Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

To znowu ja – typowy Polak z pokolenia Y (S. Słomczyński „Mim”)

Recenzje /

Kiedy siedemnaście lat temu ukazała się Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną, jedną z ciekawszych dyskusji krytycznych była ta dotycząca kwestii, kogo sportretowała Dorota Masłowska w postaci Silnego: dresiarza, blokersa czy może przeciętnego Polaka? Niezależnie od tego, czy rację ma tu Klejnocki czy Czapliński („dwudziestokilkuletni młodzieniec z wykształceniem średnim, bez pracy, choć z dużymi apetytami na życie, to krew z krwi i kość z kości naszego społeczeństwa. Silny to my”), nie ulega wątpliwości, że pisarka dostarczyła świeżego tematu do dyskusji, której wynik nie był z góry przewidziany.

Niedługo później – być może wraz z ukazaniem się powieści Niehalo Karpowicza albo Pokolenia Ikea Piotra C. – do polskiej literatury wtargnął (wbrew swojej niechęci do działania) nowy typ bohatera, który zadomowił się w niej na dobre i nie chce słyszeć o wyprowadzce. Mowa tu o Polaku tak przeciętnym, że czytelnik (ani krytyk) w żadnym momencie nie może mieć co do tego wątpliwości, bowiem narrator przypomina nam o tym przy każdej możliwej okazji. Rzecz jasna malkontenta i nieudacznika wrzuconego w tryby obowiązków „typowego” polskiego syna, ojca, męża, kochanka czy pracownika można portretować na wiele sposobów i kiedy te nowe języki i rozwiązania fabularne proponowali Karpowicz, Orbitowski, Muszyński czy Franczak – było mi jeszcze do śmiechu (chociaż nie jestem pewna, czy śmiech jest tu najwłaściwszą reakcją). Kiedy jednak po te same rozwiązania, język i typy bohaterów sięga Szymon Słomczyński – już mnie to nie przekonuje.

Debiut prozatorski poety to historia obyczajowa, złożona z przeplatających się wątków różnych pokoleń rodziny, którą na poziomie więzi niewiele łączy. Każdy spośród bohaterów ma swoje tajemnice i interesy, z reguły sprzeczne z oczekiwaniami krewnych. To antysaga, której przesłanie można odczytywać jako niewesołą diagnozę wychowania dzisiejszych dwudziestokilkulatków. Ich dziadkowie to silne (ale wredne) charaktery, rodzice to idealistyczni egoiści, podczas gdy im samym najwygodniej jest nic nie robić, korzystać ze znajomości lub z różnym skutkiem inwestować w działalność w wirtualnej rzeczywistości. Jedynymi osobami, którym mogą zaufać i powierzyć swoje sekrety, są aktualni kochankowie i kochanki.

Główny bohater, Damian, współtwórca portalu internetowego, „inteligentny, ale leniwy”, poddaje wszystkich obserwacji – przedmiotowej, materialistycznej, cynicznej, prawie pozbawionej sentymentu (a jeżeli się on pojawia, zostaje natychmiast stłumiony). Damian jest jednocześnie konformistą i niewdzięcznikiem. Jego rówieśniczki usiłują bronić się przed narzucaniem im roli matki Polki i żony biznesmena przez rozwijanie kariery dziennikarskiej, aktorskiej, fotograficznej lub prowadzenie podwójnego życia. Inteligencka rodzina pogrąża się w marazmie lub alkoholizmie, jest niegotowa na zmiany, z kolei przedsiębiorcy rzadko kiedy bywają uczciwi. Najbardziej pozytywną postacią jest podziwiany przez Damiana wuj Marek, który prowadzi warsztat samochodowy i w przeciwieństwie do pracowników korporacji wie, czym tak naprawdę się zajmuje.

Nie zamierzam czynić zarzutu z realizmu czy próby bezkompromisowego przedstawienia polskiej panoramy społecznej. Jeżeli kolejnemu autorowi zależy na ukazaniu hipokryzji jako cechy wpisanej w polskie społeczeństwo, zaakcentowaniu nieprzystawalności tradycyjnych ról do współczesnych standardów – najwyraźniej coś jest na rzeczy, co zauważam na co dzień jako rówieśniczka głównego bohatera. Takie wypowiedzi na łamach literatury uważam za potrzebne, pytanie jednak, w jaki sposób się to robi: z wiarą w inteligencję i wyobraźnię czytelnika czy bez niej.

Słomczyński poeta również próbował mapować polskie społeczeństwo. Przedstawiając popularne miejsca przy użyciu cytatów, ukazywał, jak ograniczone możliwości ma językowa pamięć i uzus, co najwyraźniej widać w wierszu Jak przygoda, to tylko, w której rozmowa o współczesnej Warszawie nie może się obyć bez nieprzystających do rzeczywistości szlagierowych fraz. Jego poezja – chociaż równie mocno jak debiut prozatorski osadzona we współczesności, na przykład w korporacyjnych neologizmach – pozostawia niedopowiedzenia, zaprasza czytelnika do wcale nie komfortowej konfrontacji.

W powieści sytuacja wygląda inaczej: językowa i obyczajowa „typowość” nie skłania do refleksji, ale wywołuje zażenowanie. Góral musi mieć na nazwisko Gąsienica i prowadzić własną działalność, młody łodzianin jest rzecz jasna synem i wnukiem szwaczki narzekającym na brak perspektyw, odrealnieni intelektualiści mieszkają w Krakowie i posługują się zlepkami cytatów, a wuj pracujący w telewizji jest materialistą i kobieciarzem. Co więcej, kiedy Damian oznajmia wspólnikowi, że nie chce mu się z nim gadać, ten upewnia się, czy to cytat z Psów.

Jakby tego było mało, Słomczyński sięga po szerszy wachlarz stereotypów i cytatów niż ten oferowany przez polską kulturę. Scena osiemnastkowej domówki przypomina amerykańskie seriale o młodzieży z jednego college’u, gdzie do obowiązkowych typów bohaterów zaliczają się: nieśmiały prawiczek, bogata jedynaczka seksbomba i jedyny mężczyzna, który ma u niej szanse, psiapsiółki nierozłączki, niedostępna mądrala itd. Bohaterowie Mima bywają charakteryzowani po kilka razy, na wszelki wypadek, gdyby czytelnik zapomniał lub się pogubił. Ten brak niedopowiedzeń, oddechów czy żartów między wierszami męczy, ale i obraża czytelnika.

Szkoda, że po szereg chwytów typowych dla literatury popularnej sięga autor, którego stać na więcej. Widać to nie tylko w jego poezji, ale i w pojedynczych scenach Mima, na przykład początkowej scenie pogrzebu, w której sztywne konwencje zostają zderzone z „nieprzyzwoitym” (na różnych poziomach) strumieniem świadomości narratora. Mimo retrospekcji, listów i innych zabiegów mających uczynić fabułę bardziej zagadkową, właściwie sprowadza się ona do ciągu kurtuazyjnych spotkań, rozmów, nieporozumień i fantazji. Niektóre wypowiedzi i dialogi są banalne, ale narrator wyprzedza czytelnika z tym osądem, sam oceniając je w ten sposób.

Mimo wszystko ciekawa jestem, w którą stronę pójdzie Słomczyński; może sprawdziłby się na przykład jako autor opowiadań, które pod względem językowej czujności nie odbiegałyby od jego poezji, a napięcie nie opadałoby tak szybko i w sposób tak przewidywalny, jak w kolejnych odsłonach Mima. Patrząc na twórczość autora jako całość, można zauważyć powtarzalność motywów: genealogii, onomastyki, przedwczesnej śmierci i samego pogrzebu jako momentu spotkania, który coraz częściej jest jedynym momentem spajającym (a nawet tworzącym) pewną wspólnotę. Ta powtarzalność – trochę złowieszcza, trochę ironiczna, ale też liryczna – może się skojarzyć z twórczością Tkaczyszyna-Dyckiego, z tą różnicą, że Słomczyński nie drąży historii małej ojczyzny: przynależność czy „zasiedzenie” w danym regionie traktuje raczej jako przypadek, który jednak pozostaje nie bez wpływu na językowy obraz świata.

Damian Olśniewski, gdyby jego postać została pogłębiona, miałby szansę stać się ciekawym i charakterystycznym bohaterem naszych czasów. Mim – zasób ludzki, marionetka, komediant, wieczne dziecko. Być może miałby cechę wspólną z podmiotem lirycznym mówiącym w tomiku Dwupłat – pewną rezygnację, ale podszytą smutkiem i tęsknotą bardziej niż płytkim wyrachowaniem, które przekłada się na przezroczysty, potoczny język. Niestety, paradoksalnie, tłumacząc zbyt wiele, narrator nie pozwala lepiej poznać bohatera. Damian kroczy gdzieś w środku orszaku bezbarwnych millenialsów.

 

Szymon Słomczyński

Mim

Wydawnictwo Literackie, 2019

Liczba stron: 424