Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Polska jako Mad Max (Z. Szczerek „Siódemka”)

Bez kategorii /

Jeździło się autostopem, oj, jeździło, słuchało się wywodów. W relacji kierowca – autostopowicz zawsze dostrzegalna jest aura spowiedzi, powodująca, że machanie ręką na wylotówce to nie tylko żebranie o podwózkę, ale też przeniesienie krztyny człowieczeństwa na szosową codzienność. Rozmawiają ci, którym się spieszy, z tymi, którzy mają czas. Tak oto głównego bohatera Siódemki poznaje młodzieniec przebrany za wiedźmina, a czas przybiera wówczas swoje nowe oblicze.

Jadący z Krakowa do Warszawy Paweł zna historię ojczystą i zdaje się nie wierzyć w polskie przesądy narodowe. Biorąc na stopa chłopaka z konwentu fantasy, rozpoczyna trudną ścieżkę wiedźmina. Wprawdzie przez przypadek, ale ze szczerym powołaniem. Nie, nie żartuję. Autostopowicz bowiem, uciekając z wozu w ataku paranoi, zostawia torbę pełną wiedźmińskich eliksirów, których działanie wcześniej zachwalał, którymi częstował, których, wreszcie, padł ofiarą. Z wozu uciekł z powodu halucynacji wywołanych ich spożyciem (przerażały go nadlatujące nietoperze, jak w Las Vegas Parano). A ponieważ nasz bohater Paweł żyje w kraju bez kształtu i charakteru, gdzie nic nie przypomina niczego, postanawia skosztować specyfików i urozmaicić sobie tę szarość. A co!

Opłaciło się, bo następnie przeżywa on samochodową kraksę, przez co sam, z musu, staje się autostopowiczem (w międzyczasie strzelając do ludzi oraz walcząc z władcami Polski, smokami i wszystkim, co definiuje bądź definiowało kraj nad Wisłą). Nie zapomina oczywiście, że w Warszawie ma ważne spotkanie, na które usilnie próbuje dojechać.

Pamiętam, że jakoś na pierwszym roku, kiedy to dopiero budowali A4, jechałem na egzamin do Krakowa. Wiedziałem, że pociągiem nie zdążę, więc na dalekim Podkarpaciu rozpocząłem letnią odyseję. Trafiło mi się całkiem nieźle, bo te 250 km przejechałem dwoma samochodami, które zresztą, o dziwo, udało się złapać bardzo szybko. W pierwszym z nich usłyszałem historię o właścicielu firmy, który wygrywał przetargi na wszystkie odcinki budowy drogi, jednak w końcu zbankrutował. Chciałem zabłysnąć przed kolejnym z kierowców i opowiedziałem świeżo zasłyszaną anegdotę, lecz… to on okazał się być tymże właścicielem. Ale już się odkułem – powiedział dumnie. No cóż, egzaminu i tak nie zdałem, bo na miejscu urzekła mnie rozmowa z piękną panią od języka rosyjskiego, a w tym samym czasie profesor zdążył opuścić teren uczelni.  Bohaterowi książki Szczerka również nie udaje się zrealizować do końca swoich planów – całą podróż  „wiedźmina” zniszczył atak Rosji na Polskę.

Nie sposób poważnie mówić o Polsce, a jeśli ktoś próbuje, naraża się na kompletną śmieszność. Kraj będący efektem jakichś nie do końca wyjaśnionych wydarzeń sprzed tysiąca lat może próbować jedynie sączyć opowieść księcia Bajaja, który widzi w nim centrum świata mające zapewnić ład i harmonię pomiędzy Wschodem i Zachodem, przywrócić równowagę mocy. Polska jako hetyckie plemię, spadkobiercy najstarszej cywilizacji. Śmieszne. Gaworzyć sobie tak można bez końca. Ale właśnie, to chyba najbardziej interesujący aspekt powieści Szczerka. Polska jest niewiadomą, wobec której snuć można tysiące spekulacji, by nadać sens czemuś, co sensu nie ma. Czymś pomiędzy ideą i materią, abstrakcją a konkretem. Takim „czymś”, po prostu.

Niejednokrotnie w jakichś ciemnych melinach zdarzało mi się rozmawiać na te tematy (czyli: o co w tej ojczyźnie chodzi?), zawsze bardziej lub mniej afirmując swój kraj, wraz z ubyciem alkoholu we flaszce. To tak, jakby polska idea ojczyzny nie wychodziła z knajpy. Zawsze jest obarczona tysiącami interpretacji, nic nie jest w niej nigdy oczywiste. Na Wschodzie jest coś, od czego niby się odcina, coś jeszcze bardziej mglistego i niezrozumiałego. Na Zachodzie zaś niby wszystko poukładane, ale właśnie dlatego straszliwe, złe, posępne. O tych z Południa nie ma co mówić, choć sami też mają sporo za uszami.

Siódemka to szczery (hehe) ubaw, ale też bardzo wyrafinowana i błyskotliwa opowieść (choć wielu może wydawać się prostacka, wielki błąd). Przede wszystkim: autor operuje wieloma językami polskimi i robi to z kunsztem i ironią, unikając rozpływania się w swojej historycznej erudycji (a ma ją, bez wątpienia). To utwór, który czytać można zarówno jako zabawną satyrę, jak i groteskową mozaikę pełną symboli, gier, aluzji, mającą w sobie nie tylko wiele polskich intertekstów, lecz także rock’n’rollową wyobraźnię rodem z Ameryki. Dlatego Mad Max, a nie Wesele. Dlatego Konwój, a nie Polskie drogi. W ogóle to chyba ze znajomością Mad Maxa byłoby Wyspiańskiemu prościej. Piszę to, ponieważ warto oddać honor autorowi Siódemki, któremu bardzo dobrze udało się umieścić Polskę na tle popkultury. A jej nie sposób omijać, jeśli postać ma nosić jakiekolwiek współczesne rysy. Popkultura istnieje twardo w naszej percepcji, czy tego chcemy, czy nie.

Na końcu należy dodać, że Szczerek w swojej negacji polskości jako takiej nie ociera się w ogóle o oklepaną postgombrowiczowską narrację. To po prostu świetna zabawa literacka człowieka historycznie obytego, z luzem i ekstrawagancją – o takich historykówdziś trudno. Dlatego warto poczytać, by śmiać się (to podobno zdrowe), a nawet zatroszczyć się o ten czasem słodki, czasem gorzki chaos. Zatroszczyć uśmiechem, bo co tu innego robić?

 

Ziemowit Szczerek

Siódemka

Ha!art, 2015

Liczba stron: 256

Konrad Janczura

(ur.1988) – kiedyś dobrze zapowiadający się pisarz i krytyk, teraz... pracownik bankowego IT. Autor powieści „Przemytnicy” (Ha!art, 2017). Trzeźwy jak świnia miłośnik gier video