Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Permutujący Schulz (J. Woynarowski „Martwy sezon”)

Recenzje /

Brunonowi Schulzowi, miłośnikowi tandety i lichoty, powieść graficzna Jakuba Woynarowskiego mogłaby nie przypaść do gustu. Bo Martwy sezon laureata Paszportu ,,Polityki” jest właściwie doskonały. Odważę się stwierdzić, że jest to pierwsza udana próba translacji prozy autora Sklepów cynamonowych na język obrazu. Przerasta ona nawet klasyczne dzieła, jak choćby Ulicę krokodyli braci Quay czy Sanatorium pod Klepsydrą Wojciecha Jerzego Hasa, które – moim zdaniem – nie tylko dość naiwnie potraktowały poetyckość prozy Schulza, ale także przeoczyły filozoficzny ciężar tej literatury. Na tę samą zgubną drogę weszli polscy artyści pokolenia Woynarowskiego, tacy jak Agnieszka Piksa czy Patryk Mogilnicki, których komiksy opublikowała Krytyka Polityczna w przewodniku poświęconym pisarzowi.

Jako bałwochwalca twórczości drohobyckiego pisarza patrzę z nieufnością na schulzowski renesans, który odbywa się na naszych oczach. Odkrywanie Schulza wykroczyło już znacznie poza teren akademickiej praktyki i zaanektowało przestrzeń literatury, sztuk wizualnych, a nawet gier komputerowych. I o ile cenię wysoko literaturoznawcze próby lektury Schulza (jak choćby ostatnio opublikowany esej Dariusza Czai Zmierzch wiosenny. Mitopoezy Schulza czy Powszechną rozwiązłość Michała Pawła Markowskiego), o tyle artystyczne interpretacje uważam zazwyczaj za chybione.

Dopiero Martwy sezon przynosi tak długo oczekiwane przełamanie. Dzięki operowaniu najprostszymi znakami (czarny punkt, budynek, krzesło, gwiazda, plama) i wykorzystywaniu ich na wszystkie możliwe sposoby, obrazy kreślone przez Woynarowskiego osiągają niebywałą sugestywność. Odnoszę wrażenie, że wszyscy uznani artyści próbujący swoich sił w starciu z poetyką Schulza (jak wspomniani Has czy bracia Quay) nie mogli oprzeć się jej urokowi i ostatecznie przejmowali jego manierę. Woynarowski odłącza się od tego mimowolnie wyznawczego nurtu, biorąc sobie Schulza za partnera, a nie mistrza. Gdyby nie okładkowy blurb, występujące w książce cytaty i podtytuł sugerujące, że chodzi w tym wszystkim o twórczość autora Sanatorium pod Klepsydrą, nie byłoby wiadomo, co posłużyło Woynarowskiemu za inspirację.

Dzięki temu między powieścią krakowskiego twórcy a prozą drohobyckiego pisarza wytwarza się coś na kształt symbiotycznej relacji, w ramach której obie korzystają. To nie tylko obrazy Martwego sezonu czerpią z wizualnego kapitału prozy Schulza – także opowiadania tego drugiego nasycają się widzeniami z powieści graficznej. Książka Woynarowskiego uruchamia w nas coś w rodzaju (jak powiedziałaby historyczka filmu i sztuki Kaja Silverman) ,,pamiętającego spojrzenia”, co znaczy, że po obejrzeniu Martwego sezonu nigdy nie wróci się już do starego Schulza. Po doświadczeniu oferowanym przez Woynarowskiego Traktat o manekinach rozrośnie się na stałe o dodatkowy obraz wyrastającej z krzesła rośliny, zaś Republika marzeń – o wizję miejskiego osiedla oglądanego zza płotu. W tym sensie ta książka jest niebezpieczna, bo odbiera szansę względnie niezapośredniczonej lektury opowiadań autora Wiosny.

Niemniej byłoby niesprawiedliwością skupiać się na niebezpieczeństwach. Martwy sezon to coś więcej niż po prostu czytanie Schulza w medium wizualnym. Woynarowski na przestrzeni stu kart kompiluje wybrane frazy z kilkunastu opowiadań i tworzy z nich odrębną narrację. Zdarza mu się nawet kontaminować je w obrębie jednego zdania. W efekcie to, co mnie – jako ortodoksyjnemu wyznawcy Schulza – wydawało się na początku bluźnierstwem, okazuje się alternatywną, nielinearną podróżą przez twórczość autora Genialnej epoki, której rezultaty naprawdę budzą podziw. Powieść graficzna Woynarowskiego, dzięki tej precyzyjnej, ale mimo to brawurowej metodzie, posiada większe walory poznawcze niż niejeden opasły tom poświęcony Schulzowi.

Tu słowo i obraz stają się nieodłączne. Narracja artysty jest pozszywana ze skrawków prozy Schulza tak kunsztownie, że nie sposób zauważyć żadnych szwów. Żeby w pełni odkryć zamysł Woynarowskiego, trzeba czytać równolegle i Martwy sezon, i prozę Schulza, wynajdywać źródła wszystkich zapożyczeń i kiwać głową ze zdumieniem, jak spójnie udało się z zupełnie różnych opowiadań stworzyć odrębną historię.

Jaką historię? Trudno powiedzieć. Może historię miasta opanowanego przez owady, w którym przeczuwa się nadchodzącą kosmiczną rewolucję? A może historię wszędobylskiej materii, która zarasta ziemię, pokrywa meble i okna? Do końca nie wiadomo, tak jak nie jesteśmy pewni, co jest tematem Schulzowskiej twórczości.

Trzeba zauważyć, że spójność pozszywanej historii to nie tylko zasługa Woynarowskiego. Krakowski artysta daje wprawdzie świadectwo dobrej znajomości tekstów Schulza (mały przykład: w dwu różnych utworach znajduje słowo ,,purchawka”, które stanie się spoiwem interesującej kontaminacji), ale proponuje też interesujące spojrzenie na jego twórczość. Przekonuje, że myśl Schulza ciągle grawituje ku tej samej problematyce, a poszczególne opowiadania to tylko kolejne odsłony wielkiego dramatu metafizycznego, którego naczelne tematy to mesjanizm, fermentująca materia i kosmiczna katastrofa. Oczywiście, to nie pierwsze takie odczytanie w historii schulzologii, ale chyba jeszcze nigdy nikt nie wyartykułował tego tak jasno i w tak elegancki sposób. Rzecz bowiem tkwi nie tylko w trafnej – moim zdaniem – diagnozie, ale też w porywającej metodzie patchworku. Jeśli Martwy sezon to powieść z tezą, to zawiera się ona w zdaniu, że cała twórczość Schulza to nieustanne krążenie wokół tego samego punktu i przyglądanie się mu z różnych stron.

Czy Woynarowski stosuje kabalistyczne praktyki? Czy chce w ten sposób wydobyć nowy sens Schulzowskiej prozy? Może uprawia temurę, jedną z trzech słynnych metod pracy z tekstem świętym? Mistycy żydowscy, próbujący dociec dodatkowych znaczeń ukrytych w otoczonych czcią księgach, przestawiali litery w poszczególnych słowach. Woynarowski robi to samo, ale zamiast liter przemieszcza frazy albo strzępki fraz. Jeśli mam rację, a Martwy sezon nie jest tylko lekkomyślną zabawą bricoleura, Woynarowski może uchodzić za naprawdę utalentowanego adepta kabały.

 

Jakub Woynarowski

Martwy sezon

Korporacja Ha!art, 2014

Liczba stron: 104