To nie Paktofonika, więc zostawcie Titanica – nawijał Fokus w 2008 roku w kontekście swojego pierwszego solowego albumu. Jak wiadomo – tematu uciąć się nie udało i już raczej nie uda. Sukces Jesteś Bogiem dodatkowo przypieczętował los śląskich raperów i skazał ich na dożywotnie opowiadanie o Magiku w telewizjach śniadaniowych. I choć założony w roku rozwiązania Paktofoniki zespół Pokahontaz to muzycznie bajka zupełnie inna niż wydana dwanaście lat temu Kinematografia, to pisząc o najnowszej płycie duetu, ciężko nie odnieść się do najbardziej znanego dzieła Fokusa i Rahima.
Tym bardziej, że ścieżka artystyczna obu panów wydaje się interesująca. Poprzednia płyta Pokahontaz wywołała w nieprzywykłym do elektronicznych bitów środowisku hip-hopowym niemałe poruszenie. Recepturę, bo tak nazywał się album, odrzuciła spora część fanów Paktofoniki, na pamięć znających poetyckie, niekiedy mocno surrealistyczne teksty tria i klasyczne podkłady pełne regałujących i jazzujących pianinek i basów. W połowie poprzedniej dekady hip-hopowi konserwatyści odrzucili syntetyczne bity, uznając, że Fokus i Rahim zaczęli „rapować pod manieczki”.
Pomiędzy Recepturą i wydanym kilka tygodni temu Rekontaktem minęło siedem lat. Duet znów nawija pod syntetyczne, tym razem mocno dubstepowe bity – te jednak w roku 2012 nikogo już nie dziwią. W końcu w ostatnich latach z elektronicznymi podkładami romansowało wielu rodzimych raperów, z Fokusem i Rahimem włącznie. Ponadto, grime’owo-dubstepowe szlaki przetarł Pezet, wyprzedzając o kilka tygodni Rekontakt albumem nagranym do spółki z Sidneyem Polakiem.
Nie ma więc zaskoczenia w kwestii brzmienia. Płyta, wyprodukowana przez DiNo i DonDe, pełna jest błyskotliwie zapętlonych motywów (hook w Misz masz!) i woob woobów, które puszczone na dobrych głośnikach zdmuchują czapki z głów. Nic dziwnego, że już na samym początku płyty Rahim z Fokusem stwierdzają, że słuchanie Rekontaktu na byle jakim sprzęcie pokroju pierdzących smartfonów jest jak „oglądanie meczu zza płotu boiska”.
W historii kooperacji obu MC’s gwiazdą wieczoru był z reguły Fokus. W jego przypadku nie możemy mówić o progresie, bo facet w pełni ukształtowanym technicznie raperem był już na Kinematografii, a jego Powierzchnie tnące nagrane w 2000 roku prezentują poziom, na który nigdy nie wzniesie się większość rodzimych reprezentantów sceny. Swoją klasę Fokus potwierdził na świetnej, wydanej w zeszłym roku solowej płycie. I tym bardziej dziwi to, jak słabo wypada momentami na Rekontakcie i jak biednie wyglądają jego zwrotki przy rapie Rahima. Ten z kolei na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat przeistoczył się z najsłabszego ogniwa Paktofoniki w rapera szarżującego podwójnymi rymami i bezbłędnie eksperymentującego z flow.
Warto porównać dwa solowe numery na Rekontakcie: Pompuj pompuj Rahima i Stroboskopy Fokusa. Ten pierwszy to interesujący, nienachalnie moralizujący kawałek o konieczności ciągłej pracy nad swoimi umiejętnościami. Stroboskopy są z kolei najsłabszym momentem płyty – puste, bezsensowne bragga, kiepsko napisane i rapowane bez polotu (Fokus chyba pierwszy raz w karierze nie wyrabia się dykcyjnie). Jestem w stanie zrozumieć, że kawałek miał być w zamierzeniu luźnym zlewem świadomości, stanowiącym techniczny popis śląskiego rapera, ale… naprawdę, jednego z najlepszych raperów w kraju stać na linijki nieco błyskotliwsze niż:
Poka Poka 2 to indiańska księżniczka,
Poka Poka 2 jest cała gorąca,
Poka Poka Poka Poka 2 – ląduje sperma na jej cyckach,
„ef” do „o” do „ka” – Pokahontaz.
Niemniej jednak – są tu momenty, w których wciąż czuć pomiędzy członkami składu chemię. A ta od pierwszej płyty Pokahontaz wynika z różnic pomiędzy nimi. Z jednej strony mamy spokojnego, optymistycznego, bawiącego się intonacją Rahima, a z drugiej agresywnego, szorstkiego, mechanicznie jadącego po bicie hedonistę – Fokusa. Bywa, że zwrotki obu panów wciąż świetnie się dopełniają, czego dowodem mogą być numery takie jak Sory, Kuszenie czy Niemiłość, do którego w świetnym stylu dograł się Pezet.
Fokus i Rahim mają wszystko: tłumy na koncertach i kolejny album w czołówce OLiS-u. Hordę bezkrytycznych psychofanów i mrowie równie bezrefleksyjnych hejterów. Status celebrytów i szacunek w środowisku. Nie są zależni od wielkich wydawców, bo swoje płyty wydają sami. Nagrywają zarówno z najznamienitszymi reprezentantami sceny hip-hopowej, jak i z artystami ze zgoła innej bajki (by wspomnieć tylko numer Rahima z Marią Peszek czy Fokusa z Dodą). O ich życiu opowiada scenariusz wydany na papierze przez Krytykę Polityczną i film będący jednym z największych sukcesów polskiego kina po 89. roku. Rekontakt nie zrewolucjonizuje rodzimego rynku muzycznego, nie zdoła też otworzyć Waszych ust i oczu jakąś odkrywczą myślą. Album ten został nagrany przez artystów spełnionych. Artystów, którzy mogą sobie pozwolić na nieoglądanie się na oczekiwania fanów czy krytyki. Co za tym idzie – mają pełne prawo w dupie mieć moją jojczącą pisaninę. Dlatego też kończę tę recenzję i idę sobie zrobić smutną kanapkę z Goudą, bo mi na Tylżycki nie starczyło.