Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Cuda się skończyły (I. Klementowska „Samotność Portugalczyka”)

Recenzje /

Kiedy myślimy o Portugalii, zwykle najpierw pojawia się sztampa: zapierające dech w piersiach widoki, strome ulice, po których łagodnie suną tramwaje, ozdobne azulejos i owoce morza. Druga myśl każe do tego wszystkiego dorzucić jeszcze fado i porto. W tym miejscu nieśmiało zaczyna majaczyć to, co łączy te skojarzenia: saudade. Przenikający wszystko portugalski duch, nastrój smutku, nostalgii i tęsknoty. I właśnie saudade jest tym, co próbuje uchwycić i opisać w Samotności Portugalczyka Iza Klementowska.

To nie jest barwny przewodnik opisujący uroki portugalskich miast i prowincji. Ani nawet zbiór esejów o tym, co stanowi esencję kraju. Portugalia w tej książce jest tylko naturalnym tłem opowieści o Portugalczykach. Ale na próżno szukać tu bogactw kultury i sztuki, zachwytów nad znaną na całym świecie muzyką czy kuchnią. Jest raczej rzeczywistość wewnętrzna, ta najtrudniej dostępna: poglądy, przekonania, wartości Portugalczyków. Pamięć narodu, który wiele przeżył i wiele wycierpiał. W którym zgasła już wiara w to, że ktokolwiek, nawet Matka Boska Fatimska, może odmienić jego los. Cuda się skończyły i to bezpowrotnie.

 

O wielkich i małych

Właśnie to jest niezaprzeczalną wartością książki: nieustanne przeplatanie się historii państwa i historii społeczeństwa, losów ludzi wielkich i ludzi zwykłych. Tym „wielkim”, a przynajmniej znaczącym dla Portugalczyków, jest przede wszystkim Salazar. Niemal każdy ze składających się na książkę tekstów jest przesiąknięty – wprost bądź pośrednio – jego obecnością. Piętno, jakie odcisnęła jego dyktatura na portugalskim narodzie, na żyjących obecnie pokoleniach, jest ogromne. A jednak jest pewien przesyt w tej opowieści, którą na metapoziomie, niezależnie od tematu danego eseju, snuje Klementowska. Ostatecznie chciałoby się krzyknąć: wyjdź poza ten schemat, opowiedz mi o kimś, kogo Salazar kompletnie nie obchodzi!

A może inaczej: opowiedz mi coś więcej, podążaj tym tropem, nie wycofuj się. Bo choć w tekście Mozaika Klementowska przywołuje przeprowadzony w 2007 roku plebiscyt portugalskiej telewizji, w którym za największego Portugalczyka wszech czasów uznany został António de Oliveira Salazar, to najważniejsze pytanie ostatecznie nie pada. Zostajemy sami z dźwięczącym w głowie „dlaczego?!”.

 

Przez brud i mrok

Wierzę, że aby napisać prawdziwy, przejmujący reportaż – a takie są wyraźne aspiracje autorki, chociaż teksty często trudno jednoznacznie zaklasyfikować: jednym bliżej do eseju, innym do reportażu, niektóre są bardziej literackie, inne zdecydowanie dziennikarskie – trzeba dotykać spraw trudnych, stawiać fundamentalne pytania, zapuszczać się w rejony, które odstraszają. I to zarówno na ulicach miast, jak i we wnętrzach dusz. Ale powinnością reportera jest także oddawanie rzeczywistości – a ja przez cały czas miałam wrażenie, że Klementowska z rozmysłem omija te jej rejony, które zachwycają. Po macoszemu traktuje również rzeczywistość oddaloną od stolicy. To książka na wskroś miejska, próżno szukać tam prowincjonalnych doświadczeń, które z pewnością są zupełnie inne i które mogłyby zmienić optykę. I w tym sensie zbyt wiele zostało być może opowiedziane z perspektywy Lizbony, która choć ma do zaoferowania dużo, to jednak nie wyczerpuje różnorodności całego kraju.

To nie Portugalia pięknych wybrzeży i fado, lecz Portugalia podsłuchów, cieni na ścianie, niepewności i niespełnionych obietnic. To Portugalia okrojona z terytorium i dumy, głosi tekst na okładce. I aż ciśnie się na usta – po raz kolejny – pytanie: dlaczego? Dlaczego nie chcesz nam opowiedzieć również o tym? Być może to ucieczka przed banałem, chęć przełamywania stereotypów, w efekcie jednak z każdym tekstem narasta poczucie sztuczności, przedstawiania trochę na siłę tej mrocznej strony rzeczywistości. W tym sensie to książka męcząca, trudna, zarażająca defetyzmem i przekazująca ogromny ładunek żalu. Przyglądając się kompleksom Portugalczyków, docierając do źródeł mentalnego zniewolenia narodu, obserwując ich zmagania z przeszłością, na której cieniem kładzie się kolonializm, dyktatura, niełatwe położenie geopolityczne, konfrontujemy się tak naprawdę z uniwersalnymi pytaniami.

 

Bolesny spacer

Samotność Portugalczyka to kolejna (chociażby po świetnym Bukareszcie Małgorzaty Rejmer) propozycja wydawnictwa Czarne stanowiąca próbę oryginalnego sportretowania społeczeństwa, które nosi w sobie trudną przeszłość i próbuje się z nią zmierzyć, a jednocześnie pozwolić się wreszcie pozasklepiać ranom. Mamy jednak świadomość, że na Starym Kontynencie to nic wyjątkowego. Któż nie mierzy się tutaj z własną historią, któż nie dokonuje rozliczeń, któż nie odniósł jakichś obrażeń w ostatnich dziesięcioleciach. To doświadczenia powszechne, dlatego w tym sensie książka nie wnosi nic nowego, raczej pozwala dostrzec własne niedomagania, przyglądając się portretowi Europejczyków odległych – tych, którzy nie wiadomo, czy żyją na początku, czy na końcu kontynentu.

A jednak warto wybrać się na ten spacer po obrzeżach Europy. Bo choć niełatwy i przepełniony smutkiem, to jednak niezapomniany, poruszający, eksplorujący niezwykle wrażliwe rejony naszych narodowych tożsamości. Być może wrócimy z niego choć trochę odmienieni.

__

Iza Klementowska

Samotność Portugalczyka

Czarne, 2014

Liczba stron: 208