Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Wyposażenie podręcznej studni (Barbara Klicka „nice”)

Recenzje /

Ta recenzja powstała z dwóch pobudek. Pierwsza to trybut płacony wykonywanemu zawodowi, wynikający z praxis recenzji, jakim jest informowanie i opisywanie, szybka reakcja na nowości wydawnicze. Druga to także trybut, płacony jednak poezji. Tym razem składam daninę z siebie, ze swojej pojedynczości. W zamian chcę odzyskać równowagę, która pozwala rano wstać z łóżka, a w nocy spokojnie położyć się spać. nice Barbary Klickiej nie przyjmują tej ofiary. Składam ją więc ponownie, najczęściej wieczorami. Skutek jest zawsze ten sam.

Najnowszy tomik Klickiej jest jej drugą książką, nie licząc młodzieńczego debiutu (2000 rok), który sama autorka określa jako przedwczesny. Zbiór zatytułowany same, same ukazał się w 2012 roku i – niestety – nie doczekał się wielu krytycznych omówień. Dlatego właściwie każdy tomik poetki występował w roli debiutu, był więc oświetlony mocnym, ale nietrwałym strumieniem światła. Brakowało jednak powidoków (recenzji, szkiców krytycznych czy chociażby śladów wierszy w internecie), czyli znaków, że był/jest czytany. Czuję, że nice zostaną na siatkówkach czytelników znacznie dłużej.

Rozpoznaję siebie w tym, co czytam. Wiem, że nie uda mi się w porę odłożyć książki i że ujawni się coś, co było we mnie, ale dotychczas ukryte, schowane przed światłem. Czytam dalej. Specyfika lektury zaczyna mi doskwierać – drażni i pociąga jednocześnie. Wielu wersów nie rozumiem, wielu znaczeń nie odgadnę. Dostaję od autorki jakiś nadmiar, ale on nie jest mój, ja się w nim tylko przeglądam. Nikt mnie jednak nie ostrzegł, że lustro pokryte jest z obu stron tlenkiem srebra.

Ten tekst musiał mieć dwa otwarcia. Są one odbiciem dwóch równoprawnych typów mówienia o poezji – tego krytycznego, profesjonalnego, charakteryzującego się podaniem faktów, przytoczeniem dat oraz tego osobistego, impresyjnego, wynikającego z potrzeby zapełnienia pustki, którą tworzy pierwszy. W żadnych z tych dwóch modeli krytycznych nie mieszczą się nice. To tomik składający się z obrazów przekraczających pole widzenia i słów wykraczających poza znaczenie, które staramy się im przypisać.

nice są książką o relacjach zerwanych, niejasnych, toksycznych. Patologicznych w szerokim, nie wartościującym sensie – mam na myśli naddatek, który wykształca się w podmiocie w kontakcie ze światem i innymi ludźmi. Odwołuję się do pierwotnego znaczenia pojęcia patologii, które określało miejsce zmian fizjologicznych w ciele lub konkretne modyfikacje jego fragmentów pod wpływem różnych zewnętrznych czynników. W nicach modyfikacji ulega percepcja podmiotu, zmieniająca się w przedziwnym (nie)porozumieniu, toksycznym związku z tym, na co się patrzy.

Wątek spojrzenia czy widzenia w ogóle jest istotny dla obu książek Klickiej. W wielu tekstach pojawia się bardzo silny nakaz „spójrz”, antycypujący doświadczenie wzroku adresata lub adresatki. Ale spójrz – patrzę, gdy zamykasz oczy / i ciągle tu jestem (Zatoka), Spójrz: oto wyłania się ze mnie koralowa rafa, a na niej / żadnego rekina, żadnej meduzy (Cantus firmus). W wielu wierszach pojawia się tryb rozkazujący (albo zaklęcie) kierowany do jakiegoś „ty”, czasem bardziej określonego, nazwanego jednak nie wprost, ale za pomocą metonimii; czasem zupełnie pozbawionego podmiotowych cech, traktowanego tylko jako przedmiot postrzegania, niekonieczny element krajobrazu. Te metonimie niosą jednak pewien uczuciowy ładunek, są czułe albo lekko ironiczne, wołają o „ty”, domagają się jego uwagi.

Metonimie w nicach pełnią też rolę nacięć w poetyckim strumieniu, w tak zwanej szerokiej frazie (charakterystycznej dla poezji Klickiej w ogóle). Występują w postaci wtrąceń, przerywają „ciało tekstu”, aby adresatki mogły w nim w jakiś sposób zaistnieć. Tak, w tych wierszach mówi się głównie do kobiet i o kobietach, królują tu podmiotki szukające odpowiedniego usytuowania w świecie (Aplegier). Te metonimie to na przykład: zapałko, siostro, kagańcu bez prętów, krwawy zakamarku, jaskółko, maleńka, zakładko na piasku, okruszku, dziewczynko. Pojęcie metonimii w tym kontekście sugeruje dynamikę wymiany spojrzeń i zwrotów do adresatek. W każdym z wierszy mówi inna postać, nie sposób zunifikować wszystkich punktów widzenia. „Ty” funkcjonuje jako ktoś mniej doświadczony, może młodszy, bardziej delikatny i niewinny. Ton nakazu może być równie dobrze tonem pouczenia albo dobrej rady. Posługująca się tymi określeniami podmiotka występuje w roli nauczycielki życia, autorytetu, który wypowiada się, bo posiadł wiedzę niedostępną uczniom właśnie ze względu na brak doświadczenia. To oczywiście nie jedyny związek między podmiotkami w tych tekstach. W większości z nich relacje są partnerskie, siostrzane, choć prawo mówienia o nich przywłaszcza sobie zawsze tylko jedna ze stron, próbując jak gdyby opanować je za pomocą słów, zakląć i zatrzymać w tekście.

Dynamikę patrzenia w nicach także można opisać jako dynamikę metonimii. Pojawia się tutaj wiele obrazów, które szybko się zmieniają, a jeden przedmiot patrzenia zostaje zastąpiony kolejnym. Ten ciąg spostrzeżeń połączony jest postacią tego, kto patrzy, „właściciela źrenic” – to właśnie on jest podstawowym punktem odniesienia, centrum całego tego procesu postrzegania. Narzuca określony kierunek patrzenia, co z jednej strony jest wyrazem narcystycznego pragnienia władzy nad przedmiotami doświadczenia, zajęcia pozycji ponad nimi, zaznaczenia granicy, z drugiej – pragnieniem wejścia w relację, zapełnienia pustki, która rozpościera się przed patrzącą (np. pusta rafa koralowa). Pustkę można zapełnić szeroką frazą – swobodnym sposobem mówienia, formą, która nie jest już poezją (w znaczeniu: mową wiązaną), ale nie jest jeszcze prozą. Oferuje ona miejsce, pozwala pełnym zdaniom się wydarzać i rozdzielać za pomocą przerzutni, jeśli związek słów nie zdoła się utrzymać. Szeroka fraza zapełnia pole widzenia, zdarza się jako coś widzialnego (zapis), ale także jako ciąg obrazów, zapamiętanych zdarzeń lub projekcji wyobraźni; zaistniała dzięki pragnieniu wyrażenia tego wszystkiego, czego nie da się powiedzieć, ale da się napisać.

W nicach wielokrotnie pojawia się motyw wyciągania czegoś na światło dzienne, oświetlania fleszem. To on wydobywa na świat wszystko, co skryte, ujawnia w pojedynczych, punktowych błyskach „krwawe zakamarki”, wgłębienia, zatoki. Topika światła i ciemności, odkrytego i zakrytego w połączeniu z metonimiami i patrzeniem, nakierowuje na możliwą ścieżkę interpretacyjną – chodzi o psychoanalizę, oczywiście. Ten „brzemienny” moment ujawnienia się tego, co pozostawało ukryte, jest figurą pisania par excellance – to właśnie słowo jest źródłem światła, punktowym i mocnym. Czasem nie jesteśmy w stanie powiedzieć, co ono oznacza, co opisuje – wówczas przestaje być jasno, a obraz robi się zamglony. W tych trudnych warunkach rodzi się sens. Poezja Klickiej właśnie te narodziny dokumentuje. W pierwszym i drugim wierszu tomiku autorka pisze: Święty flesz, / ścieżka, po której stąd wyjdziemy (Winne grona – flesz), Ten flesz jest święty, / zakładko na piasku, po nim stąd wyjdziemy (Zatoka). Skąd wyjdziemy? Z podręcznej studni (Podręczna), czyli wnętrza, z chaosu pragnień, wspomnień, zdarzeń i słów? Dokąd nas to zaprowadzi? Odpowiedź na to ostatnie pytanie znamy: na światło dzienne, które umożliwia widzenie. Co dalej? I co by się stało, gdyby widzieć więcej, gdyby było jaśniej? (Wypełnienie).

Spojrzenie w wierszach Klickiej zdaje się nie docierać do postrzeganego przedmiotu, odbija się od niego, powraca do siebie. Nie dochodzi do konfrontacji – lustro pokryte jest tlenkiem srebra z obu stron. W momencie wyrażania czegoś, wydobywania ukrytego na światło dzienne, napotyka się opór, który jest oporem odbiorcy. Ten opór to obrona przed byciem sprowadzonym tylko do funkcji czyjegoś lustra, przedmiotu pragnień, o którego jednostkowości i wyjątkowości się zapomina. Patrzenie jest źródłem władzy, napotyka jednak wiele przeszkód, nie może znaleźć czegoś, w czym może odbić się i powrócić do siebie jako tożsame – zawsze pojawia się jakiś nadmiar, który nie poddaje się łatwo redukcji ani neutralizacji, pozostaje jako rana, która stopniowo się zabliźnia i staje się widzialnym znakiem jakiegoś doświadczenia.

Te rany to wiedza (doświadczenie) – takie stwierdzenie podpowiada intuicja. Patrzenie to praktyka poznawcza, jednak nie w sensie uniwersalnym, ale radykalnie jednostkowym. Jest wydobywaniem przedmiotów i ludzi z przestrzeni wokół, reżyserowanym przez pragnienie bliskości; jest opowiadaniem świata po swojemu, w miarę percepcyjnych możliwości; jest też w gruncie rzeczy zgodą na ten świat (można przecież odwrócić wzrok, zamknąć oczy). W poezji Klickiej podmiotki patrzą, podejmują wysiłek wyjścia światu naprzeciw, mierzą się z nim. Każą też patrzeć pozostałym – patrzeć w inny sposób, bardziej uważny i intensywny, „patrzeć” również ciałem (na nim przecież doświadczenie zapisuje się w postaci ran). Credo tej poezji to nie odwracać wzroku.

 

Barbara Klicka

nice

WBPiCAK 2015

Liczba stron: 32