Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Polepiony – Piroman – Brikoler – Fisz („Warszafka płonie”)

Recenzje /

 – Powiedzcie, ludzie, jesteście gotowi? / – Tak, tak, jesteśmy gotowi! (Jesteście gotowi?, s. 6) – odpowiada spontanicznie publiczność na rzucone ze sceny zapytanie Bartka Fisza Waglewskiego. Sytuacja koncertowa nie rodzi bowiem wątpliwości, które mnożą się w konfrontacji ze słowem pisanym. Tymczasem Fisz – poprzez wybór tekstów pt. Warszafka płonie, wydanych nakładem Biura Literackiego – wywołuje odbiorcę właśnie drukowanym pytaniem do odpowiedzi. Gotowi?

Trzecia odsłona serii 33 piosenki na papierze zaskakuje. Z jednej strony najlepiej oddaje ideę projektu, z drugiej – stawia pytanie o jego zasadność. Przypomnijmy, że chodzi tu o ustanowienie nowego trybu odbioru tekstów piosenek: o nobilitującą sugestię lektury (z towarzyszącym jej skupieniem, zabiegami interpretacyjnymi itd.), bez deprymującego „podciągania ich” pod wiersze. Owe „piosenki na papierze” stają się gatunkiem pośrednim, to teksty interesujące same w sobie, które – wydarte muzyce i widowisku – zyskują na wartości literackiej. To zarazem utwory, wobec których należy stawiać nieco inne wymagania niż wobec wierszy. Jakichkolwiek obostrzeń by tu nie używać, te drugie pozostaną jednak zawsze ważnym punktem odniesienia dla pierwszych.

Początkowo więc byliśmy przekonywani, całkiem skutecznie, do tezy o poetyckości tekstów rockowych na dwóch wdzięcznych przykładach. Status poety w przypadku Krzysztofa „Grabaża” Grabowskiego jest już od pewnego czasu usankcjonowany wydawniczo, zaś twórczość Lecha Janerki doskonale poddaje się podobnej próbie ujęcia. Idąc za ciosem, na kolejnego bohatera serii można by typować Katarzynę Nosowską czy – w wersji bardziej kontrowersyjnej – Marię Peszek. Tymczasem wolta – Fisz! I wydawnictwo nabiera rumieńców.

Skrętowi w stronę nieoczywistości pilotuje specjalista w tej materii (jako pomysłodawca i redaktor kompilacji Nieoczywiste. Wiersze religijne Marcina Świetlickiego) – Wojciech Bonowicz. Bono Zuo – jak podpisał się w posłowiu – arbitralnym gestem miesza w zbiorze teksty: z solowych albumów Fisza, z dokonań formacji Tworzywo Sztuczne i Kim Nowak oraz z rodzinnego projektu Waglewski Fisz Emade. Nie podaje źródła – miksuje. Nie interesuje go tym samym tekst jako integralny element konkretnego projektu, ale różnorodność tekstów tworzonych przez jednego autora. Redaktor rezygnuje również z chronologii, nie stara się uchwycić procesu przejścia od infantylnych dokonań 23-letniego debiutanta do świetnych utworów dojrzałego artysty, dbając, aby oba żywioły zaistniały obok siebie.

W efekcie odbiorca dość wcześnie zostaje postawiony w stan gotowości tekstami typu Bla, bla, bla, Pan Mruk itp. Koniec relaksu, trzeba interweniować! Doskonale zrytmizowane wersy, słowa świetnie brzmiące w ustach rapującego Fisza, bez hip-hopowego podkładu kompletnie się rozjeżdżają – inaczej niż nawet największe absurdy Janerki czy truizmy Grabaża – nie bronią się czarno na białym. W tym momencie de facto ujawnia się w całej mocy idea serii. Bo przecież czujemy, że jest to dobre, ale nie bardzo wiemy, w czym tej wartości upatrywać, podczas gdy zarzuty formułują się same: rymy częstochowskie, banalne frazy, irytująca na dłuższą metę maniera porównań itd. A dlaczego? A dlatego, że wciąż przykładamy do utworów literacki paradygmat, zapominając, że obcujemy z „piosenkami na papierze”, nie z tekstami importowanymi na parnas.

Chwilami drażniąca stylistyka tekstów ustala granice konwencji. „Hrabia Miód Cud”, „Pan Wieczny Dzieciak”, „Pan Huragan” – to chłopak z osiedla, którego młodość przypadła na lata 80. i 90., kiedy przeżyciem generacyjnym były dziesiątkujące jego rówieśników eksperymenty z heroiną i dostęp do MTV. Tam poznał rap i liznął trochę elektroniki, które lepiej niż przebrzmiały już rock nadawały się do wyrażania buntu. Temu celowi podporządkowana jest zdecydowana większość tekstów – skonstruować własną tożsamość w opozycji do rzeczywistości, której panorama została sugestywnie (czasem przejmująco, częściej prześmiewczo) odmalowana. Stąd wciąż przewijająca się (futurystyczna?) obsesja ognia i inicjująca wydawnictwo, rozbita na kilka utworów, butna (romantyczna?) autoprezentacja. Zmitologizowanej opowieści o narodzinach autora towarzyszą śmiałe skojarzenia mesjańskie: Pan Huragan, w czepku urodzony, / co z mikrofonem wyskoczył z błony ,/ […] Mój głos to grzmot, werbel to pięść. / Teram mam lat trzydzieści trzy, / hipnotyzuję jak video gry […] (Napoleon, s. 11). Brzmi to pretensjonalnie, ale – w całym młodzieńczym idealizmie – autentycznie; jest wielka pasja i szczerość w piromańskich groźbach młodego artysty: Granaty w ustach mogą nam wypalić (Jesteście gotowi?, s. 7), Ja mam dynamit wypełniony miłością / Ja mam dynamit, trzy, dwa, jeden pal! (Dynamit, s. 16), czy tytułowa Warszafka płonie (Warszafka, s. 33). Taki radykalizm, by nie być śmiesznym, musi pozostać młodzieńczo-naiwny. I pozostaje.

„Pan Wieczny Chłopiec” nigdy z niego zresztą nie wyrasta, szczeniackie frazy raz po raz przecinają dojrzałe, wyważone wypowiedzi typu: Zimno, Najpiękniejsza kobieta w mieście, Szczur, Majty. Bliskie sąsiedztwo obu idiomów wypływa z patchworkowej tożsamości głosu, wyznającego: Ja składam się z części niespójnych, przeczących sobie nawzajem./ […] bo we mnie jest orkiestra, która grać razem nie daje rady (Polepiony, s. 69). Łączenie zaskakujących – często wyciągniętych z popkultury i przekazów medialnych – elementów staje się dominantą stylu twórcy: świat inwektyw, / jak Rutkowski detektyw (Jesteście gotowi?, s. 5), Piękna jesteś tak, że szok ,/ chcę być piękny jak Jude Law (Majty, s. 24), Powiedz, że wróciłem, nadciągam / z mikrofonem po ulicach jak z Oscarem Wajda, Jestem naładowany jak karta miejska. / Skrzydła mam jak Red Bull (Goryl, s. 26), kreacje bez logo, / które się wożą, / się noszą / na byle kim / jak Basinger (Imitacje, s. 38) – przykładów tego typu można mnożyć. Każdorazowo rozsadzają one powagę tekstu, często służą krytyce osób, zjawisk, sytuacji, a fundują zarazem status wyższości podmiotu czyniącego porównania. Figura ta, stanowiąca niepospolitą mieszankę cynizmu i idealizmu, obdarzona jest świadomością brikolera. Poczucie schyłku, wyczerpania – naturalnie. Tu nasuwa się nieoczywiste [!] skojarzenie z poetyką Andrzeja Sosnowskiego, który – podobnie jak Fisz – innowacyjności szuka nie w materii języka, ale w sztuce umiejętnego samplingu. I byliby obaj twórcy bardzo „skamraceni”, gdyby dla muzyka „uwięzienie w kliszach” było jakimkolwiek problemem. A chyba nie jest, Fisz czuje się w nich jak ryba w wodzie, a redaktor tomu bez mrugnięcia okiem podsuwa czytelnikowi pod nos tak różne stylistycznie i jakościowo teksty. „Wszystkie są jednakowo dobre – wydaje się sugerować Bonowicz – trzeba tylko dać im szansę”.

Jeśli w kulturze chodzi m.in. o to, by przerabiać i oswajać ludzkie doświadczenia, stany, lęki, a w popkulturze – by nabierać do nich dystansu, czyniąc z nich pretekst do rozrywki; to Fisz jest bardzo (pop)kulturalnym młodzieńcem, zaś 33 piosenki na papierze (najsilniej w 3. odsłonie) to seria naprawdę tyle pop, co kulturowa.

 

Bartek (Fisz) Waglewski

Warszafka płonie

Wybór i posłowie: Wojciech Bonowicz

Biuro Literackie, 2013

Liczba stron: 115

Malwina Mus-Frosik

(ur. 1987) – doktor literaturoznawstwa związana z Wydziałem Polonistyki UJ. Zainteresowana związkami literatury z popkulturą – bada działalność Marcina Świetlickiego, chętnie zajmuje się krytyką literacką, okazjonalnie także muzyczną.