Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Zanurzenia (A. Wolny-Hamkało „41 utonięć”)

Recenzje /

Upalne lato, rok 2015. Media donoszą o kolejnych wypadkach, które miały miejsce w czasie weekendu. W magicznej liczbie „41 utonięć” niespodziewanie odnajduje analogię do swojego życia główna bohaterka powieści Agnieszki Wolny-Hamkało, opatrzonej tym samym tytułem. Powieści lekko melancholijnej, onirycznej, ale zarazem odważnie penetrującej współczesną rzeczywistość i stawiającej pytanie, jak w takim świecie można się odnaleźć. Nawet gdyby owo odnalezienie się miało polegać jedynie – w myśl tytułowej metafory – na unoszeniu się na powierzchni, z pełną świadomością, że od kolejnego zatonięcia dzieli nas tylko krok.

Wspomniana bohaterka, Ada, to malarka, absolwentka ASP, która traci pracę w szkole i, chcąc nie chcąc, musi poszukać swego miejsca na rynku pracy. Zbieg okoliczności decyduje o tym, że dostaje szansę tworzenia dekoracji do jednego ze spektakli Teatru Polskiego we Wrocławiu i powoli wsiąka w atmosferę teatralnej bohemy (choć prawdopodobnie trafniejszym określeniem byłaby tu „postbohema”). Praca nad scenografią nie jest jednak realizacją konsekwentnie obranej drogi, a raczej błądzeniem w gąszczu możliwości. W życiu Ady nie może być bowiem mowy o jakiejkolwiek stabilizacji, czy to w sferze zawodowej, czy prywatnej. Jej doświadczenie, oparte w dużej mierze na zagubieniu i rozczarowaniu, urasta do rangi diagnozy – zarówno pokoleniowej, jak i artystycznej.

Agnieszka Wolny-Hamkało jako punkt wyjścia obrała tu nieco wyświechtaną metaforę świata jako teatru. Teatr to jednak nie byle jaki, bo na wskroś współczesny i silnie wpisany w polskie realia, o czym świadczy osadzenie akcji we wspomnianym Teatrze Polskim. W jego powieściowej wersji głównym zadaniem reżysera jest działanie „wbrew tekstowi”, a media społecznościowe błyskawicznie zapełniają się zdjęciami wykonanymi zarówno na próbach przed premierą przedstawienia, jak i podczas protestów prowadzonych przed budynkiem przeciwko „queerowej trawestacji Biblii”. W rzeczywistości tu sportretowanej nigdy nie wiadomo, czy oglądana sztuka stanowi świadectwo geniuszu reżysera i poszukiwania nowatorskich środków wyrazu, czy raczej jest pustym gestem powielenia znanych chwytów, nastawionym na łatwe wywołanie skandalu.

Cały świat pracuje na książkę – stwierdza w jednym z wywiadów Agnieszka Wolny-Hamkało. Jej twórczość, również poetycka, bardzo głęboko zanurzona jest w doświadczeniu codzienności. W najnowszej powieści autorka sięga wprost do rzeczywistości, w tkankę swych tekstów wplatając fakty znane z mediów (by wspomnieć choćby zacytowane niemal dosłownie komentarze ratowników dotyczące tytułowych utonięć, mających miejsce latem ubiegłego roku). Związek między literaturą a życiem okazuje się tu na tyle silny, że książka wręcz antycypuje pewne wydarzenia. Jak powiedziała Wolny-Hamkało w niedawnym wywiadzie dla „Przeglądu”:

Kiedy zobaczyłam protesty przed premierą „Śmierci i dziewczyny”, miałam wrażenie, że znalazłam się we wnętrzu własnej książki. To niekoniecznie miłe uczucie. Czasem zdarza się coś takiego. Ale wolę, żeby dziwne rzeczy zdarzały się podczas powstawania książki. Wtedy mogę coś z nimi zrobić, rozpisać je na głosy, poukładać siebie w głowie, przypisać do postaci.

Ta koincydencja zdarzeń nie jest tylko niewinnym zbiegiem okoliczności, lecz raczej świadectwem zmysłu obserwacyjnego autorki.

W codziennym doświadczeniu na swój specyficzny sposób osadzone jest również malarstwo Ady, opierające się przede wszystkim na redukcji – zarówno w zakresie kompozycji, jak i kolorystyki. Zabieg ten to nie tyle maniera początkującej artystki, ile raczej efekt ponurej konstatacji, że rzeczywistość, w której przyszło jej tworzyć, sama w sobie uległa zredukowaniu. Wszyscy gramy w filmie klasy C – zauważa w pewnym momencie jedna z postaci. Agnieszka Wolny-Hamkało pokazuje rzeczywistość, w której spacer po ulicach staje się rodzajem gry miejskiej, a seks – namiastką Xanaxu. Doskonale przy tym demaskuje „papierowość” współczesnej rzeczywistości, podobnej do teatralnych dekoracji, przez które nie sposób się przebić.

Mimo tej pesymistycznej diagnozy społeczno-kulturowej, 41 utonięć to książka o wartkiej, przyjemnej narracji. Agnieszka Wolny-Hamkało buduje ją nad wyraz misternie i jest w tym, trzeba przyznać, o wiele bardziej przekonująca niż w przypadku debiutanckiego Zaćmienia. Jej druga powieść to utwór dojrzały – nie tylko sprawnie napisany, ale i przemyślnie skonstruowany.

Izabela Mikrut zauważa, że w tej książce jedynym elementem niepodlegającym wątpliwościom jest upał. To on jest głównym „rozgrywającym” w powieści – duszna atmosfera rozgrzanego lata udziela się nie tylko bohaterom, ale i czytelnikom. Wrocławskie lato, portretowane przez Wolny-Hamkało, stanowi przestrzeń jak z dziecięcej czytanki, zapomnianego, dawnego snu, który – jak czytamy w jednym z wierszy pisarki z tomu Gospelkołysze się na czubku języka. Autorka Występów gościnnych w 41 utonięciach pozwala nam się zanurzać w lekko surrealistyczne, oniryczne przestrzenie, znane z jej wcześniejszych tekstów poetyckich. Ów senny, naznaczony odurzającym upałem nastrój doskonale wpisuje się w melancholijny charakter tej opowieści. Poprzez liczne odwołania i aluzje autorka mruga porozumiewawczo okiem do czytelników swoich tomików.

Nieprzypadkowo opowieść rozpoczyna się opisem podwórka wyglądającego jakby zostało odjęte miastu i przyszyte do starego świata, który jest na zdjęciach. 41 utonięć pokazuje, że Agnieszkę Wolny-Hamkało najbardziej interesują właśnie takie przestrzenie pograniczne, w których uwidaczniają się szwy, spajające nie tylko elementy dzieła literackiego, ale i realnego świata. To właśnie ich świadomość pozwala patrzeć na naszą rzeczywistość jako na rodzaj teatralnego projektu, poddającego się ocenie.

 

41 utonięć

Agnieszka Wolny-Hamkało

Iskry, 2015

Liczba stron: 185