Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Podwójnie wyklęci (S. Stein „Moja wojna w Hiszpanii…”)

Recenzje /

Moja wojna w Hiszpanii. Brygady międzynarodowe – koniec mitu Sygmunta Steina to jedna z lepszych książek non-fiction, jakie miałem ostatnio okazję czytać. Pozwala na niemal bezpośredni wgląd w duszę komunisty, rozczarowanego stalinizmem działacza z Galicji, który jako ochotnik walczy z faszystami w Hiszpanii.

Do lektury wspomnień Steina zabierałem się z dystansem i podejrzliwością. Bo na polskim rynku popularne książki historyczne to często ordynarne propagandówki, brunatne fantazje, mierne merytorycznie zbiory sensacji. Na księgarnianych półkach tonami zalegają publikacje o „tajnej broni zagrażającej tajnej broni”, kuzynach kolegów Hitlera, ulubionych potrawach Stalina. Zanim zatopiłem się we wspomnieniach galicyjskiego komunisty żydowskiego pochodzenia, sądziłem, że będę miał do czynienia z tekstem niewiele lepszym – opartym na własnych doświadczeniach, ale jednocześnie jednostronnym, stworzonym na polityczne zamówienie. Na szczęście, pomyliłem się. Moja wojna w Hiszpanii to poruszające świadectwo, smutne, ale przy tym niezwykle ciekawe wyznanie z odległej epoki.

Autor wspomnień był działaczem komunistycznym, aktywnym w środowisku galicyjskich Żydów. Uważał siebie za patriotę swojego narodu, jego rozproszonej po miastach, Sztetlach i wsiach diaspory. Wielokrotnie wspomina o swojej miłości do literatury jidysz, wymienia nazwiska pisarzy, przywołuje konflikt wewnętrzny wywołany koniecznością podporządkowania się bolszewickiej ideologii, nakazującej odrzucenie narodowej tożsamości. Wskutek zainteresowania polskiej policji udaje się na emigrację do Pragi, gdzie kieruje BEZERDEM – organizacją propagującą żydowskie osadnictwo w Birobidżanie i w całym Żydowskim Okręgu Autonomicznym oraz redaguje niemieckojęzyczne czasopismo „Birobidjan in Bau”. Wieści o procesach moskiewskich, świadomość degeneracji komunistycznych założeń wywołują u niego konflikt sumienia. Stein rusza do Hiszpanii nie tylko po to, by walczyć z faszyzmem, ale też by czynem umocnić swoją wiarę w idee, wykonać zadanie, które nie wzbudza zastrzeżeń.

Krótko po przybyciu do Hiszpanii i wstępnym zachłyśnięciu atmosferą solidarnej, międzynarodowej i ponad ideologicznej walki z faszyzmem, wątpliwości narastają zamiast się rozwiewać. W końcu ustępują miejsca przerażeniu, poczuciu oszukania, ideowej zdrady ze strony partyjnej centrali. Stein podkreśla, że nawet koszmar II wojny światowej, którą wraz z żoną niemal cudem przetrwał we Francji i Szwajcarii, nie zatarł w jego pamięci okrucieństw i rozczarowań walki o demokrację w Hiszpanii. Trzeba zauważyć, że choć z każdą kartą wspomnienia stają się bardziej mroczne, to czyta się je jednym tchem. Stein dysponował wspaniałym piórem. Z pozoru to zwykła sprawozdawczość uzupełniona osobistymi emocjami, jednak z tej eleganckiej prostoty wyłania się żywy, plastyczny obraz czasów, epoki, typów ludzkich. Oficerowie polityczni, cenzorzy, sowieccy doradcy, straszni i często tak groteskowi, że przypominają postaci z pamfletów, przeciwstawieni są ideowym ochotnikom, często dziewczętom i chłopcom o robotniczych korzeniach, dla których wybór któregoś z odcieni lewicy (od socjaldemokracji przez anarchizm, po twardy, radziecki komunizm) jest sprawą serca a nie intelektualnych spekulacji. Gdy młody polski robotnik Franek przyznaje się autorowi do antysemityzmu, który ze zrozumiałych względów musiał być szalenie bolesny dla patrioty galicyjskiej żydowskości, czyni to w tak naiwny sposób, że pozostaje, za wspominającym, potraktować ten przesąd z dydaktyczną wyrozumiałością. Równie przejmujący jest opis jego rozczarowania i załamania, kiedy przychodzi mu zrozumieć, że wszystkie pogadanki i broszury, którym prostodusznie wierzył, nie zawierały prawdy. To równie bolesna chwila dla indoktrynującego go na froncie Steina. Z kolei bolszewicki watażka Kirczew, główny komisarz bazy Albacente, odmalowany został w tak zabawny sposób, że mimo grozy wiejącej z każdej niemal strony Mojej wojny w Hiszpanii, nie sposób oprzeć się pokusie przytoczenia jego krótkiej charakterystyki: Wyglądał jak typowy Kozak, ale nie miał w sobie typowej kozackiej szczerości. Był człowiekiem zamkniętym w sobie, mrukiem, burczał tylko jakieś monosylaby. Wystarczyło, że wszedł do pokoju (a wchodził zawsze z nagła i bez pytania), a wszyscy zamierali jak sparaliżowani i milkli. Miał jednak dwie słabości wynikające z jego kozackiej natury. Po pierwsze, zazwyczaj się upijał, po czym wchodził na stół i (cały czas w milczeniu, z tą samą ponurą twarzą) tańczył kozaka, trzaskając obcasami. Po drugie, miał dość niezwyczajną manię pucowania swoich lśniących butów. W obliczu nadciągającej porażki, zdrady, brutalnego rozgrywania władzy przez komunistów, trzebienia własnych szeregów, żołnierskiej dekadencji, takie anegdoty zdają się dopełniać obrazu wojny domowej, która dla Steina była także walką o zachowanie ideałów.

Stein, tak jak większość jego towarzyszy broni, pozostał do śmierci człowiekiem lewicy, konsekwentnie jednak odcinającym się od stalinizmu, lojalnej wobec Kremla Międzynarodówki. Jego wspomnienia po latach nie tracą na aktualności. Przypominają o zbrodniach komunistów na hiszpańskiej ziemi: niszczeniu ludzi POUM (Partii Robotniczej Zjednoczenia Marksistowskiego – opozycyjnego wobec stalinizmu ugrupowania komunistycznego), licznych i prężnie działających w Katalonii anarchistów (wizyta w zrewoltowanej Barcelonie jest dla autora oddechem wolności), antysemickich czystkach pod pozorem trockizmu, haniebnych machlojkach przy dostawach broni. Nade wszystko ten emocjonalny i przepełniony gniewem głos byłego funkcjonariusza Międzynarodówki odbiera historię walki o republikę z rąk komunistycznych politruków, włączających w swoje mitotwórstwo sprawę, której przysłużyli się jak najgorzej. Jednocześnie ta książka broni pamięci żołnierzy-ideowców, stawia tamę frankistowskiej propagandzie, która wiele lat po wojnie sączy się także w Polsce poprzez różne skrajnie prawicowe publikacje. Najchętniej wpychałbym Moją wojnę w Hiszpanii do uczniowskich plecaków, upstrzonych naszywkami o patriotycznej wymowie. Bo skoro młodzi narodowcy tak chętnie wybaczają rozmaite przewinienia (w tym te o wymiarze ludobójstwa) powojennym partyzantom antykomunistycznym, powinni mieć także szansę na poznanie losów tych, którzy z totalitarnym zagrożeniem walczyli jeszcze zanim w pełni objawiło swoją grozę. Dziś, gdy każdy antykomunistyczny gest jest przez państwo polskie fetowany i przyjmowany z całym dobrodziejstwem inwentarza, chciałoby się pewnej symetrii i zachowania pamięci także o drugiej stronie. O żołnierzach podwójnie wyklętych: przez radzieckich manipulantów i współczesną niepamięć. Wierzę, że lektura wspomnień Sygmunta Steina może się do tego przyczynić.

 

Sygmunt Stein

Moja wojna w Hiszpanii. Brygady międzynarodowe – koniec mitu

tłum. Bella Szwarcman-Czarnota, Jan Maria Kłoczowski

Wydawnictwo Literackie, 2015

Liczba stron: 352

Jan Bińczycki

(ur.1982) – bibliotekarz, publicysta, regionalista współzałożyciel kolektywu „Tłusty Druk”, co tydzień prowadzi program pod tą samą nazwą na kanale Reset Obywatelski.