Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Stoisz bo doszłeś (Typowy Seba)

Artykuły /

Mam dwadzieścia cztery lata. Od początku studiów nie haratałem w gałę. Chwilami mam wrażenie, że od dzieciństwa – piłka nożna była bowiem ostatnim bastionem genialnej epoki – oddziela mnie niekończący się pas ziemi niczyjej, strzeżony równie dobrze jak koreańska granica. Naprawdę mało co pamiętam. Może to sytuacja powszechna i całkowicie normalna, ale w moim przypadku skutkuje dojmującym brakiem wiary w męską przyjaźń, możliwość komunikacji międzyludzkiej, w społeczeństwo w ogóle. Jedźmy, wszystko jedno dokąd, nikt już przecież nie zawoła „panowie, wracamy”, „walisz z pierwszej” ani nawet „Luka na bramozę”.

Okazuje się jednak, że Typowy Seba wciąż krzyczy z zaświatów, choć gardło ma zdarte jak korkotrampki pod koniec sierpnia. Twórca liczącej blisko dwieście tysięcy stałych odbiorców strony na Facebooku pisze w krótkiej nocie, że bohater memów to „dzieciak z lat 80/90”. Typowy, nie sposób zaprzeczyć, bo seria grafik odwołuje się do najbardziej uniwersalnego doświadczenia chłopaków z blokowisk. Potwierdzają to zarówno komentarze internautów, jak i moje własne reakcje i rozmowy ze znajomymi – Seba celnością dorównuje Messiemu – wszyscyśmy te grepsy wielokrotnie słyszeli. Wic polega na tym, że w pewnym momencie zostały przez nas złożone w wielkim pudle z etykietką „do niczego się już nie przyda”. Teraz, kiedy ktoś je wygrzebuje, czujemy się jak bohaterowie thrillerów, którzy po krótkim okresie zaniku pamięci nagle odzyskują tożsamość. Kto słuchał Eksplołżyn, łapka w górę.

Nietrudno na Facebooku o rozmaite magdalenki, dostarczane przez takie strony jak jestem vintage, Polska szkoła dizajnu czy Pewex. Również u Seby pojawiają się klasyczne dla gatunku motywy – czekotubka, oranżada w proszku, maczugi i inne przeboje szkolnych sklepików, osprzęt do gier telewizyjnych i, oczywiście, gęste krzaki opatrzone wymownym opisem „baza”. Wszystko to stanowi jednak margines. Lwia część treści publikowanych u Seby została oparta na ascetycznym schemacie: góra futbolówek w tle, pośrodku podobizna chłopaka, którego tożsamość na szczęście trudno ustalić, oraz tekst. Ten ostatni wyróżnia fanpage na tle pozostałych, które przenoszą odbiorcę w czasoprzestrzeni przede wszystkim za pomocą zdjęć przedmiotów i linków do piosenek, mają zatem charakter poniekąd muzealny. Natomiast memy z Sebą koncentrują się wokół tekstu, co oznacza, że powstają dzięki talentom – nie bójmy się tego powiedzieć – literackim.

Mamy bowiem do czynienia z bardzo konsekwentnie prowadzoną narracją o kilkorgu znajomych – powtarzają się imiona bohaterów o stosunkowo jasno, choć nie wprost, określonej pozycji w grupie. Mati to najlepszy kumpel Seby, razem z nim gra na ataku, niezłym zawodnikiem jest też Adi, zwykle ustawiany w obronie, można jednak przypuszczać, że niekiedy rozgrywa, przecież na betonowym boisku nie ma pełnoprawnych pomocników. Na bramce stoi Gruby, o ile nie pojawi się Nowy, to chyba jasne. Relacje są porządkowane według żelaznych zasad – kto nie ma wysokich umiejętności, ten gra w defensywie, nic tu nie pomogą „kory najka”. Obiektem westchnień i końskich zalotów jest oczywiście Andżela.

Cały ten świat został wykreowany za pomocą lakonicznych emblematów, utrwalających jednocześnie coś znacznie bardziej ulotnego niż znane z Pewexu opakowania po nieprodukowanych już markach papierosów czy stare bilety komunikacji miejskiej – mianowicie język i tworzone przezeń sytuacje.

W życiu każdego mężczyzny przychodzi taki moment, gdy trzeba się zastanowić, jak miał na imię Gruby/Pączek/Misiek. Forma przeszła jest w pełni uzasadniona – przecież przechrzciliśmy go po swojemu, w sposób absolutnie adekwatny, unieważniając poprzednią tożsamość. Fenomen znany naukom społecznym, ale konia z rzędem temu, kto znajdzie w literaturze przedmiotu równie trafną charakterystykę. Obszernych rozpraw wart jest również zwyczaj usprawiedliwiania się po niewykorzystanej sytuacji bramkowej. Niby nikt nie ma pretensji, ale biegliśmy sprintem do tej kontry, więc wypadałoby coś powiedzieć. Nawet tak głupiego jak „zaryłem”. To wprawdzie żadne wytłumaczenie, ale kończy sprawę, inaczej byłoby łyso. Otrzymujemy informację o poczuciu winy, razem z delikatnie zasugerowaną buńczuczną obietnicą: dajcie mi szansę, to będzie brameczka. Próbujemy od nowa.

Dzięki odwołaniu się do slangu, złożonego z krótkich i precyzyjnych zwrotów, który jednak pozostaje zrozumiały dla znacznej części populacji, udało się osiągnąć wyjątkową zwięzłość przy jednoczesnym zachowaniu klarowności. Niech się wstydzą zawodowi aforyści i twórcy haiku – Typowemu Sebie wystarczą cztery słowa, żeby naszkicować niepokój Młodego i chęć zdobycia akceptacji, zazdrość odczuwaną przez starszych chłopaków oraz wspólny dla obu stron kult twardej, sprężystej, skórzanej futbolówki – nie trzeba wiele, by uruchomić wyobraźnię odbiorcy, wystarczy wiedzieć, jak.

Oczywiście nie mamy większego pojęcia o życiu emocjonalnym Seby, zawiedzie się też ten, kto oczekiwał rozwoju bohaterów – postawienie na typowość niesie ze sobą naturalne ograniczenia. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że współczesna literatura ma tendencję do rezygnowania z reprezentacji czegokolwiek poza jednostkowym doświadczeniem, trzeba uznać serię memów za zjawisko bardzo oryginalne.

W tym wypadku celem nie jest bowiem znana z kabaretów i innych form wypowiedzi artystycznej satyra na gimbusów, dresów czy patoli. Systematyczna praca administratora strony i internautów, przysyłających mu pomysły „na priv”, uświadamia odbiorcom rzecz bynajmniej nieoczywistą – mamy ze sobą coś wspólnego. I chociaż Arkadii nigdy nie odzyskamy, może uda nam się jeszcze skomunikować, skoro mówiliśmy kiedyś jednym językiem.

Łukasz Łoziński

(ur. 1989) – Z wykształcenia filolog i antropolog, z zawodu copywriter i PR-owiec. Lubi free jazz i rock'n'roll.