Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Wyklęty powstań ludu księgi! (R. Koziołek „Dobrze się myśli literaturą”)

Recenzje /

Czy potraficie sobie przypomnieć ostatni „hajp” wokół książki eseistycznej? Trudno, prawda? Wrzucamy hasło do maszynki pamięci, mieli, mieli, pewnie jako pierwszy wynik wyświetli się któraś z ostatnich Umberto Eco np. O bibliotece, może coś Oriany Fallaci, Prześniona rewolucja Andrzeja Ledera, Historia niebyła kina PRL Tadeusza Lubelskiego, dowolny zbiór Jana Gondowicza, jeszcze coś finalistów Nike, a dalej… żelazna klasyka: Miłosz, Herbert, Gombrowicz. A tu niespodzianka. Właśnie wyszedł tom Dobrze się myśli literaturą Ryszarda Koziołka, który sprawia, że trzeba odświeżyć tę listę.

Zaprawdę powiadam wam, jeśli ta książka nie spowoduje „hajpu” i nie sprawi, że „czytelnicze masy”, miłośnicy popularnej, ale też dobrze skrojonej literatury nie spojrzą życzliwszym okiem na eseistykę to… jeszcze nie wiem, co zrobię, ale będę pokutował i zastanawiał się nad zmianą zajęcia. Nie wyobrażam sobie, by tak dobra, jednocześnie wyrafinowana i przystępna książka nie wywołała znacznego odzewu. Niekoniecznie na profesjonalnych wyżynach, gdzie zasiadają akademiccy literaturoznawcy, profesora Ryszarda Koziołka koleżanki i koledzy po fachu. Trafi „pod strzechy” i będzie stanowić ważny drogowskaz dla tych, którzy czytają ot tak, po prostu a jednocześnie lubią wiedzieć, dlaczego to robią i co się z nimi dzieje w czasie lektury. Poddaję moją intuicję pod publiczny nadzór. Sprawdzimy za parę lat. Trzymajcie mnie za słowo.

Na razie, lojalnie ostrzegam, że dalsza część notki jest równie pensjonarska i afektowana co wstęp i zamiast standardowego omówienia zawartości oraz podkreślenia przymiotów zawiera usprawiedliwianie pretensjonalnego tonu oraz listę powodów, dla których ośmieliłem się go przybrać.

Zdecydowałem się nie kryć pensjonarskich (więc histerycznych, ale też delikatnych) emocji przede wszystkim dlatego, że jako skromny robotnik okołoliteracki potrzebuję dowartościowania dziedziny, której poświęcam czas, uwagę i uczucia. Koziołek stawia pytanie o jej rolę, o to, czy jest niezbędną funkcją myślenia i samopoznania, po czym jasno i dobitnie udowadnia, że tak, obcowanie z literaturą we wszelkich formach ma głęboki sens i niezbywalną wartość. Trzeba doceniać pracę. Robotnicy też posiadają wyższą uczuciowość. Dobrze zrozumieli to lewicowcy wszelkich frakcji i pokoleń. Po lekturze Dobrze się myśli literaturą czuję się jak bijący się o przekroczenie norm murarz podczas fety z okazji 1 maja. A nawet lepiej, bo przodownikom pracy dawano medale, różne prezenty i ocierające się o groteskę gratulacje, a dzięki Koziołkowi mam nieprzekładalne na dane i statystyki potwierdzenie przydatności moich wysiłków. Ważna jest także zgoda na żarliwe (choć raczej nie tylko empatyczne czy naiwne) czytanie. Przede wszystkim powieści. Literaturoznawstwo, praca krytyczna, dydaktyka zostały zrównane z poszukiwaniem emocji i prostą przyjemnością, które też przynależą do czytania. Profesjonalna lektura często swój początek bierze z afektu. To jedna z przewag literaturoznawstwa nad innymi dyscyplinami.

Chyba do każdej aktywności ludzkiej można przyłożyć miary partactwa, dobrej roboty i mistrzostwa. Jako szeregowy, choć wykwalifikowany, obrabiacz treści kulturalnych, już nie czeladnik, ale jeszcze nie majster (i oby nie partacz), lubię przyglądać się dziełom najlepszych rzemieślników. Dobrze się myśli literaturą to mistrzowska robota. Mimo że składa się z wcześniej publikowanych tekstów, zróżnicowanych pod względem tematów i konwencji, zachowuje świeżość i spójność. To, co już czytało się w „Książkach” czy „Tygodniku Powszechnym” zestawione w konfiguracji, zyskuje wcześniej nieznane walory. Nie widać szwów ani spawów. No i ergonomia – dobry wyrób rzemieślniczy tym się różni od przemysłowej masówki, że łączy ze sobą rutynę oraz indywidualny sznyt. Tu jest jak w powtarzanym w kuluarach konferencji naukowych, nieco seksistowskim porzekadle o różnicy pomiędzy referatem doktorantki polonistyki a wystąpieniem profesora (także doktoranta i profesorki). Pierwszy często bywa narcystycznym zachwytem nad świeżo zdobytymi umiejętnościami, faryzejskim zestawieniem dobrze wyglądających w mowie i druku przypisów lub konstrukcją na siłę skomponowaną tak, by była jak najbardziej hermetyczna, drugi – tym bardziej klarowny, im bardziej doświadczony i zasłużony jest filologiczny wyga. I to niezależnie od zawiłości roztrząsanych kwestii. Erudycja autora budzi największy szacunek wtedy, gdy jej dowody nie spadają na odbiorców ex cathedra, lecz wynikają z życzliwych porad, są składnikami pasjonującej opowieści.

Kolejny powód mojego robociarsko-pensjonarskiego uniesienia to ekonomia i społeczna użyteczność. Koziołek broni świata księgi przed niebezpieczeństwami wynikającymi z ich dominacji we współczesnym życiu społecznym, upomina się o czytanie poza logiką zysków i strat, o powracanie do kanonu bez schlebiania demagogicznym hasłom o jego zniesieniu, ale też bez faryzeizmu akademii ku czci, o metodykę nauczania literatury dostosowaną do naszych czasów (uczeń ze smartfonem jako nowy podmiot wiedzy). Te postulaty wydają się zaprzeczać społecznym pożytkom z czytelnictwa, ale, paradoksalnie, przysługują się mu, czy to poprzez uwolnienie czytelników z rutynowych powinności wobec tekstu, czy to wskazanie nowych potencjalnie nieskończonych wariantów interpretacji rodzimej klasyki na czele z Prusem i Sienkiewiczem. Dobrze się myśli literaturą przyda się wypalonej zawodowo nauczycielce, studentowi polonistyki zmuszonemu do mierzenia się z twórczością Orzeszkowej, a nawet bystrym licealistom pragnącym mocnych dowodów na sens poznawania kanonu lektur. Z autopsji wiem, że tchnie nowe siły także w czeladź biblioteczną – anonimową służbę na pierwszej linii walki o upowszechnianie piśmiennictwa.

Pozostając przy metaforyce produkcyjnej, wspomnę o konstrukcji i materiałach. Dobrze się myśli literaturą zawiera recenzje, szkice biograficzne, reinterpretacje klasyków. Autor tryumfuje, odnajdując nowe walory istotnych i opracowanych na różne sposoby powieści jak Lalka czy Quo vadis, ale sięga też po świeże przeboje rynku wydawniczego, z uwagą badając nowe książki Stasiuka lub Springera. Choć zwykle tak śmiałe zestawianie różnych epok, prądów i postaci bywa karkołomne, w rękach majstra układa się w harmonijną i logiczną całość, gmach o solidnych fundamentach i nowoczesnym wykończeniu. Nie wiem, jak wyglądałby, gdyby był realną budowlą, ale na papierze prezentuje się znakomicie.

Co się stanie, kiedy połączy się pensjonarską wrażliwość i robotnicze nastawienie na dobrą robotę? Etos polskiego inteligenta. Ta wymykająca się precyzyjnym definicjom klasa, poprzez historyczne uwarunkowania mocno związana z krajobrazem naszej części Europy, zdaje się być ostatnimi czasy w jeszcze trudniejszym położeniu niż przez ostatnie stulecie. W miarę utrwalania dominacji rynku nad wszelkimi sferami życia społecznego, w czasie brutalizacji obyczajów oraz instrumentalizacji wyższych wartości zdaje się tracić dotychczasowe nisze społeczne. Dzięki śmiałym diagnozom można odzyskać dumę z inteligenckiej afiliacji, na nowo poczuć ambicję przynależności do świata czytających, gdybających nad lekturami i roztrząsających każdy ich szczegół. To jednocześnie szansa na oderwanie od przykrych, przyziemnych elementów egzystencji i wezwanie do zdwojenia wysiłków intelektualnych. Z pozoru stanowi osobiste wyznanie namiętności do literatury w niezbyt łaskawych dla niej czasach. Ale kiedy wygłasza je ceniony wykładowca Uniwersytetu Śląskiego i przewodniczący kapituły Nike, autorytet wynikający z jego pozycji wzmacnia ledwie słyszalne nawoływania do przywrócenia kulturze należnego jej miejsca w życiu społecznym. Nie wiem, czy profesor Koziołek cieszyłby się, wiedząc, że z jego tekstu korzystam jak z trzystustronicowej Międzynarodówki lub czy uznałby komplement oparty na przywołaniu wersów o myśli nowej, która blaski promiennymi wiedzie na bój na trud. Ale czuję się usprawiedliwiony. W otwierającym tom tekście Deklaracje, objaśniającym fenomen wspólnotowego i zarazem jednostkowego charakteru literatury, padają słowa: Nie jest to moja literatura, to znaczy, nie ja ją napisałem, a mimo to jej słowa wydają mi się bardziej adekwatne niż moje własne. W takim razie ośmielam się włączyć jego książkę do podręcznego zestawu, w którym zebrałem najważniejsze argumenty pozwalające mi uzasadniać swoje życiowe wybory i czuć się z nimi w miarę komfortowo.

 

Ryszard Koziołek

Dobrze się myśli literaturą

Wydawnictwo Czarne, 2016

Liczba stron: 288

Jan Bińczycki

(ur.1982) – bibliotekarz, publicysta, regionalista współzałożyciel kolektywu „Tłusty Druk”, co tydzień prowadzi program pod tą samą nazwą na kanale Reset Obywatelski.