Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Czytając „Więcej niż możesz zjeść” Masłowskiej

Recenzje /

Masłowskiej udało się przyrządzić sycące, a przy tym lekkostrawne opowieści o jedzeniu. Bez zadęcia, ale z uroczym sentymentem opisuje ona sytuacje, które wielu może określić jako własne pokoleniowe doświadczenia kulinarne. Bo wiadomo, że najlepiej trawimy te potrawy, które już skądś znamy. Zdecydowanie – wszyscy ci, którzy z przeszłości potrafią wyłowić wspomnienie przeleżałych bułek ze szkolnego sklepiku i plastikowego sznytu pierwszych McDonaldów, na pewno nie wstaną od tego zbioru felietonów marudni. Co najwyżej będą mieć ochotę samemu dopisać do nich jakąś dokładkę.

Jedzenie i picie nie jest dla słabych. Zwłaszcza w literaturze. Kiedy spożywka staje się tematem literackim, to powinna być podana w apetycznej dla wszystkich formie. Wtedy ma szansę naprawdę smakować i naprawdę krzepić.

Aby docenić formę podania potrawy zatytułowanej „Więcej niż możesz zjeść”, trzeba na początku uzmysłowić sobie, jak źle podobne dania bywają serwowane i jak przykre konsekwencje może to mieć. Pamiętamy okropną zgagę, którą zakończyła się relacja Poli Dwurnik z hucznych berlińskich śniadań. Dorota Masłowska wystrzega się takich błędów i żaden z jej felietonów nie jest naiwną pochwałą przeżuwania pokarmów w prestiżowych sceneriach. Jednocześnie nie ucieka od opisywania sytuacji o podobnej skali literackiego ryzyka jak przygody Dwurnik, wręcz przeciwnie. Wystarczy przywołać wspomnienie zagranicznych wakacji w trybie all inclusive.

Masłowska, zanim skonsumuje, najpierw uważnie przygląda się wszystkiemu, co ma na widelcu. Jej felietony to udana zabawa tematami kulinarnymi, które można dowolnie kawałkować, uważnie rozgniatać, wreszcie przewracać na zupełnie na drugą stronę, tak, by dotrzeć do społecznych i kulturowych obserwacji związanych z jedzeniem.

Lubię barwność i wielowymiarowość świata, przejawiającą się w posiłku, mnogość wątków, które spotykają się podczas krojenia melona z Ekwadoru na desce z Chin i gryzieniu go polskimi ustami w Niemczech.

Kolejne niebezpieczeństwo, które wiąże się z pisaniem o jedzeniu, polega na łatwości stworzenia obrazka bliskiego statusom na Facebooku, gdzie zapach piekącego się ciasta i kubek gorącej herbaty, i jeszcze deszcz za oknem, łączą się w całość zupełnie nie do lajkowania. Szczęśliwie te momenty autorka potrafi zrównoważyć solidnym mlaśnięciem, tłustym śladem po kebabie, papierkiem po roztopionej czekoladce, które strategicznie wtyka w miejsca, gdzie czai się takie zagrożenie. Jednocześnie nie wstydzi się mówić o tym, że owszem, bywają momenty, kiedy zjeść coś w różnych okolicznościach jest po prostu przyjemnie i takie momenty w życiu zwyczajnie są i są one dobre.

POTRZEBNE SĄ NAM:

1 WIECZÓR

1 KRAKÓW, PEŁEN PRZEPYCHU, STIUKÓW, GZYMSÓW, ZDOBIEŃ I OMSZAŁYCH KOLUMN, PIWNICZNYCH OPARÓW, STUDENTÓW I ICH WYMIOCIN, ROZMAITYCH NAGANIACZY I PROMOCJI, PERLISTEGO ŚMIECHU KOBIET, RYKU ZARZYNANYCH PROSIĄT, KTÓRY EMITUJĄ AŻ DO RANA PIJANI, ZATACZAJĄCY SIĘ PO RYNKU HISZPANIE

JEŚLI NIE DYSPONUJEMY AKURAT KRAKOWEM, MOŻE BYĆ TO JAKIEŚ INNE ATRAKCYJNE TURYSTYCZNIE MIASTO, BUZUJĄCE OD OGNI I TAM-TAMÓW, SMRODU Z KEBABÓW, GARKUCHNI I FESTIWALI PIEROGÓW

1 APARTAMENT (MOŻE BYĆ TEŻ ZWYKŁY POKÓJ)

1 BEZPAŃSKA BIBLIOTECZKA PEŁNA KSIĄŻEK WĄTPLIWEJ NIEZBĘDNOŚCI

(OSTATECZNIE WYSTARCZY 1 NIEWAŻNA KSIĄŻKA)

Wszystko należy wymieszać.

Ja swój wieczór, jak już wspominałam, przybrałam po wierzchu hotelowymi landrynkami, ale ozdobą Waszego wieczoru z nieważną książką mogą być też: czy to lekko przeterminowana niemiecka czekolada z szybką, pokruszony wafel Grzesiek, czy wyciągnięty z zagłębienia fotela, oblepiony psią sierścią cukierek; sprawdzi się tu każdy przejaw słodyczy lekko już przebrzmiałej i nie najświeższej, ale ciągle w jakiś sposób słodkiej.

Smacznego!

Zamknięcie różnego typu doświadczeń w formie przepisów porządkuje chaotyczną rzeczywistość. Powtarzające się wyliczenia „składników” obserwowanego świata tworzą katalog wrażeń i sprowadzają te wrażenia do namacalnego konkretu, który może mieć swoją fakturę, kształt, aromat lub właśnie smak. W ten sposób w danie zamienić może się wszystko – na przykład dzień spędzony nad jeziorem.

ZRÓB „JEZIORO W SŁONECZNĄ NIEDZIELĘ”

No dobrze. W płaskim naczyniu, może być podłoga, mieszamy trochę błota, dno namiotu, bo ważny jest ten aromat brezentu, i skórę od pstrąga czy innej ryby słodkowodnej. Przyprawa grillowa, głośno włączone radio Plus, sześć litrów tyskiego (razem z puszkami), pestka brzoskwini, przydadzą się też igliwie i martwe owady o posypania (…).

Jednak jednocześnie to zamiłowanie do wyliczeń, które przywołują konkret, nie oznacza rezygnacji z pewnej dozy poetyckości. Chociaż jest to poetyckość, która w obawie przed samą sobą wycisza się w momencie, gdy mogłaby komukolwiek wydać się zbyt poetycka. Zdarzają się Masłowskiej opisowo-refleksyjne „momenty”, które bliskie są prozie Schulza.

Ludzie, którzy razem z nami wałęsają się po opustoszałych skwerach, zdają się bardziej znajomi, niemal bliscy, wtajemniczeni. Możemy z nimi rozmawiać o tym, że jest gorąco i kiedy ma być mniej gorąco. Pytacie mnie o menu na takie letnie, jałowe, pełne cudownego bezsensu dni warszawskie. (…)

Za równowagę między surowością konkretów a poetyckością Więcej niż możesz zjeść uzyskuje pięć gwiazdek i serdeczne polecenie.

Dorota Masłowska

Więcej niż możesz zjeść

Noir sur Blanc, 2015

Liczba stron: 136

Agnieszka Staszczak

(ur. 1988) – absolwentka komparatystyki UJ. Interesuje się nową prozą polską i odzieżą sportową.