Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Spojrzenie Hatidze („Kraina miodu”)

Recenzje /

Kraina miodu – historia ubogiej pszczelarki żyjącej gdzieś w macedońskich górach – nie jest typowym filmem dokumentalnym. Celem twórców nie jest linearny przekaz faktów i relacji, tylko wprowadzenie widza w intymny, obcą przestrzeń. Tworzenie takich obrazów wymaga czułości i cierpliwości. Tylko wtedy filmowany świat jest w stanie pokazać obserwatorowi – tak jak twórcom Krainy miodu – swoje zupełnie nieoczywiste piękno.

Kim jest Hatidze? Może zacznijmy od pytania, kim mogłaby być, gdybyśmy spojrzeli na nią z innej perspektywy niż Tamara Kotevska i Ljubomir Stefanov. Mogłaby być elementem etnograficznej scenografii – jedną z tysięcy tradycyjnie ubranych kobiet, które można jeszcze spotkać we wsiach i na targowiskach Europy Wschodniej. Mogłaby być statystką w społecznej narracji o biedzie na Bałkanach. Może powiedziałaby nawet parę słów do kamery, wtedy pewnie najbardziej zwrócilibyśmy uwagę na stan jej uzębienia.

W Krainie miodu Hatidze jest kimś znacznie więcej. Podziwiamy jej pszczelarski kunszt, zrozumienie przyrody i umiejętność cierpliwego korzystania z jej dobrodziejstw bez jednoczesnego wyrządzania szkody. Widzimy dobro i troskę, które okazuje nie tylko schorowanej matce, ale także wszystkim istotom – pszczołom, dzieciom, kotom, psom. Nie przejdzie obojętnie obok żółwia, który rozpaczliwie stara się wygramolić z pustej wanienki. Nie ma w tym wszystkim patosu miłosierdzia, cierpiętnictwa – jest spokojny uśmiech, a czasami dziecięca zabawa. Podglądamy Hatidze, jak bawi się na huśtawce z dziećmi sąsiadów, jak podryguje z piwem w ręku na lokalnym festynie. Niech nas to nie zmyli. Hatidze jest twarda jak konar drzewa oliwnego. Krzywdy znosi cierpliwie, lecz nie z obojętnym stoicyzmem – widzimy ją przecież, jak się denerwuje, jak płacze. Odradza się po każdym ciosie – jak przyroda po zimie. W Krainie miodu staje się postacią niemal archetypiczną. Realistyczna narracja samoistnie zmienia się w baśń – w opowieść o dobrotliwej przyrodzie odwdzięczającej się tym, którzy żyją z nią w harmonii. Przez moment można zapomnieć, że oglądamy film dokumentalny.

Skontrastowani z Hatidze sąsiedzi bohaterki (jedyni w malutkiej górskiej osadzie) przywożą do harmonijnego świata nowoczesność w najgorszym wydaniu – rozklekotane pojazdy, trzeszczące radio i gospodarkę opartą na chęci zysku i eksploatacji przyrody. Choć przyczyniają się do nieszczęścia Hatidze, mam problem z nazwaniem ich „intruzami”. Widz zachwycony główną bohaterką może zapomnieć o tym, że ci „intruzi” to przecież skrajnie uboga wielodzietna rodzina żyjąca i ciężko pracująca w opłakanych warunkach. Dzieci od małego zmuszone są do wymagających i niebezpiecznych prac gospodarczych. Kamera kilka razy bliska jest uchwycenia tragedii z ich udziałem. Trudno nazwać tę rodzinę patologiczną. Wydają się złymi „intruzami” jedynie poprzez kontrast z Hatidze.

Jednak to właśnie rodzina Samów, a nie wyjątkowa Hatidze, daje bardziej typowy obraz ubóstwa we współczesnym świecie. Wyrwani z tradycyjnego życia w zgodzie z przyrodą są ponowoczesnymi zbieraczami. Bez odpowiedniego sprzętu, wiedzy i umiejętności chwytają się wszelkich możliwych zajęć, żeby zapewnić sobie lepszy byt. Trudno oskarżać ich o to, że im to nie wychodzi. Do zatopionej w czasie wioski Hatidze przynoszą nie tylko chaos, ale także wszystkie współczesne dylematy ubogich społeczeństw – pytania o edukację i służbę zdrowia, kwestie ochrony praw dzieci i środowiska. Z tej perspektywy możemy inaczej spojrzeć na samą Hatidze. Jak wyglądałoby jej życie, gdyby nie musiała opiekować się schorowaną matką, gdyby w młodości mogła sama zadecydować o swoim małżeństwie, a nie poddać się decyzji ojca? Jak potoczyłaby się jej historia, gdyby naprawdę miała możliwość bronienia swoich praw przed urzędami?

Hatidze uczy nas szczęścia, spoglądania na świat z miłością i spokojem. Jednak nie jest postacią z baśni. Nowoczesność nieproszona wkrada się w jej życie, tak jak podczas modlitwy nad grobem matki zupełnie przypadkowo przerwanej przez przelatujący nad doliną samolot. Hatidze podnosi głowę, przez moment jest przestraszona. W uchwyceniu takich momentów tkwi ogromna siła Krainy miodu.

Paweł Pijanowski

(ur. 1987) – Paweł Pijanowski (ur. 1987) – absolwent filologii polskiej i europeistyki UJ. Interesuje się stosunkami międzynarodowymi i problematyką społeczno-kulturową Europy Środkowo-Wschodniej. Publikował m.in. w „Tekstach Drugich” i „Pograniczach”. Pracuje w MSZ. Lubi włóczyć się po miastach i bezproduktywnie gapić się na google maps.