Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Błogosławieni głusi (J. Rudiš „Cisza w Pradze”)

Recenzje /

Jest taki utwór Johna Cage’a, który składa się z samych pauz. Trwa cztery minuty i trzydzieści trzy sekundy i może być zagrany na każdym instrumencie muzycznym. Mimo że na koncertach nie wybrzmiewa ani jeden dźwięk, utwór obrósł w liczne interpretacje. Jedną z prostszych jest konkluzja, że „prawdziwa” cisza nie istnieje, tak jak nie istnieje nicość. Zamknięta w sali filharmonii niema orkiestra wraz z liczną, cichą publicznością, to już źródło dźwięku: szurania, chrząknięcia, kasłania, szumu w uszach czy bezczelnie donośnego burczenia w brzuchu. Cisza w Pradze Jaroslava Rudiša swoje znaczenie opiera na podobnej koncepcji: bezgłos tytułowego miasta to zupełnie ogłuszająca kakofonia.

Jaroslav Rudiš to czeski autor, który w Polsce, pomimo paru wydanych książek (Niebo nad Berlinem, Grandhotel i komiks Alois Nebel), wciąż pozostaje szerzej nieznany. A szkoda, bo w ojczyźnie to postać zasłużona, angażująca się w różne sfery twórczości – od powieści, przez dramaty, komiksy, na piosenkach i radiowych słuchowiskach kończąc. Jest ciekawszy tym bardziej, że na gruncie polskim dostarcza mnóstwa informacji o niemieckiej i czeskiej kontrkulturze, ze szczególnym uwzględnieniem (nie)martwego punk rocka. W twórczości Rudiša stale obecny będzie ten wywrotowy element, który nam wydaje się już historyczny, a jednak autor przekonuje, że mocny gitarowy riff wciąż może wyrządzić krzywdę.

W nowowydanej powieści (tytuł oryginalny – Potichu – wywołuje mimowolny uśmiech na twarzy Polaka) Rudiš wykorzystuje znany chwyt kompozycyjny: kolejne rozdziały to opowieści o postaciach, które znają się ledwo lub w ogóle, a których losy, w wyniku różnych zbiegów okoliczności, wzajemnie się przeplatają. Jest tu więc m.in. Petr, jeszcze młody, pokiereszowany nieudanymi związkami tramwajarz, jest Vanda, siedemnastoletnia odurzona punkówa, Hana, trzydziestoletnia znużona pracą kobieta, z wyraźnym kryzysem w szczęśliwym związku oraz jej partner Wayne, nowobogacki, ustatkowany mężczyzna idealny, z którym wypada już tylko umrzeć z nudów. I wreszcie chory umysłowo Vladimir, który za całe zło świata obwinia hałas, więc w tramwajach obcina ludziom słuchawki do empetrójek.

I jest Praga. Rozhukana i ogłuszająca, stara i przygłucha. To ciekawe, że Rudiš wcale nie idzie śladem swoich zagranicznych kolegów: nie buduje miasta, które chcielibyśmy odwiedzić. Nie poleca nam Pragi, nie osnuwa jej w urzekające mgły i mroczną magię, jak robił to Żadan z Charkowem czy Żulczyk z Warszawą. Praga Rudiša wydaje mi się niezwykle nijaka – niespecjalnie mnie do niej ciągnie ani niekoniecznie chciałbym tam zabalować – nie jest ani magiczna, ani tajemnicza. Nie obiecuje nieprzespanych, pięknych nocy i historii, które moglibyśmy z miasta wywieźć. Nie reklamuje się Starym Miastem, nie chwali nocnym życiem. Ot, miasto jak każde. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałem, że Rudiš celowo tę Pragę obrzydził, bo pasuje to do przyjętej koncepcji „głuchoty” świata powieści. Miasto Rudiša jest głuche, bo jest głośne. Jazgot i wszechobecna potupajka zagłuszyły unikalny głos miejsca. Stolica Czech mogłaby być w zasadzie każdą inną rozwiniętą aglomeracją: Wrocławiem, Krakowem, Warszawą – miastem brzmiącym milionem silnikowych tłoków, niekończącymi się robotami budowlanymi, odległymi echami wulgaryzmów i agresją dźwięków dobiegających z setek punktów z kebabem. W ciągu dnia nie da się usłyszeć miasta, powie jeden z bohaterów.

W Pradze nikt już siebie nie słyszy. Rozmowy wprawdzie dalej się prowadzi, telefony wykonuje, telewizor do snu wyłącza, ale nie zmieni to absolutnej głuchoty ludzi – głuchoty, która raz jest samotnością, innym razem frustracją i znużeniem, a jeszcze innym – szaleństwem. Rudiš umiejętnie zderza historie bohaterów Ciszy…, naganiając ich sobie do łóżka, rozkochując lub wpędzając w kłopoty. Kluczową postacią pozostaje tu Vladimir: szaleniec dostrzegający zbliżający się koniec świata, czego zwiastunem ma być nieprzerwany huk miasta i głuchota ludzi. Opuszczony przez rodzinę, snuje się po ulicach przecinając kable słuchawek i barowych głośników, planuje wielką ciszę. Możemy przyjąć, że motorem jego zachowania jest choroba psychiczna, ale trudno nie oprzeć się wrażeniu, że rozwija się ona na gruncie specyficznego miejsca, które choć gęsto zaludnione, pozostaje przeraźliwie puste. Głuchota samotnych ludzi nie jest ciszą, przeciwnie, jest agresywnym dźwiękiem, hukiem przejeżdżających kolejowych składów, piskiem opon i muzyki w słuchawkach, która ma nam pomóc znieść to wszystko w możliwie komfortowy sposób: Vladimira uspokajała myśl, że istnieje absolutna cisza. O ile życie faktycznie wyszło z wody, to znaczy, że wyszło z ciszy. Z ciszy, z której się rodzimy, której poszukujemy i w którą odchodzimy.

Brakuje takich książek na polskim rynku. Brakuje, bo Jaroslav Rudiš, poza umiejętnością tworzenia niezwykłych żywotów zwykłych ludzi, potrafi też poetycko pisać, nie odchodząc przy tym od punkowych akordów. Być może wciąż nabieramy się na te same chwyty: na niepełnoletnią smarkulę walczącą z całym światem i wbrew zwyczajom pakującą się do łóżka starszemu mężczyźnie, który oddaje cześć zgliszczom pozostawionym po innej kobiecie. Wciąż nabieramy się na te same literackie motywy: na zdradę kochającego partnera popełnioną gdzieś, właściwie przypadkiem, nie wiadomo jak i dlaczego, na samotność i powoli rozwijające się zbawienne szaleństwo, i wreszcie – na gniew i frustrację, które czyimiś pięściami wybiją nam zęby. Nabieramy się być może dlatego, że to wszystko stanowi część naszego głośnego świata, co więcej, Rudiš potrafi to pięknie opisać. Dlatego warto tę Pragę odwiedzić. Dla tych kilku chwil, w których zdajemy sobie sprawę, że narrator przestał mówić o Vandzie czy Petrze, a zaczął o zupełnie kimś innym.

 

Jaroslav Rudiš

Cisza w Pradze

Tłum. Katarzyna Dudzic

Wydawnictwo Książkowe Klimaty 2014

Liczba stron: 280

Maciej Pawlikowski

(ur. 1986) – studiował krytykę literacką na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Publikuje tam, gdzie go wpuszczą. Jest redaktorem w GRYOnline.pl. Urodził się w Kamiennej Górze, mieszka w Krakowie.