Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

TOP 3: Najbardziej stereotypowe polskie książki o stereotypach

Recenzje /

Polska literatura tendencyjna nie przeniosła się niestety na tamten świat sto lat temu wraz z Elizą Orzeszkową.  Żyje, ma się dobrze, bawi i uczy, ale też niezmiennie wprowadza w zakłopotanie. Zwłaszcza, jeżeli dotyka polskości i „naszych” stereotypów. Pisanie o nich w sposób nietendencyjny  jest sztuką, zwłaszcza w dobie, gdy prawie każdy tekst literacki jest manifestem, wpisem do CV, prezentacją samego autora w myśl zasady, że napiszę o czymkolwiek, ale tak naprawdę to napiszę o sobie – o czym mówiła w ostatniej „Polityce” Dorota Masłowska.  Tak więc tak młodzi, jak i starzy, zarówno wykształceni i z dużych ośrodków, jak i wykluczeni z prowincji złapali za pióra, by rozprawić się z rzeczywistością zastaną. Ze skutkiem różnym. I, o ironio, dziś będzie o tej gorszej stronie.  O ironio, bo jakież to stereotypowe, piszę o złych książkach tak, jakbyśmy nie wydawali tych dobrych.  Następnym razem zrobię więc może zestawienie trzech najlepszych książek Houllebecqa albo Cortázara. Albo trzech najlepszych płyt Radiohead. Albo trzech najlepszych kaw w starbuniu, a żeby nie było, że odcinam się od Polski, pomyślę też o zestawieniu trzech najlepszych spektakli Warlikowskiego.  Tymczasem dziś będzie bieda z nędzą. Zapraszam do lektury.

3. Sylwia Chutnik – Dzidzia

Sylwia Chutnik to prezeska bardzo pożytecznej fundacji MaMa, działaczka społeczna, dziennikarka, członkini Porozumienia Kobiet, w jej towarzystwie można także podobno zwiedzić Warszawę śladami wybitnych pań. Niestety, Sylwia Chutnik pisze również książki, podkreślając w wywiadach, że nie ma twórczości bez polityki i zacięcia społecznego. Wszystko niby się zgadza, a jej debiutancka książka Kieszonkowy atlas kobiet może nawet początkowo wydawać się całkiem niezła. Kłopoty – nie tylko bohaterki, ale i czytelnika – zaczynają się, gdy pojawia się Dzidzia. Sylwia Chutnik zaczyna bowiem przeprowadzać dekonstrukcję polskości, oczywiście jest to dekonstrukcja jednowymiarowa i od razu wiadomo, co komu w Polsce przeszkadza. Tytułowa Dzidzia staje się tu, wyliczając za Agnieszką Wolny-Hamkało,  pojemnym symbolem kolejno – traumy wojennej, umęczonej patriarchatem matki Polki, hipokryzji polskiego katolicyzmu, antysemityzmu i przede wszystkim – Polski. Symbolem wszystkiego. To mnie przytłacza. Polska według Chutnik to więc kraj ciągle żyjący drugą wojną światową, patriarchalny, antysemicki, wyznaniowy. Dzidzia jako Polska, czyli już wszystko wiadomo. Co w rodzimej historii literatury jeszcze Polską nie było? Dzidzia jest zniekształcona, nie ma rąk i nóg, robi pod siebie, ciąży, przeszkadza, uwiera, nawet wtedy gdy już umrze? Okej. Dzidzia  jest więc książką wymierzoną w Polskę, obnażającą nasze stereotypy – kto bowiem nie słyszał nigdy, jakim to stereotypowym krajem nie jesteśmy? Największym problemem jest jednak to, jak powyższe postulaty realizują się w praktyce. Sylwia Chutnik sięga do groteski. Nie należy jej jednak mylić z groteską gombrowiczowską lub „masłowską”. To groteska chutnikowska, czerpiąca żywo z języka rynsztokowego, nieśmieszna, ale i nie poważna, zupełnie obojętna, z tendencją do wpadania w nudę. Rynsztokowy żart może żenować, bawić, jedno i drugie.Tutaj jednak mamy do czynienia tylko z pierwszą z opcji. Pozwolę sobie przytoczyć za Maciejem Topolskim, który o Dzidzi pisał na niedoczytania.pl, symptomatyczny fragment:

Leżą dwie baby na drodze: stara i młoda. Idzie Polak i Niemiec, a Rusek patrzy zza krzaka.

I ten Niemiec mówi: ej ty, a o ile zakład, że dźgnę bagnetem w serce z zamkniętymi oczami?

A Rusek wyskakuje i mówi: a ja dam radę dwa serca na raz dźgnąć.

A Polak nic nie mówi, tylko zdejmuje szybko buty z parujących ciał i ucieka.

Czyli dowcip rodem z tych, które Ślązacy opowiadają o mieszkańcach Zagłębia. W Sosnowcu w kościele nie klękaj, bo podpieprzą Ci buty. Śmieszne? Nie. Głupie? Tak. Stereotypowe? Owszem. Żenujące? Jak najbardziej. Zwłaszcza że (jak zauważa Topolski) taki żart nie trafia się w książce raz czy dwa, lecz niemalże co stronę. Walczymy ze stereotypami za pomocą stereotypów? Brawo, klasa! Okazuje się więc, że niektóre stereotypy są źródłem cierpienia i nierówności społecznej, a inne można powielać w nieskończoność i jeszcze udawać, że to śmieszne i zabawne. Najgorsze jest jednak, że nic z tego nie wynika (bo i co może wyniknąć z powieści z tezą?), a historia wydaje się nam już dobrze znana. Niewykluczone, że gdyby Eliza Orzeszkowa chciała napisać Martę sto czterdzieści lat później, napisałaby Dzidzię. Pomijając różnicę wynikającą z kontekstu społecznego i historycznego, jest to dokładnie ta sama historia, opowiedziana w jednakowy sposób. Z tym, że śmieszność tendencyjnych powieści Orzeszkowej jesteśmy w stanie wyczuć na kilometr, nie siedząc w temacie. Chutnik mimo wszystko lepiej się maskuje. A tu powie żart, a tu wstawi obrzydliwy opis, a tu powstanie warszawskie i może nikt się nie zorientuje.

Działalność każdej pożytecznej organizacji nie musi być podkreślona książką zawierającą w sobie postulaty tejże. Matkom jest ciężko, rozumiem, ale do zrozumienia tego niepotrzebna jest nikomu powieść Chutnik. W tym momencie wyobraziłem sobie, jak własne wersje Dzidzi piszą Jurek Owsiak, Anna Dymna i Jolanta Kwaśniewska. Lepiej nie. Niestety Sylwia Chutnik nie jest Wisławą Szymborską, nie potrafi wzbić się ponad pisanie o sobie i o dziewczynach, którym pomaga (za co niemniej należy jej się uznanie), a Dzidzia jest powieścią, która zdaje się przede wszystkim mówić: „jaka to ja jestem udupiana”, nie zostawiając po sobie żadnej refleksji.

2. Radek Knapp – Instrukcja obsługi Polski

Naprawdę nie wierzę, że ktoś to kupuje. Nie wierzę też, że to przeczytałem. Instrukcja obsługi Polski to bowiem książka zrobiona z niczego, o niczym i dla nikogo. Postaram się jednak przedstawić, o co w niej chodzi, jeśli w ogóle o cokolwiek. Mamy tu bowiem do czynienia z eksperymentem socjo-etno-psycho-geo-nielogicznym. Radek Knapp, urodzony w Polsce, od 12 roku życia mieszkający za granicą (a konkretnie w Austrii), przyjeżdża do rodzinnego kraju, by skonfrontować się z naszymi narodowymi stereotypami i pisze książkę o tym, że niektóre z nich to prawda, a inne są wierutnym kłamstwem. Nie podejmuję się oceny, czy autor jest Polakiem, czy nie – jak mieliśmy okazję posłuchać przy okazji powołania kadry na Euro 2012, definicji polskości jest wiele. Na potrzeby tekstu przyjmijmy jednak, że Radek Knapp Polakiem nie jest, a przez dwanaście pierwszych lat swojego życia nie zetknął się z żadnym stereotypem na temat polskości i do tematu podchodzi z perspektywy obcokrajowca albo w ogóle ze swojego dzieciństwa nic nie pamięta. To jedyne założenie, które daje mi poczucie jakiegokolwiek sensu (uważałem bowiem za kompletnie bezużyteczne sprawdzanie przez Polaka, jak mają się stereotypy na jego własny temat i to w jego rodzinnym kraju). W tym momencie muszę odwołać swoje założenie, bo nota wydawcy podkreśla, że Radek Knapp jest POLAKIEM, a swoje poprzednie książki publikował W POLSCE. Absurd już się skrapla. Naprawdę nie rozumiem. Dla kogo jest ta książka? Polacy chcą usłyszeć od Polaka, który mieszka za granicą, prawdę na swój temat? Czyli to Polak mówi do Polaka o Polaku w Polsce? Czy Polak o Polsce w ramach Polski? Czy obcokrajowiec o Polaku w ramach Polski? A może obcokrajowiec o Polaku w ramach swojej obcokrajowości? Lub też Polak o Polaku w Polsce w ramach swojej obcokrajowości? Kim jest nadawca, a kim odbiorca? Z jakiej pozycji należy w ogóle zabrać się do lektury? Kategoria polskości w ujęciu zawartym w tej książce to temat rzeka. Dłuższe dywagacje na ten temat grożą pobytem w Tworkach, nie wiedzieć jednak dlaczego, mam ochotę go drążyć i nie mogę przestać

Na weselach pijemy dużo wódki, zagryzamy śledzikiem albo ogóraskiem, a jak ląduje samolot – klaszczemy. Polska Chrystusem narodów, jesteśmy wiecznie nieszczęśliwi, bla bla bla. Polacy na wakacjach, Polacy w Egipcie, Polacy w Anglii, Polacy na Białorusi, opinie turystów z zagranicy o Polsce. Reportaże na ten temat pojawiają się w telewizji kilka razy w tygodniu. Nie chce mi się wierzyć, że naprawdę ktoś chciałby przeczytać o tym książkę, a ktoś inny sprzedawać to jako interesujące i zabawne. Naprawdę, gra pod tytułem „Powymieniajmy się stereotypami na temat Polski, a ja potem pojadę i sprawdzę – jak się okaże, że tak jest, to masz punkt, a jeżeli nie – punkt dla mnie” kogoś jeszcze bawi? Czy naprawdę jest jeszcze w stanie kogoś zdziwić fakt, że dla ludzi z Zachodu kiszona kapusta może być obrzydliwa? Może to ja zbyt wiele spraw uważam za oczywiste?  A może książka Knappa jest adresowana do obcokrajowca, żeby wiedział, jak to u nas jest stereotypowo?  Tylko po co na przykład Austriakowi Instrukcja obsługi Polski po polsku? Może chodzi o to, że jednym ze stereotypów o Polakach jest to, że mówimy tylko po polsku i to książka w książce, metatekst – i właśnie dałem się Knappowi złapać? W ogóle nie rozumiem, dlaczego ktoś uważa, że  to właśnie Radek Knapp najlepiej obnaży polskie stereotypy? Dlaczego nie Tomasz Szypułka z Bytomia, Agnieszka Staszczak ze Stalowej Woli? Czy chodzi o to, że ponad połowę życia spędził za granicą? Czyli jednak pisze Polak do Polaka o Polsce w ramach swojej obcokrajowości? Czy jak? Tu na pewno diabeł tkwi w szczegółach, to nie może być takie proste! Nie wierzę w to, że ktoś tak po prostu napisał nam książkę o naszych stereotypach, abyśmy  – w razie, gdybyśmy ich nie znali – mogli nadrobić braki lekturą. To zbyt stereotypowe: napisać o stereotypach książkę, z której nic nie wynika. Lektura nieobowiązkowa.

1. Marcin Szczygielski – Berek

Głośny na całą Polskę coming out Tomasza Raczka, Róże „Gali”, sesje zdjęciowe, para roku, kwiaty, czerwone dywany, paparazzi, dużo radości, pudelek, pomponik. A to wszystko przez Berka Marcina Szczygielskiego, dotychczas autora powieści o jakże wiele mówiących tytułach: PL-BOY, Nasturcje i ćwoki. Kryminał romantyczny czy, uwaga uwaga, Farfocle namiętności. Ciągle gdzieś między Danielle Steel a Małgorzatą Kalicińską. I nie byłoby w tym nic złego, podobnych szmir wydaje się na świecie rok w rok tysiące, gdyby nie fakt, że Berek jest książką napisaną całkiem serio, roszczącą sobie prawa do budowania nowej gałęzi polskiej kultury.

Brawurowa powieść o wzajemnej nienawiści ludzi, którzy stają się dla siebie szansą i zbawieniem […]. Dosadne opisy, bezkompromisowa satyra i niespodziewana delikatność rodem z filmu „Amelia” sprawiają, że „Berek” to rewolucja w polskiej kulturze, jeśli idzie o tematykę gejowską – informuje nas nota wydawcy. Padłem. A więc po kolei.

Berek to pierwsza, tak długo przeze mnie wyczekiwana polska powieść żywcem z „Bravo”, do którego zwraca się szesnastolatek, rozpaczliwie pisząc: NIENAWIDZĄ MNIE BO JESTEM GEJEM, oni zaś  odpowiadają, że przecież może się otworzyć i być dobrym dla ludzi, i wtedy wszyscy będą dla niego życzliwi. To właśnie wokół nienawiści wynikającej ze stereotypów kręci się fabuła tego powieścidła. Mamy więc głównego bohatera – Pawła, sales menadżera, który głównie je, śpi i kopuluje, prowadząc, w swoim mniemaniu, życie idealne. Jest jednak DYSKRYMINOWANY ze względu na styl życia, jaki prowadzi. Przez kogo? No a z kim można skontrastować geja? Oczywiście z zagorzałą katoliczką Anną, wielbicielką Radia Maryja, która większość czasu spędza na modlitwie. W tym oto zestawieniu po raz pierwszy objawia się (nie)wątpliwy kunszt Szczygielskiego. Jak bowiem lepiej pokazać znoje młodego homoseksualisty we wstrętnej katolickiej Polszy? No nie da się. Równie oryginalny, ciekawy i głęboki jest sposób ukazania nienawiści łączącej bohaterów – podkładanie sobie kupy na wycieraczkę to literacki motyw godny klasyków, taka farsa Fredrze się nawet nie śniła. […] Berek to powieść napisana ku pokrzepieniu tęczowych serduszek. Morał jest taki, że gej i moherowy beret potrafią znaleźć wspólny język. Wzruszające, nieprawdaż? Oczywiście, zanim do tego dojdzie, zarówno w bohaterze, jak i jego sąsiadce, musi zajść głęboka przemiana. Musi on bowiem porzucić przygodny seks na rzecz stałego związku, za swoje dotychczasowe przygody zostaje zaś ukarany zarażeniem HIV. Dopiero, gdy stworzy ze swoim partnerem heteronormatywny związek, będzie mu dane zasmakować prawdziwego szczęścia. Okaże si, że pomoże również Annie, czym zaskarbi sobie jej szacunek, a kulminacyjny moment, w którym dochodzi do porozumienia postaci, a którym jest scena, uwaga uwaga, LEWITUJĄCEJ NA ŚRODKU POKOJU ANOREKTYCZKI, przejdzie do historii polskiej literatury jako jedna z najbardziej absurdalnych.

Wydawca kusi czytelnika dosadnością i bezkompromisowością opisu, czego rzeczywiście w powieści nie brakuje. Co robisz, jeżeli kogoś nienawidzisz za to, że żyje inaczej niż ty? Kładziesz mu kupę na wycieraczkę. Jest dosadnie? No jest. A jak kutafon przyciśnie, to nie urządzasz plebiscytów estetyki, tylko bierzesz i rżniesz? No rżniesz. Jest bezkompromisowo? No jest. Nie rozumiem jednak, co jest w powieści rewolucyjnego. Jest to nic więcej, jak bardzo nieudany, naszpikowany stereotypami i popkulturowymi kliszami gejowski harlekin, który niestety (w moim przekonaniu głównie za sprawą coming outu Raczka we wstępie do powieści) odniósł sukces wydawniczy, czego efektem są Bierki – kolejna część Kronik nierówności (tak więc mamy do czynienia z cyklem), na którą to jednak się nie szarpnąłem, mimo że goły, wyfotoszopowany męski tyłek z okładki kusi, jak tylko się da. Mam jednak nadzieję, że to się wkrótce skończy, gdyż dorabianie ideologii do tak słabej, stereotypowej powieści jest czymś niegodnym. Berek do polskiego dyskursu queerowego nie ma się wcale, powiem więcej, Szczygielski w swojej książce, upraszczając i schematyzując, obraża nie tylko gejów, ale i katolików, i zamiast pisać dalej, mógłby przeprosić.

O ile więc Dzidzia Chutnik jest książką słabą, Instrukcja obsługi Polski głupią, tak Berek nie dość, że słabą i głupią, to jeszcze szkodliwą. Mam nadzieję, że któregoś dnia obudzę się i ktoś powie mi, że książek Marcina Szczygielskiego (nie potrafię tutaj nie dodać Magdaleny Tulli – choć oczywiście z zupełnie innych powodów, ale o tym innym razem) po prostu nie było.

Tomasz Szypułka

(ur. 1990) – studiował z różnym skutkiem filologię polską, psychologię i filologię szwedzką, a obecnie krytykę literacką na UJ. Swą zawodową przeszłość wiązał ze Sztuką.pl (znaną szerzej jako Gazeta Antykwaryczna), portalem kursnakurs.pl, fundacją Magazyn Kultury i festiwalem OFF Plus Camera, a także innymi, mniej chlubnymi instytucjami. W wolnych chwilach Betel, Bomba, Rozrywki, ale w miarę to nauka mnie najbardziej kręci.