Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Truman Capote? Czy się słyszymy?

Artykuły /

Kiedy raz usłyszysz głos Witolda Gombrowicza, czytającego w Radiu Wolna Europa: Poniedziałek – ja, wtorek – ja, środa – ja, czwartek – ja […], raczej nie masz szans tego zapomnieć. Głos pisarza, niezwykle charakterystyczny i skrzeczący, zaskoczył mnie tak bardzo, że słyszę go za każdym razem, kiedy czytam Dziennik. Moje wyobrażenia na ten temat, zanim wpadłam na pomysł odszukania nagrań na YouTubie, były, jak można się spodziewać, zgoła inne. Przy okazji posłuchałam Ernesta Hemingwaya, którego głos na tyle mocno współgra z jego popularnym wizerunkiem, że trudno nie nabrać wrażenia, że tak właśnie powinien brzmieć niezłomny myśliwy, który od estetycznych rozważań woli corridę i mocne trunki. Potem był nieco wyniosły głos Virginii Woolf i inne specjały. Słuchałam tego wszystkiego dawno, a jednak wrażenia pozostały żywe.

Truman Capote z zestawem powyższych pisarzy ma stosunkowo niewiele wspólnego. Pojawił się w literaturze i kulturze, wkraczając w swoim absurdalnie długim szalu na salony. Więcej: literaturę zamienił w salon, w którym bal z obowiązkowymi białymi i czarnymi maseczkami staje się wydarzeniem porównywalnym do najgorętszych premier sezonu. Jeżeli nie udało mu się zmienić kultury literackiej, to na pewno wyraźnie naruszył jej stabilność. Dla autora Śniadania u Tiffany’ego słowo „styl” miało znaczenie równie istotne jak to, jakie w ogóle miała literatura. Do czasu pisania Z zimną krwią Capote nie był łączony z literaturą faktu – tę jednak, jak sam zresztą twierdził, potraktował jako pole dla popisu – także literackiego i stylistycznego. W swoich oczach był niezaprzeczalnym – pierwszym i jedynym – geniuszem, następcą Marcela Prousta, unieważniającym starania bitników, których, na czele z Jackiem Kerouakiem, mówiąc delikatnie, nie poważał. Jego biografia, która idzie krok w krok z popularnością książek, nie była jednak najprzyjemniejsza, a dzieciństwo sielskie. Dramatyczna historia relacji z matką, równie skomplikowana z ojcem, później alkoholizm i uzależnienie od leków nie zostały unieważnione dzięki popularności w świecie towarzysko-kulturalnym. Splendor, luksus i miłość (jaką obdarzyli go Amerykanie) miały jednak szanse łagodzić przynajmniej część cierpień – Capote nie poddał się przeznaczeniu i będąc chodzącym amerykańskim snem, zrobił wszystko, żeby stać się tym, kim chciał się stać.

Styl Capotego, człowieka, który miał sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu, co nie przeszkodziło mu w osiągnięciu nieprawdopodobnej pewności siebie, to nie tylko styl literacki. Widząc homoseksualnego mężczyznę o wyglądzie nastolatka, otaczanego przez najpiękniejsze kobiety swojego czasu, na które ma wpływ nieporównywalny nawet do autorytetu ich mężów, trudno uznać, że ktokolwiek bardziej od niego zasługuje na tytuł królewicza literatury amerykańskiej. Królewicza, który ubierał się i zachowywał w sposób tak zmanierowany, a zarazem bezpośredni (paradoksy, paradoksy), że niełatwo mu znaleźć godną konkurencję. Nazywa się Truman Capote. Wiele osób uważa, że jest magnesem o wysokości stu sześćdziesięciu centymetrów i wadze około sześćdziesięciu dwóch kilogramów, który przyciąga przede wszystkim ludzi majętnych, ci zaś budzą zainteresowanie organizatorów modnych imprez dobroczynnych. Nazwisko Capotego na zaproszeniu ma tak wielką moc, jak podpis Rockefellera na czeku. Po prostu nie sposób sobie wyobrazić, żeby impreza nie cieszyła się powodzeniem.

Gwiazda, jaką stał się Capote, zmieniła nie tylko świat towarzyski w Nowym Jorku i całych Stanach Zjednoczonych. Zmieniło się także to, co można by nazwać sposobem funkcjonowania pisarza w mediach masowych. Zawsze kiedy mówi się, że Michał Witkowski czy Jacek Dehnel znacznie przekraczają tradycyjny model komunikacji literackiej, modyfikując tym samym relację pomiędzy wizerunkiem i obecnością pisarza w mediach a samym tekstem, zza węgła wyskakuje rozbawiony niski blondyn i pokazuje im język.

Truman Capote zrobił wszystko, żeby stać się nie tylko jednym z najwybitniejszych (w swoim mniemaniu oczywiście najwybitniejszym) pisarzy swojego pokolenia, ale także by stać się medialną gwiazdą. Człowiekiem, którego – mimo wszelkich predyspozycji, by stać się postacią przede wszystkim wyśmiewaną – oklaskuje się na stojąco. Jego głos można porównać albo do głosu dziecka, albo postaci z kreskówki. Nieraz go parodiowano, nieraz wyśmiewano. I co? I nic. Głos Capotego stał się w pewnym momencie rozpoznawalny w stopniu nie mniejszym niż jego otwarty homoseksualizm (– Czy jest pan homoseksualistą?; – Czy to jest propozycja?) lub upodobanie do drogich strojów i towarzystwa celebrytów. Miał mopsa before it was cool, w najlepszych okresach swojego życia miłość obu płci, bogactwo i styl, który mówi: „to ja wiem, co można nosić”.

Kiedy słucham go czytającego Śniadanie u Tiffany’ego, nie mogę pozbyć się wrażenia, że owa moc polega na przedziwnym, ale przekonującym połączeniu zaczepnego humoru, słów dobieranych tak precyzyjnie, że sprawiają wrażenie, jak gdyby były tam od zawsze, a także autora, który nie pozwala odklejać się od swojego tekstu. Capote ostentacyjnie traktował siebie jako centrum świata i trudno mieć mu to za złe. Kiedy plotkował na temat swoich przyjaciół tak nieostrożnie, że spotkał go niemal towarzyski ostracyzm, zasłużył na miano pierwszego plotkarza Ameryki. Plotkarza, który nie prosi o wybaczenie.

Powiewając szalikiem i nosząc aksamitne marynarki, na których wkładanie nie godziła się jego matka, Capote był w stanie obiecać absolutnie wszystko. Jedyne, czego nie był w stanie zapewnić, to tego, że przyniesie to korzyść komukolwiek poza nim samym. Pozbycie się grzywki po napisaniu Z zimną krwią, kiedy stał się etatowym komentatorem systemu sądownictwa, nie oznaczało rezygnacji z chłopięcego (złośliwi powiedzieliby: ropuszego) sposobu bycia. Nie zniknęły ani nonszalancja połączona z perfekcjonizmem, ani alkoholizm, nie przestał też organizować imprez, które dyskutowano, jak głosi legenda, nawet w Europie. Capotemu – pisarzowi, który stał się jednym z najważniejszych bohaterów kultury lat 60. – nie można ufać. Można ufać jego gustowi, tak jak ufały mu dziesiątki przyjaciółek, zawierzyć można także jego pamięci. Wieść niesie, że zapamiętywał wszystko, co widział i słyszał, niemal w stu procentach. Zaufanie jemu samemu, jemu jako postaci – to byłoby naiwnością.

Jeżeli do tego wszystkiego dołożyć jego głos, jego przedziwny głos, można opaść na fotel i powiedzieć „to za wiele”. To za wiele, ale to wciąż nie koniec – Truman Capote zrobił absolutnie wszystko, żeby go nie zapomniano. Nawet jeżeli to nie on odkrył, że pisarz może być gwiazdą, uczynił z tego nie tyle punkt dojścia, ile punkt wyjścia dla swojego postrzegania kultury literackiej. Filmy? Czemu nie? Bale? Oczywiście. Ignorowanie polityki? Nie można mieć lepszego pomysłu.

„O rany, wygląda jak kogucik rasy lilipucik” – oświadczył pewien farmer. Mówił tak głośno, że wszyscy go słyszeli. Podczas świątecznych spotkań nie tylko śpiewano pastorałkę „Jingle Bells” („Dzwonią dzwoneczki”). Równie chętnie próbowano naśladować jego głos. Niektórzy mieszkańcy Garden City okazywali Trumanowi otwartą wrogość. Kilku z nich podejrzewało nawet, że człowiek o tak dziwnym wyglądzie to zabójca, który wrócił na miejsce zbrodni, by napawać się widokiem zamieszania, jakie wywołał.

Podczas zbierania materiałów do książki Z zimną krwią (właśnie ten okres jest tematem filmu Capote), pisarz napotkał na trudności, o których mowa w powyższym cytacie. Choć z zupełnie z innych względów, kłopoty tego rodzaju towarzyszyły mu także podczas innych wyjazdów. Kiedy był w Rosji, spotkał się z zadziwieniem i, co tu dużo mówić, niezbyt przyjaznym śmiechem. To wtedy powiedział: Śmiejcie się, ponuracy, ciekawe, z czego będziecie się śmiali za tydzień, kiedy stąd wyjadę. Poniedziałek – ja, wtorek – ja, środa…

*Wszystkie cytaty pochodzą z książki Truman Capote Geralda Clarke’a.

Olga Szmidt

(ur. 1989) – literaturoznawczyni, krytyczka literacka i telewizyjna, redaktor naczelna portalu Popmoderna. Pracuje w Katedrze Krytyki Współczesnej na Wydziale Polonistyki UJ. Autorka monografii naukowych „Korespondent Witkacy” (Universitas, 2014) oraz „Autentyczność: stan krytyczny. Problem autentyczności w kulturze XXI wieku” (Universitas, 2019), biografii „Kownacka. Ta od Plastusia” (Czarne, 2016) oraz tomu „Odkrywanie Ameryki. Wybór tekstów krytycznych z lat 2010-2017” (WUJ, 2018). Wydała także autorski notes „Finlandia. Książka do pisania” (Austeria, 2017).