Patronem wydania jest Kraków Miasto Literatury UNESCO
Mrugnięcie dwudzieste drugie
Pęknięte lustro
Madame T.
LUSTRO.
Sylvia
do Virginii
Przejrzeć. – Coś tu widać.
Madame T.
Zanim zaczniemy, dam wam coś na pobudzenie. Otwórzcie tę najgrubszą książkę.
Sylvia
Nie da się. Strasznie ciężka okładka.
Madame T.
Niech pani spróbuje mocniej.
Sylvia
wystraszona
Przemyca pani w książkach narkotyki?
Madame T.
Kategoria „absolutnie niezbędne”. Poczęstujecie się?
Virginia
Nie, dziękuję. Nawet morfinę brałam tylko pod przymusem.
Sylvia
A ja chętnie. Jestem otwarta na nowe doświadczenia.
Madame T.
do Virginii
Nie umie się pani wyluzować. A to, co ma pani na głowie, też nie dodaje pani wdzięku.
Sylvia
Wygląda jak gniazdo.
Virginia
Bo to jest gniazdo. Zlatują się do niego wątpliwości. (do Sylvii) Ciągle mi się zdaje, że mam dwadzieścia lat, ale matka natura twierdzi inaczej. A ja, w odróżnieniu od niektórych, słucham głosu matki.
Sylvia
A co pani powie o moich włosach?
Madame T.
Mogą być, tylko trzeba coś zrobić z tą paskudną grzywką. No i koński ogon też bym sobie darowała. (poprawia jej fryzurę) O, proszę: w rozpuszczonych wygląda pani o wiele korzystniej. Dobra, teraz trzeba tylko zwiększyć objętość… Damy trochę pianki… a teraz utrwalimy wszystko lakierem. Gotowe!
Virginia
Mną też się pani zajmie?
Madame T.
Czemu nie, musimy mieć w końcu jakąś rozrywkę.
Sylvia
Naprawdę chce ją pani czesać?
Madame T.
Pewnie.
Sylvia
Ale to ja ją czeszę!
Madame T.
Pani w tym czasie niech sobie wybierze którąś z moich szmatek.
Sylvia
Mogę pożyczyć… na przykład to?
Madame T.
Rubinową suknię?
Sylvia
Jeśli nie, to…
Madame T.
Jasne, niech pani weźmie. A swoją drogą, co będziemy sobie tak „paniować”, może przejdziemy na ty?
Virginia
Znamy się zbyt krótko i zbyt powierzchownie.
Sylvia
ochoczo
Sylvia.
Madame T.
Ivana. Podaj mi nożyczki.
Virginia
Strzyżenie nie wchodzi w grę! To by naruszyło moją integralność.
Madame T.
Niech nam pani lepiej coś przeczyta.
Virginia
Co na przykład?
Madame T.
Wszystko jedno. Wybierz jej coś.
Sylvia
Wylosuję na ślepo. Orlando…
Madame T.
Bloom? Orlando Bloom?
Rzuca się po książkę, ale rozczarowana zaraz ją oddaje.
Virginia
Słucham?
Madame T.
Orlando Bloom to… takie chrupiące ciasteczko. Aktor. Trochę trudno się z wami gada, bo zupełnie się nie orientujecie w moich czasach.
Sylvia
wertuje książkę, wybiera fragment na chybił trafił
O, może to. Nadaje się dla młodych dam.
Virginia
czyta tak, że aż dreszcz przechodzi; Madame T. nie przestaje jej czesać
„Tymczasem surmy dalej grzmią: – Prawda i tylko prawda! – Na co siostry próbują zarzucić welony na czary trąb, by je zagłuszyć, lecz na próżno, bowiem teraz wszystkie surmy huczą unisono: – Won, siostry szkaradne! – Siostry tracą rezon i jęczą jednym głosem, nadal krążąc i powiewając welonami: – Niegdyś było inaczej! Lecz mężczyźni już nas nie chcą, a kobiety nami gardzą”*.
Madame T.
zabiera się do włosów Sylvii; robi jej taką fryzurę, jaką ma sama
Najpierw zrobimy ładną kiteczkę. Masz gumkę?
Sylvia
Związałam nią szparagi. Jest tam.
Virginia
czyta dalej
„Odchodzimy więc, odchodzimy. Ja (mówi Czysta) na kurzą grzędę. Ja (mówi Niepokalana) do wciąż dziewiczych wzgórz Surrey. Ja (mówi Cnotliwa) do każdego przytulnego zakątka, gdzie jest obfitość powoju i zasłon w oknach. Bowiem tam, nie tutaj (mówią wszystkie razem, biorąc się za ręce i czyniąc gesty pożegnania i rozpaczy w stronę łoża, na którym spoczywa uśpiony Orlando) nadal mieszkają, w gnieździe i w buduarze, w urzędzie i w sądzie, ci, którzy nas miłują, ci, którzy nas czczą, dziewice i mieszczanie, prawnicy i doktorzy, ci, którzy zakazują, ci, którzy odmawiają, ci, którzy szanują, nie wiedząc dlaczego, ci, którzy chwalą, nie rozumiejąc. Nadal bardzo liczebne (chwała niech będzie niebiosom) plemię ludzi porządnych, którzy wolą nie widzieć, pragną nie wiedzieć, miłują mrok, ci nas nadal wielbią, i nie bez przyczyny, bowiem dałyśmy im bogactwo, dostatek, pociechę, wygodę. Do nich odchodzimy, was opuszczamy. Pójdźmy, siostry, pójdźmy! Nie dla nas to miejsce”*.
Madame T.
Tak sobie myślę, że pasowałby tu jakiś kapelusik.
Virginia
Proszę?
Madame T.
Kapelusz.
Virginia
Nie noszę kapeluszy.
Madame T.
To pani zacznie.
Virginia
zatopiona w lekturze, czyta dalej, podczas gdy Madame T. i Sylvia z zapałem wyrywają kolejne strony z książek i robią z nich czapki i kapelusze, które potem na próbę wkładają Virginii
„Zabierają się w pośpiechu, powiewając woalami nad głową, jakby przesłaniając coś, na co nie śmią spojrzeć, po czym zamykają za sobą drzwi. Zostaliśmy zatem zupełnie sami w pokoju ze śpiącym Orlandem i trębaczami. Trębacze, ustawiwszy się w szereg według porządku, po raz ostatni dmą co sił w płucach: – PRAWDA ! – Na co Orlando przebudził się. Przeciągnął się. Uniósł. Stanął przed nami zupełnie nagi, a ponieważ surmy dęły: Prawda! Prawda! Prawda!, nie mieliśmy wyboru, jak tylko wyznać – był kobietą”*.
Madame T.
A teraz przeczeszemy, natapirujemy i troszkę zelektryzujemy włosy grzebieniem, żeby wyglądały jak…
Sylvia
Jak aureola?
Madame T.
Właśnie. No, niech się pani sztachnie. A potem spojrzy w lustro.
Sylvia
Nikt by pani nie poznał.
Virginia
rzuca lustrem
Nie o to mi chodziło!
Sylvia
Rozbiła pani nasze jedyne lustro.
Virginia
Wszyscy traktujemy świat jak zwierciadło. Kiedy nie widzimy w nim tego, co chcemy zobaczyć, rozbijamy je w drobny mak.
Madame T.
Oho, pojechała klasyką.
Sylvia
do Madame T.
Skręć jej jednego.
Virginia
Lepiej wpuśćmy trochę tlenu.
Madame T.
Czemu trochę? Włączmy na full.
Virginia
Kiedy ja… ja nie wiem, jak się go włącza.
Sylvia
Będzie pani musiała poprosić.
Virginia
Chce pani, żebym prosiła o…
Sylvia
do Madame T.
Patrz, jaka damulka.
Madame T.
Ę-ą z paprykąąą.
Virginia
Proszę.
Sylvia
Co? Nie słyszę! Coś pani mówi? Bo tu nic nie słychać, nic a nic!
Virginia
głośniej
Proszę.
Sylvia
Nie słyszę! Niech pani poprosi… na kolanach.
Madame T.
do Sylvii
Zostaw ją, już wystarczy.
Sylvia
Korona jej z głowy nie spadnie. Na kolana!
Virginia
Proszę.
Sylvia
Bliżej, i na kolana. Za mną. Głośno!
Virginia
Proszę. Proszę. Proszę!
Sylvia
Grzeczna dziewczynka musi wiedzieć, jak ładnie poprosić. I podziękować.
Virginia
wciąż na kolanach, wlecze się za Sylvią, która macha rękami, jakby latała; mamrocze jak nakręcona, również podczas następujących potem wypowiedzi Madame T. i Sylvii
Proszę. Dziękuję. Proszę. Dziękuję. Proszę. Dziękuję. Proszę. Dziękuję. Proszę. Dziękuję. Proszę.
Madame T.
A mnie powiesz, gdzie jest włącznik? Mówili, że mamy się wszystkim dzielić.
Sylvia
Tobie tak. Kiedyś.
Madame T.
Rajski gaz.
Virginia
otrząsa się
Co się pani stało? Coś pani wyrosło!
Madame T.
Gdzie?
Virginia
Na brzuchu.
Sylvia
przyklęka obok Virginii; obie wpatrują się jak zahipnotyzowane w błyszczący kolczyk w pępku Madame T.
Pokaż.
Madame T.
Pierwsza lekcja kreatywnego pisania. Chcecie osiągnąć sukces? Chcecie. W takim razie wypucujcie swój image i dodajcie jakąś błyskotkę do swojego życiorysu. Wystarczy detal. Macie być w gotowości, zanim przyjdzie pierwszy fotograf. A kiedy przyjdzie, śmiało pochwalcie się na przykład płaskim, wyćwiczonym brzuchem. Olśniewajcie. Zostaniecie gwiazdami, zanim się obejrzycie.
Virginia
A pisanie?
Sylvia
A pisanie?
Madame T.
Podoba się wam?
Virginia
To, co pani napisała? Pani osobowość jest dla mnie zupełnie czytelna, ale…
Madame T.
Czytelna?
Virginia
Ale pani książki… Sprawiają wrażenie, jakby każdą z nich pisał ktoś inny. No cóż, są… szczególne… są takie… nadpobudliwe, roztrzepane, zagubione… osamotnione… rozglądają się, jakby nie wiedziały, skąd się wzięły.
Madame T.
Sprytna z pani bestia, kuta na cztery nogi.
* V. Woolf, Orlando, tłum. T. Bieroń, Kraków 2006.
Radka Denemarková, Wady snu, przeł. Olga Czernikow, Książkowe Klimaty 2020.