Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Podróż po potępionym mieście (O.S.T.R. & Marco Polo „Kartagina”)

Recenzje /

Nowy album Ostrego, wyprodukowany przez znanego kanadyjskiego producenta Marco Polo, to zaproszenie do podróży po miejscu, którego nazwa − Kartagina − może nas zmylić swoją egzotyką. Tymczasem tytułowe miasto znajduje się tuż za rogiem. Jego transparentny charakter wyznacza nieoczywista granica pomiędzy, z ducha polską, kulturą betonowych osiedli a mimetyczną pop-kulturą Zachodu. Jeśli komuś wydaje się, że żyje w jednym z serc europejskiej cywilizacji, powinien na powrót odnaleźć rodzimą Kartaginę − miejsce skazane na wieczny upadek, którego potępione ulice są scenerią bożego igrzyska, gdzie miarą człowieczeństwa jest wyzbycie się złudzeń, niedawanie posłuchu interesownym zapewnieniom i „trzymanie się” braci − w końcu „przyjaciel” to wróg, który jeszcze się nie ujawnił. Nawet jeśli album łódzkiego rapera kojarzyć nam się będzie tylko z opowieścią o polskim Mieście Grzechu, myślę, że spokojnie możemy ją „skierować na tory” bardziej antropologicznej „rozkminki”.

Dłuższy czas zastanawiałem się, w jaki sposób zrecenzować najnowszy album Ostrego, z jednej strony – nawiązując do fenomenu muzyki hip-hopowej, jednak bez całkowitego zanurzenia się w quasi-socjologiczne rozważania o jej miejscu we współczesnej kulturze, a z drugiej – nie redukując zjawiska do formy sztandarowej recenzji. Kluczem do serca kultury jest zawsze jej doświadczenie. Patrząc „z lotu ptaka”, krajobraz zwykle wydaje się być płaski − tymczasem, jeśli oczami wyobraźni przemierzymy ulice tytułowego miasta, być może uda nam się dostrzec to, co w kulturze hip-hop jest najistotniejsze − jej korzenie. Z tych korzeni bowiem „wyrosła” kultura, która w Polsce ma już ponad dwadzieścia lat i jest zupełnie niezależna, chociaż na zmianę, bywa ignorowana, stanowi obiekt fascynacji i jest porzucana przez popularne media oraz środowiska intelektualne. System symboli oraz język kultury hip-hopowej jest w zasadzie na tyle hermetyczny, że wiele portali i czasopism zajmujących się kulturą wciąż dokonuje opisu hip-hopu poprzez relację do tzw. kultury popularnej, określając go modą, subkulturą, stylem. Wszystko dlatego, że hip-hop wymyka się opisowi, nawiązującemu do jego dokonań i oceny zjawiska z perspektywy norm społecznych. Status kultury hip-hop w Polsce kojarzy mi się trochę z anegdotą o Muzycznej Nagrodzie Fryderyk, którą Adam Ostrowski otrzymał w 2008 za płytę HollyŁódź, a która ma podobno do dzisiaj stać nad jego toaletą w charakterze stojaka na papier toaletowy − ta muzyka nigdy nie potrzebowała uznania ani nadmiernego zainteresowania. Weterani polskiej sceny hip-hopowej nie są ludźmi, którzy pojawili się znikąd i teraz „zgarniają” swoje Złote Płyty. Wielu z nich bez względu na to, czy hip-hop był w danym momencie popularny czy nie, ciągle współtworzyło tę kulturę. Jedną z takich osób jest właśnie O.S.T.R., któremu przecież nie towarzyszy splendor popularności, choć jego płytę wydał uznany na nowojorskiej scenie hip-hopowej producent, a już w pierwszym tygodniu po premierze album był (i nadal jest) najlepiej sprzedającą się płytą w Polsce. Jakby tego było mało, do zwrotek O.S.T.R. dograli się: Torae, First Division, Cadillac Dale, Main Flow i Lil Fame. Wszystko dlatego, że cele, które raper osiąga, wydają się naturalną konsekwencją granic, które wyznacza mu własna twórczość. Dlatego też Kartagina jest jednocześnie symbolem tego, co przeszedł i osiągnął rap w Polsce bez specjalnej pomocy z zewnątrz. W związku z tym, sam również czuję się w pewnym sensie „zwolniony” z oceniania najnowszego albumu Ostrego. Wolę przejść się ulicami Kartaginy, wsłuchać się w jej dźwięki i opowiedzieć, co widzę, szukając odpowiedzi na kilka pytań o charakterze antropologicznym. Nawet jeśli czasem trochę oddalę się od tematyki płyty − tu czas zamarzł jak graffiti na ścianach.

Bramy Kartaginy

Adam Ostrowski urodził się w 1980 roku w Łodzi. Wychował się na osiedlu Teofilów, które znajduje się na łódzkich Bałutach − dzielnicy stanowiącej główną inspirację w twórczości rapera. Szczególne miejsce w jego życiu (co podkreśla w swoich tekstach) zawsze zajmowała muzyka − pomimo ciężkiej sytuacji materialnej i rodzinnej. Być może pierwszym poważnym kontaktem z muzyką były lekcje skrzypiec, które Ostrowski brał od dziecka za namową matki Barbary – wykładowczyni na łódzkiej Akademii Muzycznej. Adam miał ćwiczyć w ciągu dnia, a wieczorem uczestniczyć w bałuckim „życiu towarzyskim”. Dzięki takiemu podejściu Ostry jest absolwentem klasy skrzypiec profesor Iwony Wojciechowskiej, a życie na osiedlu pozostawiło trwałe ślady w jego późniejszej twórczości. Kontrakt na pierwszą płytę Masz to jak w banku podpisał w 2001 roku z niezależną wytwórnią płytową Asfalt. Potem wydał jeszcze trzynaście płyt (wszystkie w tej samej wytwórni) − Kartagina jest krążkiem numer czternaście w dorobku łódzkiego muzyka. Poza kolaboracją ze znanymi twórcami polskiej sceny hip-hopowej, współpracował również z wybitnym muzykiem jazzowym Michałem Urbaniakiem, komponował muzykę oraz brał udział w wielu konkursach dla profesjonalnych skrzypków. W swoich płytach O.S.T.R. przedstawił muzyczny obraz pokolenia wychowanego w blokowiskach. Nawiązania do blasków i cieni bałuckich uliczek przeobraziły się z czasem w uniwersalną opowieść o miejskich ulicach, łączących doświadczenie ludzi żyjących w kulturze hip-hopowej, niezależnie od kraju i miasta. Metaforą tych ulic jest właśnie Kartagina. Zanim jednak przyjrzymy się jej dokładnie, warto zwrócić uwagę na to, co wprowadza nas do bram metaforycznego miasta i jednocześnie jest motywem zarówno nowej płyty Ostrego, jak i hip-hopu sui generis. Motyw ten możemy dostrzec w biografii Ostrego, ale przecież jest on tożsamy z losami innych ludzi wychowanych w podobnym klimacie społecznym. To pasja, która przywraca barwy życiu, społeczeństwu otoczonemu szarą i nieprzystępną przestrzenią miejską − wyrażana w wielu formach przekazu, również poprzez gniew. W końcu płytę otwiera Intro ze słowami wypowiedzianymi w 1971 roku przez L.D. Barkleya, który był jednym z przywódców buntu w więzieniu Attica We are men! We are not beasts…

Ulice Kartaginy

Ulice Kartaginy poprzez teksty Ostrego pokazują nam z jednej strony świat, w którym jest dużo przemocy i żądzy zysku, a z drugiej strony przypominają nam o tym, że jesteśmy ludźmi, którzy muszą w jakiś sposób się temu oprzeć. Jeśli w Lordzie Jimie Josepha Conrada metaforę nieprzystępnego świata, wobec którego wymagana jest szczególna moralna postawa, pełniło morze, tutaj pełni je ulica. Istotą człowieczeństwa jest powrót do korzeni. Ostry „nawija” o miejskich kozakach, o fałszywych przyjaciołach, o diabelskiej stronie ludzkiej duszy, a jednocześnie opowiada nam, ile radości przynosi funk, co się działo na „ustawkach” podczas jamu i że generalnie młodość nie zna granic.

Wydaje mi się, że zjawisko „hejtingu” w przypadku hip-hopu bierze się przede wszystkim z tego, że współczesny, przeciętny odbiorca tej muzyki nie tylko nie wie nic o korzeniach tego gatunku w ogóle, ale być może nie wie również nic o jego korzeniach w Polsce, czyli o świecie, w którym wychowali się jego twórcy − o ostatnich latach komunizmu i początkach transformacji w naszym kraju. Ta muzyka wywodzi się z doświadczenia codziennego życia, co trochę odróżnia ją od punk rocka, który znacznie silniej związany był z ideologią. Z czasem nawet bloki z wielkiej płyty staną się reliktem przeszłości, a rap już dawno dla wielu osób jest tylko produktem. A jednak siła jego przekazu i szczerości tkwi u początku: w pasji do muzyki, życia i żywiołu zabawy w kontrze do przeciwności losu.

Widok na morze

Od jakiegoś czasu pojawiają się głosy mówiące o tym, że Ostry niewiele może już zrobić jako raper, a więcej jako producent. Krytyka pojawia się również w kilku recenzjach jego najnowszej płyty. Nie mogę się jednak pozbyć wrażenia, że Ostrowski dalej świetnie się bawi, a to my gdzieś zagubiliśmy wątek − kolejne albumy nie będą nas zaskakiwać, jeśli zapomnimy, o co w tej całej zabawie chodzi. Pewne tematy generalnie w hip-hopie powracają − spectrum tekstów na jednej płycie niekoniecznie stanowi w tym gatunku integralną całość i reprezentuje ten sam poziom. Recenzenci cgm.pl i muzyka.onet.pl krytykują warstwę tekstową utworów, choć w zasadzie obchodzą się z Ostrym w miarę łagodnie, bo wciąż satysfakcjonuje ich jego warsztat muzyczny, ale zwracają uwagę (prawie pełna synchronizacja recepcji) na zwrotkę Hadesa z utworu Hip Hop Hooligans (To mój teren, a ty pierdzisz w mikrofon bigosem. Co za syf… spróbuj zatkać odbyt nosem) i piszą między innymi o kompromitacji. No, może nie wyszło, ale przynajmniej dał nam uliczną odpowiedź

Jeśli za naszymi granicami (oczywiście częściowo, bo nie wierzę w anglojęzyczny rap made in Poland), to musi on nawiązywać do polskich korzeni − koniec, kropka. Sami wiemy jak komiczni są polscy twórcy hip-hopowi powielający bezsensownie amerykańskie schematy w stylu: kodeina, dziwki, hajs. Kartagina jest moim zdaniem pierwszym (traktowanym jako całość) albumem, który podjął wyzwanie współpracy z zagranicznymi producentami muzycznymi zarówno w swojej formie, jak i treści – od początku do końca. Myślę, że niektóre polskie wytwórnie, których główną ambicją jest wydawanie albumów hip-hopowych, były gotowe na takie wydawnictwo już od jakiegoś czasu. Z ręką na sercu można powiedzieć, że wiele z nich, oprócz zarabiania pieniędzy, rzeczywiście promuje kulturę hip-hopową, oddając do rąk słuchacza świetnie przygotowane albumy, „wskrzeszając” hip-hop na płytach winylowych i promując tę muzykę w teledyskach, które często są marką samą w sobie. Moim skromnym zdaniem polski hip-hop ma przed sobą duże perspektywy i wychodzi obronną ręką z potyczki z komercjalizacją twórczości w ogóle (o promocji Kartaginy można poczytać na http://kartagina.info/). Być może uczestnicy Must be the music czy X-Factor też chcieliby to osiągnąć, ale chyba nie umieją i trochę za bardzo chcą umieć.

 

O.S.T.R. & Marco Polo

Kartagina

Asfalt Records 2014