejszą autorką dla Darskiej jest Anna Hebda. Poza tym Darska w swojej interpretacji wskazuje czytelnikom, co według niej powinni odczuwać. Pisze na stronie 98: Choć nie popieramy metod prawniczki i współczujemy tym, którzy po drodze stali się jej, czasami śmiertelnymi, ofiarami, to jednak chcemy widzieć Hewes perfekcyjną, niezniszczalną, brutalną i pozbawioną emocji. Dlaczego zabraniamy widzom utożsamiania się z Patty Hewes? Ja dużo bardziej utożsamiam się z Patty Hewes niż z tą okropną i nijaką Ellen Parsons. Nie wiem jak ty?

M.M.: Niestety, „nie mam zdania”, bo znam serial tylko z kilku odcinków. Ale podobna sytuacja ma miejsce w przypadku analizy Trawki, gdzie Darska, zestawiając Nancy Botwin z Walterem White’em, bohaterem Breaking Bad, wyraźnie stwierdza, że to ten drugi jest bardziej inteligentną postacią i na 184 stronie arbitralnie podkreśla, że Jeśli jednak przyjrzymy się uważnie temu, co dzieje się z rodziną i otoczeniem obojga bohaterów, jasne stanie się, że to Walter White jest rozsądniejszy, bardziej dba o rodzinę i w sytuacji krytycznej podejmuje lepsze decyzje. Zaskoczyło mnie także, że Darska jako feministka potępia wyzwoloną seksualnie Nancy, na stronie 185 stwierdzając, że Botwin natomiast nie jest ani tak dobra [jak Walter White – przyp. MM] w swoim fachu, ani tak inteligentna w przewidywaniu konsekwencji i planowaniu ucieczki. Jest za to atrakcyjna, seksowna, pięknie się uśmiecha i ładnie się ubiera. W przeciwieństwie do White’a nie może poszczycić się wybitną inteligencją, a tylko sprytem i urodą. Dosyć brutalna konstatacja, i trochę na wyrost.

S.N.: Mam także mieszane uczucia odnośnie jej „analizy” serialu Californication. Autorka zaczyna od zdania, które nadawałoby się do szkolnej rozprawki (s. 153) – Skandal, seks, łamanie kulturowych tabu i wulgarne słownictwo – „Californication” krytykowano na różne sposoby, a potem jest ich więcej, np. w przypadku „Californication” mamy do czynienia z opowieścią o cywilizacji braku i niespełnienia (s. 153). To stanowi punkt wyjścia, a punkt dojścia to stwierdzenie, że z bohaterem „Californication” kojarzą się takie słowa, jak zmęczenie, wypalenie, niemoc, nuda, bezradność (s. 166). Mój dobry znajomy kulturoznawca, słysząc te cytaty, stwierdził, że Bernadetta Darska jest lepsza niż Tezaurus. Nie wydaje ci się?

M.M.: Z pewnością; ja też myślę o tym, że problemem są zestawienia innego rodzaju, jak np. uparte konfrontowanie Trawki i Breaking Bad, mimo że to seriale innego gatunku. I nie wiem, po co je zestawiać.

S.N.: A ja wiem – i to jest główny problem tej książki. Darska wychodzi z założenia, że seriale w jakiś sposób odbijają życie i odzwierciedlają relacje społeczne – i w związku z tym można „przepisać” życie na serial, a potem z tej rzeczywistości serialowej można wypreparować jakiś wniosek o rzeczywistości jako takiej.

M.M.: Zgadzam się z tobą, rzeczywiście tak jest. Wszyscy to robią, sama to robiłam i jest to pójście na łatwiznę, ale takie samo jak przypominanie w większości tekstów z zakresu polskiej publicystyki, że wszystko zaczęło się od Twin Peaks albo w 1999 roku, kiedy HBO rozpoczęło emisję Rodziny Soprano. Zapominamy o tym, że kompetencje widzów oglądających seriale wykraczają znacząco poza te podstawowe informacje i nie ma potrzeby przy każdej okazji mówienia o serialach w kontekście powstania ich świata, czyli ciągle z tym samym przydługim wstępem.

S.N.: No tak, przypomnę ci, że perspektywa kulturoznawcza zawsze zakładała, że publiczność tworzy znaczenia i nie chodzi o to, że dzisiaj widzowie są mądrzejsi, a seriale lepsze. To jest perspektywa, którą reprezentuje Darska, mimo że nie wyraża jej eksplicytnie: dzisiaj mamy tak interesującą telewizję, iż może być warta uwagi nawet dla literaturoznawczyni. Prawda jest taka: widzowie zawsze byli skomplikowani, a telewizja nigdy nie była łatwa. Teoria mówiąca o tym, że telewizja dzisiaj jest jakimś nowym fenomenem, wydaje się mocno naciągana, a autorka traktuje telewizję jako odbicie pewnych zjawisk społecznych.

M.M.: Jasne, ale upieram się przy mówieniu o kompetencjach widza, ponieważ dzisiaj zwiększają one swój zakres dzięki technologiom. Jako widzowie nie musimy czekać do następnego numeru pisma, które wyjaśni nam zachodzące w telewizji zmiany, gdyż sami możemy o tym poczytać w internecie, nie tylko polskim. Odnoszę wrażenie, że autorka nie badała kompetencji widzów, a to dla mnie kwestia kluczowa.

S.N.: Warto jeszcze dodać, że autorka zdaje nam relacje ze swoich wrażeń, nie interesuje jej kulturowy obieg seriali, nie jest też świadoma stanu polskich badań w tym zakresie. Zignorowanie – albo niewiedza o istnieniu – dwóch wspomnianych antologii, Post-soap… i Zmierzchu telewizji, świadczy mocno na niekorzyść autorki. Spróbujmy podsumować nasze wrażenia.

M.M.: Sądzę, że Bernadetta Darska chciała podzielić się swoją wiedzą i kompetencjami z widzem, chciała go poprowadzić przez te seriale i zasmuca mnie fakt, że autorka nie zdaje sobie sprawy, kto te seriale właściwie ogląda. Ta książka nie jest potrzebna widzom internetowym, którzy swobodnie poruszają się w świecie nowych mediów. Brakuje mi czytelnika docelowego dla tej publikacji o fatalnym, nic niemówiącym tytule. Gdyby nie podtytuł, nie mielibyśmy pojęcia, jakiego rodzaju „pokusy” chce opisywać autorka. Z drugiej strony Bernadetta Darska pisze dobrze, z narracyjnym rozmachem, i nieźle się to czyta, ale może lepiej byłoby, gdyby rzecz ta ukazała się np. jako publikacja wydawnictwa Agory i mogła być hitem komercyjnym.

S.N.: Też tak myślę. Sądzę, że dobrym miejscem dla tej książki jest Deser.pl – mogłaby się ukazywać tam w odcinkach.

M.M.: No nie, to jest wyższy poziom. To jest dobrze zredagowane. Dar polonistów jest niezaprzeczalny, a ona jest erudytką.

S.N.: No ok, ale to nie jest jakiś nawet średni akademicki poziom. Mnie bardziej martwi, że książka określana mianem naukowej jest sprawnym streszczeniem seriali z doklejonym na siłę wstępem, z którego wiemy, że autorka nie ma absolutnie żadnego pojęcia, na czym polegają badania kulturowe, miesza publicystkę z odrobiną teorii i zestawia wykluczających się autorów. Nie świadczy to o niej najlepiej, ale Bernadetta Darska nie jest jedyna, takich autorów jest więcej i będziemy mogli o nich jeszcze kiedyś porozmawiać.

 

___

Bernadetta Darska

To nas pociąga! O serialowych antybohaterach

Wydawnictwo Naukowe Katedra, 2012

Liczba stron: 200

Małgorzata Major

(ur. 1984) – kulturoznawczyni, autorka tekstów poświęconych kulturze popularnej („EKRANy”, „Bliza”, „Fabularie”, „Tygodnik Przegląd”, „Kultura Popularna”), współredaktorka tomów „Władcy torrentów. Wokół angażującego modelu telewizji”, „Pomiędzy retro a retromanią”, „Wydzieliny”.