Niebo nad Berlinem było wtedy jaskrawoniebieskie, a słońce mocno rozgrzewało beton na Potsdamer Platz. Podczas tej wycieczki rozpoczynała się dla mnie nieustająca podróż poślubna – zawsze i wszędzie pod niebieskim niebem. Wybranie się w tę podróż wymagało ode mnie unicestwienia wojownika, który walczył we mnie o rzeczy drugorzędne, w życiu nie najpiękniejsze i nie najważniejsze.
Poniższy utwór został napisany wiele lat temu – w zupełnie innym miejskim otoczeniu – aby ostatecznie znaleźć się w książce Ameryka. Esej poetycki. Równie dobrze mógłby powstać na kanwie poślubnej wycieczki do Berlina, którą odbyłem wraz z żoną w maju 2019 roku. Wówczas wykonałem serię prezentowanych niżej fotografii i kolaży. Wracam do nich dzisiaj, aby ułożyć z nich intymny przewodnik po Berlinie i ofiarować dostęp do niego czytelnikom Popmoderny.
Ulokowanie tego wiersza obok fotografii pokazuje mi, jak ważne są wewnętrzne sparingi – nie tylko w przestrzeni literatury i sztuki.
Knockdown
Mocne uderzenie upału: promienie słońca
wnikają w szorstką tkankę betonu. Misternie utkane
przez mizernych architektów miasto nie reaguje
na ból jak wymęczony bokser. Niezdolny do uników
zawodnik powierza swój los rywalowi a śmierć jest
słońcem które pali materię ringu i uwalnia
trujące substancje z powierzchni miejskiego graffiti.
Krople trudu zasychają na twarzy w postaci kryształków
soli ulotnej jak życiodajna woda strącona na jałowy
nagrzany beton. Opuszcza gardę zmęczony wojownik
bo słońce jest wolnością a zwycięzca nie przegrywa











