Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Bardzo brzydkie chorowanie (Olga Hund, „Psy ras drobnych”)

Recenzje /

Przed lekturą czułam w stosunku do Psów ras drobnych sporo sceptycyzmu. Literatura opisująca codzienność w zakładach psychiatrycznych często powiela klisze szkodliwe przez to, w jaki sposób przedstawiają kwestię problemów ze zdrowiem psychicznym. Wydaje się, że w literaturze i wśród jej odbiorców wciąż żywy jest konkretny wizerunek związany z leczeniem psychiatrycznym: podkrążone oczy, chuda sylwetka, okrągłe pigułki ułożone w równych rządkach. Niestabilny emocjonalnie twórca cierpi, ale to cierpienie jest przecież potrzebne, żeby stworzyć wielkie dzieło.

Psy ras drobnych debiutującej pod pseudonimem Olgi Hund ukazują zupełnie inny wymiar choroby psychicznej. Olga Hund, występująca w roli zarówno autorki, jak i narratorki, oferuje czytelnikowi krótkie, kilkuzdaniowe impresje, będące wspomnieniami z pobytu w szpitalu psychiatrycznym w krakowskim Kobierzynie. Hund nie stara się zbudować całościowego obrazu, który miałby ukazywać prawdę o leczeniu. Wyciąga z pamięci strzępy, które układa w raczej beznamiętną narrację, i rezygnuje z przywoływania emocji towarzyszących jej podczas konkretnych wydarzeń. Narratorka, dwudziestoośmioletnia kobieta, już na początku książki wspomina, że jej matka również przebywała w tym samym szpitalu, a córka nosiła jej „gazety, jedzenie i podpaski”. Możemy wnioskować, że narratorka była już na tyle dorosła, żeby rozumieć sytuację matki. Domyślamy się, że towarzyszyło jej przy tym mnóstwo skomplikowanych uczuć, które niełatwo przepracować. Hund jednak nie decyduje się o tym pisać. Porównuje obecny stan szpitala z tym, jak wyglądał podczas pobytu matki. Kwituje krótko: No, ale po dotacjach unijnych jest tu zupełnie, zupełnie inaczej.

Krótka, impresyjna forma pozbawia relację z pobytu w szpitalu emocjonalnego wydźwięku i według mnie jest to jeden z najmocniejszych punktów książki Hund. Narratorka nie próbuje żadnymi zabiegami pozyskać sobie sympatii czy współczucia czytelnika. Jej opowieść czasem przywołuje na myśl depesze z frontu. Walka o wolne łóżko, próba wyłudzenia od pielęgniarek leków nasennych, zdobywanie papierosów. Choroba w narracji Hund jest po prostu brzydka, wyczyszczona z kulturowo nałożonej na nią estetyki. Pacjenci to „tłuste, nażarte sumy, [suną] niespiesznie, w tę i z powrotem”, wyją, śmierdzą, są poniżani przez innych chorych i personel. Takie przywoływanie przez narratorkę strzępów wspomnień przypomina też życie człowieka otumanionego lekami psychotropowymi. Codzienna egzystencja traci linearność, zmieniając się w rozmazany ciąg obrazów, w którym od czasu do czasu któryś z elementów wybija się na plan pierwszy.

Brzydota opisywana przez Hund jest trafnie połączona z absurdalnymi opisami sytuacji, wplatanymi w szpitalną opowieść. Narratorka czasem wspomina swoje życie sprzed pobytu w ośrodku. W jej wspomnieniach pojawiają się babcia czy były chłopak. Przypomina sobie upokarzającą sytuację, w której z polecenia babci kupowała hula-hoop dla siostrzenicy. Dla czytelnika może to być komiczny widok: dziewczyna obwieszona siatami nie ma wolnej ręki, więc wkłada obręcz na szyję. W sklepie wpada na byłego chłopaka z nową dziewczyną. A ja z tym hula-hoop na szyi jak gołąb z kromką chleba – kwituje Hund. Nie odbieram tego typu „wstawek” jako narzędzi służących rozładowaniu napięcia – przeciwnie, to one je budują. Chyba większości osób towarzyszy lęk przed ośmieszeniem się w obecności kogoś, przy kim bardzo chcemy zachować godność. Narratorka bezlitośnie pokazuje, że takie sytuacje mogą zdarzyć się każdemu i uczucia im towarzyszące rzeczywiście są jak z najgorszego koszmaru.

W Psach ras drobnych widzimy główną bohaterkę, jej matkę, babkę, pacjentki przebywające na kobiecym oddziale szpitala. Narratorka oddziela chorowanie „męskie” od „kobiecego”. Odróżniają je nie tylko oddziały, na których przebywają pacjenci, ale też to, w jaki sposób spędzają czas na przepustkach. Hund pisze: Przepustki najwcześniej wydaje się po dwóch tygodniach, zwykle na weekendy – na posprzątanie, popranie dzieciom. Bo przecież w domu wciąż jesteśmy matkami, żonami, dziewczynami. Chore kobiety nie mają szans na odpoczynek, bo kiedy tylko wychodzą ze szpitala, wracają na „etat” w domu. Trudno mówić w tym przypadku o rekonwalescencji. Narratorka wielokrotnie wspomina o braku wsparcia ze strony najbliższych, który odczuwają wszystkie pacjentki. Rodzina chce, by kobieta się leczyła, ale równocześnie ma pretensje o jej nieobecność w domu i wynikające z tego problemy. Samotność kobiet w chorobie to jeden z najsilniej wybrzmiewających w tekście problemów.

Hund w udany sposób odziera obraz chorowania utrwalony w kulturze z fałszywych dekoracji. W tym celu korzysta nie z wielkich słów, ale z drobnych historii, układających się w niepokojącą opowieść o chorobie młodej dziewczyny. Równocześnie trudno czytelnikowi zignorować poczucie pewnego niedosytu. Hund pisze w sposób nienachalny, nie zmusza do emocji, lecz raczej relacjonuje swoją chorobę, wykorzystując elementy codzienności. Ale jej jednostkowe doświadczenie ubrane w formę pocztówek nie jest na tyle silne, by pozostało w pamięci czytelnika – a co ważniejsze, zmieniło jego sposób postrzegania zaburzeń psychicznych. Niektóre fragmenty są efektowne, ale nie na tyle, by wybrzmieć pośród innych tekstów na podobny temat. Trudno odmówić autorce celnych obserwacji i trafnych porównań. Jednak debiut Olgi Hund to niewielka książka, składająca się z krótkich opisów oddających codzienność szpitala. Choć w tym przypadku taki rodzaj tekstu bardzo pasuje do opisywanego tematu, to może skłaniać czytelnika do postawienia pytania, jak autorka poradziłaby sobie z inną – na przykład dłuższą, powieściową – formą.

 

Olga Hund

Psy ras drobnych

Korporacja Ha!art, 2018

Liczba stron: 117

Joanna Barańska

(ur. 1992) – absolwentka kulturoznawstwa na WP UJ. Zimą programowo czyta XIX-wieczną literaturę rosyjską. Interesują ją przedstawienia postapokalipsy w tekstach kultury.