Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

La femme n’existe pas (10 lat „Pod skórą” Glazera)

Artykuły /

W 2013 roku na ekrany światowych kin wszedł film Jonathana Glazera Pod skórą, bardzo swobodna adaptacja powieści science-fiction autorstwa Michaela Fabera. Dziesięć lat temu ta osobliwa historia o polującej na męskie ciała i umysły przybyszce z innej planety spotkała się z umiarkowanym przyjęciem. Eksperyment brytyjskiego filmowca poniósł porażkę komercyjną, a pozytywne recenzje miały zbyt małą siłę rażenia, by wypchnąć go poza niszowe terytorium. 

Dekadę później okazuje się jednak, że to wyjątkowe dzieło ma w sobie do tej pory ogromny nieodkryty potencjał. Uznany za najdziwniejszy projekt Scarlett Johansson obraz ma do zaoferowania znacznie więcej niż estetyczno-formalną grę konwencjami. Powtórny seans sprawia, że dotychczas przykuwające uwagę widzów i krytyków efektowne motywy audiowizualne (hipnotyzująca muzyka, niepokojące gry czerni z bielą, brawurowa synteza perspektywy hipersurrealistycznej z paradokumentalną) są jedynie błyskotliwymi przypisami do czegoś znacznie istotniejszego. Mianowicie: niezwykle trafnej eksplikacji mitów oraz archetypów tworzących współczesny wizerunek kobiecości.

Kobieta nie istnieje – niesławne słowa Jacquesa Lacana brzmią dziś równie prowokacyjnie jak w latach pięćdziesiątych. Choć w związku z powyższym cytatem Francuzowi zarzucano mizoginię, to wbrew pozorom kryje się w nim wręcz feministyczne przesłanie. Co więcej, owo przesłanie emanuje również z niemal wszystkich scen Pod skórą

Niechęć opinii publicznej do Lacanowskiego sformułowania wynika moim zdaniem z niezrozumienia jego intencji. Francuskiego myśliciela nie należy bowiem odczytywać dosłownie. Nie chodzi tu o szowinistyczną negację – umniejszenie wartości kobiecej egzystencji, zredukowanie jej do poziomu „cienia” dominującej, męskiej narracji. Przeciwnie, hasło paryskiego intelektualisty dotyczy iluzorycznego charakteru kulturowego wyobrażenia kobiety. To diagnoza filozoficzno-psychologiczna poddająca krytyce myśl patriarchalną, która utożsamia kobiecość z szeregiem niezmiennych, syntetycznie zobiektywizowanych definicji. Kobieta nie istnieje, ponieważ nie istnieje uniwersalna, j e d y n a idea kobiety. Wyprodukowany przez społeczno-polityczny ekosystem „ideał” jest owocem kulturowej hegemonii męskiej fantazji. 

Lacanowski tok rozumowania znajduje swoje odzwierciedlenie w kilku bardzo ważnych motywach filmu Glazera. Nadaje ton kluczowym komponentom narracji: poczynaniom protagonistki-łowczyni i jej nieziemskiej naturze.

Ponowne obcowanie z Pod skórą zmusza do nowej refleksji na temat głównej bohaterki. Dziesięć lat temu byliśmy pewni, że Scarlett Johansson odgrywa (znakomicie zresztą) rolę bezwzględnego drapieżnika. Wielu krytyków widziało w tej postaci materializację odwróconej konwencji – archetypy kobiety-ofiary i mężczyzny-oprawcy uległy widowiskowej dekonstrukcji. Polująca na mężczyzn bohaterka z zimną krwią wywracała powszednią kulturową narrację do góry nogami. To ona manipulowała mężczyznami, to ona przejmowała kontrolę nad ich emocjami.

Jednakże powtórne podejście do filmu Jonathana Glazera pozwala odnaleźć w tej figurze nieco bardziej zniuansowaną personę. Jeśli weźmiemy działania nieziemskiego indywiduum pod lupę, dostrzeżemy w nich wymowny paradoks. Owszem, oglądamy na ekranie kolejne sprytne posunięcia tropiciela – kogoś, kto doskonale wie, w jaki sposób usidlić ludzki (męski) łup. Natomiast jednocześnie obserwujemy kobietę, która może osiągnąć ten cel wyłącznie w jeden sposób – wchodząc w buty uwodzicielskiej femme fatale. Tak naprawdę protagonistka grana przez Scarlett Johansson jest żywym symbolem niepowstrzymanej, wręcz przerażającej siły, lecz tym samym odsyła swoim zachowaniem do Lacanowskiej „nieistniejącej kobiety”. Chcąc przejąć stery, jest i tak zmuszona do grania w patriarchalną grę. Skuteczność jej starań odmierza się skutecznością atrakcyjności gestów, zalotności słów, seksualności ciała. 

Dekonstrukcja płciowych rytuałów kultury ma więc znacznie bardziej gorzki smak, niż mogłoby się to wydawać dziesięć lat temu. Okazuje się, że Pod skórą nie tyle reinterpretuje hierarchiczność damsko-męskiej relacji, ile w pozbawiony złudzeń sposób podejmuje się krytyki emancypacyjnej iluzji kreowanej przez zmaskulinizowaną rzeczywistość. 

Premierowe seanse Pod skórą prawdopodobnie nie pozwoliły również na uważniejsze przyjrzenie się wątkowi kosmicznemu. Fantastyczno-naukowy naskórek filmu mógł jawić się jako fabularna sztuczka – pomysł pomagający zaakcentować tajemniczy, niepokojący wydźwięk całości. Nie ma przecież nic bardziej przerażającego niż mroczne, szkockie ulice nawiedzane przez żądną krwi kosmitkę. Można się zgodzić z tym, że obcość bohaterki faktycznie uwydatnia enigmatyczną atmosferę filmu, lecz błędem byłoby zatrzymanie się na namyśle gatunkowo-formalnym. 

Obcości protagonistki nie należy traktować dosłownie. To w istocie jest postać całkowicie nieprzystająca do otaczających ją realiów (czasu, miejsca, ludzi), lecz trudno określić ją mianem typowej Marsjanki czy Wenusjanki. 

Powinniśmy raczej traktować ją jak jednostkę próbującą wymknąć się szponom kulturowego archetypu, która próbuje (z mniej lub bardziej satysfakcjonującym skutkiem) uciec powszechnym kodom kobiecości i właśnie dlatego musi stać się tą Obcą. Koncept „nieistniejącej kobiety”, pustego znaku określającego szablonową, społeczno-polityczną rolę, po przejściu procesu cywilizacyjnej „naturalizacji” stał się fundamentalnym składnikiem naszego status quo. Tak więc, negując go, poniekąd negujemy pospolicie rozumiane człowieczeństwo kobiety. Globalna moc kulturowej kliszy jest tak gigantyczna, że kobietę stawiającą jej opór czeka kuriozalna transformacja. W kontekście współczesności przeobrazi się w niekobietę, nieczłowieka. Innymi słowy – w kosmitkę. 

Rewizja obu niezwykle istotnych motywów umożliwia pełniejsze docenienie Pod skórą – filmu, który dekadę temu, zamiast zachwycać, wywoływał konsternację. Z dzisiejszej perspektywy, przedsięwzięcie Glazera dalej konfunduje, zadziwia oraz niepokoi, lecz przede wszystkim wchodzi w dialog z kwestiami wychodzącymi poza ciasne ramy dramatu psychologicznego i spektaklu science-fiction. Warto więc przypomnieć sobie o tym wciąż nie do końca docenionym małym arcydziele. Nasza aprobata nie cofnie czasu, ale może zachęci kolejne pokolenia kinomanów do spóźnionej celebracji Glazerowskiego kunsztu. Pod skórą zasłużyło na taki los jak żaden inny film z tamtych lat. 

Tekst jest częścią wydania tematycznego „Niebezpieczeństwo” powstałego w ramach projektu „Kultura w akcji 3” współfinansowanego ze środków Miasta Krakowa
Łukasz Krajnik

(ur. 1992) – dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling.