Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Metamorfozy instapoetki. Przypadek Anny Ciarkowskiej

Artykuły /

Kiedy trzy lata temu tomik poetycki nieznanej autorki niespodziewanie stał się bestsellerem, niewielu przewidziałoby, że cała sprawa przerodzi się w trwalsze i bardziej złożone zjawisko niż afera wokół niewygodnej (dla wielu) publikacji.

Dlaczego zaczęło się od afery? Tomik Chłopcy, którym kocham – pierwszy soczysty przykład instapoezji w Polsce, wywołał poruszenie w środowisku poetyckim. Uznani polscy poeci, a także krytycy i krytyczki nie pozostawili suchej nitki na twórczości Anny Ciarkowskiej, wskazując na jej inspiracje zaczerpnięte prosto z Instagrama. Komentujący wskazywali na niską wartość artystyczną krótkich wierszy z Chłopców, których kocham i kontrowersyjne metody ich promocji. Najprościej rzecz ujmując: słabe wiersze zaczęły się bardzo dobrze sprzedawać. Dyskusja dotyczyła więc zarówno kwestii związanych marketingiem, jak i problemów dotyczących wartości artystycznej wydawanych publikacji. I choć boom instapoetycki jeszcze się nie zakończył, sama autorka wykorzystała zdobytą popularność w interesujący sposób – można powiedzieć, że cała twórczość Ciarkowskiej, bazująca pierwotnie na powielaniu anglojęzycznych wzorców instapoezji – stała się przypadkiem zupełnie osobnym. Okazało się bowiem, że każda kolejna publikacja autorki Pestek zaskakuje na innym poziomie – artystycznym i tematycznym. 

Pierwszym, pozornie mało znaczącym sygnałem głębszej ewolucji twórczości niegdysiejszej instapoetki była zmiana nazwy fanpage’a – „Chłopcy, którym kocham” przeobrazili się w „Ciarkowska pisze”. Za niewielką zmianą kryje się istotniejsza transformacja wizerunkowa. Autorka zaczyna odsłaniać swoją pisarską osobowość, dużo bardziej oryginalną i przede wszystkim znacznie dojrzalszą niż wcześniejsza pop-poetycka persona powielająca gotowe wzorce stworzone przez szereg anglojęzycznych instepoetek: Rupi Kaur, Lang Leav czy Nikitę Gill. Autorka, nie odżegnując się od pierwszej publikacji, stopniowo odchodzi od wizerunku emocjonalnej dziewczyny, z którą można – jak głosi opis z okładki – dzielić wrażliwość, ku wizerunkowi literaturoznawczyni oraz wszechstronnej pisarki. 

W swojej drugiej książce – Pestkach – Ciarkowska zaprezentowała inną, bardziej złożoną wizję kobiecych problemów. Pokazała jednostkę uwikłaną w schematy narzucane przez społeczeństwo, gubiącą się w żonglowaniu rolami, jakie są jej przypisywane. Ostatecznie: jednostkę nieustannie poddawaną presji najbliższych – matki, babci, przyjaciółki. Autorka przypomniała o gorzkiej prawdzie: w świecie patriarchalnego porządku oprawcami są także inne kobiety. Przyzwyczajona do tłumienia swoich potrzeb i problemów, wchodzi w kolejny schemat, tym razem związku miłosno-seksualnego. Ciarkowska wychodzi zatem od portretu zakochanej, wrażliwej i emocjonalnej, monotematycznie melodramatycznej kobiety do groteskowego portretu społeczeństwa, którego silna potrzeba przyjmowania i narzucania ról społecznych prowadzi do patologicznych nadużyć (najnowsze Dewocje). Wątpiąca dziewczyna w religijnej, małej społeczności może przybrać rolę wyrzutka lub stać się tworem wykreowanym przez potrzeby owej wspólnoty: w tym przypadku potrzebę spotkania żywej świętej. Opisywanie prowincjonalnego niepokoju nie jest rzecz jasna niczym nowym, interesująca jest natomiast ewolucja  portretowania współczesnej młodej kobiety w twórczości Ciarkowskiej. W debiucie autorka podejmuje tematy zakochania, gloryfikuje sentymentalność, ujawnia rozbuchaną emocjonalność. Podczas gdy w pierwszym tomie podmiotka Ciarkowskiej pyta: Przepraszam, czy mogę się u ciebie schować? / Czy możemy zbudować z koca kryjówkę (…), w najnowszej książce nie znajdziemy już kliszowego liryzmu. Zamiast tego pojawiają się obserwacje, które wychodzą poza sentymentalne ramy:

Świat urządzony jest tak, że krochmal przycina krawędzie pościeli, prześcieradło zawinięte ciasno pod materac, obrus na niedzielę biały, nad drzwiami krzyż, pod wieczór pacierz, w końcu tygodnia niedziela, a w niedzielne południe rosół. Tak jest urządzony dom, że o dziesiątej dzieci śpią. Ojciec robił inspekcję inwentarza: czy umyte ręce i zęby, i stopy, czy zmówione pacierze, światło zgaszone, ręce na kołdrze, czy nie śnią się za wielkie sny. (Dewocje)

Interesujący jest też w tej twórczości rozwój formy: od typowo instagramowych zwięzłych wierszy, poprzez bardziej rozbudowane, ale wciąż lokujące się w przestrzeni małej formy literackiej Pestki, aż po zwartą formę powieściową. 

Ciarkowska w Dewocjach pisze o potrzebie wysłuchania i problemach związanych z tytułowymi dewocjami, które paraliżują życie w małej społeczności. Wpływają one destrukcyjnie na relacje międzyludzkie i relację jednostki z samą sobą. Ciarkowska kreśli wyraziste studium siłowania się bohaterki z wpajanymi od urodzenia oczekiwaniami i wartościami. Miejsce i czas akcji pozostają w powieści nieokreślone, co skutkuje wytworzeniem przestrzeni przywodzącej na myśl niepokojącą baśń. Autorka przywołuje nienowy motyw świętości  i szaleństwa, nie wikłając się jednak w proste opozycje i jednoznaczne diagnozy. Pisarka akcentuje wielowymiarowość zagadnienia: bezimienna kobieta nie jest portretowana jedynie jako ofiara narzuconej jej przez społeczność roli żywej świętej. Wydaje się, że bohaterka emancypuje się na tyle, na ile pozwalają jej okoliczności – jej moc polega na wysłuchiwaniu, na umożliwieniu dojścia do głosu wszelkim potrzebom, lękom i pragnieniom członkiń i członków lokalnej społeczności. Ciarkowska stopniowo, nie odsłaniając od razu zbyt wielu kart, przygotowuje czytelnika na lakoniczne, a jednocześnie mocne zakończenie. 

Kariera literacka Ciarkowskiej jest trochę jak płynięcie pod prąd krytyki wartościującej książki według kryteriów opartych na prostych dychotomiach i elitarystycznej wizji literatury. Negatywne reakcje recenzentów na Chłopców, których kocham można rzecz jasna tłumaczyć chęcią obrony wartości artystycznych – co do tej części misji krytyki literackiej raczej nie ma większych wątpliwości. Sprawa wygląda nieco inaczej, jeśli przyjrzymy się założeniom krytyków na temat internetowej poezji. O debiucie Ciarkowskiej Rafał Różewicz pisał

Wystarczy kilka wersów, dobre ujęcie, czysty kocyk i kawa. Innymi słowy: wystarczy mieć internet. Najlepiej Facebooka i Instagrama. Serduszka i lajki sypią się wówczas same, grono czytelników rośnie z szybkością transferu danych, aż dochodzimy do punktu, w którym przestaje być ważne to, co się publikuje. Najważniejsze staje się zaś to, w jaki sposób to się robi, o której i w jaki dzień tygodnia, zgodnie z żelazną logiką prime time’u. Liczba emotikonek oraz udostępnień zastępuje wówczas tradycyjną czytelniczą reakcję, stając się miarą wspomnianych obrazków oraz wartością samą w sobie.

Oczywiście pominięcie milczeniem skuteczności kapitalistycznej machiny marketingowej byłoby niedopatrzeniem. Należy więc zauważyć, że Ciarkowska idealnie wpasowała się w czytelniczą (a może raczej należy powiedzieć – konsumencką) potrzebę poezji w wersji pop, którą do czasu jej debiutu reprezentowały przekłady Rupi Kaur, a następnie Atticusa, Sabriny Benaim, Brittainy C. Cherry, Kandi Steiner. Warto też w tym kontekście wspomnieć polską youtuberkę Bille Sparrow/Weronikę Marię Szymańską. Wiele z argumentów przeciwników zjawisk takich jak instapoezja z pewnością jest zasadne – jednak należy się zastanowić, czy spór faktycznie dotyczy samej instapoezji, czy raczej ilustruje ścierające się ze sobą wizje krytyki literackiej i jej zadań. Kolejne publikacje Ciarkowskiej pokazały, że literacki feminizm w wersji pop ma do zaoferowania znacznie więcej niż tylko zbieranie kolejnych lajków.

Anna Ciarkowska

Dewocje

Wydawnictwo W.A.B. 2021

Liczba stron: 304