Patronem wydania jest Kraków Miasto Literatury UNESCO
Każdy widz odczytuje zakończenie mojego filmu inaczej, filtruje obrazy przez swoją wrażliwość i doświadczenie. Tak widzę swoje zadanie, jako twórcy. Jako stymulowanie i pobudzanie – mówi Marta Pajek, reżyserka filmów animowanych. Jej ostatni film III był pokazywany w konkursie filmów krótkometrażowych 71. Festiwalu Filmowego w Cannes, a także na Krakowskim Festiwalu Filmowym, gdzie zdobył Srebrnego Lajkonika, nagrodę za najlepszą reżyserię filmu animowanego.
Mateusz Demski: Pamiętasz, jak to było, kiedy decydowałaś się na krakowskie ASP? Jak to się stało, że zostałaś animatorką?
Marta Pajek: Wydział Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie był naturalnym wyborem. W trakcie studiów zetknęłam się animacją, dzięki czemu mogłam wprowadzić do swoich obrazów czas i ruch. Przez dziesięć lat uczyłam się też tańca współczesnego, a film animowany łączył moje zainteresowanie obrazem i ruchem.
Słyszałem, że już na starcie udało ci się trafić pod skrzydła legendy krakowskiej szkoły animacji.
Miałam to szczęście, że na drugim roku trafiłam do pracowni profesora Jerzego Kuci. Było to moje pierwsze zetknięcie z animacją. Później, jakiś czas później wyjechałam na trzymiesięczną wymianę studencką do szkoły animacji w finlandzkim Turku. Wykładał tam wtedy Priit Pärn – jeden z najwybitniejszych estońskich twórców filmu animowanego.
No właśnie – to wielkie postaci. Co wyniosłaś z tych spotkań?
Każdy z nich reprezentuje zupełnie inne podejście do animacji. Kucia kładzie duży nacisk na stronę plastyczną i dźwięk. Jego filmy mają specyficzny rytm, wywodzą się wprost z grafiki, są nieomal abstrakcyjne. Pärn od początku skupia się na budowaniu historii – storytellingu. Opowiada w sposób klasyczny, a zarazem absurdalny i podszyty czarnym humorem. Te dwa podejścia pozwoliły mi wypracować własny język.
Czy to z tego wzięły się Figury niemożliwe i inne historie? Wydaje mi się, że twoje obrazy są nieco inne niż dzieła powyższych twórców – poetyckie, tajemnicze, odwołują się do sfery snów i podświadomości.
To prawda, często inspiruję się snami, ich logiką – tym szczególnym momentem, kiedy obrazy i symbole płynnie przechodzą jeden w drugi, często w nieoczekiwany sposób. Tak było w przypadku Snępowiny, gdzie reguły świata były zmienne. Tryptyk Figury niemożliwe i inne historie wyłonił się jednak przede wszystkim z obserwacji doświadczeń otaczających mnie osób, a także z moich własnych przeżyć. Wyszłam od koncepcji tytułowych figur niemożliwych – takich, które można narysować zgodnie ze wszystkimi zasadami perspektywy i geometrii, natomiast nie można ich zbudować w świecie fizycznym. Chciałam opowiedzieć o codziennych sytuacjach, które z pozoru wydają się klarowne, oczywiste i jasne, natomiast po pewnym czasie okazują się zbudowane z iluzji i paradoksów. Wiele sfer naszego życia wpisuje się w ten schemat.
Należałoby rozpracować chronologię tryptyku. Najpierw powstała część druga, potem trzecia, wreszcie pierwsza. Dlaczego zaczęłaś od środka?
Chronologia nie jest istotna. Poszczególne filmy można oglądać w dowolnej kolejności, układając je według uznania. Gdyby jednak posłużyć się szykiem od pierwszego do ostatniego, to tworzą one pewną strukturę. Pierwsza część, nad którą właśnie pracuję, rozgrywa się w mieście. Kolejna zamyka się w ścianach. domu, który wciąż się zmienia, morfuje, stając się antagonistą tej historii. Bohaterka odbywa podróż przez ten dziwny labirynt, niosąc jajko – symbol czegoś, co pragnie chronić. Ostatnia część to historia miłosna, która wydarza się w przestrzeni pomiędzy parą kochanków, a nawet wewnątrz nich.
Z tego, co mówisz, wyziera jakiś plan.
Faktycznie, to poszerzenie przestrzeni – zaczynając od najbardziej intymnej, kończąc na szerszym kontekście społecznym, nie jest przypadkowe. Forma tryptyku pozwoliła mi na stworzenie historii rozgrywającej się w przestrzeniach, które razem tworzą formę szkatułkową.
Wróćmy do tego, co wydarzyło się w finale drugiej części. Punktem kulminacyjnym jest pęknięcie jajka. Co się z niego wykluwa?
To kwestia interpretacji. Każdy widz odczytuje to zakończenie inaczej, filtruje obrazy przez swoją wrażliwość i doświadczenie. Niektórzy widzą potwora, inni dziecko, a nawet zło. Słyszałam już wiele skojarzeń, a każde z nich mówiło coś o danej osobie. Tak widzę swoje zadanie, jako twórcy. Jako stymulowanie i pobudzanie. Zostawianie otwartych drzwi, które pozwalają na odczytanie jednej historii na wielu poziomach. Chciałabym, żeby moje kino działało właśnie w taki sposób.
Mówisz, że każdy ma prawo myśleć, jak chce. A jednak poszczególne części tryptyku komunikują konkretne przekazy – opowiadają o intymnym krajobrazie przeżyć człowieka. Ostatnia z nich to przecież historia miłosna.
Wolę określenie „thriller miłosny”. To historia pary kochanków, którzy poznają się w poczekalni. Ich relacja jest pełna napięć – towarzyszy jej poczucie niepokoju, mocno podszytego erotyzmem. Seksualność to nieodłączny element naszego życia, w tej historii znajdujący apogeum w relacji pomiędzy kobietą a mężczyzną. Chciałam, aby trzecia części tryptyku oscylowała między przyjemnością a poczuciem zagrożenia, wywoływała zarówno dreszcz ekscytacji, jak i niepokoju.
Pojechałaś z tym filmem do Cannes. Spodziewasz się, że ten festiwal może coś zmienić w twoim życiu?
To było niesamowite doświadczenie, które na pewno zostawi po sobie ślad. Festiwal w Cannes to nie tylko świat celebrytów i czerwonego dywanu, ale też miejsce najważniejszych spotkań branży, gdzie dzieje się dosłownie wszystko. Pojawiają się tam twórcy, producenci, dystrybutorzy, agenci sprzedaży. Zaczyna się kupowanie, sprzedawanie, rozmowy wokół premierowych pokazów. Od momentu przyjęcia III do konkursu filmów krótkometrażowych, spotkałam się z ogromnym zainteresowaniem. Sam fakt przyjęcia filmu do konkursu głównego był ogromnym kopem promocyjnym.
Teraz podobno rozpoczęłaś ostatni etap prac nad tryptykiem. Powiedziałaś na początku, że tym razem wyjdziesz z czterech ścian – opowiesz o metropolii.
Tak, miejscem akcji będzie miasto. Tym samym pierwsza część będzie dotykała większej grupy – społeczności, a nawet szeroko pojętej cywilizacji. Każdy z epizodów dotyka pewnych moich niepokojów, stanowi próbę zrozumienia sytuacji, które rozgrywają się wokół mnie. Społeczeństwo również jest figurą niemożliwą, w której na każdym kroku pojawiają się pułapki. Jedną z nich jest rozwój, inną zaś dążenie do perfekcji, które ostatecznie sprowadza się do destrukcji. Myślę, że żyjemy w niepokojących czasach, dlatego też domknięcie tryptyku będzie opowieścią o współczesnej Atlantydzie.
Wychodzi na to, że w stworzonej przez ciebie wizji kluczową rolę odkrywa minimalizm. Jak rozumiem najlepiej wyraża on twoje twórcze poszukiwania.
Po prostu lubię taką formę. Jest mniej pracochłonna, prostsza, nie wymaga ode mnie barokowych ozdobników. Zwróć uwagę, że mimo iż nad każdą częścią tryptyku pracowałam około półtora roku, to efekt finalny zawiera się w kilkunastu minutach. Nie jest to jednak główny powód, dla którego odchodzę od gęstych obrazów.
A jaki jest ten powód?
Minimalizm pozwala przede wszystkim na pokazywanie tylko tego, co niezbędne. Dzięki temu skondensowaniu opowieść staje się wyrazistsza. Bogactwo detali pojawia się tylko wtedy, kiedy wymaga tego historia, nie wynika z potrzeba dekorowania. Dlatego też posługuję się klasyczną formą – rysunkiem, kreską kreśloną ołówkiem na papierze. Komputerem wspomagam się przy compositingu, czyli składaniu rysunków w całość, a także przy bardziej pracochłonnych scenach, które wymagają posłużenia się techniką 3D.
Czym w skrócie jest dla ciebie animacja?
To szansa na tworzenie świata i opowieści o nim od zera.
Marta Pajek – reżyserka filmów animowanych, m.in. „Snępowiny” (2011) oraz tryptyku „Figury niemożliwe i inne historie”. Ukończyła Wydział Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Laureatka nagród na festiwalach w Krakowie, Łodzi, Belgradzie, Lubljanie, Stuttgarcie i Petersburgu. Jej ostatni film „III” był pokazywany w konkursie filmów krótkometrażowych 71. Festiwalu Filmowego w Cannes.