Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

„Przepraszam, czy tam strzelają?” (P. Pieniążek, „Pozdrowienia z Noworosji”)

Recenzje /

Liczy się data stempla pocztowego. Zwłaszcza na korespondencji z miejsc ogarniętych konfliktem zbrojnym. Nie inaczej jest w tym przypadku: Paweł Pieniążek przesyła tytułowe Pozdrowienia z Noworosji, skrupulatnie znacząc je na osi czasu.

Pieniążek rozpoczyna swoją relację od dookreślenia współrzędnych miejsca, w którym się znajduje (z którego pozdrawia czytelników i czytelniczki): Pojęcie „Noworosja” wywodzi się z XVIII wieku. Na terytorium ośmiu obwodów obecnej Ukrainy (z wyłączeniem Krymu i bez obwodu charkowskiego) stworzono gubernię noworosyjską, która wchodziła w skład Imperium Rosyjskiego. Termin nieużywany od czasów rewolucji bolszewickiej, w marcu 2014 r. nabrał zupełnie innego znaczenia. Dzisiejsza „Noworosja” o imperialnym rodowodzie ogarnia mniej więcej podobny obszar – dwa z ośmiu obwodów należących do wcześniejszej konstrukcji geopolitycznej, jednak jest dla separatystów synonimem samozwańczo powołanych Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej. To miejsce, które zdaniem prorosyjsko nastawionych działaczy znajdzie swoje szczęście, spokój, rozkwit ekonomiczny i gospodarczy w objęciach rosyjskiego niedźwiedzia, podobnie jak przyłączony (czy wedle retoryki kremlowskiej „przywrócony”) do Rosji Krym. Noworosja to także terytorium, na którym od ponad roku trwa regularna wojna, wojna przezroczysta, ponieważ nikt nie chce / nie może / nie próbuje / nie znajduje odpowiedniego klucza, by ją powstrzymać, a co za tym idzie – zatrzymać politykę putinowską na granicy uznanej przez prawo międzynarodowe, bo tak na dobrą sprawę, gdzie swoje granice ma rosyjski imperializm?

Noworosja nie jest pierwszym terminem, poprzez który na przestrzeni dziejów Rosja wywłaszcza Ukrainę z jej znaczenia oraz deprecjonuje samą ukraińskość. Wcześniej była to „Małorosja”, której terytorium obejmowało centralne ziemie dzisiejszej Ukrainy, młodsza, momentami niedorozwinięta, mniejsza siostra Rosji imperialnej – choć „Mała Ruś” znana była już w średniowieczu jako określenie przestrzeni geograficznej, na pewnym etapie stała się protekcjonalna w stosunku do Ukrainy.

Paweł Pieniążek pojechał w głąb wschodniej części Ukrainy, spodziewając się, że dostrzeże przypominającą „Mordor” z książki Ziemowita Szczerka groteskową i bardziej brutalną kopię protestów z kijowskiego Majdanu. Jednak przyszło mu uczestniczyć w brutalnym spektaklu wojennym, który kieruje się niezrozumiałymi dla aktorów mechanizmami.

Tymi aktorami są Noworosjanie – mieszkańcy obwodów donieckiego i ługańskiego – wmanipulowani niejako w wojnę o przesunięcie granicy. Pieniążek z właściwą sobie ciekawością portretuje kilkanaście spotkanych osób – bohaterów pierwszoplanowych, którzy zaangażowani są aktywnie w życie politycznie i militarne regionu, a także tych pozornych aktorów drugiego planu, statystów, którzy ponoszą realne konsekwencje podejmowanych decyzji, walki o władzę w rzeczywistości wojennej. Pozdrowienia z Noworosji składają się na zakrawający na absurd portret psychologiczny mieszkańców, na przykład: siedzącego na ławce mężczyzny, który podczas bombardowania nie próbuje się ukryć, ponieważ jest ochrzczony, więc tak na dobrą sprawę nic mu nie grozi; taksówkarza Pawła, który w obawie przed regularnymi kradzieżami separatystów przestaje nosić zegarek; piszącej wiersze Stelli Choroszewej, niedoinformowanej rzeczniczki prasowej samozwańczego mera Słowiańska Wiaczesława Ponomariowa; ale także osób, które w sytuacji nieprawomocnego referendum i jawnego fałszowania wyborów mają dużo wiary, aby bronić ukraińskiego państwa – życzliwych obywateli, którzy podpowiedzą, jakimi środkami lokomocji najlepiej poruszać się po terytorium Donbasu.

Pieniążek z jednej strony przygląda się uważnie przestrzelonym meblom w zrujnowanych blokowiskach Słowiańska, w którym spędził najwięcej czasu, ale z drugiej uczestniczy też w wydarzeniach, które tworzą wielką narrację historyczną. Wydaje mi się, że najbardziej przejmująca jest jego relacja z miejsca katastrofy malezyjskiego boeinga, zestrzelonego przez rosyjskich separatystów (jak podają najświeższe informacje – 19 marca 2015). Opisy rozczłonkowanych ciał i zniszczeń są wstrząsające, a to wrażenie potęgowane jest poprzez „użyteczność” zwłok do manipulacji politycznej: Dopiero po trzech dniach zaczęto zbierać zwłoki, które leżały na polach (…). Według strony ukraińskiej separatyści wywożą ciała do Rosji, a przynajmniej niektóre z nich: te, które mogłyby wskazywać na zestrzelenie samolotu. To one zniknęły pierwszej nocy z okolic kadłuba (…). Najbardziej szokującą wersję wydarzeń przedstawił Girkin. W wywiadzie, który ukazał się na separatystycznym portalu Rosyjska Wiosna, stwierdził, że „większość zwłok była «stara»”. Ich ciała były „całkowicie pozbawione krwi”. Sugerował tym samym, że był to samolot medyczny.

Pozdrowienia z Noworosji to książka, na którą składają się w dużej mierze teksty publikowane wcześniej przez Pieniążka w „Tygodniku Powszechnym”, reportaże z linii frontu, komentarze bieżącej sytuacji, jednak (dzięki licznym uzupełnieniom, a także znaczącej relacji fotograficznej) jest to pozycja, która całościowo unaocznia skalę działań wojennych, brutalizm, dezinformację i strach mieszkańców wyśnionej przez separatystów Noworosji oraz absurdy zaistniałego stanu rzeczy. Zastanawiam się jednak, czy w zalewie informacji zza wschodniej granicy, którymi jesteśmy, no właśnie, bombardowani, ta książka nie pozostanie przeoczona, potraktowana odrobinę po macoszemu jako nieaktualna, przestrzelona w opisie (znów ta militarystyczna nomenklatura!), zbyt precyzyjnie osadzona na osi czasu, przywiązana do daty. W Pozdrowieniach z Noworosji można szukać jednak pewnego świadectwa wojny, która „wszystkich zaskoczyła”, choć tu wciąż jestem ostrożna w sądach.

 

Paweł Pieniążek

Pozdrowienia z Noworosji

Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2015

Liczba stron: 236

Urszula Pieczek

(ur. 1986) - lubaczowianka z pochodzenia, krakowianka z wyboru. Absolwentka ukrainistyki i polonistyki UJ, obecnie doktorantka na Wydziale Polonistyki UJ. Redaktorka trójjęzycznego czasopisma "Radar" i miesięcznika "Znak". Tłumaczy z języka ukraińskiego, zajmuje się dyskursem tożsamościowym i udaje, że nie czyta poezji.