A gdyby Stanisława Lem była mężczyzną? [LEM: REWIZYTA]
Autor
Przemysław ZańkoIlustracja
Ewelina RynkiewiczCzytając teksty Lema, nie zawsze myśli się o ich autorze jako o mężczyźnie. Ale czy gdyby te same dzieła stworzyła kobieta, to czy napisałaby je tak samo – i czy my czytalibyśmy je podobnie? Żeby to sprawdzić, zajrzyjmy na chwilę do równoległego świata, w którym mogłaby się ukazać taka recenzja.
Na zbiór Wenus w skafandrze. O Lem inaczej pod redakcją Anieli Wakat składa się – poza wstępem – czternaście artykułów naukowych i esejów, analizujących twórczość Lem z perspektywy feministycznej, genderowej oraz queerowej. Zakres tematyczny jest tu szeroki: część tekstów (jak „Astronautki” czy „Emancypantki”. Echa feminizmu w literaturze Aliny Niecewicz) skupia się na poszczególnych utworach Lem, podczas gdy inne (jak Niezwyciężone. Bohaterki Lem jako odpowiedź na zmaskulinizowanie literatury przygodowej Tatiany Paliwody-Szulc) oferują przekrojowe spojrzenie na całokształt jej dzieł. Skoro więc mamy do czynienia z tomem tak różnorodnym, pozwolę sobie omówić te rozdziały, które wywarły na mnie największe wrażenie.
Zmartwychwstanie autora
Trudno sobie wyobrazić lepszy punkt wyjścia do rozważań nad płcią u Lem niż Papiloty pod hełmem. Aniela Wakat zastanawia się we wstępie do zbioru nad kwestią kobiecości oraz nad tym, jak wpływała ona na odbiór dzieł. Bo że wpływała, trudno zaprzeczyć: tekst Wakat otwiera historia o liście z 1964 roku, w którym pewna rozgniewana czytelniczka pisze, iż widać, że Lem nie jest matką, bo wydane przez nią Bajki robotów kompletnie nie nadają się dla dzieci. A to tylko jeden z wielu przykładów, jakie pojawiają się w eseju.
Wakat pokazuje, jak z pozoru neutralne decyzje pisarskie Lem były odczytywane przez współczesnych jako śmiałe czy wręcz wywrotowe. W czasach, gdy u Asimova czy Clarke’a nikogo nie dziwiła załoga statku kosmicznego złożona wyłącznie z mężczyzn, w pełni kobiecą załogę w Astronautkach (1951) zauważano i szeroko komentowano. Problemy Ijony Tichej z zakupem sepulek w Dziennikach gwiazdowych (1957) (I pani chce sepulkę… ? Bez męża… ?) część krytyków odczytywała jako aluzję do problemów z dostępem do antykoncepcji w czasach PRL-u. Takie czytanie przez pryzmat płci bardzo zresztą Lem złościło. Gdy zachodni krytycy chwalili realistyczne postacie kobiece w Solaris (1961), pisarka żaliła się w liście do Mrożka, że powinna była wysłać na tytułową planetę nie Kristine Kelvin, a Krisa Kelvina.
W rozważania o recepcji twórczości Lem Wakat wplata co jakiś czas wiele mówiące szczegóły biograficzne. Ze wstępu do Wenus w skafandrze… można się na przykład dowiedzieć, jak istotnym źródłem napięć w małżeństwie Lem była decyzja pisarki, by publikować utwory pod nazwiskiem panieńskim, a nie pod nazwiskiem męża, które przecież oficjalnie nosiła. Wakat przybliża nam też słynny proces sądowy, który Lem wytoczyła swojemu agentowi literackiemu po tym, jak wyszło na jaw, iż to za jego namową zachodni wydawcy pomijali na okładkach książek imię pisarki – by ukryć fakt, że dzieła te stworzyła kobieta.
Tekst Wakat nie tylko w przystępny sposób wprowadza w tematykę zbioru, ale też skłania do namysłu nad tym, jak często w praktyce – mimo żarliwie deklarowanej wiary w śmierć autora – czytamy teksty przez pryzmat tego, co o wiemy o ich twórcach. (Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że dla przeciętnego czytelnika jest to zupełnie oczywisty sposób czytania – to my, literaturoznawcy, jesteśmy jacyś dziwni). Czy to nie zaskakujące, pyta w zakończeniu Wakat, że trzeba było czekać aż do roku 2021 na książkę, która nie boi się przyznać, że Lem była kobietą?
Pirx patrzy w lustro
Tego artykułu byłem chyba najbardziej ciekaw, bo Opowieści o pilotce Pirx to moja najukochańsza książka Lem. Cóż, Śmierć Narcyza wśród gwiazd Leokadii Szulimowicz nie zawodzi. Autorka wczytuje się uważnie w drugie z opowiadań w cyklu – Patrol – skupiając się na kategorii ciała, by pokazać, jak łączy się ona u Lem z figurą mitologicznego Narcyza. Wszystko to ma pomóc Szulimowicz w odpowiedzi na pytanie: dlaczego Pirx jako jedyna uchodzi z życiem, natrafiwszy w kosmosie na dziwne zjawisko?
Jak wiadomo, w Patrolu Pirx – omal nie płacąc za to najwyższej ceny – rozwiązuje zagadkę tajemniczych zaginięć pilotów patrolujących pusty obszar kosmosu. Jak się okazuje, przepadali oni w próżni, próbując dogonić „statek kosmiczny”, który był w istocie tylko powstałym w wyniku usterki światełkiem na ekranach rakiety. Nie chodziło jednak wyłącznie o ciekawość: światełko pulsowało w sposób wywołujący objawy podobne do epilepsji, co uniemożliwiało kosmonautom opamiętanie się w porę. A jednak Pirx się udało. Dlaczego?
Jak zwraca uwagę Szulimowicz, kluczowe dla ocalenia bohaterki okazuje się lustro – stereotypowo kobiecy atrybut, w sztuce często symbolizujący próżność. Lem jednak nadaje mu zupełnie odmienną wymowę. Umieszczone w kabinie rakiety lusterko służy w tekście do pokazania, co odróżnia Pirx od innych (męskich) pilotów: bohaterka robiła sobie (…) bardzo niewiele z własnej twarzy, w przeciwieństwie do niektórych innych pilotów, tak zaaferowanych swoim odbiciem, że często stroili do niego miny. Są to zarazem ci sami piloci, którzy – zapatrzeni w światełko na ekranie – tak zatracali się w pościgu, że ignorowali wysyłane przez własne ciało sygnały ostrzegające o nadchodzącym ataku epileptycznym (drętwienie mięśni, suchość w ustach itd.). Cytując Szulimowicz, zabijała ich siła własnego spojrzenia, którego najpierw nie mogli oderwać od zwierciadła, a później od zwodniczego światełka. To mężczyźni okazują się zatem u Lem narcyzami – i, tak jak ich mitologiczny pierwowzór, przypłacają to życiem.
Ale nie Pirx. W finale utworu bohaterka, półprzytomna po pościgu za światełkiem, spogląda w ignorowane przedtem lustro – i to jedno spojrzenie ją ocala. Bohaterka dostrzega bowiem maszkarę o szarej, puchnącej gwałtownie twarzy – symptom rozpoczynającego się ataku, co pozwala Pirx wyrwać się z transu i nie powtórzyć losu poprzedników. W odczytaniu Szulimowicz Patrol staje się tekstem o wartości ciała w świecie zdominowanym przez technologię. Piloci, którzy zbytnio ufali urządzeniom pokładowym, a ignorowali sygnały wysyłane przez własny organizm, znikają w otchłani; przeżywa Pirx, mniej niż tamci zakochana we własnym odbiciu i może dlatego potrafiąca w kluczowym momencie przypomnieć sobie, że jest nie tylko duchem, ale i ciałem w maszynie.
Nowe wcielenie Hala Bregga
Wątek odkrywania własnej cielesności kontynuuje niejako Weronika Mamuna, która w artykule pt. Ciało obce. Kobiecość w „Powrocie z gwiazd” proponuje nam nowatorskie odczytanie jednej z najciekawszych powieści Lem. Powrót z gwiazd – jedyny w całej twórczości autorki tekst, gdzie głównym bohaterem jest mężczyzna – od zawsze sprawiał badaczom kłopoty. Część rodzimych lemologów doszukuje się tu ukłonu w stronę tradycyjnego, „męskiego” science fiction, którego Powrót z gwiazd miałby być dekonstrukcją; inni spekulują, że pisarka ugięła się pod naciskami wydawcy. Na ogół jednak – jak zauważa Mamuna – płeć Hala Bregga traktowana jest jako pozbawiona głębszego znaczenia ciekawostka. Tymczasem zdaniem autorki eseju jest wręcz przeciwnie: znaczenie płci jest kluczowe dla interpretacji utworu, ponieważ bohaterem Powrotu z gwiazd wcale nie jest mężczyzna.
Odczytanie Hala Bregga jako transpłciowej kobiety w pierwszej chwili wydało mi się kontrowersyjne. Mamuna przedstawia jednak mocne argumenty. Hal Bregg – astronauta powracający na Ziemię po 127 latach, choć dla niego subiektywnie minęło ich tylko 10 – próbuje odnaleźć swoje miejsce w świecie zupełnie innym od tego, z którego wyruszał. Na przeszkodzie staje mu jednak m. in. własne ciało. Bohater (używam rodzaju męskiego za Lem i Mamuną) odkrywa, że wskutek przeciążeń podczas lotu jego ciało stało się niesamowicie umięśnione, hipermęskie – jest to jednak męskość grotestkowo nadmiarowa, budząca negatywne skojarzenia z „jarmarcznym siłaczem” i prowokująca bohatera do wygłoszenia do lustra słów „ty, bydlę”. Co więcej, ciało to nie potrafi w nowej rzeczywistości wykonać najprostszych, codziennych czynności, np. umyć się, co budzi w Breggu bolesne poczucie nieprzystosowania.
Zdaniem Mamuny tak negatywna reakcja Bregga na własne ciało może być odczytana jako oznaka dysforii płciowej. Hipermęskość bohatera budzi „rozbawione spojrzenia” i przemieszaną z lękiem fascynację, czyniąc go ciałem obcym w nowym społeczeństwie, gdzie ceniona jest nie tyle żołnierska sprawność, co zdolność doświadczania przyjemności. Jest to więc świat – jak pisze Mamuna – sfeminizowany, wyprany z agresji i (stereotypowo męskiej) żądzy przygód. Co znamienne, stało się to wskutek betryzacji, czyli chemicznej ingerencji w ludzki mózg, który Bregg nazywa „okaleczeniem” – a Mamuna, bardziej wprost, kastracją.
I choć koniec końców, po długim wahaniu, Bregg postanawia nie poddawać się owej symbolicznej kastracji, jedynym sposobem na integrację ze społeczeństwem i odnalezienie spokoju ducha okazuje się otwarcie na kobiecość. Centralnym punktem analizy Mamuny jest opis zbliżenia między Breggiem a Eri, opisany jako łaska unicestwienia i zlewania się, szturm do granicy ciał, żeby zespoliły się w gwałtowności na sekundy w jedno – uzdrawiające przezwyciężenie własnej cielesności, które przynosi spokój, wielki spokój. Trudno nie zgodzić się z Mamuną, że przypomina to opisy doświadczeń osób trans, które dzięki terapii hormonalnej czy operacji korekty płci zaczęły wreszcie czuć się we własnym ciele dobrze.
Fanfik z wąsem
Długo się zastanawiałem, który artykuł omówić na zakończenie. Napisać kilka słów o znakomitej analizie porównawczej Zofii Mensch pt. Impakt. Katastrofa tunguska u Lem i Dukaj? Ponarzekać (ironiczne, wiem) na banalność tez eseju Sary Chochoł Kręcenie nosem, czyli narrator autorski w „Głosie Pani”? Mam jednak poczucie, że nie sposób mówić o Wenus w skafandrze…., nie wspominając o zamykającym zbiór tekście pod prowokacyjnym tytułem Pięćdziesiąt twarzy Lema, który proponuje nam przewrotny eksperyment myślowy: a gdyby tak Lem była mężczyzną?
Muszę przyznać, że mam mieszane uczucia. Z jednej strony takie zabawy literackie doskonale oczywiście pasują do zbioru esejów o autorce Doskonałej próżni i Wielkości urojonej. Z drugiej jednak strony – na postawione w tekście pytanie nie da się przecież odpowiedzieć. Zadając je, przestajemy mówić o faktach i wchodzimy w sferę czystej fantastyki. Innymi słowy, na zakończenie Wenus w skafandrze… czytelnik zamiast poważnej refleksji nad Lem niespodziewanie otrzymuje fanfik.
Skojarzenia z fanfikami nasuwały mi się zresztą nieraz. Próbując wyobrazić sobie Lem jako mężczyznę, autor/ka (podpisany/a jedynie jako P.Z.) nie chce lub nie potrafi stworzyć spójnej, przemyślanej wizji takiej postaci – zamiast tego zarzuca nas dziesiątkami mniej lub bardziej trafionych pomysłów. Niestety, te mniej trafione przeważają. Dowiadujemy się na przykład, że w wolnym czasie Stanisław Lem paliłby jak smok, raczył się ginem i z zapałem majsterkował przy samochodzie; ten zbiór stereotypów szkoda nawet komentować. Nieco lepiej jest w przypadku zabaw twórczością Lem. Ciekawe wydało mi się choćby zapewnienie, że Lem pisałby wyłącznie o mężczyznach – nie z powodu mizoginii, ale dlatego, że postacie męskie postrzega się często jako „neutralne”, co ułatwiałoby odbiorcy skupienie się na ideach zamiast na fabułach.
Szkoda tylko, że w swoim eseju P.Z. przekracza nieraz granice dobrego smaku. Nie wiem doprawdy, co sądzić o stwierdzeniu, że Lem byłby do tego stopnia zafascynowany tematem ludzkiej seksualności, że wydałby książkę pt. Sex Wars oraz snułby w Dziennikach gwiazdowych wizje kosmitów obmyślających nowe organy służące doświadczaniu rozkoszy. Co gorsza, mimo iście fanfikowego miejscami rozpasania, wyobraźnia P.Z. okazuje się koniec końców zaskakująco uboga. Postawiwszy śmiałe pytanie o to, jaki byłby Stanisław Lem, autor/ka eseju dochodzi ostatecznie do wniosku, że byłby on zapewne… nie tak znów różny od Stanisławy.
Zgłosiwszy te zastrzeżenia, muszę jednak na koniec nie zgodzić się sam ze sobą. Tak, wizja Lema jako mężczyzny pozostawia w eseju P.Z. wiele do życzenia – ale też błędem wydaje się czytanie tego tekstu zupełnie na serio. To w końcu literacka zabawa – czy powaga jest tu na miejscu? Autor/ka Pięćdziesięciu twarzy Lema podchodzi do twórczości Lem nie jak badacz/ka literatury, lecz jak czytelnik/czka – czytelnik/czka w tej twórczości zakochany/a i na niej wychowany/a, dla którego/j te mocno już przecież trącące myszką dzieła wciąż są żywe i nadal rozpalają wyobraźnię. Czy to źle, że w zbiorze – jak stwierdza wstęp – wyrosłym z miłości do Lem znalazło się miejsce również dla tekstu napisanego z takiej perspektywy? Owszem, w rezultacie powstał esej-fanfik – ale fanfik to przecież jeden z najgłębszych wyrazów miłości, na jaki autor/ka może liczyć.
Aniela Wakat
Wenus w skafandrze. O Lem inaczej
Wydawnictwo Nihil, 2021
Liczba stron: 404
Wszystkie wymienione w tekście osoby (poza Stanisławem Lemem, Jackiem Dukajem i Sławomirem Mrożkiem) oraz dzieła są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób i dzieł jest przypadkowe.
Tekst powstał w ramach projektu LEM: REWIZYTA współfinansowanego ze środków Miasta Krakowa