Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Transformers szuka sensu życia (J. Dukaj „Starość aksolotla”)

Recenzje /

Nieodległa przyszłość. W wyniku kosmicznego kataklizmu giną niespodziewanie wszystkie formy życia na Ziemi – w tym Homo sapiens. Z Zagłady uchodzą cało tylko transformersy: ludzie, którzy skopiowali swą świadomość w cyberprzestrzeń, duchy zmuszone do zamieszkania w metalowych cielskach robotów. Zakuta w stal ludzkość prędko dzieli się na frakcje, powstają maszynowe gildie i sojusze, rozpoczyna się walka o energię i części zamienne. A oderwanego od ciała człowieka zaczyna dręczyć bolesne pytanie: skoro nie muszę już jeść, spać ani pracować, to po co właściwie mam żyć?

Starość aksolotla to książka, która na etapie promocji znacznie więcej ciekawości budziła swoją formą niż treścią. Wydana wyłącznie w wersji elektronicznej mikropowieść reklamowana była jako „książka rozszerzona”: standardowego ebooka wzbogacono o pogłębiające świat przedstawiony przypisy, kilka typów ilustracji (logotypy, exlibrisy) i modele robotów do wydrukowania w 3D. Efektem miała być, zdaniem autora, „lektura warstwowa”, podczas której obcujemy z tekstem na wielu poziomach, płynnie przechodząc od właściwej treści do materiałów dodatkowych. Tyle teorii – w praktyce Starość aksolotla czyta się (a przynajmniej mnie się czytało) jak każdą inną książkę. Spory niedosyt pozostawiają zwłaszcza przypisy, w których autor podaje dodatkowe fakty na temat występujących w tekście grup czy technologii, ale robi to bardzo skąpo, hasłowo i właściwie trudno zrozumieć, dlaczego te informacje nie zostały po prostu wplecione w główny tekst. Wielu z objaśnień można się zresztą domyślić z kontekstu, wcale w przypisy nie klikając. Doceniam pomysł na takie pogłębianie historii, ale chyba nie do końca zagrał.

Na szczęście po odjęciu tej efektownej marketingowej otoczki pozostaje nam bardzo ciekawa historia. Losy ludzkości odartej z biologii oglądamy szklanymi oczami transformersa Grzesia, który przed Zagładą był specjalistą od hardware’u, a teraz, w świecie zaludnionym przez roboty, okazuje się nagle najbardziej pożądanym fachowcem na Ziemi. Nie jest to jednak typowa dla protagonistów Dukaja droga od zera do bohatera, jaką przechodzą choćby Benedykt Gierosławski czy Hieronim Berbelek. Grześ, choć wyrywają go sobie zwalczające się frakcje, nie potrafi się w pełni zaangażować w żaden projekt i żaden konflikt: to człowiek (?) zatrzymany w rozwoju, niezdolny do zmiany, dręczony ciężką melancholią, która sprawia, że choć pomaga budować przyszłość, myślami żyje wciąż w przeszłości, w raju utraconym sprzed Zagłady. Szybko się zresztą okazuje, że tytułowa metafora aksolotla – zwierzęcia, które w naturze nigdy nie osiąga dojrzałości – odnosi się do wszystkich transformersów. Choć w toku fabuły mijają całe dziesięciolecia, ludzkość przemieniona w maszyny nie tworzy niczego nowego, nie rozwija się, rozpamiętuje bez przerwy to, co minione. Najmocniejsze w książce są sceny, w których tęskniące za cielesnością roboty odgrywają ludzkie gesty i zwyczaje: seksboty naśladują stosunek płciowy, maszyny przemysłowe uśmiechają się do siebie ekranami, wielkie mechy spotykają się w barach, by stalowymi palcami wznosić do stalowych ust puste kieliszki. Wielu nie wytrzymuje potwornej nostalgii; w świecie bez ciała samobójstwo jest równie łatwe jak wciśnięcie klawisza Delete.

Jak na Dukaja przystało, jednym z najciekawszych i najbardziej rozbudowanych aspektów Starości aksolotla jest świat przedstawiony. Zakres czasowy fabuły – od tysiąca do stu tysięcy dni po katastrofie – pozwala autorowi zaprezentować postapokaliptyczną Ziemię w pełnej krasie. Mamy okazję między innymi przeżyć chaos pierwszych chwil po Zagładzie, zwiedzić na wpół zautomatyzowane Tokio, na wrocławskim Expo przyjrzeć się strukturze społecznej ocalałych, zadumać się nad inżynierią genetyczną w amerykańskim laboratorium, zwiedzić opisany po leśmianowsku afrykański Raj, a nawet wybrać się na orbitę okołoziemską. Równie ciekawie prezentują się frakcje i gildie tworzone przez transformersów, każda z unikalną ideologią oraz dążeniami – choć, jak wspomniałem, ten aspekt książki spokojnie można było rozbudować. Najbardziej fascynujące są jednak krążące wśród robotów mity i legendy, za pomocą których resztki ludzkości próbują wyjaśnić sobie Zagładę i zrozumieć swoją dziwną, maszynową egzystencję; opowieści takie jak ta o zeskanowanej śmierci czy kosmicznym ogrodniku na długo zapadają w pamięć.

Motyw wyzwolenia Homo sapiens z ograniczeń ciała łączy Starość aksolotla z wcześniejszym tekstem Dukaja, Linią oporu. W obu mikropowieściach mamy do czynienia z ludzkością, która oderwawszy się od biologii, popadła w kryzys tożsamości. Dopóki cielesność dyktowała warunki, natura ludzka pozostawała w zasadzie niezmienna: życie wypełniała walka o pokarm, schronienie i partnerów seksualnych, zaś pytanie o sens życia dręczyło głównie filozofów. Ale odkąd nauki takie jak medycyna czy cybernetyka umożliwiły przekroczenie wyznaczonych przez biologię granic, pojawiła się wątpliwość, jak zdefiniować człowieczeństwo. Czy jest człowiekiem transformers, niedoskonały skan żywego mózgu zamknięty w metalowej puszce? Czy można uznać za ludzi wyhodowane przez roboty ludziaki, pozbawione płci dzieci z probówki? Podejmując kolejne próby wskrzeszenia martwej planety, bohater Starości aksolotla odkrywa, że choć ma do dyspozycji inżynierię genetyczną i cały ludzki zasób wiedzy, nie potrafi odtworzyć „prawdziwego człowieka”: przerwana została ciągłość kultury, coś przepadło przy przenoszeniu mózgów w cyberprzestrzeń, jakaś nieuchwytna, nienazwana esencja człowieczeństwa została raz na zawsze utracona. W efekcie Grześ, podobnie jak Paweł Kostrzewa z Linii oporu, czuje się częścią „straconego pokolenia” – żyje pomiędzy starym a nowym światem i nie pasuje w pełni do żadnego.

Starość aksolotla w fascynujący sposób pokazuje, w jak ogromnym stopniu kształt ludzkiego życia wynika z potrzeb i możliwości ciała. Tracąc fizyczność, transformersi utracili także wszystko, co z nią związane – biologiczne imperatywy, jak głód czy libido, ale również taniec, sport, flirt, rolnictwo, medycynę, modę, możliwość posiadania dzieci, powitalny uścisk dłoni, pocałunki i tysiące innych rytuałów ciała, które do tej pory wypełniały większość ludzkiego życia. Nawet emocje zmieniły się w wyświetlane na ekranach emoty. Egzystencja transformersów może w praktyce trwać wiecznie, ale pozbawiona jest treści. Pozostała im tylko praca – niekonieczna, by przeżyć, ale niezbędna, by poczuć, że w ogóle się żyje. Na poziomie psychologicznym Starość aksolotla to bardzo trafny opis pracoholizmu. Gdy Dukajowi „ludzie” choć na moment przestają ślepo realizować kolejne zadania, dopadają ich depresje, stany lękowe, myśli samobójcze, dlatego żyją według maksymy „robot istnieje dla roboty” i uciekają w ambitne projekty naukowe lub kolejne maszynowe wojny. By zaburzenia psychiczne (skutek uboczny błędów software’u skanującego mózgi) nie ograniczały wydajności, transformersy rozpisują maszynowy Zodiak, pozwalający przewidzieć nawroty czarnych myśli – ale nawet to nie pomaga bohaterom zapomnieć o jałowości i bezsensie takiego życia. W mikropowieści powraca wciąż myśl o człowieku zredukowanym, niewolniku pracy, który bez narzuconych z góry obowiązków nie potrafi już funkcjonować. Dukaj stawia intrygujące pytanie, czy Homo sapiens nie był czasem szczęśliwszy, zanim w jego egzystencję wkroczył przymus ciężkiej harówki – w epoce sprzed neolitycznej rewolucji agrarnej, kiedy zbieracko-łowiecka ludzkość żyła beztrosko, korzystając swobodnie z nieskończonych bogactw natury.

Na koniec warto wspomnieć o kluczowym w Starości aksolotla zagadnieniu postępu. W wydanym cztery lata temu opowiadaniu Science fiction Dukaj zastanawiał się, czy nieustanny rozwój nauki i technologii to jedyna możliwa przyszłość, czy też istnieją inne kierunki rozwoju, które nam, ludziom ślepo wierzącym w postęp technologiczny, po prostu nie przychodzą do głowy. Odnoszę wrażenie, że Starość aksolotla stanowi próbę naszkicowania takiej właśnie alternatywnej przyszłości. Okazuje się bowiem, że otwierająca tekst kosmiczna katastrofa, która niemal unicestwiła ludzkość, mogła mieć też swoje plusy. Ludzkość sprzed Zagłady, ze świadomością uwarunkowaną i ograniczoną przez biologię, od tysiącleci wałkowała te same problemy, roztrząsała te same jałowe dualizmy: natura – kultura, człowiek – maszyna, jednostka – zbiorowość. Dopiero wyjęcie Homo sapiens z ciała, oderwanie od dotychczasowej ludzkiej natury, umożliwiło przekroczenie myślowych schematów i pozwoliło wyobrazić sobie nowe możliwości rozwoju. W pewnym sensie Zagłada uchroniła ludzkość przed znacznie gorszą katastrofą: ugrzęźnięciem w bezrefleksyjnej wierze w ślepy postęp, w wydajność ponad wszystko, w bezsensowną i bezcelową harówkę. Transformersi, ludzie-roboty, żyjący nostalgią nieszczęśliwi pracoholicy to przyszłość, ku której zmierzamy, zdaje się ostrzegać Dukaj. Może warto się zatrzymać?

 

Jacek Dukaj

Starość aksolotla

Allegro

Liczba stron: 295 (wersja PDF)

Przemysław Zańko

(ur. 1989) – chłop z Mazur, obecnie inteligent w Warszawie. Publikuje opowiadania, recenzuje, bloguje. Interesuje się science fiction, nauką, grami, dziwnymi książkami i zdrowiem psychicznym. Skończył z polonistyką. Strona autorska: www.zanko.pl