Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Dwugłos: 10 najbardziej labadziarskich programów z udziałem gwiazd – cz. 1

Dwugłos /

Katarzyna Pawlicka: Jestem pod wielkim wrażeniem finałowego występu Katarzyny Skrzyneckiej w polsatowskim (a jakże!) programie Twoja twarz brzmi znajomo, w którym wokalistka (aktorka?) wcieliła się jednocześnie w Sarę Brightman i Andreę Bocelliego. Postanowiliśmy urządzić sobie sentymentalną wycieczkę po wstydliwych meandrach publicznej i niepublicznej telewizji w poszukiwaniu najbardziej labadziarskich programów z udziałem gwiazd. Ku naszej uciesze (sic!) nazbierało się tego całkiem sporo. Dlatego starą metodą, polegającą na przyznawaniu punktów w skali od 1 do 10, wyłoniliśmy te, które pretendują do miana największego telewizyjnego koszmaru. W poniższym zestawieniu kolejność jest kluczowa. Zaczynamy od tytułu, który, choć oczywiście nadal żenujący, nie zapisał się w naszej pamięci złotymi zgłoskami totalnego upadku, kończąc na tym, który zebrał od nas najwyższe noty (będąc jednocześnie największym „upsem” kilku ostatnich lat). Żeby dodać zestawieniu trochę pikanterii i zastosować popularny zabieg suspensu, podzieliliśmy tekst na dwie części. Dlatego na największe porażki przyjdzie jeszcze pora, tymczasem zapraszamy do lektury wypowiedzi dotyczących ostatniej piątki, czyli programów nieco mniejszego kalibru. Chciałbyś coś dodać, Tomku?

Tomasz Szypułka: Dodajmy na wstępie, że nie była to prosta decyzja (to trochę jak wybierać między dżumą a gorączką krwotoczną), a o ostatecznym miejscu w klasyfikacji zadecydowały niuanse takie jak siła oddziaływania czy długość trwania. Tak więc w oczekiwaniu na to, aż społeczna amnezja zacznie postępować, Katarzyna Skrzynecka zostanie w końcu drag queen samej siebie, a ludzie w tym czasie zapomną o tym, że reklamowała pasztet i nagrała hit typu Opluj.pl, przejdźmy do naszego zestawienia.

 

Miejsce 10 – Jak Oni śpiewają?

TSz: Dziesiąte miejsce oznaczać powinno, że mamy tutaj do czynienia z najlepszym dziełem telewizyjnym z naszego zestawienia. Gdy jednak przypomniałem sobie śpiewającą Bożenę Dykiel oraz fakt, że program ten prowadziła Kasia Cichopek, mam wrażenie, że coś jednak nam umknęło, nie uważasz?

KP: Pamięć płata figle i to jest tego klasyczny przykład. Albo zadziałał (też klasyczny) mechanizm wyparcia i zapomnieliśmy o tym, o czym po prostu nie chcieliśmy pamiętać. Bo skoro Wikipedia przypomina mi, że Natasza Urbańska zaśpiewała (i, co więcej, pewnie zatańczyła) Bamboleo w duecie z Robertem Moskwą, to musiało być grubo, przaśnie i jak należy. Zresztą – polecam „najlepsze” wykonania ze wszystkich sześciu edycji na YouTube – Sing Sing Agnieszki Włodarczyk dobija do dwudziestu tysięcy wyświetleń, a jak wiadomo: vox populi, vox Dei.

TSz: Agnieszka Włodarczyk – jedna z weteranek wszystkich programów o których dziś rozmawiamy. A Sing Sing w duecie z Joanną Jabłczyńską… no cóż… Na mój widok SOS…

 

Miejsce 9. – Taniec z gwiazdami/Dancing with the Stars

TSz: Taniec z Gwiazdami to show, które na początku swojej „działalności” był absolutnym hitem. Być może dlatego, że zapoczątkował trend angażowania znanych z innych formatów telewizyjnych twarzy i zachęcania ich do rywalizacji. Miało być na bogato, miało być glamour, w aksamicie i pod żyrandolami – wyszło jak zwykle: w cekinach i z cellulitem na wierzchu. A jak przyszło co do czego, to okazało się, że podatku za Porsche nie ma z czego zapłacić. Niestety, im dalej w las, tym mniej tańca, mniej gwiazd, a więcej romansów i tabloidowych pojedynków na to, kogo taniec najlepiej odchudza. No i w pewnym momencie skończyły nam się gwiazdy, choć wydawało się to niewyobrażalne. W programie zaczęły się pojawiać siostry, żony, matki, córki i bracia znanych osób. Szybko okazało się, że zostać gwiazdą w Polsce jest naprawdę bardzo łatwo.

KP: Tutaj muszę zaprotestować – ostatnia edycja obfituje nie tylko w wydatny biust Karoliny Szostak, ale też w takie gwiazdy jak Dawid Kwiatkowski, Joanna Moro i Aneta Zając. Mamy więc materiał, na którym można udowadniać widzowi, że taniec otwiera, pomaga uwolnić kobiecość (swoją drogą, zawsze bawiło mnie to, że aby to zrobić, wystarczy założyć cekinowy stanik lub seksowne pończochy) i rozgrzać zarówno gospodynie domowe, jak i nastolatki. Poza tym, i o tym wspomnieć trzeba, wciąż nie brakuje materiału dla brukowców, które w każdy poniedziałek, po kolejnych odcinkach, chętnie publikują zbliżenia na fałdki, zmarszczki i niezadbane pięty. A że w tym wszystkim gdzieś zgubił się taniec? Czy tak nie było zawsze? Nie wiem jak Ty, ale ja jednak bardziej od imponującego walca pamiętam cielesne uniesienia Małgorzaty Foremniak i Rafała Maseraka (który zresztą od tego czasu stał się obiektem kuluarowych bitch fightów uczestniczek show, przekonanych, że jego kocie ruchy i latynoska uroda są gwarantem zwycięstwa).

TSz: No tak, ale weź pod uwagę to, że między ostatnią „tefałenowską” a pierwszą „polsatowską” edycją show minęło trochę czasu i polski szołbiznes zdążył wyprodukować kilka gwiazd, dla których taniec wciąż pozostaje dziewiczą puszczą. A teraz mogą polatać sobie po kolorowych gazetkach i pogadać o tym, jak bardzo taniec zbliża, podsycając plotki o potencjalnych romansach z parkietu, czego królową jest tym razem Karolina Szostak – nasza śmieszka-cycatka ostatniej edycji. Cała Polska czeka bowiem na to, żeby powtórzyło się wielkie love story Kasi Cichopek i Marcina Hakiela.

 

Miejsce 8. – Twoja twarz brzmi znajomo

KP: I tutaj sytuację mamy komfortową, bo wielki finał pierwszej edycji show odbył się zaledwie tydzień temu. Program uplasował się na miejscu ósmym, więc teoretycznie bliżej mu do Czasu honoru niż do Plebanii, gdyby w podobnym rankingu przyszło nam oceniać seriale. Długo zastanawiałam się nad fenomenem tej produkcji, która oglądalnością bije na głowę propozycje konkurencyjnych stacji. I chyba wymyśliłam – otóż sekret tkwi w podwójnym guilty pleasure. Bo przecież tylko tutaj w przeciągu niespełna trzech minut (tyle przeciętnie trwa jeden występ) mamy okazję ocenić warunki wokalne i umiejętności taneczne ulubieńca (wspomnianej Kasi Skrzyneckiej, Agnieszki Włodarczyk czy Mariusza Totoszko), który jednocześnie udaje, że jest zupełnie kimś innym, śpiewając w adekwatnym przebranku przebój Michaela Jacksona czy Violetty Villas. Do tego dochodzi jeszcze wykonana w pocie czoła praca charakteryzatorów, którzy z niegasnącym zapałem doklejali sztuczne podbródki, dopasowywali peruki, a nawet zmieniali kolor skóry. Od tych atrakcji może zakręcić się w głowie.

TSz: Radość widowni bierze się zapewne również z faktu, że widz mógł przez te wszystkie odcinki utwierdzić się w przekonaniu, że te nasze gwiazdy to jednak coś tam potrafią. Równie istotny jest tutaj efekt zaskoczenia, porównywalny do przyjęcia-niespodzianki. Nigdy nie wiemy bowiem, za kogo przebierze się nasz ulubieniec. No i w ten sposób na forach internetowych przeczytać możemy, że Kasia Skrzynecka to jednak jest taka super, ma do siebie dystans i w ogóle tyle potrafi. A reklamy pasztetu, czerstwych żartów z Piotrem Gąsowskim w Tańcu z gwiazdami i piosenki z raperem Mezo nigdy nie było. Udawanie, że to się nigdy nie zdarzyło jest w sumie dość słuszną strategią odbioru rzeczywistości.

 

Miejsce 7. – Domy gwiazd

KP: Wobec tego programu jestem trochę bezradna, bo pogubiłam się w jego odsłonach, formatach i stacjach odpowiedzialnych za produkcję. Jedno jest pewne – to show, które nigdy nie weszło do telewizyjnego mainstreamu, jednocześnie będąc adresowanym do widza poszukującego, wytrwałego i otwartego na potencjalną porażkę. Inna sprawa, że pomysł faktycznie jest całkiem trafiony, bo kto z nas wyzbył się instynktu zaglądania tam, gdzie potencjalnie zaglądać się nie powinno, niech pierwszy rzuci kamieniem.

TSz: Jestem z natury ciekawski, dlatego podpatrywanie, jak mieszkają moi ulubieńcy, sprawia mi jakąś perwersyjną przyjemność. Tu zawsze trafią się jakieś smaczki. Edycja Bitwy o dom z gwiazdami w rolach rywali z pewnością stałaby się hitem. Szczególnie zapadł mi w pamięć dom sióstr Radwańskich – sterylne wnętrza, baseny, mnóstwo lakierów do paznokci, wyznania typu: Bez tej prostownicy nie ruszam się z domu i kasetony! Uważam, że kasetony, tapety i meblościanki to najpiękniejsze wytwory rąk ludzkich.

 

Miejsce 6 – Ananasy z mojej klasy

KP: W tej produkcji właściwie wszystko zasadza się na koncepcie, jakoby nawet największe gwiazdy (a wśród nich chociażby Edyta Górniak, Ewa Kasprzyk, Katarzyna Figura, Paweł Deląg czy Olaf Lubaszenko) były kiedyś ludźmi takimi jak przeciętny Kowalski sprzed telewizora. A żeby to udowodnić, najlepiej sięgnąć pamięcią do lat nieskażonej recitalem w Opolu młodości, czyli do szkoły średniej. I tak ­– wielkie nazwiska polskiej estrady na powrót zamieniają się w uczniaków, wraz z kolegami z ławki opowiadają o pierwszej dwói, pocałunku i występie na szkolnej akademii. Do granic możliwości słodko, poczciwie i oczywiście zabawnie. A o luźną atmosferę (zmieniając pierwszą prowadzącą – Sandrę Nowak) zadbał Zygmunt Chajzer, zaprawiony w bojach dzięki owocnemu stażowi w pamiętnym Idź na całość.

TSz: Masz rację – nikt nie jest w stanie wyciągnąć z ludzi pikantnych szczegółów dotyczących szalonej młodości tak, jak Zygmunt Chajzer. Jeśli komuś opowiedzieć swoje życie, to tylko jemu. Myślę, że ten program miał potencjał i wiele osób wspomina go z radością. No ale dziś mamy już inne czasy i inne gwiazdy. Nie sądzę, żeby teraz ludziom chciało się jechać do warszawskiego studia tylko po to, żeby przyznać się do tego, że chodzili do klasy z którąś z naszych gwiazdeczek, a na dodatek chwilę później podczas tego samego odcinka tak straszliwie pajacować. Dziś telewizja już tak nie wabi, już tak nie pociąga, a udział w takim programie w roli kolegi z klasy sławnej osoby pewnie okazałby się koszmarnie obciachowy. Wydaje mi się też, że pokolenie gwiazd, które chodziły do szkoły w czasach, kiedy ciągnięcie za warkocze oraz wycinanie serca na ławce były aktami romantycznej miłości, powoli wymiera. Zastępowane jest przez pokolenie gwiazd dissujących się na fejsie i rysujących na ławkach kutasy. Ale wiemy już, kto pilnie się uczył, a kto zbijał bąki – co widzieliśmy to nasze.

Ciąg dalszy nastąpi!