Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Po dwóch stronach, zadanie to samo. Rozmowa z Urszulą Majcher-Legawiec

Rozmowy /

Z Urszulą Majcher-Legawiec, ekspertką w dziedzinie edukacji międzykulturowej, autorką publikacji Śladami słów i kultur – spacerownik miejski. Przewodnik językowo-kulturowy, rozmawia Jan Bińczycki

Jan Bińczycki: Czego nie mówić spotykanym w Krakowie Ukraińcom?

Urszula Majcher-Legawiec: Dobre pytanie. Odpowiedź zależy od różnych uwarunkowań, takich jak na przykład region pochodzenia. Trzeba brać pod uwagę, że to mieszkańcy dwujęzycznego kraju.  A dzisiaj, z powodów politycznych, zaprzecza się temu faktowi. Język rosyjski traktowany jest przez wielu Ukraińców jako język wroga, a tymczasem jest to przecież także język Ukraińców z Ukrainy Wschodniej, warstwa ich tożsamości. 

A jeśli zna się parę rosyjskich słów i zwrotów, to powinno się ich używać, czy lepiej wcale?

Kwestie językowe są skomplikowane. Ale rosyjski się przydaje. Byłam w sytuacjach, w których Ukraińcy przechodzili na rosyjski, kiedy orientowali się, że tak będzie im łatwiej się porozumieć. A sama, udzielając na przykład porad przez telefon, uprzedzałam, że po ukraińsku rozumiem i wysłucham pytania, ale wolałabym odpowiadać po rosyjsku, bo lepiej znam ten język. W części przypadków migranci przechodzili na rosyjski, w części stosowaliśmy taką hybrydową, dwujęzyczną metodę. 

A jeśli ta Ukrainka lub Ukrainiec jest dzieckiem i uczy się w krakowskiej szkole? Jest różnica w poruszaniu trudnych tematów  w rozmowach z dużym i małym uchodźcą?

Od pracujących w Krakowie asystentów międzykulturowych płyną różne sygnały. Sprawy kłopotliwe mają mniej wspólnego z narodowością jako taką, a wiele z sytuacją społeczną. Trzeba dbać o atmosferę wzajemnej życzliwości. Dzieciom, niezależnie od tego kim są, dawać poczucie bezpieczeństwa. 

Dziecko opiera własną samoocenę w dużej mierze na akceptacji otoczenia. Sygnały odrzucenia czy przemoc ze strony rówieśników bolą najbardziej. Taka rówieśnicza marginalizacja może mieć podłoże narodowościowe. Ale najczęściej mamy dziś do czynienia z kłopotami wynikającymi z niegotowości na spotkanie z innością. 

Jest lepiej czy gorzej?

Staliśmy się bardziej wrażliwi. W środowisku szkolnym widzimy to na każdym poziomie. W postawie nauczycieli, rodziców i samych uczniów. Wojna zmieniła nas wszystkich i jest to zmiana na lepsze. Zresztą wszyscy chyba jesteśmy świadomi na przykład skali działań pomocowych podjętych w Krakowie i innych miejscach w Polsce. 

Moi znajomi ekspaci często zwracają uwagę na to, że spotyka ich pewien rodzaj życzliwego rasizmu” czy nieumyślnej stereotypizacji. Traktuje się ich jak ambasadorów własnych krajów czy ich modelowych mieszkańców, nosicieli wszystkich cech kojarzonych z narodowością.

To częste zjawisko. Podświadomie zakładamy, że ktoś, kogo zidentyfikowaliśmy jako osobę z danego kraju, będzie ekspertem w każdej związanej z nim dziedzinie i chętnie odpowie nam na każde pytanie. 

Wróćmy do pierwszego pytania. Czego unikać w rozmowie z nowo przybyłymi do Krakowa Ukraińcami?

Chyba nie trzeba szczegółowo tłumaczyć, dlaczego najtrudniejsze momenty naszej wspólnej, ukraińskiej i polskiej historii, to niezbyt dobry temat na pogawędkę w parku czy na placu zabaw, gdzie bawią się nasze dzieci. 

Odnoszę wrażenie, że tematy historyczne sądziś na drugim planie, bo najważniejsze jest to, co aktualnie dzieje się u sąsiadów. 

Jest jeszcze jedna delikatna kwestia w codziennych polsko-ukraińskich kontaktach. To nasza gotowość do pomocy i dobre pobudki. Na tym etapie, kiedy rodziny z Ukrainy  są u nas od ponad roku, jakoś zorganizowały sobie życie, nasza pomoc nie zawsze jest potrzebna czy adekwatna. I nasze dobre intencje niekoniecznie zostaną odczytane tak, jak byśmy chcieli.

To jak pomagać?

Najlepiej najpierw zapytać, czy możemy w czymś pomóc i jak. Diagnozować potrzeby we współpracy z przyszłymi beneficjentami naszych działań. 

Skoro wiemy czego nie mówić, spróbujmy wymienić to, co warto mówić i o co pytać. Stworzone przez ciebie portfolio językowo-kulturowe Śladami słów i kultur – spacerownik miejski, przewodnik językowo-kulturowy to zbiór materiałów dydaktycznych. Ale mam wrażenie, że nie jest to materiał wyłącznie dla nauczycieli, że przyda się wszystkim, którym wpadnie w ręce. Bo to ilustracja hasła „kultura w działaniu”. I wielokulturowość rozumiana nie tyle jako niedosiężny ideał, co praktyka w codziennym życiu, na ulicy. 

Cieszę się. Tym bardziej, że to przekracza założenia projektu, który jest realizowany przez Stowarzyszenie Interkulturalni.pl. Publikacja jest odpowiedzią na potrzeby nauczycieli, którzy chcieli rozwijać edukację międzykulturową w szkołach i zajmować się procesem integracji, a nie zawsze wiedzieli jak, brakowało im narzędzi i pewności siebie. Albo już coś zrobili i chcieli więcej. Bo często okazuje się, że w przypadku integracji nie wystarczy zorganizować jedną, doraźną” imprezę, festiwal, czy spotkanie integracyjno-gastronomiczne. Integracja jest procesem, który musi dziać się każdego dnia.  

Spacerownik jest zaproszeniem do takiego właśnie procesowego podejścia, inspiruje i  zapewnia widoczność każdemu uczestnikowi, niezależnie od, na przykład, stopnia opanowania języka. Za pomocą spacerownika i kart można wpleść integrację w wycieczki do muzeów, spacery historyczne, edukację regionalną i zanurzenie w kulturze. 

W metodologicznej części publikacji szczególnie zainteresowało mnie zastosowanie terminu pedagogika przygody”. Brzmi jak coś zupełnie innego niż konwencjonalne nauczanie.

To koncept rodem z XIX wieku rozwijany obecnie jako element współczesnej pedagogiki. W spacerowniku, poza pedagogiką przygody, ważnych jest jeszcze kilka pojęć i koncepcji. Między innymi pojęcie rezyliencji, którą opisuje się zdolności adaptacyjne jednostek, a nawet grup społecznych i społeczeństw. Bardzo ważna jest koncepcja piramidy interwencji w sytuacjach kryzysu, to tzw. piramida MHPSS, odnosząca się do wsparcia zdrowia psychicznego i psychospołecznego. 

Czego uczy spacerownik?

Tego, że niezależnie od kultury i pierwszego języka mamy wiele wspólnego i więcej nas łączy, niż dzieli. Nie ma w nim godeł i innych symboli narodowych, wielkiej” historii, bo one nie zawsze służą integracji. Jest natomiast lokalność, która ma moc wspólnototwórczą. 

Trudno oczekiwać, żeby nowo przybyli mieszkańcy i mieszkanki Polski od razu rzucili się” kochać i czcić nasze barwy, symbole, bohaterów. 

Oczywiście. Trudno oczekiwać, by wszyscy przebywający w Polsce Ukraińcy pragnęli się błyskawicznie i głęboko zanurzyć w polską kulturę. Niektórzy nie mogą, czy po prostu nie chcą i trzeba to zrozumieć.

Wedle badań socjologicznych to właśnie lokalność jest tym, co buduje wspólnotę. Przekonałam się o tym, pracując ze studentami z różnych krajów. Okazuje się, że w ich przypadku identyfikacje religijne czy kontynentalne były słabsze niż te lokalne. Budując wspólnotę, szukamy intuicyjnie tzw. miejsc wspólnych. Miasto, w którym mieszkamy, staje się w sposób naturalnym tym, co może nas połączyć. Mieszkając w Krakowie czujemy się przede wszystkim mieszkańcami tego miasta. Jesteśmy terytorialni. Korzystamy z lokalnych zasobów. Interesujemy się tym, co mamy w bliskim otoczeniu. I po pewnym czasie przebywania w nim zaczynamy łączyć swoje poczucie komfortu z tym, co wspólne.

Jak te wszystkie sprawy i niuanse rozumieją władze państwowe?

Jeśli przyjmiemy, że dowodem rozumienia dynamiki zmian w świecie byłaby na przykład polityka migracyjna, to możemy powiedzieć, że władze państwowe spraw nie rozumieją. Nadal nie mamy polityki migracyjnej. Jedyny jak do tej pory projekt z roku 2019 był bardzo zły i na szczęście został odrzucony. Odmieniano w nim przez wszystkie przypadki słowo „asymilacja”, gdy tymczasem zupełnie nie o to chodzi w procesach społecznych i migracyjnych. Naszym celem zdecydowanie powinna być inkluzja. 

Trzeba pozbyć się etnocentryzmu z polityk społecznych i naszych postaw. Bo wspólnie z migrantami, nowo przybyłymi mieszkańcami naszej okolicy, stoimy po dwóch stronach tego samego zadania. Nigdy dotąd nie żyliśmy w tak różnorodnym świecie. Od kilku pokoleń w Polsce nie było tak wielu kultur i języków funkcjonujących obok siebie.  

Jakby stanął u nas wielki szwedzki stół z kulturami.

To dobra wizualizacja. Ale też doskonale rozumiem tych, którzy się boją, czują zagubieni. Jednak korzyści przeważają nad tymi obawami. Takie nowe, różnorodne, a zarazem lokalne wspólnoty, mają wielki potencjał, choćby w życiu gospodarczym czy akademickim. 

To chyba też kres kilkupokoleniowych polskich tęsknot za światem bez granic.

Dla mojego pokolenia zdecydowanie tak. Ale moje dzieci na szczęście znają jedynie świat otwarty, bez granic. Od ponad dwudziestu lat jestem, jako lektorka języka polskiego, zawodowo związana ze spotykaniem nowych”. Ten wybór to był lek na moje frustracje. Byłam euroentuzjastką. Okazało się, że na wczesnym etapie integracji dostęp do krajów Unii Europejskiej jest trochę utrudniony i drogi, że mnie – jako nauczycielkę – na tę Unię po prostu nie stać. Pomyślałam, że w takim razie zaproszę Unię do siebie. Przez ponad rok w moim domu tworzyliśmy rodzinę goszczącą” dla szesnastolatki z Niemiec. W ten sposób udało mi się przygotować na „nowe” także moje dzieci, które w codziennym kontakcie poznawały inny język i kulturę. 

Język należy do najtrudniejszych na świecie. Kultura bywa hermetyczna. 

Uczenie języka polskiego i naszej kultury to fantastyczne doświadczenie. Często wychodziłam ze studentami obcokrajowcami z wiekowych sal uniwersyteckich, żeby zanurzyć się w kulturze i realiach, poznawać Polskę, Kraków w działaniu i w bezpośrednim kontakcie z mieszkańcami naszego miasta. Organizowałam na przykład dla studentów spacery edukacyjne po mieście. I okazało się, że to oni pokazują mi Kraków, że wodzę wzrokiem za ich palcami wskazującymi punkty w okolicy. Każde spotkanie z cudzoziemcami to okazja do kontaktu kultur i wzbogacenia się. Korzyści zawsze płyną w obie strony. Dzięki relacjom ze studentami poznałam smak kakao z Wybrzeża Kości Słoniowej czy prawdziwej wietnamskiej herbaty. 

W ciągu kilku dekad Kraków zmienił się diametralnie. To dziś miasto przynajmniej trzech języków, wielu diaspor narodowych i innych społeczności. Co będzie dalej? Zmienimy się w kosmopolityczny Berlin, czy odnowimy dawną tożsamość środkowoeuropejską z fundamentami w Krakowie i Lwowie?

Myślę, że to będzie jakiś trzeci, zupełnie inny wariant, który nas zaskoczy. W Berlinie multikulturowość jest szczególnie dobrze widoczna na tle założeń urbanistycznych, które tworzą to miasto. Poprzez różnorodne życie społeczne powstaje policentria, jakby zespół miasteczek, które koegzystują w ramach większej wspólnoty. To po trosze widać już u nas. 

Ale u nas powstanie zupełnie nowa jakość. Jestem bardzo podekscytowana i niecierpliwie czekam.


Śladami słów i kultur – spacerownik miejski., Przewodnik językowo-kulturowy wydało Stowarzyszenie INTERKULTURALNI PL w ramach projektu New ABC – Networking the Educational World: Across the Boundaries for Community Building”. Celem projektu jest stymulowanie i promowanie oddolnych zmian w świecie edukacji. Projekt finansowany jest przez Komisję Europejską w ramach programu badań i innowacji Horizon 2020, a liderem konsorcjum złożonego z akademickich i nieakademickich przedstawicieli 9 krajów jest Uniwersytet w Bolonii.

Spacerownik pomaga rozwinąć wyobraźnię dzieci, zachęcić do współpracy i nawiązywania relacji służących zakorzenieniu się w miejscach, które są dla dzieci ważne. Ma inspirować nauczycieli do działania. Zawiera 43 karty pracy przygotowane z myślą o grupach czy klasach wielojęzycznych i wielokulturowych. Każda karta może być punktem wyjścia do działań o charakterze integracyjnym, które mogą trwać kilka godzin albo kilka dni. Karty mają inspirować do współpracy i współtworzenia. Każdy uczeń może włączyć się w proces ,wnosząc swoje pomysły. Spacerownik stanowi własność ucznia, jest jego portfolio językowo-kulturowym. Doskonale dokumentuje proces zanurzania się w języku i kulturze, ale także proces budowania relacji. Ma szansę być nie tylko dobrym narzędziem metodycznym, dokumentem pewnego etapu edukacji i integracji, ale także świetną pamiątką dla każdego uczestnika procesu. (Ze strony stowarzyszenia Interkulturalni)

Urszula Majcher-Legawiec, pedagożka, nauczycielka języka polskiego oraz polskiego jako obcego i drugiego. Zajmuje się metodyką nauczania i dydaktyką kultury. Trenerka kompetencji kluczowych. Autorka scenariuszy gier miejskich dla obcokrajowców oraz materiałów dydaktycznych publikowanych na platformie speakapps.eu, współautorka trzech podręczników do nauczania języka polskiego jako obcego/drugiego oraz materiałów dydaktycznych na platformie popolskupopolsce.edu.pl. Autorka kilkunastu artykułów naukowych i popularnonaukowych. Zajmuje się edukacją włączającą. 

W Krakowie realizuje zadania doradcy metodycznego ds. wielokulturowości. Współpracuje z Uniwersytetem Jagiellońskim i Uniwersytetem Pedagogicznym w Krakowie, a także Uniwersytetem Warszawskim, gdzie jest doktorantką w Instytucie Lingwistyki Stosowanej. Jest prezeską Fundacji Wspierania Kultury i Języka Polskiego im. Mikołaja Reja. 

Jan Bińczycki

(ur.1982) – bibliotekarz, publicysta, regionalista współzałożyciel kolektywu „Tłusty Druk”, co tydzień prowadzi program pod tą samą nazwą na kanale Reset Obywatelski.