Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

„Pod wieczór będą cię sądzić z miłości” (Natalia Fiedorczuk-Cieślak „Ulga”)

Recenzje /

Świat w powieści Fiedorczuk-Cieślak jest odpychający. Zarówno nieszczęścia przydarzające się wszystkim bohaterom, jak i przechodząca z pokolenia na pokolenie depresja i wrażenie patowej sytuacji działają na czytelnika przygnębiająco, ale równocześnie toną w natłoku bolesnych doświadczeń dotykających kolejne postaci.

Karolina, jedna z głównych bohaterek Ulgi, wygląda przez okno: Z daleka majaczą jej sylwetki dziewczynek, szare, rozmyte rysy, równie obszarpane i rozczochrane jak ona – kolejne pokolenie Kobiet bez Domu. Motyw kolejnych pokoleń, nie tyle powielających błędy poprzedników, ile skazanych na ich popełnianie, jest jedną z osi konstrukcyjnych powieści. Sceny, w których czytelnik obserwuje życie matki Karoliny, łączą się z tymi opisującymi codzienność córki. Popełniane błędy i związane z nimi emocje wydają się powtarzać cyklicznie: problemy z partnerem, nieumiejętność komunikacji z dzieckiem, złość na rodziców. Karolina nie może wyrwać się spod wpływu matki; ostre słowa matki i jej wybuchy agresji ciągle rzutują na wybory dorosłej już córki. Karolina nie jest odosobniona w takim postrzeganiu rodziców – podobnie myślą jej rówieśnicy, którzy nie traktują matek i ojców jako wsparcia. Rodzice w Uldze raczej generują problemy: każą chodzić do kościoła, trwać przy niekochanym partnerze, wtrącają się do wychowywania dzieci. Czytelnik obserwuje generację trzydziestolatków zamieszkujących nowe osiedla. Mają dzieci, w miarę stabilne prace, samochody zaparkowane na strzeżonym parkingu. Jednak wciąż odczuwają brak, niedosyt, a może raczej – świadomość utraconej szansy. Może gdzieś indziej byłoby lepiej?

W 2017 roku Fiedorczuk-Cieślak otrzymała Paszport „Polityki” za swój powieściowy debiut. Powieść Jak pokochać centra handlowe opowiadała o kryzysie, przez który przechodzi kobieta po urodzeniu dziecka. O tym, co się wtedy dzieje, pisarka chciała powiedzieć głośno, nie sprowadzać tematu do przyciszonej rozmowy prowadzonej z koleżanką. Język tej opowieści odwołuje się do fizjologii kobiety po porodzie, ale też opisuje jej uczucia – stany niepewności, lęku, pragnienie ucieczki. W Uldze autorka wprawdzie w podobny sposób opisuje emocje bohaterów, można jednak powiedzieć, że idzie o krok dalej. W przypadku drugiej powieści autorka silniej skręca w stronę naturalizmu, na przykład opisując poronienie: Zaciskała mocno nogi, kuśtykając do toalety dla pacjentów, torbę zostawiła na korytarzu. Skurcz przyszedł, kiedy próbowała ściągnąć spodnie, na stojąco, pochyliła się do przodu, poczuła opór tam, w dole, ściśnięcie, natężyła się, cisza. Po utracie dziecka kobieta zostaje położona na oddziale z ciężarnymi przygotowywanymi do porodu.

To jeden z elementów powieści przypominających o tym, jak wygląda „macierzyńska” rzeczywistość w Polsce. Matka odbierana jest przez instytucje i społeczeństwo jako roszczeniowa, ze skłonnościami do przesady. Podczas pobytu w szpitalu bohaterka informuje pielęgniarkę, że roni. Słyszy, że właśnie trwają trzy porody, więc ona może zaczekać. Polka musi być – jak pisze Fiedorczuk-Cieślak – wielką matką w drobnym ciele – mieć siłę na wszystko, na dzieci, opiekę nad innymi, lśniący dom. A i tak wychowująca dwie córki sąsiadka Karoliny usłyszy od męża, że nic nie robi, tylko siedzi w domu. Nie ma mowy o szacunku. W Uldze kobiety są zamknięte w związkach nie dających im satysfakcji, wychowują naburmuszone dzieci, tkwią w nudnej pracy albo w ogóle nie pracują, bo przecież ktoś musi wić gniazdo i wychowywać. W dobie kpiny z internetowych „madek” taki obraz działa podwójnie przygnębiająco. Matki nie mogą liczyć na wsparcie znikąd – albo zostają wyśmiane przez partnera/męża, który uważa ich potrzeby za fanaberie, albo przez społeczeństwo uznające, że po porodzie kobieta zmienia się w robota kuchennego pozbawionego inteligencji. Taka wizja działa zniechęcająco na każdą, która kiedykolwiek rozważała założenie własnej rodziny.

Na zmiany nie ma co liczyć. Społeczeństwo, w którym żyją bohaterowie Ulgi, mocno się radykalizuje. Dzieje się tak za sprawą konserwatywnej partii Spokój, która przejmuje władzę. Niektóre z praw proponowanych przez nowy rząd są absurdalne, ale równocześnie straszne: w jednej z rozmów Karoliny z mężem pada informacja o tym, że partia chce wprowadzić wyższy podatek dla par, które mają mniej niż dwójkę dzieci. Marcin jest zadowolony z takiego obrotu spraw, nawet gdy żona uzmysławia mu, że to oznacza, że zapłacą więcej. Społeczeństwo wydaje się podzielać jego entuzjazm i podąża za hasłami Spokoju. Pod wpływem promowanych przez rząd wartości ludzie przyłączają się do wspólnot religijnych i działających przy nich grupach czy organizacjach. W poszukiwaniu tytułowej ulgi do jednej z nich, grupy „Sara”, trafia Karolina.

Język wspólnot parafialnych jest nasycony biblijnymi zwrotami, wartościującymi względem tradycji. Wśród wypowiadających się tam kobiet panuje pewna hierarchia, wyznaczana przez prowadzącą spotkania. Nagradzane jest pozytywne nastawienie, uległość względem męża, sprawne wykonywanie obowiązków żony. Początkowo Karolina zostaje uwiedziona tą retoryką. Wcześniej, pod wpływem matki, kobieta podchodziła do kościoła z dużą dozą sceptycyzmu. Po pierwszych spotkaniach z kobietami z „Sary” Karolina modli się, dziękuje Bogu za łaski, czym wzbudza zdumienie męża. To nie trwa jednak długo. Na jednym ze spotkań kobieta opowiada o traumie, co wzbudza konsternację uczestniczek. Prowadząca wspólnotowe rozmowy zabrania poruszania takich tematów. Po tej rozmowie moc „Sary” przestaje działać. Roniąc kolejny płód, Karolina w myślach cytuje św. Jana od Krzyża: „Pod wieczór będą cię sądzić z miłości”.

Bohaterowie czują cielesny ból: Karolina traci ciążę, jej matka – podobnie jak Alicja, sąsiadka głównej bohaterki – była ofiarą przemocy ze strony męża. Jednak wydaje się, że źródłem największego żalu jest pamięć o niewykorzystanych w życiu szansach. Dobitnie pokazuje to sekwencja otwierająca książkę, opowiadająca o studenckim życiu Karoliny. Dziewczyna dostała stypendium w ramach Erasmusa i wyjechała do Berlina. Fiedorczuk-Cieślak opisuje to wyjazdowe życie w nieco stereotypowy sposób: stypendium umożliwiające przeżycie w dużym mieście, klimatyczne imprezy, romans z miejscowym. Ta przelotna znajomość z Johannem naznacza Karolinę na zawsze. Dziewczyna powraca do niego myślami wielokrotnie, porównuje go z innymi, zastanawia się, „co by było gdyby”. W tym przypomina trochę Tonię Buddenbrook z powieści Thomasa Manna, która nieustannie wspominała Mortena, swoją niespełnioną miłość z lat młodości. Toni wszystko przypominało Mortena – miód, który chwalił chłopak, kamienie, na których lubił przesiadywać. Patrząc na stare meblościanki, Karolina wspomina swój berliński wyjazd i niemieckich studentów, którzy fascynowali się siermiężnym designem początków polskiego kapitalizmu. Przez detale wywołujące wspomnienia kobiety z obydwu powieści nie potrafią się oderwać od ułudnego obrazu przeszłości. Dlatego opis erasmusowego wyjazdu jest tak różny od dalszych części Ulgi. Ten fragment powieści pokazuje, że przeszłość pozostanie we wspomnieniach, a czarowny okres młodości już się skończył, zabierając ze sobą niezrealizowane plany i możliwości, z których nikt już nie skorzysta.

Wszystko to sprawia, że Ulga jest bardzo przytłaczająca w lekturze. Czytelnik nierzadko pragnie wydostać się z tego okropnego świata, w którym nie dzieje się nic dobrego. Marzenia nie zostają spełnione, miłość nie daje szczęścia, dzieci są do tego, by je „oporządzić” i czymś zająć, żeby nie przeszkadzały. Fiedorczuk-Cieślak nikogo nie oszczędza – ani czytelnika, ani swoich bohaterów, ani społeczeństwa, ani instytucji Kościoła. Wszyscy są winni, a cierpią jednostki, które nie potrafią się odnaleźć w tym chaosie. Dlatego ciekawie wybrzmiewa tu ostatnia scena, na którą patrzymy oczyma bohatera, który do tej pory nie miał szansy dojść do głosu. Widzimy ten koszmarny bałagan jego oczami i nie potrafimy zrozumieć, co właśnie się stało i jak do tego doszło. Okazuje się, że ulga to pusty slogan – wartość, której w powieściowym świecie nie uda się dosięgnąć nikomu.

 

Natalia Fiedorczuk-Cieślak

Ulga

Wielka Litera, 2018

Liczba stron: 273

Joanna Barańska

(ur. 1992) – absolwentka kulturoznawstwa na WP UJ. Zimą programowo czyta XIX-wieczną literaturę rosyjską. Interesują ją przedstawienia postapokalipsy w tekstach kultury.