Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Dwugłos: „Strategie queer. Od teorii do praktyki”

Dwugłos /

Samuel Nowak:  Dzisiaj mówimy o książce Strategie queer. Od teorii do praktyki, pod redakcją Moniki Kłosowskiej, Mariusza Drozdowskiego i Agaty Stasińskiej. Nie wiem, czy jesteśmy odpowiednimi osobami, aby rozmawiać o tej publikacji, ponieważ siedzimy w modnej kawiarni i być może nie utożsamiamy się z marginesami, o których mówią autorzy. Może zacznijmy od konstrukcji książki?

Małgorzata Major: Jest to tom pokonferencyjny, zawierający piętnaście artykułów badaczy, którzy brali udział w konferencji „Strategie queer. Kulturowa i społeczna sytuacja osób nieheteroseksualnych i transpłciowych w perspektywie interdyscyplinarnej” (Warszawa, czerwiec 2011). Jak dowiadujemy się ze wstępu, zgłoszonych tekstów było znacznie więcej, ale – ze względów objętościowych – nie wszystkie zmieściły się w tomie. Warto też dodać, że zapis wideo wszystkich wystąpień z konferencji dostępny jest na stronie: queer.uw.edu.pl. Zaglądając w spis treści samej publikacji, można się nieco zagubić, gdyż artykuły nie są zbite w bloki tematyczne, ale dosyć swobodnie rozrzucone po całym tomie.

S.N.: Myślę, że teksty z tego tomu można podzielić na trzy grupy: dobre, złe i nie na temat. W tej ostatniej mieści się artykuł Pawła Dybla Tożsamość seksualna – biologia, fantazmat czy przeznaczenie? Dylematy Freuda teorii seksualności i płci, który jest ciekawy, ale tak naprawdę nie ma wiele wspólnego z teorią queer. Mam wrażenie, że jedyne, co tutaj wnosi, to cenny kapitał kulturowy uznanego badacza, który opiekował się konferencją i jego tekst pojawia się w tomie bardziej przez grzeczność niż uzasadnienie merytoryczne.

M.M.: Sądzę, że to ciekawe wprowadzenie, które nie atakuje czytelnika zaawansowaną teorią queer i nie powala na łopatki mnogością terminów i metodologii. Jest to łagodna zapowiedź tematu, przypomnienie tezy Freuda, że dziecko pierwotnie ma jedną płeć, a reszta to już wynik naszych wyobrażeń. Odpowiada mi unoszący się duch Freuda, bo czytelnik – zanim trafi na grunt teorii queer – może się z nią powoli zaznajamiać, korzystając z dobrze znanej furtki wiodącej przez mit o Edypie. Autor przypomina również, że Freud zrywał z niepodważalnością paradygmatu modelu heteroseksualnego (s. 25). Powiedzmy jeszcze słowo o samym wstępie, który wyjaśnia okoliczności powstania tomu, wspomina motywacje związane z organizacją konferencji i zarysowuje tematykę artykułów. Sadzę jednak, że poza wstępem powinien też pojawić się na końcu słownik podstawowych terminów, wielokrotnie przywoływanych w artykułach. Na przykład w tekstach dotyczących osób transseksualnych autorzy wykorzystują pojęcia mogące sprawiać trudność czytelnikowi, a skoro badacze nie wyjaśnili tego w przypisach, to myślę, że dobrze byłoby, aby redaktorzy tomu samodzielnie przygotowali słownik.

S.N.: Moim zdaniem ten wstęp nie wywiązuje się ze swojej funkcji, ponieważ bardzo często przeinacza tezy autorów, na przykład w przypadku tekstu Wojciecha Śmiei redaktorzy zapominają, że autor pisze pod prąd miejscu Didier Eribona w polskich badaniach. Wstęp zrównuje Rafała Majkę i Paulinę Szkudlarek, chociaż ich teksty są wykluczające, a o tym pierwszym możemy przeczytać, że jest autorem nowej radykalnej filozofii politycznej. Sądzę, że autorem radykalnej filozofii politycznej można być co najmniej po wydaniu jednej książki na ten temat, a nie jednego artykułu, ale to już uwaga na marginesie. To może zacznijmy od tego, co wzbudziło twoje zainteresowanie w tej książce? Bo tych interesujących tekstów jest kilka.

M.M.: Chciałabym zacząć od artykułu Tomasza Basiuka, który uważam za świetnie i sprawnie napisany, a to jest rzadkość w tej publikacji, gdyż przynajmniej połowa tekstów jest napisana bardzo nieprzystępnym językiem. Tym bardziej doceniam sprawność językową autora, w błyskotliwy sposób przedstawiającego rys historyczny i kontekst podstawowy dla rozróżnienia teorii queer na polskim i amerykańskim gruncie. Basiuk wraca do znaczenia terminu coming outu i przedstawia różnicę między teorią queer a polityką tożsamościową LGBT. Wychodzi od wydarzeń przed barem Stonewall Inn w czerwcu 1969, co dla czytelnika niezaznajomionego z tematem jest cenne i precyzyjnie ustawia punkt wyjścia. Przejrzyście przedstawia różnicę między sytuacją społeczeństwa amerykańskiego i polskiego w kontekście teorii queer. Przedstawia amerykańską politykę tożsamościową i znaczenie zjawiska „klasy osób”, które odegrało kluczową rolę w bataliach sądowych środowisk LGBT. Artykuł jest aktualny w kontekście obecnej dyskusji o związkach partnerskich. Mam wrażenie, że tekst Wojciecha Śmiei tutaj nie pasuje. Jest to bardzo dobrze napisany artykuł, ale odbieram go jako klin (rodzaj dysonansu) wbity między anglosaską teorią a polskim kontekstem, dominujących w pozostałych tekstach.

S.N.: A ja się z tobą nie zgodzę, uważam, że jego tekst dowodzi, że można pisać jasno, krytycznie i polemicznie. Śmieja posiada taką umiejętność, którą bardzo cenię, mianowicie eleganckiego polemizowania. Napisał zresztą kiedyś świetny esej Przeciw konstrukcjonistom i do tej pory żaden queer nie pofatygował się mu odpowiedzieć. Przypomnijmy, że w tekście Queer studies á la français. Didier Eribon i użytek z teorii Śmieja dokonuje rehabilitacji twórczości Didier Eribona na gruncie polskiej teorii queer i przeciwstawia ją upraszczającej interpretacji Jacka Kochanowskiego. To bardzo elegancko napisany tekst, pokazujący, jak rodzima teoria queer dokonuje niesprawiedliwych uogólnień tylko po to, aby wyostrzyć swoje rzekomo radykalne tezy. Wydaje mi się, że jest to jeden z autorów, obok m.in. Tomasza Basiuka, który zwraca uwagę na ugruntowanie teorii w kontekście społecznym, w którym ona powstaje. To samo robi Basiuk, pokazując, że proste translacje nigdy nie działają i każda teoria musi być umocowana w pewnym momencie, a odczytanie teorii musi uwzględnić ten moment – to jest coś, co uważam za bardzo cenne. Poza tym Śmieja zachowuje bardzo klarowny wywód, co nie wszystkim autorom się udaje.

M.M.: Sądzę, że tekst Ewy Majewskiej również jest godny wspomnienia jako poruszający niewidzialność ubóstwa w badanich queer. Z tego, co zdążyłam się zorientować, wykluczenie ekonomiczne osób pochodzących z kręgu queer stanowi dla badaczki jeden z istotniejszych wątków jej pracy. Majewska przytacza casus błędnego rozumienia homofobii jako „lęku przed domem”, co dobrze ustawia punkt wyjścia dla jej rozważań. Wydaje mi się to istotne nie tylko dlatego, że autorka porusza temat pomijany, czyli ubóstwo osób nieheteronormatywnych, ale także dlatego, że podkreśla, iż przed tym tematem chętnie się ucieka. Chociaż zdaje mi się, że Rafał Majka też ma skłonność do mówienia, pisania o tego rodzaju „marginesie marginesu”. Majewska stwierdza, że polska akademia, w tym również duża część badaczy i badaczek queer, nie w pełni zdaje sobie sprawę z tego poważnego metodologicznego uchybienia (s. 139), czyli założenia, że przyszłością dla wszystkich z nas jest europejski uniwersalizm, a zatem beztroskie funkcjonowanie w dobrobycie klasy średniej. Majewska słusznie podkreśla, że nie każda osoba nieheteroseksualna w Polsce posiada polski paszport, nie każda jest białym mężczyzną z klasy średniej i nie każda dysponuje wystarczającym kapitałem kulturowym, by nie tylko płynnie poruszać się w najeżonym stereotypami świecie polskiej demokracji, ale również by w ogóle zdefiniować swoją sytuację jako sytuację opresji, dyskryminacji i podporządkowania (s. 139). Być może ignorowanie w badaniach kwestii ubóstwa wynika z tego, co w serialu Queer as Folk stwierdza Brian Kinney, a mianowicie, że „nie ma nic szlachetnego w byciu ubogim”. Może polscy badacze queer myślą podobnie?

S.N.: Z pewnością tak nie uważają i na pewno protestowaliby przeciwko takiej sugestii, ale faktem jest, że na gruncie ekonomicznym polska teoria queer nie doczekała się wielu badań. Tekst Ewy Majewskiej jest dobrze napisany, ale i tutaj znajdziemy trochę uproszczeń, a jedno z nich jest symptomatyczne dla kilku spośród tekstów w tomie, a mianowicie, autorka pisze: teoretyczny mainstream, który w Polsce nadal uwikłany jest w przedkantowskie i przedheglowskie rozumienie kultury jako zestawu wyobcowanych od społecznego kontekstu reguł funkcjonujących w idealnym świecie, który nie jest podporządkowany ekonomii i w taki właśnie pozamaterialny sposób mocą jakiejś magii kształtuje nasze zachowania (s. 140–141). Gdzie? Odsyłaczy brak. Takie rozumienie dominującego dyskursu naukowego stawia autorkę w pozycji awangardy. Wydaje mi się, że to nie jest prawda.

M.M.: Kolejnym artykułem godnym uwagi jest dla mnie tekst o transwidoczności Co i kto nie „przechodzi”. (Nie) widoczność, „passing” a nie/normatywność trans. Autor Michał Abel Pelczar skutecznie równoważy swoje doświadczenie badacza i obiektu badania, co bywa trudne na gruncie nauki. W końcu cienka jest granica między analitycznym spojrzeniem na wycinek własnej biografii a popadaniem w nadmierną wyznaniowość, jemu zaś dobrze udaje się wypracować tę granicę. Podoba mi się odwaga językowa autora – w tekście naukowym cytuje wulgaryzmy, które nawet jako cytat nie zawsze uchodzą, a jego casus zajebać cię, cwelu (s. 252) dobrze ilustruje jedną z kluczowych tez w artykule (passing jako strategia przetrwania czy ujawnienia, wyeksponowania?). Badacze, próbując formułować tezy bardzo nadętym językiem, często powodują, że czytelnik nie ma pojęcia, o co chodzi. Pelczar czerpie z języka, który pomaga łatwo zwizualizować problemy, zwłaszcza tak trudne do zdefiniowania jak np. „passing”. Zabrakło mi jednak podstawowych definicji dla takich terminów jak: transseksualność, transgenderyczność, genderqueer. Obawiam się, że czytelnik nieznający różnic między osobą transseksualną, transgenderyczną a genderqueer zagubi się w szumie informacyjnym.

S.N.: Mnie w tym tekście brakuje mocnej tezy. Jest dobrze napisany, ładnie łączy wątki biograficzne i teoretyczne, ale cały czas mam wrażenie, że chodzi tylko i wyłącznie o to, że cały ten proces „uchodzenia” bądź nie, jak pisze sam autor w konkluzji, jest także miejscem, gdzie „widoczna” staje się sama władza (s. 264). To jest takie zdanie ogólne, pod które można wszystko podłączyć – że w kulturze popularnej relacje władzy stają się widoczne, że w pornografii są widoczne. Mam wrażenie, że dla autora rozmaite teorie są okazją do prezentowania własnych doświadczeń. Brak mi tutaj punktu wyjścia, obrony pewnej tezy i konkluzji. To początkujący badacz, niemniej jednak wypadałoby takie rzeczy doprecyzować. Z kolei teksty, które szczególnie zwróciły moją uwagę, to właśnie te autorstwa Śmiei i Basiuka, o których już trochę mówiliśmy. Wspomniany Basiuk bardzo interesująco pokazuje, na ile ta sama koncepcja coming outu i jego krytyka powinna być trochę inaczej rozumiana w Polsce, a inaczej w Stanach Zjednoczonych. Zwraca też uwagę, że polska teoria queer bywa w dużej mierze prostym odczytaniem teorii amerykańskiej ze wszystkimi jej niuansami, ale te niuanse w Polsce nabierają innego znaczenia. Ciekawy trop podejmuje również Paulina Szkudlarek w tekście A spanner in the work, czy(li) narzędzie w robocie. O użyciach i nadużyciach ujęć queerowych. To jest ważny tekst, ponieważ, po pierwsze – bierze na warsztat korpus konkretnych opracowań, nie ucieka w polemizowanie między wierszami, po drugie – jest bardzo rzeczowy, ma tezę, że w Polsce nadużywa się pewnych pojęć, i pokazuje to konkretnie w całej rozciągłości. Pokazuje też, że dwa kluczowe pojęcia, czyli tożsamość i opór, są totalnie rozmyte. Używa się ich w dowolny sposób i można z nich wyprowadzić zupełnie dowolne wnioski, jednocześnie legitymizując się wyłącznie akademicką afiliacją. Autorka zwraca uwagę, że w Polsce teoria queer jest teorią szczególną – bardzo często zabiera się za coś, co przerobiła humanistyka spod znaku studiów kulturowych. Mądry tekst, napisany bardzo rozważnie i bez zadęcia.

M.M.: I na twoje zdanie o nim nie wpłynął fakt, że jesteś wspominany w przypisach?

S.N.: Jestem też wspominany w przypisach innych tekstów, gdzie funkcjonuję jako zły policjant. To pomówmy o tekstach nie do końca udanych. Zaliczyć do nich trzeba tekst Rafała Majki.

M.M.: Sądzę, że z innych powodów każde z nas uznaje ten tekst za nie do końca udany. Rozumiem „linię programową” Majki. Pamiętam jego artykuł Pułapki coming outu opublikowany we „Fragile” (nr 3 (17) 2012) i do pewnego stopnia podzielam tę perspektywę tzn. „kto może pozwolić sobie na coming out?”, ale dla mnie problemem jest język autora, tego po prostu nie da się czytać.

S.N.: Myślę, że wynika to z dwóch powodów. Po pierwsze – autor nie panuje nad słowem pisanym i stąd rozmaite prefiksy brane w nawias, rozmaite cudzysłowy, nie wiemy więc, czy mamy do czynienia z tekstem, czy jakimś „pisaniem w toku”. Druga kwestia, która bardziej mnie martwi – Rafał Majka ułatwia sobie życie i tłumaczy wszystko pojęciami-wytrychami: wszystko jest neoliberalne, wszystko jest systemem, wszystko jest scentralizowane, istnieje system hegemonii i tak dalej. Wszystko można wytłumaczyć na jeden sposób – najlepszym cytatem jest stwierdzenie, że żyjemy w świecie, w którym pod wpływem hegemonicznego neoliberalizmu komercjalizacji i utowarowieniu ulega coraz więcej sfer kultury, życia i aktywności ludzkiej; jednocześnie w reakcji na neoliberalizację, ekspresowe „ukapitalistycznienie” bycia i życia (brutalnie wymuszające znaczne zmiany w strukturze społeczeństw), na sile zaczynają zyskiwać dyskursy neokonserwatywne nawiązujące do tradycji, religii, antymodernizacyjne, pielęgnujące silnie hermetyczny model (narodowościowej/etnicznej) wspólnoty (s. 119). I dalej „neoliberalne rządy”, „postpolityka”… Tak naprawdę, teza jest tak prosta, że zdaje się mieścić w jednym zdaniu. Dopisywanie wszędzie post i neo – w cudzysłowie, w nawiasie – świadczy o tym, że Rafał Majka pisze w kółko ten sam tekst, który poddawany jest pewnemu recyklingowi. Co więcej – uważam, że takie pojęcie jak system-świat, przejęte od Wallersteina, jest na tyle mocne i na tyle wszystko tłumaczące, że jakakolwiek teoria jest już niepotrzebna, wiemy przecież wszystko. Zresztą, z taką wizją świata, którą kreśli Majka, a także Tomasz Sikora, trudno polemizować, można tylko popełnić samobójstwo. Bardzo mi się to nie podoba, ponieważ tworzy to pewną sentymentalną wizję teorii queer, która przychodzi z odsieczą wobec okropnego strukturalistycznego myślenia.

M.M.: Romantyczna i utopijna wizja świata, która wyłania się z teorii queer, widoczna jest także w innych tekstach. Na przykład w artykule Agaty Stasińskiej, którego puenta…

S.N.: Puenta jest sprzeczna z punktem wyjścia. Przypomnijmy, że Agata Stasińska dokonuje konsekwentnej i ostrej krytyki kampanii „Niech nas zobaczą”, o której autorka twierdzi, że jest homonormatywna i tak naprawdę umacnia opozycję systemu homo – hetero. Przeciwstawia ją kampanii „Miłość nie wyklucza” jako mającej potencjał wkluczający i wychodzący poza myślenie homo vs. hetero, po czym na końcu stwierdza, że queer jest lokalny. Skoro queer jest lokalny, dlaczego kampania „Niech nas zobaczą” z 2003 roku nie mogła być queerowa, przecież podważała pewne normy, które właśnie w tamtym momencie były istotne? Wówczas nikt z hasłem „queer, miłość ponad wszystko” nie przebiłby się na ulicy, równie dobrze można było umieścić na billboardach tekst ”płeć to regulatywna fikcja”. Autorka osiąga mistrzostwo w tego rodzaju lawirowaniu.

M.M.: Mnie zaskakuje nieco powieściowa narracja i zakończenie mówiące, że: „Miłość nie wyklucza” nie odwołuje się do narracji comingoutowej. Widzowi nie mówi się wprost: to są geje, lesbijki, osoby queer. Widzowi mówi się tylko jedno: to są ludzie, którzy się kochają. I którzy chcą, by prawo rozpoznało ich miłość. […] Dzieci z plakatu, to my z przeszłości. To, o co walczymy tu i teraz, to przyszłość dla dzieci, którymi kiedyś byliśmy (s. 112). Wynika z tego, że queer to jedyna droga do szczęśliwości, mało to precyzyjne i nieco naiwne.

S.N.: Wiąże się to z faktem, że większość autorów, którym bliżej do queeru niż studiów kulturowych, cały czas ma obraz „zwyczajnych ludzi” jako pasywnie chłonących wszystkie obrazy, przekazy – i oto przychodzą do nich badacze queer z queerowym i subwersywnym odczytaniem.

M.M.: Nie do końca rozumiem także tekst Moniki Kłosowskiej, która chce pokazać, jak przygotowuje zaplecze metodologiczne do badań w nurcie queer, powołuje się na Donnę Haraway, naukę nazywającą grą, retoryką ze strony społecznych aktorów, których zadaniem jest przekonać nas do sięgnięcia po upragnioną władzę poprzez podążanie wskazaną ścieżką obiektywnej nauki wytyczonej przez kogoś (s. 177). Autorka pokazuje nam sposób, w jaki konstruuje swój warsztat badawczy, ale…

S.N.: Dokonuje wielu niebezpiecznych uproszczeń, ponieważ pisze o metodologii feministycznej. Nie ma czegoś takiego jak metodologia feministyczna, jest perspektywa feministyczna. Feminizm zawsze opierał swoją metodologię na ustaleniach innych teorii. Kłosowska to kolejna autorka, która walczy z wyobrażoną Potworną Nauką, pisze: Dominujące w polskiej socjologii stanowisko metodologiczne opiera się na założeniach, wedle których nauka jest obiektywna, empiryczna, uniwersalna, wolna od wartościowania, racjonalna, transcendentna, zgodna z linearnie odtwarzanym postępem. Cechy te, upłciowione przez system patriarchalny, stały się charakterystyczne dla mężczyzn, ale także dla nauki jako takiej, powodując, że to męski punkt widzenia okazał się jednocześnie naukowym (s. 170). I znów: zero przypisu, gdzie jest ten dominujący potwór polskiej nauki. Następnie zauważa, cytując Jacka Kochanowskiego: Jako niemężczyzna nie znajduję w nauce miejsca na własną narrację, bowiem wiedza reprezentuje interesy grup lub kategorii dominujących w danym układzie społecznym (s. 171). No przykro mi, ale na tym właśnie polega tworzenie wiedzy akademickiej: wiedza reprezentuje interesy grup w danym układzie społecznym. Na przykład interesy queerowe.

M.M.: Mimo wszystko podoba mi się jej szczerość badawcza.

S.N.: Moim zdaniem nie jest to szczerość, lecz bezradność. Jej całkowite utożsamienie się z odmiennością – jak pisze: Uprawianie queer […] postrzegam nie tylko jako oddanie głosu marginesowi, ale przede wszystkim jako dialog z marginesem, rozmowę w grupie, w której każda i każdy traktowani są na równych prawach (s. 181) – może istnieć tylko pod warunkiem uprzednio skonstruowanego na potrzeby tekstu monstrum, które sytuuje się w centrum i zasysa wszystko, pożera każdą odmienność. Najbardziej jednak zaskoczyło mnie w artykułach Majki, Kłosowskiej i Stasińskiej, że oni wszyscy pracują na tekstach Jacka Kochanowskiego i Joanny Mizielińskiej, którzy już pracują na tekstach Butler, która z kolei pracowała na tekstach Foucaulta, a więc mamy do czynienia z teorią trzeciego rzędu. Jest to oczywiście interesujące i nie ma w tym nic złego, ponieważ każdy teoretyzuje, jak potrafi. Kochanowski i Mizielińska mogą być dumni, że tak szybko wykształcili młode pokolenie badaczy. Z drugiej strony pokazuje to bardzo mocne zawężenie i specyfikę polskiego queeru, opierającego się na wybranych koncepcjach Foucaulta, które moim zdaniem domagają się bardziej twórczego przepracowania.

M.M.: Sądzę jednak, że młodzi badacze, opierając się na dorobku Kochanowskiego i Mizielińskiej, starają się (często poprzez polemikę) znaleźć własną przestrzeń badawczą, co jest chyba całkiem naturalne. Muszą przecież i powinni mieć jakiś punkt odniesienia, w którym wychodzą z bloków startowych. Chciałam jeszcze wrócić do zakończenia tekstu Moniki Kłosowskiej, ponieważ nie do końca rozumiem przeniesienie zasad obowiązujących przy produkcji kobiecego porno jako użytecznych dla jej metodologii. Czy nie jest to jedynie zabieg retoryczny?

S.N.: Podzielam perspektywę przyjętą przez autorkę i rozumiem jej cel, natomiast uważam, że na gruncie nauki to się nie sprawdza, ponieważ nie jest to żadna metoda. Autorka, zresztą nie ona jedna, od początku wychodzi z założenia, że nauka jest zła. Skoro nauka jest zła, to dlaczego Kłosowska określa się jako doktorantka i socjolożka?

M.M.: W tekście Moniki Kłosowskiej zastanawiają mnie takie stwierdzenia, jak na przykład to ze strony 182: Queer to dla mnie apoteoza różnicy, ale nie za cenę sensacji i zjawiskowości. Albo na stronie 183: Perspektywa przyjazna kobietom to perspektywa przyjazna wszelkim grupom wykluczonym.

S.N.: Znowu idealizowanie marginesu… Bardzo podobne myślenie widać w tekście Tomasza Sikory (który zresztą, obok Deleuze’a, najchętniej powołuje się sam na siebie). Przeciwstawia on politykę LGBT polityce queer i śmieje się, że modelową konsekwencją tej pierwszej jest para bogatych homomałżonków adoptujących czarnoskóre dziecko z biednej Afryki. No przepraszam, czy tego nie przerobiła już kultura popularna? Czy film Brüno nie jest tutaj dobrym przykładem? Nie potrzeba zaprzęgać całej współczesnej teorii, aby wyśmiać tego typu kwestie, bo to już przerobiliśmy na gruncie kina, telewizji, memów i literatury. To wszystko, co queery piszą o naginaniu płci, o genderbendingu, czy tego nie zrobiła już Lady Gaga, Madox i Madonna? Nie potrzebujemy Foucaulta, Wallersteina, czy Fuss, aby na to wpaść. Angażuje się tutaj siły do walki z wyobrażoną Normą, która nie istnieje w takiej postaci i która jest cały czas naginana na gruncie, niedocenianej przez autorów, kultury masowej. Zauważ, że tutaj nikt nie pisze o popie, a jeżeli pisze, to skupia się na widzach bezrefleksyjnie chłonących jakąś kampanię społeczną. Teksty, zwłaszcza te słabsze, są nieprawdopodobnie pretensjonalne, na wysokim C i pozbawione dystansu. Jakby teoria queer to była sprawa życia lub śmierci.

M.M.: Chciałabym jeszcze wspomnieć tekst Mariusza Drozdowskiego/Jej Perfekcyjności pt.: Przychodzi lesbijka/gej/trans do lekarza. Queerowanie służby zdrowia – problemy, strategie, perspektywy (przyczynek do analizy). Tytuł jest parafrazą popularnego żartu. Autor przedstawia reprodukcję heteronormy na przykładzie funkcjonowania systemu służby zdrowia.

S.N.: Tekst napisany językiem „Faktów i mitów”, któremu bliżej do teorii spiskowej niż do teorii krytycznej. Lekarze jako agenci medycyny?

M.M.: Nie wydaje ci się jednak, że autor stara się zobiektywizować swój język?

S.N.: Nie.

M.M.: Nie wiem, na ile niektórzy autorzy tomu łączą role badaczy i działaczy na rzecz określonej kwestii społecznej. To czasem też jest problem, aby później móc te kwestie rozdzielić i zapomnieć o jednej z ról, pisząc tekst naukowy.

S.N.: Jeżeli to jest problem, to może warto zmienić profesję?

M.M.: Uważam za interesujące zdanie Drozdowskiego, że Bycie chorym jest nadal czymś moralnie niepokojącym (s. 266). To rzeczywiście brzmi jak z teorii spiskowej.

S.N.: Ja nie czuję się moralnie ani etycznie wstrząśnięty, kiedy jestem chory. Powiedzmy krótko o redakcji tomu. Niestety, nie jest to książka najlepiej zredagowana: nie ma indeksu ani słowniczka pojęć, a tom, który ma popularyzować queer, powinien zawierać takie informacje. Nadmiernie stosowane są prefiksy, cudzysłowy i łamania (neo-, post- itd.). Redaktorzy powinni to ujednolicić, brakuje też pozycji bibliograficznych – są do nich przypisy harwardzkie, ale brakuje informacji w zestawieniu końcowym, jak np. w tekście Majewskiej. Kilka razy w bibliografiach pojawiają się pozycje niepublikowane, co uważam za skandal. Ponadto młodsi autorzy często powołują się na siebie nawzajem, co w przypadku osób przed doktoratem  jest troszkę niepoważne. bo mamy do czynienia z aspirantami do tytułu naukowego, a nie badaczami z profesorskim dorobkiem.

M.M.: A może przedsięwzięcie trochę ich przerosło? W końcu to młodzi redaktorzy. Poza tym, jest chyba tylko pięć literówek, a to niewiele jak na tak obszerny tom. Co świadczy albo o dyscyplinie autorów, albo o dobrej korekcie.

S.N.: Myślę, że czas na podsumowanie.

M.M.: Sądzę, że dla czytelnika niezbyt dobrze zaznajomionego z tematem jest to niezłe wprowadzenie, prezentujące różne perspektywy w obrębie teorii, poruszające różne zakresy tematyczne – wątek ekonomiczny, medyczny, Basiuk świetnie wyjaśnił termin i przemiany coming outu. To całkiem przyzwoita publikacja, której lektura nie zaszkodzi, a bibliografie podpowiadają wiele cennych tekstów źródłowych, w większości anglojęzycznych. Uważam tekst Pelczara za wart szczególnie wnikliwej lektury z uwagi na walor poznawczy.

S.N.: Ale to są ciągle ci sami autorzy. Oczywiście sympatyzuję z perspektywą konstruktywizmu społecznego, natomiast ta książka jest niekoherentna – zawiera zarówno bardzo dobre, jak i bardzo złe teksty. Redaktorki powinny były dokonać bardziej przemyślanej selekcji. Co przewrotne, projekt ten pozwala dostrzec dwie ciekawe kwestie – okazuje się, że w sercu antyesencjalistycznej teorii queer leży dogmat, czyli pewna koncepcja podmiotowości Michela Foucaulta, która najczęściej jest przyjmowana „na wiarę”, zresztą z dużymi uproszczeniami, na co nikt nie powinien się zgodzić, bo po to zajmujemy się badaniami, żeby o pewne rzeczy wciąż pytać i je kwestionować. Druga rzecz to pisanie na kolanach przed kanonizowanymi za życia autorami (także polskimi), czego ukoronowaniem jest konkluzja z tekstu Moniki Kłosowskiej: Na szczęście mam możliwość wzorowania się na dokonaniach tych, którzy przecierali szlaki queerowej teorii, za co im serdecznie dziękuję (s. 184). Jeśli to jest wizja teorii queer, która przyświeca większości piszących do tomu autorów, to ja za taką teorię queer dziękuję.

___

Strategie queer. Od teorii do praktyki

Redakcja: Mariusz Drozdowski, Monika Kłosowska, Agata Stasińska

Difin, 2012

Liczba stron: 307

Małgorzata Major

(ur. 1984) – kulturoznawczyni, autorka tekstów poświęconych kulturze popularnej („EKRANy”, „Bliza”, „Fabularie”, „Tygodnik Przegląd”, „Kultura Popularna”), współredaktorka tomów „Władcy torrentów. Wokół angażującego modelu telewizji”, „Pomiędzy retro a retromanią”, „Wydzieliny”.