Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Czytając Batona

Recenzje /

Każdy, kto przeczytał już hit tegorocznego sezonu – Przeciw interpretacji i inne eseje Susan Sontag, staje przed dylematem: co czytać w wakacje? Oczywiście zakładamy optymistycznie, że istnieje lektura po tej lekturze. Wybór nie jest prosty, chodzi nam wszakże o coś, co można bez żenady wyjąć w środkach publicznego transportu, w kawiarni, w lesie. Dodatkowo sytuacja komplikuje się, jeżeli urlopu nie planujemy spędzać w Radomiu, ale na przykład w Kairze. Musimy tedy pamiętać, że nasz wizerunek w Kairze jest wizerunkiem Polaka w Kairze, stąd lepiej zrezygnować z propozycji zbyt banalnych czy wydań zbyt krzykliwych w swojej graficznej oprawie.  Przede wszystkim jednak pamiętać musimy o tym, o co w lekturze wakacyjnej naprawdę chodzi, a chodzi o to, żeby było przyjemnie. Na myśl przychodzą oczywiście evergreeny gatunku jak Czarodziejska góra czy Łaskawe, jeśli jednak te pozycje mamy już za sobą, warto zapoznać się z wakacyjną propozycją Ha!Artu, jaką jest Baton III. Taltosz autorstwa Sławomira Shutego.

Pisarz wychodzi do nas ze swoim nowym esejem komiksowym (nowym, ale silnie już zakorzenionym, ma bowiem za sobą takich poprzedników jak Baton I i Baton II), esejem pełnym słońca, flory i substancji psychoaktywnych. Rozpoznanie elementów flory utrudnia nam co prawda czarno-biały druk, który trochę zaciemnia te walory, ale mój wewnętrzny porządek lektury  (według Shutego „system nosi się wewnątrz”) pozwolił mi je dostrzec i docenić. Czytanie Batona Trzeciego niewątpliwie jest przyjemne, chociaż nie mam pewności, czy jestem rozbawiona. Nie mam nawet pewności, czy Shuty w ogóle próbował mnie rozbawić. Istnieje bowiem subtelna różnica między tym, co autor deklaruje  jako esencjonalny dla swojego dzieła „jakiś dowcip”, a czymś jeszcze innym, czymś, co konotowałoby na przykład rechot czytelnika. Nad Batonem uśmiechamy się raczej pod nosem, tak zupełnie niezobowiązująco się uśmiechamy. Osobiście najserdeczniej uśmiechałam się do frazy Shutego, która niesie się po kartach nadzwyczaj lekko. Flow jest swobodne, niewymuszone, chociaż niepozbawione puenty (skończyłem się nim się zacząłem… nie zacząłem się wcale, zatem nie mam końca… czy to znaczy, że jestem bezkresny jak bóg?).

Sama historia nie jest może nadto zajmująca, bo wszyscy słyszeliśmy już kiedyś coś o narodzinach czyichś dzieci, bezrobociu i praktykach szamańskich. Dużo ciekawszy wydaje się sposób jej realizacji – kolażowy zbiór obrazków pozwala na grę dwuznacznościami, otwiera również furtkę dla licznych nawiązań, przytoczeń, trawestacji treści popkulturowych.  Odnajdziemy w nich inspiracje, które Shuty punktuje we wstępie: szmatławy włoski fotokomiks, o wyraźnie erotycznym charakterze, czy niemieckie kolorowe brukowce dla nastolatków, w których promuje się nowe gwiazdy muzyki. Asocjacyjny ciąg skojarzeń, jaki tworzy kolejne komiksowe sceny, umyka nieraz zasadom logiki, ale mimo to przyjemnie uczepia się pobocznych sensów i buduje na nich nowe gagi. Kolejny poziom historii oparty jest na postaci szamana i doprowadza mnie do konsternacji. Nie wiem, czy warto konfrontować to z literaturą zaangażowaną w poszukiwanie mitu, porządku i jedni, bo jeśli konfrontować, to trochę się z tego ostatecznie śmiejemy, ale może to przez łzy się śmiejemy, a w lekturze na wakacje nie chodzi nam przecież o to, aby było przykro.

Stawiam za to pytanie o wiele ważniejsze: skoro już się bawię, bo charakter tej imprezy jest superzabawowy, to czy bawią mnie postaci w kiczowatych maskach, dajmy na to: w masce goryla? Dalej: czy bawi mnie koncept oddania głosu dziecku w brzuchu matki, dziecka o skłonnościach z lekka dyktatorskich? Albo: czy bawi mnie dialog postaci z Matką Boską, która objawia się jako dewocjonalium? Są to ważkie pytania. Pytania stawiane sobie. Sobie samemu. Każdemu. Z osobna. I każdy na nie musi odpowiedzieć sobie sam.

 


Sławomir Shuty, Baton III. Taltosz

Ha!Art, 2012

Liczba stron: 82

Agnieszka Staszczak

(ur. 1988) – absolwentka komparatystyki UJ. Interesuje się nową prozą polską i odzieżą sportową.