Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

TIBOR NOE KISS „INCOGNITO” (FRAGMENT)

Nowości wydawnicze /

Byle jak najdalej stąd, byle stąd, dalej. Nie ma cudów. Są tylko kałuże moczu na szarej kostce brukowej, wyschnięte krzewy w betonowych donicach. Ulica Liliom, nie ma cudów, nie ma złotego garnka, na ulicy Liliom nie rosną lśniące lilie, nie ma dokąd pójść, dokąd wrócić, gdzie się zatrzymać.

Przekraczam kałużę, palce u stóp drętwieją mi w kozakach, moje dłonie trzęsą się, powolne, głębokie oddechy. Cztery, pięć, osiem, wdech, drętwienie, pocenie, co za szyk i ten błysk w oku, moje usta błyszczą od szminki, puder na mojej twarzy. Dzwon kościelny bije dwa razy, światło reflektorów samochodu na murze, na okienku piwnicznym. Na rogu zamknięta na kłódkę szklana witryna, tafle szkła kołatają na wietrze, wiatr zrywa przyklejone do słupa plakaty.

Przyspieszam kroku, zostawiam w tyle swój cień, ale na próżno, przy następnej latarni jest znów przede mną. Przyspieszam kroku, stukot obcasów odbija się echem w wąskiej ulicy. Ulica zwęża się, cień jest znów przede mną, mój cień odbija się echem, moje kroki, stukot obcasów. Rozmyte w kałuży snopy światła drżą niepewnie, wiatr burzy błysk w oku.

Falujące lustro wody, ciemne okna, cienie na murach, zataczająca się postać w bramie, z takimi koślawymi nogami bramkarzem to ty nie zostaniesz, staniesz, niesz, stukot obcasów odbija się echem. Postać wpada na parkometr, Évi zwalnia kroku przed przedszkolem, nie zostanę bramkarzem, zatrzymuję się. Mój cień też staje w miejscu, opierając się o mur, nuci znaną melodię.

 

* * *

Rozliczne formy beznadziejności na rozlicznych etapach drogi.

Pole lucerny, pole kukurydzy. Dwadzieścia pięć hektarów pszenicy. Chylące się na wietrze topole. Duszne letnie popołudnie. Pasiasty pancerz stonki. Morze piasku, stos kamieni. Krwistoczerwony horyzont. Łuk śladu po oponach. Łysa polana na zboczu wzgórza. Ptaki na słupach elektrycznych. Osy wokół kranu w ogrodzie.

Jaskółcze gniazdo pod rynną. Zapach siana, zapach gnojówki. Silos zbożowy, przyczepa rolnicza, młynek do zboża, pompka do roweru, nakrętka.

Rok suszy, tygodnik rolniczy „Szabad Föld”. Mydło Amo, krem Fabulon, radioodbiornik Sokół, telewizor Videoton. Antena satelitarna, dym z komina. Gorący wiatr,

rozgrzany piec. Płócienne worki w spiżarce. Nylonowe siatki na podwórku. Kanister z benzyną. Trutka na szczury, kostka rosołowa. Sflaczała piłka. Biała kropka, czerwone światło. Pasmo filmowe w sobotni wieczór. Witajcie w Ciężkich Czasach.

Cień zamku. Szlaban, koła traktora, pług obrotowy. Jasnoniebieski robur. Plamy oleju na powierzchni kałuż. Bramka do piłki nożnej, sklecona z desek. Babka, pokrzywy, chwasty sięgające do pasa. Trawa sięgająca do nieba. Powykrzywiane pnie drzew. Plastikowe kielonki na ścieżce. Splamione krwią prześcieradło. W domu, ale w domu najlepiej. Koszulka ze sztucznego materiału, tenisówki ze sztucznej skóry.

Porzucony wózek inwalidzki. Niedopałki papierosów w błocie. Pięćdziesiąt forintów, do przyszłego tygodnia. Przyczepa gastronomiczna, wytłoczyny winogronowe, brzoskwinie. Krzew dzikiej róży i trociny. Biały kitel, białe pantofle. Budka portiera, mortadela, czarny kot. Kobieta, mężczyzna. Mężczyzna, kobieta. Zakaz parkowania, zakaz wjazdu. Rakietki do ping-ponga na parapecie. Zapach kawy, tykający zegar na ścianie. Pasy światła na posadzce w piwnicy. Lodówka, dyżurka pielęgniarek.

Terapia hormonalna, proteza piersi. Testosteron, estrogen, progesteron. Z mężczyzny w kobietę, bez odwrotu. Estrofem, androcur, proviron. Operacja plastyczna nosa, operacja strun głosowych. Usunięcie jabłka Adama. Usunięcie jąder. Usunięcie prącia. Ukształtowanie pochwy.

Samobójstwo jako efekt uboczny.

W domu, ale w domu najlepiej. Odsłonięte kotary w oknach. Cienie między drzewami. Na korytarzu, na balkonie. Szuranie. Haloperidol, anafranil, noxyron, rivotril. Paczka pryłuków. Jeszcze tylko raz, ostatni raz. Odpoczynek w ciszy. Rozgrzana od słońca cysterna. Martwe muchy w kałuży moczu.

Kąpiel słoneczna na łące. Gorzki smak trawy. Świerszcze i chrabąszcze. Plamy potu na koszulce. Skórzana piłka w rowie. Bramka do piłki nożnej, sklecona z desek. Szumiące topole, babka, pokrzywy, zawsze, zawsze to samo.

Operacja nigdy nie nastąpi. A mogłem zostać piłkarzem. Najlepszą piłkarką na świecie. Mogłem, mogłam, ale to nie nastąpi. Ja i moje ciało. Nic nie można zrobić, nienawidzę go, z wzajemnością.

* * *

Kwadratowe okna, francuskie balkony, świeżo malowana fasada. Cytrynowożółte drobinki przyklejają się do moich palców, gdy dotykam ściany. Siedem krótkich sygnałów, Évi wstukuje kod do domofonu. Szklane drzwi domykają się powoli, bezgłośnie. Na zewnątrz i wewnątrz, tam i tu, dwa różne światy. Na klatce schodowej zapalają się lampy, pod sufitem kamera, czujnik ruchu, czujnik dymu. Dwadzieścia skrzynek pocztowych na ścianie, poziomo pięć, pionowo cztery. Nazwisko, piętro, drzwi, drukowanymi literami. Ślad po wiadrze, mokry okrąg na sztucznym kamieniu, zapach cytryny.

Tu mieszka Évi. Wszystko jest sterylne, zimne, bez życia. Schody, balustrady, ozdobne klamki. Ogromny fikus na półpiętrze. Żółte ściany, pomarańczowa osłonka doniczki, zielone liście. Łodyga fikusa przywiązana czarnym sznurkiem do pręta. Kokarda jakby machała.

Kokarda uśmiecha się, jak przywiązany do tyczki pomidor w szklarni. Kokarda na podwórku, przywiązana do drzwi drewutni. Szczapy drewna oparte o ścianę. Pająki w wilgotnych zakamarkach, jaszczurki w szparach ceglanej ściany. Gnijące liście w taczkach. Ojciec kuca obok sadzonek w szklarni, kokarda się uśmiecha.

Tu mieszka Évi. Wszystko jest idealne. Gdzieś przygotowują kanapki. Gdzieś przełączają na serwis informacyjny. Gdzieś zasuwają zasłony. Gdzieś tulą się do siebie. W domu, gdzieś.

* * *

Na monitorze bladoróżowe tło, z obłoczkami. Paczka papierosów, kieliszek trunku. Sześćdziesiąt pięć pytań, sześćdziesiąt pięć odpowiedzi, chciałbym się dowiedzieć, jestem kobietą czy mężczyzną. Powolne, głębokie wdechy. Moje palce tańcują na myszy, litery zlewają się przed moimi oczami. Test nie jest potwierdzony naukowo. Wynik testu może służyć jedynie jako wskazówka. Kliknąłem.

Mój stosunek do matematyki jest skomplikowany. Lubię liczby. W dzieciństwie jeździłem na rowerze, grałem w piłkę, walczyłem na szable, strzelałem z łuku, bawiłem się klockami Lego. Budowałem zamki, nie śpiewałem. Spiderman mnie nie interesował, Latający

Zajączek owszem. Znałem wszystkie nazwy stolic, pisałem wiersze.

Nie potrafi ę parkować tyłem, nie potrafi ę prowadzić samochodu. Zazwyczaj dostrzegam, gdy ktoś ukrywa swoje uczucia. A także to, jakie uczucia ukrywa. Dostrzegam nitkę wystającą z kieszeni obcej osoby. Zawsze dostrzegam, ale nie zawsze mnie to irytuje. Zawsze mnie irytuje, gdy ktoś obcy zbliża się do mnie. Nieważne, mężczyzna czy kobieta. Od jakiegoś czasu płaczę na filmach. Nawet w trakcie reklam, nie mam pojęcia dlaczego.

Podczas masturbacji podniecają mnie obrazy i wyobrażone scenariusze. Najbardziej scenariusze. Przebieram się nie tylko dla osiągnięcia seksualnej przyjemności. Po prostu lepiej czuję się jako kobieta. Nie wiem dlaczego. Znacznie lepiej czułbym się, gdyby inni zaakceptowali mnie jako kobietę. Nie martwi mnie zdemaskowanie, nawet nie próbuję ukrywać, że nie jestem kobietą.

Nie jestem w trakcie terapii hormonalnej. Samobójstwa nie planuję. Nie chcę, by jakiś lekarz bezboleśnie zmienił mnie w idealnego mężczyznę. Nie chcę, by odebrał mi pragnienie kobiecej natury.

Chciałbym mieć czarodziejską różdżkę, którą mógłbym zmieniać płeć, kiedy tylko zechcę. Raz istniałbym w ciele kobiety, raz w ciele mężczyzny. Zawsze zgodnie z pragnieniem. Możliwe też, że na zawsze przemieniłbym się w kobietę. Nie wiem.

Przy ostatnim pytaniu kliknąłem na trzecią możliwość. Jestem zarówno mężczyzną, jak i kobietą. Kimś w rodzaju transgenderysty. Jedno kliknięcie, jedno zaciągnięcie się papierosem. Poruszyłem myszką, klepsydra migotała na monitorze. System ocenił moje odpowiedzi. Zadecydował, jestem mężczyzną czy kobietą. Wentylator brzęczał, paliło mnie w żołądku, dogasiłem papierosa w popielniczce.

Sto czterdzieści pięć punktów. Moja sytuacja jest poważna. Znamiona zaburzenia osobowości płciowej. W wysokim stopniu, już się z tym urodziłem. Powinienem szukać pomocy specjalisty. Radzą dalsze badania. Moja płeć psychoseksualna jest kobieca, śladowo męska z cechami androginicznymi. Odnaleźć siebie mogę pod skalpelem. A przecież mógłbym być typowym mężczyzną, kobiecym mężczyzną, osobą o cechach androginicznych, ale jestem prawdopodobnie transseksualistą, w przedziale między sto trzydziestoma a trzysta dziewięćdziesięcioma punktami. Prawdopodobnie jestem transseksualistą, który jest prawie osobą androginiczną.

 

Tibor Noé Kiss
Incognito
Przekład: Daniel Warmuz
Książkowe Klimaty, premiera: 20 listopada 2017