Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

„This Heat was a much better name”

Artykuły /

Śmierć Sida Viciousa w lutym 1979 roku była symbolicznym końcem punk rocka, który dogorywając, niebezpiecznie zbliżył się do groteski i autoparodii. Parę miesięcy później, w maju, w efekcie niezadowolenia większości społeczeństwa polityczną nieudolnością lewicy, premierem Wielkiej Brytanii została Margaret Thatcher. W grudniu Związek Radziecki rozpoczął okupację Afganistanu, co eskalowało zimnowojenny konflikt i wywołało w państwach Zachodu jeszcze agresywniejszą antyradziecką propagandę i straszenie nuklearną zagładą.

Ale jednocześnie rok 1979 to apogeum postpunku, okres niezwykłej inwencji twórczej, która objawiała się jakby na przekór temu, co działo się dookoła. Nowa generacja artystów, zniesmaczona i znudzona nihilistycznym „no future”, postanowiła pokazać, że nie można biernie przyglądać się rzeczywistości, i zamieniła pozostałości po punkowym etosie na chłodny, ponury, nierzadko cyniczny, inteligencki postpunk. Prawdopodobnie na palcach jednej ręki można policzyć momenty w historii muzyki XX wieku, kiedy na przestrzeni dwunastu miesięcy powstało tyle ważnych płyt, z których większość to sztandarowe pozycje gatunku. Wystarczy wymienić Metal Box Public Image Ltd., Unknown Pleasures Joy Division, 154 Wire czy Entertainment Gang of Four, a lista i tak będzie niesprawiedliwie za krótka. Simon Reynolds we wstępie do swojej świetnej książki Podrzyj, wyrzuć, zacznij jeszcze raz. Postpunk 1978–1984 zaznacza jednak, że historia postpunku zdecydowanie nie jest pisana przez zwycięzców. Jednym z niesłusznie „przegranych” jest This Heat.

Obiektywnie rzecz biorąc, zespół nie miał szans osiągnąć sukcesu – sporadyczne koncerty, których czas i miejsce przekazywane były raczej pocztą pantoflową, brak singli i niechęć do mediów nie mogły przełożyć się na popularność wykraczającą poza underground. Teraz, kiedy wydaje się, że This Heat wychodzi z cienia (w zeszłym roku ogłosili reedycję swoich płyt na winylu), warto przyjrzeć się jego historii, tym bardziej że tu i ówdzie pojawiają się kolejne zespoły przyznające się do inspiracji dokonaniami londyńskiej kapeli.

Jednym z grzechów punku było kompletne zamknięcie się na osiągnięcia muzyki początków lat siedemdziesiątych, głównie wszelkich progresywnych odmian rocka. Takie hermetyczne nastawienie, podyktowane zarówno względami światopoglądowymi, jak i estetycznymi, skazywało punk na szybkie wyczerpanie środków wyrazu. Postpunk zdecydowanie przeciwstawił się temu podejściu, czerpiąc garściami z art rocka, odrzucając jednak, podobnie jak poprzednik, cały jego blichtr i przepych. Wsparte to wszystko było ideą DIY, bliską obu gatunkom. Z tej perspektywy This Heat jest wręcz modelowym przykładem postpunkowego zespołu – Charles Hayward i Charles Bullen wywodzili się z kręgów progresywnego rocka, podczas gdy Gareth Williams był genialnym amatorem i fakt, że nie umiał grać, był dokładnie tym, czego potrzebowaliśmy. Ten skład został skompletowany już w 1976 roku i zaakceptowany najpierw przez środowisko punkowe, a następnie postpunkowe, co świadczyło o niezwykłym eklektyzmie jego twórczości. Na początku panowie chcieli się nazwać Flying Rifles, ale to za bardzo kojarzyło się z Sex Pistols. Ochrzcili się więc This Heat, co było znacznie lepszą nazwą.

W jednym z nielicznych wywiadów udzielonych prasie zespół został poproszony o opisanie swojej muzyki – szybka, wolna, głośna, cicha, wysoka, niska, zawstydzająca, ekscytująca, szorstka, gładka, muskularna, chuderlawa, interesująca, nudna, trudna, łatwa, tak, nie. Żart? Bezczelna riposta na bezsensowne pytanie dziennikarza? Wystarczy posłuchać Horizontal Hold, a następnie Not Waving (utworu zainspirowanego wierszem Stevie Smith o topielcu, którego walka o życie omyłkowo została zinterpretowana przez obserwatorów jako machanie), żeby przekonać się, że w tej odpowiedzi jest sporo prawdy. Być może jest to jedna z przyczyn, które stanęły na przeszkodzie sukcesu komercyjnego. Mainstream nigdy nie lubił wieloznaczności i niedopowiedzeń, a This Heat w ładną szufladkę, choćby opatrzoną tytułem „postpunk”, wepchnąć się nie da. W twórczości zespołu pobrzmiewają echa muzyki improwizowanej, konkretnej, industrialnej (TH z pewnością przyczyniło się do rozwoju gatunku) i etnicznej. Charles Hayward: W 1973 roku u Bullena w mieszkaniu po raz pierwszy usłyszałem album z nagraniami balijskiego gamelanu. […] Bullen miał piękną kolekcję winyli, która później została skradziona. Southwark Music Library mieściła się na tej samej ulicy, gdzie mieszkałem, więc w 1968 roku słuchałem takich rzeczy, jak „Fontana” Johna Cage’a i „Kontakte” Stockhausena. Muzycy musieli być również zaznajomieni z elektrycznym okresem Milesa Davisa (polecam zapoznać się z jego utworem Rated X z 1974 roku) oraz otwarcie przyznawali się do inspiracji Frankiem Zappą czy Can i właśnie z tym ostatnim mają wiele wspólnego, jeżeli chodzi o wykorzystanie studia nagraniowego jako integralnego elementu procesu twórczego.

Na miejsce prób i nagrań zespół obrał sobie opuszczoną fabrykę mięsa, Cold Storage. Odizolowane, przeniknięte chłodem pomieszczenie idealnie wpasowywało się w ponury nastrój końca lat siedemdziesiątych. Panował tam „podklimat”. Było bardzo, bardzo zimno. I całkiem szczerze miałem poczucie, że ujrzymy tam czerwone, błyszczące oczy jakiegoś wilka polarnego. To była osobliwa przestrzeń, tajemnicza pieczara. Bardzo pierwotna. Nie przeszkodziło to jednak muzykom w eksperymentowaniu i poszukiwaniu nowych rozwiązań, a stały dostęp do tego bezokiennego industrialnego pomieszczenia dawał im nieograniczoną artystyczną swobodę. Gromadzili zepsute instrumenty, zabawki, gadające lalki – wszystko mogło być muzyką, wszystko mogło być użyte. Utworem, który idealnie oddaje atmosferę tamtego miejsca (mimo iż nie został w nim ukończony), jest 24 Track Loop. Perkusja Haywarda została przepuszczona przez harmonizer, czego efektem jest klaustrofobiczne brzmienie przypominające echo odbijające się od fabrycznych ścian. Kiedy dodamy do tego liczne manipulacje na 24-ścieżkowej taśmie, otrzymamy kompozycję, w której można doszukać się początków drum’n’bass. Powiedzenie, że coś wyprzedziło swój czas, jest bezsensowne i nielogiczne, jednak w tym wypadku frazes sam ciśnie się na usta.

Wymienione utwory – Horizontal Hold, Not Waving, 24 Track Loop – znalazły się na debiutanckiej płycie This Heat wydanej we wrześniu 1979 roku. „Mondrianowa” niebiesko-żółta okładka była z jednej strony hołdem dla modernizmu, z drugiej sygnalizowała pewną ostrość, kanciastość muzyki, która nie miała usypiać, być tłem, relaksującą ścieżką dźwiękową do palenia blantów. Chodziło o obudzenie się, przejrzenie na oczy, odrzucenie wszystkiego, co nosiło znamiona dekadencji. This Heat bawiło się ze słuchaczem, atakowało ostrymi dźwiękami, by za chwilę ukoić delikatnymi, ale niepokojącymi drone’ami. Spokojne dźwięki mieszały się z gitarowym jazgotem, utwory były zmiksowane ze studyjnych i koncertowych nagrań. Ostatni utwór na płycie, Fall of Saigon, jest być może najlepszy. Kroczący rytm przywodzący na myśl gamelan, wokalne unisono w niskich rejestrach i tekst opowiadający o ostatnich chwilach mieszkańców ambasady USA, którzy zostali pozostawieni sami sobie podczas tytułowego upadku Sajgonu. Sytuacja zmusza ich do zjedzenia kota ambasadora, co samo w sobie jest raczej mało zabawne, natomiast ubranie tego w konkretne słowa, rymy, gry słowne sprawia, że wszystko staje się bardziej dadaistyczno-surrealistycznym ćwiczeniem językowym niż próbą zrekonstruowania, prawdopodobnie zresztą fikcyjnego, wydarzenia: We ate Soda, the embassy cat,/ Poor Soda’s coda, no more da capo/ She’s decapitated/ running ‘round the room half-baked. Pomijając czarny humor zawarty w tekście – „da capo” jest włoskim terminem muzycznym oznaczającym „od początku”, dosłownie „od głowy”, „decapitated” z kolei oznacza kogoś ze ściętą głową – utwór jest zawoalowaną krytyką imperializmu i rzekomej „cywilizacji Zachodu”.

Fall of Saigon zasygnalizowało kierunek, jaki This Heat obrało na kolejnej długogrającej płycie, Deceit, gdzie refleksje na temat języka, a także sam język stały się jednym z motywów przewodnich. Już sam tytuł jest jakimś pokracznym homofonem nazwy zespołu. W 1981 roku, kiedy powstawał album, strach przed atakiem atomowym był tak duży, że ludzie przekonani byli o nieuchronności III wojny światowej. Byliśmy przekonani, że umrzemy, i z takim przeświadczeniem nagrywaliśmy płytę. Wyścig zbrojeń, napędzany wskutek strategii wojskowej M.A.D. (Mutually Assured Destruction; „mad” – szalony), przybrał ekstremalne rozmiary. Język infantylizował ten konflikt, obnażał, prawdopodobnie nieświadomie, jego absurd. Nazywanie pocisków „Little Boy”, „Big Boy”, cała ta nuklearna nowomowa była ubliżająca, sprawiała wrażenie zabawy. Dla This Heat nie było w tym nic śmiesznego – pierwsza płyta była o nieuświadomionym strachu, na drugiej zaczęliśmy rozumieć, czego się boimy. O ile pierwszy album był głównie instrumentalny, nawet ambientowy w swym charakterze, o tyle Deceit ma, przepraszam za wyrażenie, „piosenkową” formę, jest też znacznie bardziej agresywny muzycznie: chcieliśmy, żeby brzmiało to tak, jakby gramofon miał eksplodować.

W Radio Prague słyszymy strzępki wypowiedzi w kilku językach, zmiksowane w sposób utrudniający zrozumienie czegokolwiek. Z tych „zgliszczy” wyłania się utwór Makeshift Swahili, w którym Hayward wyrzuca z siebie kolejne wersy – Makeshift, she sings, in her native German/ You try to understand what she’s trying to say/ She says „You’re only as good as the words you understand”/ And you, you don’t understand a word. Koniec końców wszystko jest zredukowane do pojedynczego słowa rhubarb (rabarbar), wykrzyczanego ze zdziwieniem i agresją, że tylko ten jeden dźwięk się ostał. Porozumienie jest niemożliwe. W obliczu nuklearnej zagłady słowa przestaną istnieć, pozostanie tylko krzyk, co sugeruje już okładka płyty, która tym razem nawiązuje do dadaistycznego kolażu i obrazu Muncha.

Po nagraniu Deceit, przez wielu uznawaną za opus magnum This Heat, zespół się rozpadł. Gareth Williams wyjechał do Indii, żeby trenować kathakali, tradycyjny taniec hinduski,  którego opanowanie zajmuje do dziesięciu lat. Bullen i Hayward chcieli kontynuować bez niego, jednak bardzo szybko zorientowali się, że był to głupi pomysł i ostatecznie rozwiązali zespół. W grudniu 2001 roku nastąpiły próby reaktywacji w oryginalnym składzie, niestety w tym samym miesiącu Williams zmarł na raka. Dzisiaj, po niemal czterdziestu latach, wyraźnie widać wpływ This Heat na bardzo szeroko rozumianą muzykę popularną, szczególnie na takie gatunki jak post-rock czy IDM. W przeciwieństwie do wielu eksperymentalnych nagrań z lat siedemdziesiątych, muzyka zespołu ciągle brzmi świeżo i współcześnie. Być może This Heat nigdy nie będą wymieniani jednym ciągiem z Joy Division i PIL, ale wśród tych niesłusznie zapomnianych na pewno zajmują wysoką pozycję.

 

*wszystkie cytaty pochodzą z wywiadu, jaki Simon Reynolds przeprowadził z Charlesem Haywardem w 2001 roku. Całość dostępna tutaj.