Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Youtube Business Class

Artykuły /

YouTube to studnia bez dna – wie o tym każdy korzystający z internetu. Portal ewoluował i wciąż ewoluuje, także w ogólnie pojętej świadomości społecznej. Dopiero odkrywamy, że istnieje możliwość wpisania w rubrykę „zawód” takich słów jak „blogger”, „fashionistka” czy „vlogger”. Póki co trudno się dziwić zaskoczeniu na twarzach ludzi, gdy słyszą, że ktoś jest w stanie utrzymać się oraz płacić rachunki z pieniędzy zarobionych na kręceniu krótkich filmów i wrzucaniu ich na YouTube. Kiedy jednak przyjrzeć się temu zjawisku bliżej, pieniądze stają się bardzo realne, a okazja – co tu dużo mówić – kusząca.

YouTube prowadzi własny program partnerski, do którego należy w tej chwili około trzydziestu tysięcy osób na całym świecie. Nie mówimy zatem o tych, którzy przypadkiem stali się znani z powodu jednego filmu i odcinają od niego kupony. Jak każda praca, program wymaga systematyczności oraz oryginalności – liczy się regularność wrzucania nowych filmów, ich nieszablonowość, liczba wyświetleń oraz subskrybentów. Choć sami partnerzy zobowiązują się do nieujawniania wysokości swoich zarobków, wiadomo że pochodzą one przede wszystkim z różnego rodzaju reklam, które z taką irytacją wyłączamy. Mówimy rzecz jasna o dolarach, w Polsce program działa od stosunkowo niedawna – tu mówi się o około 160 zł za każde 100 000 wyświetleń. Coraz więcej kanałów (zwłaszcza ze Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, gdzie program i sam portal działają najprężniej) przekracza magiczną liczbę miliona subskrybentów i milionów wyświetleń. W związku z tajemnicą otaczającą zarobki youtuberów, istnieje wiele różnych prób określenia, jakie pieniądze mogą na nich czekać w programie partnerskim. Strona socialblade.com, zajmująca się statystykami dotyczącymi YouTube, szacuje, iż Holasoygerman (chilijski vlogger i komik znajdujący się na trzecim miejscu w klasyfikacji kanałów z największą liczbą subskrybentów) zarabia między 307,4 tysiąca a 3,1 miliona dolarów rocznie. Wicelider klasyfikacji, amerykański duet komików Smosh, osiąga pensję w wysokości od 379,7 tysiąca do 3,8 miliona, natomiast zajmujący pierwsze miejsce szwedzki gracz PewDiePie – między 1,6 a 15,6 miliona. Rozbieżności związane są z wieloma czynnikami – niektóre subskrypcje są fałszywe lub nieaktywne, zarobki zależą od ilości filmów, wyświetleń etc. Nie zmienia to jednak faktu, że podane wyżej kwoty to pieniądze, które pozwalają na coś więcej niż przeżycie do pierwszego.

Należy zwrócić uwagę, że choć środowisko twórców YouTube jest zdominowane przez Amerykanów, to reszta świata też ma swoje do powiedzenia (i to coraz głośniej). Holasoygerman dociera do hiszpańskojęzycznej widowni, PewDiePie, choć mówi przede wszystkim po angielsku, wplata wszędzie swoją szwedzkość. Na wszelakich listach do góry pną się Brytyjczycy – pochodzących z Wysp vloggerów, muzyków, komików jest coraz więcej (wystarczy wziąć pod uwagę choćby organizowaną corocznie w Stanach wielką konferencję VidCon dotyczącą YouTube). Nie możemy pominąć i Polaków – chociaż w naszym kraju świadomość tego, ile pieniędzy czeka w internecie rośnie stosunkowo powoli, to niejeden człowiek może już płacić swoje rachunki z pomocą programu partnerskiego YouTube. Znów trzech najlepszych: SA Wardega ma wedle socialblade.com zarabiać rocznie (przy aktualnym kursie dolara 3,02) od 214 tysięcy do ponad 2 milionów złotych. AbstrachujeTV – między 115 tysięcy a 1,15 miliona, natomiast Macfra84, czyli Niekryty Krytyk – między 37,5 tysiąca a 375 tysięcy. Jak widać, zarobki są mniejsze, ale wciąż niemałe. Oprócz tego należy pamiętać o wszelkiego rodzaju koszulkach, książkach i innych gadżetach, na których zarabiają dodatkowo youtuberzy.

Nic jednak nie dzieje się samo. To – być może wbrew pozorom – nie (tylko) łatwa i przyjemna praca, a im wyżej się jest, tym trudniej utrzymać pozycję. Youtuberzy, którzy zaczynali swoją działalność niedługo po powstaniu serwisu (nie zakładając wcale, iż w przyszłości będzie to ich praca), często sami przyznają, że teraz jest ciężej. Zapytani o to, jak zostali gwiazdami YouTube i w jaki sposób można nimi zostać, po opowiedzeniu swojej historii dopowiadają z reguły coś jak: „wtedy było łatwiej” – łatwiej o kontakt między użytkownikami, bo społeczność była mniejsza, łatwiej o wybicie się, bo konkurencja nie była aż tak ostra, etc. Smosh ma za plecami własną ekipę filmową, vloggująca rodzina znana jako Shaytards zatrudnia znajomego, by montował i edytował ich filmy, Shane Dawson do nagrywania parodii popularnych piosenek używa studia nagraniowego – to tylko kilka przykładów. YouTube się profesjonalizuje – ten YouTube, gdzie znaleźć można regularnie pracujących nad swoim materiałem ludzi, a nie ten z kotami, kichającymi pandami i kozimi remiksami (choć i im, oczywiście, oddać należy w tym miejscu ogromny hołd). Z miejsca widać, kto ma lepszą kamerę, kto inwestuje czas w naukę bardziej skomplikowanych technik montażu, kto bawi się do tego Photoshopem etc. W Los Angeles, Londynie i Tokio powstały już jednostki pod nazwą YouTube Space. Umożliwiają one współpracę między twórcami, wypożyczają przestrzenie, sprzęt, bardziej zaawansowane oprogramowanie, organizują szkolenia, dyskusje, całodzienne programy na żywo. Oczywiście, że wciąż można po prostu usiąść w swoim pokoju, włączyć kamerę i mówić. Najlepiej jednak – i my jako „tylko” użytkownicy też musimy się do takich preferencji przyznać – żeby kamera była z wyższej półki, oświetlenie kontrolowane przez specjalistyczne lampy, a tło nieprzypadkowe.

Człowiek mówiący do nas z YouTube nieraz wydaje się być zdecydowanie bliżej niż niejeden gwiazdor telewizji (trudno się zatem dziwić, że niektórzy z nich zmieniają medium). Tym większą popularnością z roku na rok cieszą się więc różnorakie konwenty, spotkania, festiwale, w trakcie których w różnych zakątkach świata widownia może spotkać swoich subskrybowanych idoli. To kolejny krok w pokazaniu, że społeczność twórców skupiona wokół YouTube to już nie tylko nastolatki z dużą ilością wolnego czasu. To profesjonaliści, doskonale zdający sobie sprawę z tego, w jakim – nie ukrywajmy – biznesie przyszło im pracować, a także jak wielki zasięg może mieć ich działalność.

Wspomnianą już wcześniej amerykańską konferencję VidCon organizuje z roku na rok dwóch braci – Hank i John Green. Tego ostatniego mogą kojarzyć nie tylko widzowie kanału Vlogbrothers, ale także czytelnicy – jest bowiem autorem poczytnych powieści dla młodzieży, jak choćby Gwiazd naszych wina czy Papierowe miasta. Działalność obu mężczyzn rozpoczęła się w roku 2007 wraz z narodzinami projektu Brotherhood 2.0. Chodziło o to, by na rok zamienić całą tekstową i papierową komunikację znajdujących się na dwóch krańcach Stanów Zjednoczonych braci na codzienne vlogi. Ogromna popularność serii spowodowała jej kontynuację, a dookoła Vlogbrothers rozrosły się kolejne projekty. Skupieni wokół braci Greenów fani przekształcili się w grupę zwaną Nerdfighteria. Ich działalność to prawdopodobnie materiał na osobny tekst, należy jednak wspomnieć o powstawaniu kolejnych kanałów edukacyjnych (CrashCourse oraz SciShow), charytatywnej akcji Project For Awesome czy właśnie konferencji VidCon. Jej pierwsza edycja odbyła się w roku 2010 i od tamtej pory wydarzenie rozrasta się i zatacza coraz szersze kręgi na świecie. Widzowie stoją w zastraszających, wielogodzinnych kolejkach po to, by móc spotkać i dostać autograf człowieka, którego dotychczas widzieli tylko w internecie. Oprócz tego uczestniczą w wielu wykładach, debatach, specjalistycznych dyskusjach, ale nie czarujmy się – przede wszystkim chodzi o te kilkadziesiąt sekund, które można spędzić ze swoim ulubionym youtuberem. Wirtualna rzeczywistość wirtualną rzeczywistością, ale przejście z wirtuala do reala wydaje się wielce pożądane. W Wielkiej Brytanii na podobnej zasadzie odbywa się Summer in the City, organizowane przez kilku brytyjskich youtuberów. W wyniku wielkiego sukcesu przedsięwzięcia zostali oni zmuszeni do przeniesienia imprezy z Hyde Parku do zamkniętej przestrzeni Alexandra Palace w Londynie, a w roku 2012, pomimo pewnych kontrowersji, rozpoczęto biletowanie SITC w związku z ogromną ilością zainteresowanych.

YouTube to dla wielu możliwość zarabiania na tym, co lubią robić, a także okazja do promowania swojej twórczości i trampolina do kariery w „realnym świecie”. Brytyjscy vloggerzy Daniel Howell i Philip Lester, czyli Danisnotonfire oraz AmazingPhil, dorobili się swojej dwugodzinnej niedzielnej audycji w BBC Radio 1. Michael J. Gallagher, amerykański twórca znany jako TotallySketch, nakręcił film Smiley, w którym grają przede wszystkim jego znajomi z YouTube. TheFineBros, czyli bracia Benny i Rafi Fine, produkujący wiele różnorakich serii, mają szansę wypuścić jeden ze swoich programów na Nickelodeonie (na razie nakręcono jedynie pilot całej serii, decyzja, czy kolejne odcinki będą realizowane, ma dopiero zapaść).

Tymczasem pojawiła się interesująca plotka: Yahoo! postanowiło rzekomo konkurować z YouTube poprzez stworzenie własnego portalu. Nie ma to być jednak „po prostu” konkurencyjna platforma, oparta na zasadniczo tych samych zasadach (otwarta dla każdego, kto tylko ma możliwość nagrywania filmów etc.). Jej osią ma być współpraca z posiadającymi już wysoki status youtuberami, których Yahoo! zamierza przejąć poprzez zaoferowanie im większych pieniędzy. Gdyby się to udało, wielka cześć widzów odpłynęłaby z YouTube, co z pewnością przyczyniłoby się do znaczącego regresu portalu. YouTube w zasadzie nie ma obecnie konkurencji – kilka lat temu znacząco przyczynił się do upadku MySpace, portalu dla twórców, umożliwiającego dzielenie się efektami własnej kreatywności. YouTube jest swoistym hegemonem na rynku – a jak to z hegemonami bywa, czasami upadają bardzo spektakularnie. Planowany przez Yahoo! portal ma pojawić się w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Czy tak będzie i czy uda mu się przejąć profesjonalistów z YouTube? Rozgrywka powinna być interesująca dla wszystkich.