Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Tylko pamięć prawdę ci powie, czyli efekt Mandeli

Artykuły /

Co dodaje się do ciast: cukier waniliowy czy wanilinowy? Jeśli sądzisz, że ten pierwszy – sprawdź napis na opakowaniu. A słynna kwestia Dartha Vadera „Luke, I am your father” – pada w filmie czy nie? Odkrywając, że świat jest inny, niż nam się zdawało, wzruszamy koniec końców ramionami i kręcimy głową nad własną dziurawą pamięcią. Jednak dla osób wierzących w efekt Mandeli te z pozoru błahe sytuacje stanowią dowód na medialne manipulacje, knowania rządu światowego, a nawet istnienie rzeczywistości równoległych.

Jeszcze nie tak dawno temu efekt Mandeli brzmiałby co najwyżej jak dziwaczna ciekawostka. Jednak w czasach, gdy coraz więcej wskazuje na to, że produkowane przez Rosję fake newsy pomogły Donaldowi Trumpowi zdobyć fotel prezydenta Stanów Zjednoczonych, a agencje PR-owe rządów regularnie przerabiają zdjęcia, by ukazać polityków w lepszym świetle, teorie spiskowe związane z kwestią manipulacji prawdą zaczynają niemal brzmieć rozsądnie.

Na czym efekt Mandeli polega? Nazwa ta opisuje tajemniczy fenomen wspomnień, które nie przystają do rzeczywistości. Jej nazwa wywodzi się od byłego prezydenta RPA Nelsona Mandeli, którego śmierć jest jednym z częściej przytaczanych przykładów zjawiska: choć polityk zmarł w 2013 roku, wiele osób zarzeka się, że doskonale pamięta relacjonowaną w telewizji i prasie śmierć Mandeli w więzieniu w latach 80. Tym, co odróżnia efekt Mandeli od zwykłych błędów pamięci, jest właśnie masowy charakter tego zjawiska – alternatywny bieg historii pamiętają tysiące rozsianych po świecie osób. Ludzie ci nieustannie doznają wrażenia, które Francuzi nazwali jamais vu: napotykając z pozoru dobrze znane fakty, obrazy i dźwięki, przeżywają je jako nowe, obce i niepokojące.

Na stronach poświęconych efektowi Mandeli znaleźć można liczne przykłady niezgodnych z rzeczywistością wspomnień. Część z nich dotyczy ważnych wydarzeń historycznych: eksplozji promu kosmicznego Challenger w 1986 roku (wiele osób pamięta wcześniejszą datę), mężczyzny stającego na drodze czołgom na placu Tiananmen (w alternatywnych wspomnieniach nie zatrzymał on czołgów, tylko został przez nie przejechany) czy zabójstwa Kennedy’ego (nie wszyscy tak samo zapamiętali liczbę osób jadących w limuzynie prezydenta). Bardzo dużo jest też przykładów z zakresu geografii: Cieśnina Gibraltarska jest dziś ponoć znacznie węższa niż kiedyś, Nowa Zelandia przemieściła się względem Australii, a liczba stanów składających się na USA zmalała z 52 do 50. Są nawet alternatywne wspomnienia dotyczące Polski, która zdaniem wielu osób jest obecnie znacznie większa niż była jeszcze kilka dekad temu.

Przeważająca większość przykładów efektu Mandeli dotyczy jednak spraw znacznie mniejszego kalibru. Jednym z budzących najżywsze emocje jest seria książeczek dla dzieci zatytułowana Berenstain Bears, którą całe rzesze czytelników zapamiętały jako Berenstein Bears. Inni pamiętają odmienny zapis nazwisk sławnych osób (Supermana grał Christopher Reeves czy Christopher Reeve?), alternatywne loga znanych firm (czy logo Coca-Coli zawsze miało pośrodku kreseczkę?) lub nieistniejące w rzeczywistości fragmenty piosenek i filmów (czy w Casablance rzeczywiście padają słowa „Zagraj to jeszcze raz, Sam”?). Również rodzima afera z cukrem wanilinowym czy fakt, że Hans Kloss nigdy nie wypowiada zdania „Nie ze mną te numery, Brunner!”, zaliczają się do tej kategorii rzeczy drobnych, lecz bulwersujących. Dużo łatwiej jest nam uwierzyć, że źle zapamiętaliśmy mapę świata niż że przez całe życie błędnie odczytywaliśmy coś, co nieustannie mamy tuż przed nosem.

Do tego bowiem efekt Mandeli się sprowadza: niezdolności do przyznania się do błędu. Podczas gdy większość teorii spiskowych proponuje proste wyjaśnienia trudnych do zrozumienia zjawisk (przyczyną wojen i katastrof jest żydowski spisek!), efekt Mandeli robi coś wręcz odwrotnego – buduje skomplikowane narracje na temat światów równoległych, zbiorowej nieświadomości i manipulacji historią, by objaśnić coś, co znacznie lepiej tłumaczy banalna niedoskonałość ludzkiej pamięci. Fascynujące jest tu nie tyle samo rzekome zjawisko nadprzyrodzone, co towarzyszący mu mechanizm psychologiczny. Kto by pomyślał, że znajdą się ludzie do tego stopnia niepogodzeni z własną omylnością, że chętniej uwierzą w to, iż wylądowali nagle w alternatywnej rzeczywistości?

Cała rzecz warta byłaby co najwyżej chwili zadumy nad co ciekawszymi zakrętami ludzkiej psychiki – gdyby nie fakt, że w efekcie Mandeli krzyżuje się kilka interesujących (i niepokojąco aktualnych) tematów. Pierwszym są wspomniane już fake newsy, których niebagatelny wpływ na opinię publiczną wykazują dziś badacze mediów i socjologowie. Zarówno fake newsy, jak i efekt Mandeli wyrastają z tego samego pnia: w obu przypadkach określone informacje uznane zostają za prawdziwe, ponieważ brzmią dla odbiorcy bardziej prawdopodobnie niż inne. Wystarczy spojrzeć na plotkę sprzed kilku miesięcy, zgodnie z którą warszawskie Lotnisko Chopina miało zmienić nazwę na Port Lotniczy im. Lecha Kaczyńskiego – wielu uwierzyło w nią właśnie dlatego, że dokładnie tego typu działań spodziewali się po polskim rządzie. Osoby konsumujące zmyślone newsy oraz ludzie przekonani, że ktoś podmienił cukier waniliowy na wanilinowy, wierzą przede wszystkim temu, co brzmi znajomo i mieści się w dotychczasowym obrazie świata, a odrzucają to, co do niego nie pasuje. Mamy więc do czynienia z klasycznym efektem potwierdzenia (ang. confirmation bias): ludzką skłonnością do wyszukiwania i zapamiętywania tylko tych informacji, które pasują do już posiadanych przekonań.

Fake newsy mają jednak jeszcze jeden aspekt łączący je z efektem Mandeli. Ich realny wpływ na przekonania odbiorców (a w konsekwencji na kształt naszej rzeczywistości) stanowi dowód na to, z jak niepewnych i podatnych na manipulację źródeł uzyskujemy często wiedzę o otaczającym nas świecie. Wierzący w efekt Mandeli idą po prostu w swoim rozumowaniu o krok dalej: skoro nieprawdziwe mogą być informacje podane w mediach, to może kłamią także atlasy geograficzne i podręczniki historii? Nie są oni zresztą w tych podejrzeniach osamotnieni. Rosyjski matematyk Anatolij Fomienko w latach 80. rozpalił umysły tysięcy rodaków (w tym m.in. słynnego szachisty Garriego Kasparowa) swoją teorią Nowej Chronologii, zgodnie z którą średniowiecza nigdy nie było, a historia starożytności i wieków średnich została sfałszowana przez Kościół i potężne rody w celach politycznych. Ze wszystkich tych zjawisk przebija typowa dla teorii spiskowych nieufność względem oficjalnego przekazu, podszyta przekonaniem, że jak każde działanie ze strony władz służy on przede wszystkim podporządkowaniu sobie mas.

Drugim ciekawym i aktualnym tematem związanym z efektem Mandeli są faktoidy, czyli nieprawdziwe informacje powszechnie uznawane za fakty. Do najpopularniejszych faktoidów zaliczają się stwierdzenia, jakoby Wielki Mur Chiński widoczny był gołym okiem z kosmosu, lemingi miały w zwyczaju rzucać się masowo do morza, a ludzie wykorzystywali tylko 10% mocy mózgu. Często przywoływanym przykładem jest także słynne słuchowisko radiowe na podstawie Wojny światów Wellsa, w wyniku którego część słuchaczy wpadła w panikę, sądząc, że rzeczywiście nastąpiła inwazja Marsjan na Ziemię – tyle tylko, że sława tego zdarzenia również jest faktoidem, ponieważ w rzeczywistości paniki było znacznie mniej, niż się potocznie uważa.

Same faktoidy nie są oczywiście niczym nowym. W dobie mediów społecznościowych z pełną wyrazistością odsłania się jednak ich najbardziej charakterystyczna cecha: fakt, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Podobnie jak fake newsy, faktoidy (nie bez kozery zwane też „faktami medialnymi”) zostają zaakceptowane, ponieważ co do ich prawdziwości zgadza się wiele osób. Ów mechanizm selekcji informacji w oparciu o społeczną aprobatę stanowi nie tyle dowód na ludzką łatwowierność, co podstawę funkcjonowania wszystkich społeczności: akceptacja dla uznawanych przez grupę prawd, nawet wątpliwych, chroni jednostkę przed ostracyzmem i wykluczeniem. Mechanizm ten jest również wyraźnie widoczny w przypadku efektu Mandeli. Z komentarzy ludzi wierzących w to zjawisko przebija ton ulgi, gdy odkrywają oni, że nie są ze swoimi alternatywnymi wspomnieniami osamotnieni; wykluczeni z ogółu pamiętających inaczej, znajdują zrozumienie i akceptację w gronie podobnych sobie outsiderów.

Od faktoidów niedaleko jest do trzeciego tematu ściśle związanego z efektem Mandeli: propagandy. Znakomicie pokazuje to przykład ataku polskiej kawalerii na niemiecką piechotę w 1939 roku w bitwie pod Krojantami, odpartego w końcu za pomocą transporterów opancerzonych, który to atak naziści przerobili następnie na popularny faktoid o zacofanych Polakach szarżujących konno na niemieckie czołgi. Propaganda, manipulująca informacją w celu uzyskania korzyści politycznych, to kwestia bardzo bliska osobom wierzącym w efekt Mandeli. Jedną z dwóch najpopularniejszych teorii tłumaczących pochodzenie alternatywnych wspomnień jest manipulacja faktami na masową skalę, dokonywana, jak to w teoriach spiskowych zwykle bywa, przez mniej lub bardziej złowrogi rząd światowy. (Wspomniana już teoria druga głosi, że doświadczający efektu Mandeli przeniknęli w jakiś sposób do naszego wymiaru z równoległej rzeczywistości). Otoczeni fake newsami, faktoidami i propagandą, ludzie wierzący w to zjawisko nadprzyrodzone przyjmują taktykę spalonej ziemi – zamiast próbować oddzielić prawdę od fałszu, odrzucają z góry wszelki oficjalny przekaz, pokładając ufność wyłącznie we własnej pamięci.

Tak niezachwiana, że aż straceńcza wiara we własne wspomnienia, jaką prezentują wierzący w efekt Mandeli, staje się bardziej zrozumiała, jeśli spojrzeć na nią jak na strategię oporu. Pamięć – siedlisko osobowości – jako jedyna może stawić czoła fali podejrzanej, potencjalnie groźnej propagandy, bo tylko wspomnieniami władza nie jest jeszcze w stanie manipulować. Ufanie własnym wspomnieniom jako akt buntu to postawa bliska choćby głównemu bohaterowi Roku 1984, pozwala ona bowiem jednostce zachować tożsamość we wrogim jej świecie. Z tej perspektywy wymiana doświadczeń z innymi buntownikami to już wręcz wstąpienie w szeregi opozycji: niczym polscy konspiratorzy z lat zaborów czy PRL-u, ludzie wierzący w efekt Mandeli przeciwstawiają oficjalnej propagandzie własną kontrnarrację, przywracającą im pewność siebie, godność i poczucie własnej wartości. Gdy wszyscy wokoło kłamią lub pozwalają się okłamywać, możliwość trwania przy prawdzie musi ogromnie podnosić na duchu.

Wiara w efekt Mandeli to oczywiście czysty obłęd – ale w całym tym szaleństwie jest jednak metoda. Nawet przy bardzo racjonalnym podejściu do życia nie sposób bowiem odmówić posiadaczom alternatywnych wspomnień odrobiny słuszności. Choć raczej nie rządzi nami złowrogi rząd światowy, rzeczywiście żyjemy w świecie, w którym atlasy geograficzne i podręczniki historii co jakiś czas ulegają sporym zmianom. Treść tych pierwszych zmienia polityka, treść tych drugich – polityka historyczna. Nie trzeba wierzyć w efekt Mandeli, żeby obudzić się któregoś dnia w alternatywnej rzeczywistości, w której Krym należy do Rosji, a „żołnierze wyklęci” to fraza znana każdemu dziecku. Jeśli wielkie fragmenty wspólnej historii mogą wysunąć się niespodziewanie na pierwszy plan, a inne niemal zniknąć z publicznego dyskursu, to czy faktycznie można wierzyć komukolwiek poza własnymi wspomnieniami?

Przemysław Zańko

(ur. 1989) – chłop z Mazur, obecnie inteligent w Warszawie. Publikuje opowiadania, recenzuje, bloguje. Interesuje się science fiction, nauką, grami, dziwnymi książkami i zdrowiem psychicznym. Skończył z polonistyką. Strona autorska: www.zanko.pl