Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

„Izrael jest przykładem na to, jak można marzyć”. Rozmowa z Robertem Gądkiem, zastępcą dyrektora Festiwalu Kultury Żydowskiej

Rozmowy /

28. Festiwal Kultury Żydowskiej rozpoczyna się 22 czerwca 2018 roku i potrwa do 1 lipca 2018 roku. Tegorocznym tematem przewodnim jest Syjon. Więcej informacji oraz program można znaleźć na stronie: http://www.jewishfestival.pl/

 

Olga Szmidt: Tegoroczna edycja Festiwalu Kultury Żydowskiej (FKŻ) ma szczególny charakter, choćby ze względu na tegoroczne obchody siedemdziesięciolecia państwa Izrael, ale także dla państwa to wyjątkowa data. Dlaczego?

Robert Gądek: Rocznica powstania państwa Izraela jest najważniejszym wyznacznikiem dla tematu tegorocznej edycji – Syjonu. Chociaż pierwsze edycje FKŻ pokazywały bardziej kulturę Żydów polskich, to od wielu lat festiwal zwraca się w kierunku Izraela, jako że to tam właśnie jest centrum współczesnego życia żydowskiego. Dlatego siedemdziesiąta rocznica państwa Izraela jest dla nas punktem wyjścia do tego, żeby ten festiwal nazwać Syjonem. Jednakże Syjon rozumiemy tutaj nie tylko jako punkt na mapie, ale traktujemy go również symbolicznie: jako miejsce mityczne, symbol marzeń o własnym domu, państwie, miejscu na ziemi. I tak się składa, że właśnie w tym roku obchodzimy rocznicę spełnienia snu o Syjonie przez… Polaków: po ponad stu latach zaborów Polska odzyskała niepodległość! Odzyskała swój własny Syjon! To jest właśnie ten drugi wątek tegorocznej edycji FKŻ: sto lat polskiej niepodległości. Ale jest też trzecia rocznica, której nie akcentujemy aż tak mocno, a mianowicie trzydziesty rok istnienia festiwalu.

To trzydziesty rok festiwalu, ale jednocześnie dwudziesta ósma edycja?

Tak, to prawda. Na początku festiwal odbywał się co dwa lata, stąd ta różnica. Ale akurat ta trzydziestka nie jest tak bardzo istotna. To raczej kronikarska powinność, aby zaznaczyć, że FKŻ jest jednym z najstarszych wydarzeń kulturalnych w Krakowie, jednym z największych i zarazem ciągle odbywających się festiwali, no i też najbardziej znanym na świecie, co potwierdziły badania przeprowadzone na zlecenie Urzędu Miasta Krakowa.

Nie myślimy wstecz, nie myślimy tym, co było – uczymy się z tego, co było, ale myślimy i dbamy o teraźniejszość i przyszłość.

Festiwal jest także spełnieniem naszych własnych marzeń – naszym własnym Syjonem – czymś, czego chcieliśmy, o czym marzyliśmy i co zaistniało. Pielęgnujemy więc ten nasz Syjon. Myślimy przede wszystkim o tym, dokąd idziemy, co będzie następnym krokiem, co będzie w przyszłości, jakie będą kolejne dekady festiwalu.

30 lat to fundament, na którym budujemy dalej.

Szalom na Szerokiej, fot. Michał Rozmus
Szalom na Szerokiej, fot. Michał Rozmus

Wielu – szczególnie stałych – gości festiwalu może jednak zastanawiać się, dlaczego po zeszłorocznej Jerozolimie, tegorocznym tematem jest Syjon. To nie tylko miejsca, ale i idee blisko ze sobą powiązane. Także w marzeniach o własnym domu, o których pan wspominał.

Kilka lat temu, kiedy zastanawialiśmy się nad planami festiwalowymi, zawsze pojawiały się te ważne daty. W ubiegłym roku obchodziliśmy pięćdziesiątą rocznicę unifikacji Jerozolimy, a teraz rocznica powstania Izraela.

No właśnie, czy mamy więc w tym roku kontynuację?

Z jednej strony tak, jeżeli potraktujemy to literalnie i geograficznie. Również i w kontekście naszego myślenia o festiwalu jako o nieustającym, wieloletnim procesie edukacyjnym – każda kolejna edycja wynika z poprzedniej.

Z drugiej strony – tematem ubiegłorocznej edycji było nieogarnięte bogactwo samej Jerozolimy. Jerozolima jako centrum świata, całości samej w sobie, soczewki skupiającej cały świat. W tym roku mówimy o Izraelu jako o idei, spełnieniu marzeń.

Myślę sobie nawet, że ten festiwal jest przede wszystkim o spełnianiu marzeń. Izrael jest przykładem na to, jak można marzyć i jak własną pracą oraz wysiłkiem doprowadzić do spełnienia marzenia. Marzenia, które ma swoje korzenie w wiecznej tęsknocie za Jerozolimą.

Ale Izrael nie jest końcem marzenia.

No właśnie! Spełnione marzenie to dopiero początek wielkiej pracy – trzeba je pielęgnować i rozwijać, aby w pełni cieszyć się jego spełnieniem. Podobnie też tegoroczny festiwal nie będzie podsumowaniem siedemdziesięciu lat Izraela. Chcemy porozmawiać nie tylko o tym, jak doprowadzono do realizacji tego marzenia, ale też o tym, co nastąpiło później, kiedy marzenie o Syjonie zostało spełnione, jak było rozwijane, pielęgnowane. Nasz festiwalowy Syjon nie jest więc bilansem siedemdziesięciolecia Izraela, ale pretekstem do refleksji o jego przyszłości.

Szalom na Szerokiej, fot. Michał Rozmus
Szalom na Szerokiej, fot. Michał Rozmus

Mówi pan o teraźniejszości i przyszłości Izraela. Trudno w związku z tym nie zapytać o przebieg obchodów w samym Izraelu, w tym o przeniesienie ambasady USA do Jerozolimy i tragiczne wydarzenia, które nastąpiły w rezultacie tej decyzji na terenie Palestyny. Czy to jest dla państwa istotny kontekst tegorocznego festiwalu? I pytań zadawanych o przyszłość, o których pan wspominał? Trudno mi nie zapytać o to, kiedy rozmawiamy o marzeniach, Syjonie i samej Jerozolimie.

Jesteśmy Festiwalem KULTURY Żydowskiej. Nie angażujemy się w politykę. Nie komentujemy jej, nie jesteśmy głosem w dyskusjach politycznych. W kontekście Izraela jest to bardzo trudne, tam wszystko ma jakiś polityczny kontekst – taki kawałek świata. Uciec od tego się nie da. Staramy się jednak koncentrować na kulturze, na jednostce, na życiu codziennym. To tak, jak w Izraelu – za każdym razem będąc tam fascynuje mnie, jak bardzo polityka – i ta wewnętrzna i międzynarodowa – jest nieobecna w życiu codziennym, jak ludzie od niej uciekają, jak czerpią radość ze spraw wokół siebie, jak koncentrują się na byciu ze sobą, jak potrafią cieszyć się każdym momentem swojego życia. Tacy chcemy być i tacy, mam nadzieję, jesteśmy.

Chcą państwo być zdystansowanymi obserwatorami?

Można tak powiedzieć. Syjonizm obrósł przez lata nieco negatywnym kontekstem. Jednym z powodów nazwania festiwalu Syjonem była próba odczarowania tego słowa. Ledwie parę lat temu słowo „Żyd” miewało negatywne konotacje. Nasz festiwal pomógł je „odczarować”. Mam nadzieję, że podobnie stanie się z Syjonem. Syjonizm to bardzo pozytywna idea, to utopijne marzenie o własnym domu.

Fakt przeniesienia ambasady USA z Tel Awiwu do Jerozolimy jest dla nas więc uznaniem tego, w co wielu wierzy od wieków. Dla nas również Jerozolima od zawsze była stolicą Izraela, to fakt niezaprzeczalny. To, gdzie są lokowane ambasady jest efektem pewnej konstelacji i gry politycznej.

Jeżeli wierzy się w Syjon i w tę piękną ideę, i wierzy się w judaizm, i w Izrael, i w historię Żydów, nie potrzeba żadnego dowodu, żeby uznać Jerozolimę za symbol Izraela. Jedni potrzebują stawiać pomniki, żeby pamiętać. Inni po prostu pamiętają. Nie musimy być fizycznie w Jerozolimie, by czuć, że tam jest nasze serce i że tam przynależymy. My to wiemy, rozumiemy, uznajemy – sercem. Deklaracje polityczne w tym względzie są dla mnie drugorzędne.

Chociaż w tym roku te decyzje miały jednak nie tylko polityczne czy symboliczne znaczenie, ale również skutek w postaci licznych protestów i ich drastycznych skutków, w tym śmierci protestujących Palestyńczyków.

To była kolejna eskalacja sytuacji, która jest codziennością Izraela. Trzeba pamiętać, że to kraj balansujący cały czas na granicy wojny. Codzienność Izraela to piękny dzień, który może przemienić się w tragedię. Dlatego też Izraelczycy tak bardzo cenią każdą chwilę, jak wcześniej wspominałem. Tym większy należy mieć szacunek dla tych, który trwają w Izraelu i go rozwijają – gospodarczo i kulturalnie. Którzy sprawili, że Izrael w ciągu 70 lat istnienia stał się jednym z ważniejszych krajów na świecie. Można nie zgadzać się z konkretnymi decyzjami Izraela, można go krytykować. Jak każdy inny kraj. Ale znowu – schodząc z poziomu polityki do codziennego życia – od Izraelczyków możemy uczyć się, jak kochać i cenić własny kraj. Jak pielęgnować spełnione marzenie o własnym Syjonie.

Kiedy mówi pan o współczesnym Izraelu, powracam do pytania o festiwal i zmiany na przestrzeni lat. Wspominał pan o przejściu z kultury galicyjskiej, może raczej tradycyjnej, do współczesnego Izraela. Kiedyś rozmawialiśmy też o tym, że FKŻ zmagał się z wizerunkiem festiwalu folklorystycznego albo – z drugiej strony – bardzo tradycyjnego kulturowo. Festiwal wyraźnie się zmienił – program obejmuje aktualną kulturę Izraela, wielokulturowość i rozmaitość tożsamości żydowskiej. Ważny jest tu choćby repertuar muzyczny – rok rocznie sięgający nowych obszarów. Czy sądzi pan, że program festiwalu jest teraz skierowany do innego odbiorcy niż kiedyś, na początku?

Myślę, że nie. Ale szczerze mówiąc – wielu ze stałych bywalców festiwalu, kiedy zobaczyli kierunek zmian, kiedy zobaczyli, że festiwal nie będzie już wypełniony w 100% kulturą aszkenazyjską, obawiali się, że nie odnajdą się w tej nowej formule. My byliśmy do tego przekonani, bo – jak mawia Janusz Makuch, założyciel i dyrektor festiwalu – ileż można siedzieć w sztetlu? Nie chcieliśmy też, aby nasza publiczność siedziała w sztetlu, chcieliśmy aby również poznała świat poza sztetlem. Tak samo, jak dojrzewał festiwal, tak dojrzewała nasza publiczność. Większa wiedza, szersze zainteresowania, bogatsze i bardziej zróżnicowane doświadczenie.

Wracając do pani pytania – nie, nasz festiwal jest wciąż adresowany do tych samych odbiorców, do tych, którzy wraz z festiwalem poznawali świat kultury żydowskiej, którzy teraz wiedzą więcej niż 30 lat temu, ale też do tych, którzy do kultury żydowskiej dotarli współczesną drogą: nie przez sztetl, a bezpośrednio przez Syjon. Tych, którzy zanim odkryli Chawę Alberstein, pokochali Kutimana. Dbamy nie tylko o naszą wierną publiczność, ale zdobywamy też nową. Ta nowa publiczność uczy nas nowego języka, pokazuje nowe kierunki, które motywują nas do ciągle do nowych poszukiwań, aby zawsze być krok do przodu, aby wciąż zaskakiwać.

Ta zmiana profilu – ale też wyglądu – festiwalu, jaką rozpoczęliśmy już niemalże 10 lat temu zaowocowała tym, że jesteśmy wciąż atrakcyjni i inspirujący dla naszej wieloletniej publiczności, a zarazem przyciągnęliśmy na festiwal zupełnie nowych ludzi, wygraliśmy ich i wprowadziliśmy w świat nowoczesnej kultury żydowskiej. Obie grupy są dla nas tak samo ważne. Budując każdą kolejną edycję festiwalu, myślimy o nich obu.

Szalom na Szerokiej pozostaje taki sam.

Ten sam, ale nie taki sam – jak cały festiwal. Szalom na Szerokiej jest niezmiennie kalejdoskopem kultury żydowskiej, pokazującym jej różnorodność, mówiącym różnymi językami muzycznymi, w różnej stylistyce. Nie jesteśmy wyłącznie festiwalem muzyki klezmerskiej, nie jesteśmy też festiwalem muzyki mizrachowej, jesteśmy Festiwalem Kultury Żydowskiej. A żydowski znaczy dla nas klezmer, aszkenaz, sefarad, znaczy mizrach, znaczy świecki i jakikolwiek jeszcze inny, ponieważ nie ma też bardziej zróżnicowanej kultury niż kultura żydowska. Skala zróżnicowania jest tak wielka, że aż niewyobrażalna. Wymyka się jednoznacznym definicjom i szufladkowaniu, wciąż zaskakuje. W tym jest jej piękno.

Zależy nam na tym, aby kultura żydowska, jaką prezentujemy na festiwalu była faktycznym i autentycznym odbiciem kreatywności Żydów na całym świecie. Nie chcemy powielać stereotypów,  nie chcemy iść na skróty, hołdować uproszczeniom. Stawiamy sobie wyzwania. Stawiamy je też naszej publiczności.

 

 

Olga Szmidt

(ur. 1989) – literaturoznawczyni, krytyczka literacka i telewizyjna, redaktor naczelna portalu Popmoderna. Pracuje w Katedrze Krytyki Współczesnej na Wydziale Polonistyki UJ. Autorka monografii naukowych „Korespondent Witkacy” (Universitas, 2014) oraz „Autentyczność: stan krytyczny. Problem autentyczności w kulturze XXI wieku” (Universitas, 2019), biografii „Kownacka. Ta od Plastusia” (Czarne, 2016) oraz tomu „Odkrywanie Ameryki. Wybór tekstów krytycznych z lat 2010-2017” (WUJ, 2018). Wydała także autorski notes „Finlandia. Książka do pisania” (Austeria, 2017).