Bezsprzecznie stanowią jeden z dowodów na to, że w przeciwieństwie do nas, Wyspiarze są urodzeni pod szczęśliwą gwiazdą. Tak szczerze, podoba się Państwu nazwa Kamienne Róże? Tę bladą dziewczynkę w rogu sali, tak, tak, tę w koszulce Closterkeller, bardzo proszę o niepodnoszenie ręki, Twój głos się tutaj nie liczy. Abstrahując od onomastyki, z jakiegoś dziwnego powodu The Stone Roses nie cieszą się u nas zasłużoną popularnością, podczas gdy reszta świata zgodnie uważa ich (obok The Smiths) za patronów britpopu i indie (oglądnijcie koniecznie jakiś wywiad z wokalistą, Ianem Brownem i sami odpowiedzcie sobie, skąd się wziął knajacki image Liama Gallaghera). Manchester nie kończy się na Morrisseyu, Manchester w najlepszym razie na Morrisseyu się zaczyna.
I Wanna Be Adored
Zza senno-rozmytego kolażu dźwięków wyłania się po około czterdziestu sekundach miarowa linia basu. Co się dzieje potem? Potem mamy do czynienia z jednym z najdoskonalszych utworów w historii muzyki rozrywkowej. Doprawdy, żeby napisać coś tak wyważonego i obezwładniającego, warto byłoby wziąć każdą ilość narkotyków. I wanna be adored… – no cóż, nie ma wyjścia, po takim otwarciu: będziecie.
I Am The Resurrection
The Stone Roses jak mało kto potrafili stać w rozkroku: z jedną nogą w akwarium z napisem ,,tradycja”, z drugą zaś w nieznanych wodach nowych rytmów, prądów, inspiracji. Poza „sixtiesową” melodyką mamy też słynne już outro, w którym panowie pokazują, że wiedzą, jak się posługiwać instrumentami. Brian Wilson zapłakał na pewno rzewnie, i to nie raz.
Made Of Stone
Znowu spotykamy się gdzieś na trasie „sixties”-„eighties” z przystankiem w latach 70. Made Of Stone to pierwszy singiel z debiutanckiego albumu Roses. To również utwór, z którym po raz pierwszy wystąpili w TV – wtedy to opuścili scenę krzycząc Amateurs! Amateurs! We’re wasting our time here lads, gdyż po minucie wysiadło zasilanie. Wy nie traćcie czasu, to naprawdę dobra rzecz.
Sally Cinnamon
Teraz krok wstecz (czy aby na pewno?) – wczesny singiel wydany na dwa lata przed pojawieniem się debiutanckiej płyty. „Tęskny” gitarowy pop rodem z lat 60., przyprawiony brzmieniami pochodzącymi jeszcze sprzed epoki britpopu łupanego, nieśmiało jednak zapowiadającymi nastanie nowych czasów. Pop, pop, pop, blow, blow, blow bubble gum – a to przecież dopiero początek.
Fool’s Gold
Jeden z przykładów tego, jak należy łączyć gitarowe granie z muzyką taneczną, nie robiąc przy tym krzywdy żadnej ze stron. Przy okazji Ian Brown udowadnia, że można się ruszać jak małpa po LSD i jednocześnie być ikoną alternatywy. These boots were made for walking / The Marquis de Sade don’t wear no boots like these – no pewnie, wierzymy.