Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Sama. Przeciw. Wszystkim

Recenzje /

Otwierająca Obiecującą. Młodą. Kobietę scena – nocny klub, głośna muzyka i nietrzeźwa, wzbudzająca zainteresowanie mężczyzn bohaterka – w pierwszej chwili przywodzi na myśl miniserial Mogę cię zniszczyć. Punkt wyjścia fabularnego debiutu Emerald Fennell jest jednak inny niż ten przyjęty przez Michaelę Coel: stan protagonistki nie zostanie wykorzystany do zrobienia jej krzywdy. Przeciwnie, to ona zyska przewagę nad potencjalnym napastnikiem, w najmniej spodziewanym momencie ujawniając, że tak naprawdę wcale nie jest pijana.

Trzydziestoletnia Cassandra (Carey Mulligan) mieszka z rodzicami, pracuje w kawiarni, nie ma ani przyjaciół, ani chłopaka. Ma za to specyficzny rytuał – co tydzień udaremnia próbę gwałtu, każdorazowo obsadzając samą siebie w roli niedoszłej ofiary. W ten sposób próbuje wyrównać rachunki i oddać sprawiedliwość nieżyjącej przyjaciółce, Ninie, brutalnie wykorzystanej przed laty. Rodzice Cassie zdają się do końca nie wiedzieć, dlaczego ich córka niespodziewanie rzuciła studia medyczne, dlaczego wciąż nie realizuje się ani zawodowo, ani prywatnie. Światełkiem w tunelu wydaje się przypadkowe spotkanie z dawnym znajomym, Ryanem (Bo Burnham). Realizację najbardziej oczywistego, romantycznego scenariusza znacząco utrudni jednak fakt, że wraz z sympatycznym chirurgiem dziecięcym na horyzoncie pojawią się inne postaci z przeszłości: Madison (Alison Brie), która niegdyś nie uwierzyła Ninie ze względu na jej „reputację”; dziekan Walker (Connie Britton), która nie zareagowała, gdy dziewczyna szukała pomocy u władz uczelni; prawnik Green (Alfred Molina), który skutecznie ją zastraszył i zmusił do wycofania zarzutów; wreszcie – Al Monroe (Chris Lowell) – oprawca, który pozostał bezkarny i jak gdyby nigdy nic układa sobie życie.

Zarówno nagradzana za tę kreację Mulligan, jak i pozostała część obsady, radzą sobie na ekranie całkiem nieźle. Niestety, dynamikę relacji pomiędzy postaciami wyraźnie osłabiają ramy dwóch skrajnie odmiennych konwencji – skąpanego w cukierkowej słodyczy wnętrz oraz kostiumów rape and revenge movie i romansu z komediową nutą, z góry skazanego na porażkę. Wszak od początku wiadomo, że na naszych oczach dojść ma przede wszystkim do wyrównania rachunku krzywd (osobną kwestią pozostaje, co owo wyrównanie dla reżyserki oznacza); inne wątki fabularne zajmują drugorzędną pozycję. Może dlatego klientów kawiarni Cassie traktuje jak zło konieczne, z rodzicami praktycznie nie rozmawia, a z Ryanem komunikuje się głównie przy pomocy żartów (jego wyznanie miłosne poprzedza apostrofa zamknij się, głupia suko. Ha-ha, śmieszne). W relację, która mogłaby pomóc dziewczynie zacząć nowe, niewypełnione wyłącznie poczuciem winy i niesprawiedliwości życie, nikt – ani postaci, ani twórczyni – tu specjalnie nie inwestuje. Nie dziwota: w końcu Obiecująca. Młoda. Kobieta nie jest filmem o wychodzeniu z traumy, tylko o krucjacie blondwłosej, białej Amerykanki przeciwko… No właśnie, przeciwko komu?

Obiecująca. Młoda. Kobieta, fot. mat. prasowe

O przewrotnym potencjale filmu wiele mówi się w kontekście otwierającej go sceny (której każdy kolejny wariant, ze względu na swą przewidywalność, robi coraz mniejsze wrażenie), ale równie głośno jest o podwójnym wyzwaniu, jakie Fennell rzuca „porządnym gościom”. Po pierwsze, tylko takich każe bohaterce obierać za swój cel, po wtóre, do obsady włącza ich hollywoodzkie uosobienia: dwóch popularnych komików (Bo Burnham i Christopher Mintz-Plasse) czy Adama Brody’ego, uwielbianego niegdyś przez wszystkie nastoletnie widzki Życia na fali i do dziś cieszącego się ich niesłabnącą sympatią (potwierdzone info, Seth Cohen na zawsze w moim sercu). Efekt? Opublikowany w serwisie Bustle wywiad z męską częścią ekipy zatytułowany zostaje Spoczywaj w pokoju, Porządny Gościu [R.I.P., The Nice Guy]. Zerwanie z wyobrażeniem napastnika jako szemranego typa, czyhającego na swą ofiarę w ciemnym zaułku, ma pokazać, że może się nim stać także zwyczajnie wyglądający, sympatyczny koleś, który podchodzi do ciebie w klubie, pyta, czy wszystko w porządku i oferuje pomoc w bezpiecznym powrocie do domu. O ile tego rodzaju założenie ma sens, o tyle mój sprzeciw budzi jego absolutystyczny wymiar i forsowanie innego rodzaju skrajności. Jasne, „porządni goście” także są zdolni do przemocy. Ale zakładanie, że wystarczą sprzyjające okoliczności, by każdy, absolutnie każdy facet wykorzystał okazję i przekroczył granicę, trąci mizoandrią. A przynajmniej jest nie fair. Prezentowanie uczestników wieczoru kawalerskiego jako bandy napalonych przygłupów i późniejsza postawa dwóch z nich – od socjopaty do mazgaja i z powrotem – to już żenada w najczystszej postaci. 

Ciekawe rzeczy dzieją się w obrębie ścieżki dźwiękowej, złożonej między innymi z nowych aranżacji popularnych popowych utworów – Toxic Britney Spears czy Stars Are Blind Paris Hilton. Piosenek tych, podobnie zresztą, jak ich słuchaczek i twórczyń, nie zwykło się traktować poważnie. Tymczasem to właśnie Paris Hilton toczy teraz sądową batalię z Provo Canyon School i walczy o zamknięcie ośrodka dla młodzieży, którego kadrę oskarża o regularne znęcanie. Po premierze dokumentu Framing Britney Spears jego bohaterkę (a przy okazji Janet Jackson) publicznie przeprasza Justin Timberlake, przyznając, że przez lata to mężczyźni zajmowali w showbiznesie uprzywilejowaną pozycję. Uruchamiane w ten sposób konteksty sprawiają, że soundtrack Obiecującej. Młodej. Kobiety przestaje być wyłącznie elementem kiczowatej całości. Zasług za wejście na ten metapoziom nie może sobie jednak przypisać ekipa – to raczej szczęśliwy zbieg okoliczności, pokazujący, jak wiele film mógłby zyskać, gdyby zamiast na łopatologię, odrobinę częściej stawiał na nieoczywistość. 

Obiecująca. Młoda. Kobieta, fot. mat. prasowe

Wbrew powszechnym zachwytom rozumiem, dlaczego recenzent „The Guardian” Adrian Horton określa produkcję mianem „anachronicznej” i uznaje, że swoją retoryką wpisuje się ona raczej w początkową fazę #MeToo. Z drugiej strony – nie wiadomo, czy gdyby premiera rzeczywiście miała miejsce w 2017 roku, utyskiwania Dennisa Harveya z Variety (np. na amerykański akcent pierwszoplanowej aktorki, ale też na fakt, że to właśnie ona, a nie producentka, Margot Robbie, wcieliła się w tytułową rolę) doprowadziłyby do zamieszczenia oficjalnych przeprosin dla Carey Mulligan, obecnie poprzedzających tekst właściwy. Ciągi dalsze zapoczątkowanego cztery lata temu ruchu rozgrywają się na naszych oczach – wejście Obiecującej. Młodej. Kobiety na ekrany polskich kin poprzedza chociażby głośny wywiad z FKA Twigs, w którym wokalistka opowiada o przemocy ze strony byłego już partnera (pozwany przez nią Shia LaBeouf w odpowiedzi zawiesza karierę aktorską i deklaruje gotowość leczenia) czy Instagramowy post Evan Rachel Wood, demaskujący Marylina Mansona jako jej wieloletniego oprawcę. Właśnie dlatego najbliżej mi chyba do stanowiska Stephanie Zacharek z Time’a, ujmującej rzecz trafnie, choć odrobinę pokrętnie: nie chodzi o to, o czym jest film; chodzi o to, «w jaki sposób» o tym jest

Nie zamierzam zajmować pozycji zaciekłej obrończyni zasady decorum; nie zamierzam też jednak ukrywać, że moim zdaniem – w tym konkretnym przypadku – forma upośledza treść. O ile w ramach revenge movie (stosunkowo szerszych niż podgatunkowe ramy rape and revenge movie) spokojnie mieści się John Wick, ze swoim zabitym psem i skradzionym samochodem, o tyle są one zdecydowanie za ciasne dla tematu przewodniego Obiecującej. Młodej. Kobiety: werbalnej, fizycznej i symbolicznej przemocy, podważania wiarygodności i powielania szeregu innych schematów właściwych kulturze gwałtu. Połączenie nieprzebranych ilości różu, gumy balonowej i przewiązanych tasiemkami warkoczy z demolowaniem samochodów łomami, z szantażami i z jatką na wieczorze kawalerskim nie wystarczy, by zrobić z Cassie bohaterkę naszych czasów. 

Obiecująca. Młoda. Kobieta, fot. mat. prasowe

Reżyserka i odtwórczyni głównej roli w jednym z wywiadów przywołują metaforę „zatrutego cukierka” – gruba warstwa słodyczy (od wystroju domu rodzinnego Cassandry, przez jej miejsce pracy, aż po wizerunek, wspomnianą już muzykę czy fragmenty żywcem wycięte z tanich rom-comów) ma sprawić, że dopiero po jakimś czasie dotrze do nas, z czym w istocie się mierzymy. To jednak wiadomo od początku, bo forsowany na wszelkie możliwe sposoby schemat „sama przeciw wszystkim” nie daje pola do popisu. Rozczarowujący swą wymową (i ociekający gatunkowym sosem) finał to dla mnie kolejny wspólny mianownik wspomnianego wcześniej brytyjskiego serialu (notabene całkowicie pominiętego w tegorocznych nominacjach do Złotych Globów) i rozbijającej bank nominacji amerykańskiej fabuły. Wywrotowość Obiecującej. Młodej. Kobiety ostatecznie sprowadza się bowiem do – UWAGA, SPOILER – złożenia protagonistki na ołtarzu zemsty (opcjonalnie: nierównej walki o równe traktowanie). Przearanżowana Britney Spears, złowroga emotka „;)” czy ujęcia rodem z CSI: Kryminalnych zagadek… nie zmienią faktu, że wynik tego filmowego starcia wcale nie jest dla kobiet korzystny.  

Obiecująca. Młoda. Kobieta

reżyseria: Emerald Fennell

scenariusz: Emerald Fennell

113 min

USA/Wielka Brytania, 2021

Aleksandra Kumala

(ur. 1995) – kulturoznawczyni, doktorantka UJ, współredaktorka tomu „In(ter)wencje. Analizy kulturoznawcze”. Niegdyś zagorzała fanka Ich Troje i „Zbuntowanego anioła”, obecnie skłania się raczej ku Glenowi Hansardowi i kinu indie (choć sentyment pozostał). Teksty o filmach i literaturze publikuje też na łamach „Dwutygodnika”, „Fabulariów” czy „Przekroju”. Pochodzi z Chrzanowa, mieszka w Krakowie, uwielbia Wrocław. Chipsom nigdy nie odmawia.