Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Penisy i mikrofony

Artykuły /

Polski minister łoży na gwiazdę porno! – nagłówki tego typu przykuły tydzień temu moją uwagę. Postanowiłem się tym zainteresować. Wyznając filozofię trochę porno, trochę wysoka kultura, poczułem, że sprawa, którą opisują w bulwersujący sposób portale internetowe, interesuje mnie w dwójnasób.

Próba zdemaskowania retorycznych przekrętów dziennikarzy nie jest celem mojego artykułu, chociaż minister Zdrojewski na pewno zyskałby w moich oczach opinię bezkompromisowego radykała, gdyby faktycznie zaprosił do Polski gwiazdę porno-biznesu. Fakt jest taki, że na współfinansowany ze środków ministerialnych krakowski festiwal Unsound przyjedzie zespół, w którym występuje Sasha Grey, była pornograficzna aktorka.

Obecność aktorki porno na wydarzeniach niezwiązanych z branżą wydaje mi się zawsze bardzo problematyczna. Niestety, w Polsce, podobnie jak kluby ze striptizem, branża kisi się w podziemnych, zabitych deskami studiach i ciężko przemyśleć funkcjonowanie aktorek porno w społeczeństwie. Poprzez telewizję i Internet, popkultura amerykańska dociera do nas w formie relacji, a mając pobieżne wyobrażenie o mentalności Amerykanów, można postawić mocną tezę, że gwiazda porno w społecznej świadomości na zawsze pozostaje niemoralną, wyuzdaną, perwersyjną, podniecającą i obrzydliwą jednocześnie kobietą. Wydaje się, że Sasha Grey i Jenna Jameson są w ostatnich latach tymi aktorkami porno, którym udało się zaistnieć w mainstreamie popkultury przynajmniej jako „aktorka porno i pisarka/aktorka/fotografka/wokalistka”. Figura gwiazdy porno jest jednak tak silnie nacechowana, przesycona i napchana seksualnością, że nigdy nie przestanie przyciągać seksem i doświadczeniem oglądania jej uprawiającej seks. Gwiazdy mainstreamowe, które próbują wypłynąć na fali seks-taśm lub erotycznych sesji zdjęciowych i skandali, sięgają po strategie czystej (brudnej?), najprostszej seksualności pokrewnej strategiom miłosnego przemysłu. W odróżnieniu od aktorek porno, celebrytkom daleko jednak do granicy nieskrępowania, a ich akty są jednorazowymi wybrykami, z których muszą się później tłumaczyć.

Tego, że kultura bardzo źle radzi sobie z otwartą seksualnością, nie muszę przypominać ani udowadniać. Pisze o tym nawet Sasha Grey w swoich krótkich esejach wydanych razem z jej zdjęciami w fotodzienniku Neü Sex. Jeżeli w taki układ wartości i niechęci wejdzie kobieta, która nie dość, że prowadzi bardzo bujne życie seksualne, to świetnie na tym zarabia, rejestruje swoje stosunki i wspomaga ich swobodne udostępnianie – staje się magnesem przyciągającym zrepresjonowane pragnienia i symbolem seksu w mało metaforycznym sensie. Wszystko dlatego, że gwiazda porno = seks. Z tego powodu przywołałem akapit wyżej przykład celebrytek skandalizujących opinię publiczną swoimi erotycznymi wybrykami – ich społeczne wyobrażenie nie jest nierozerwalnie zespojone z ustawianym przed kamerami stosunkiem. Co za tym idzie, nie wierzę w możliwość aktywnego funkcjonowania w kulturze aktorek porno bez postrzegania ich przez pryzmat seksualnych obrazów. Każdy publiczny występ aktorki będzie pociągał za sobą związaną z nią perwersyjną przyjemność wspomnienia i podniecenie wynikające z bycia świadkiem stosunków seksualnych wszelkiego rodzaju. Inaczej muzyczka Sashy Grey nie przyciągnęłaby tak dużej uwagi publiczności, nie pisałbym o niej ani ja, ani polski „Vice”. Zresztą, artykuł w „Vice” jest przykładem potwierdzającym moją tezę o niemożliwości myślenia o aktorkach porno poza seksualnym kontekstem i maksymalnym skupieniem się na pornograficznej cielesności.

Sasha Grey (prawdziwe imię: Marina Ann Hantzis) rozpoczęła swoją karierę w biznesie pornograficznym w 2006 roku, w wieku 18 lat. Z jej internetowej biografii wynika, że o takiej karierze myślała już od paru lat. Starała się zerwać ze stereotypem zagubionej i zmuszanej do pracy ciężkimi warunkami materialnymi aktorki porno, podkreślając przy każdej okazji, jak bardzo rozkoszuje się swoją pracą. Przedstawiana była z jednej strony jako odważna i nienasycona performerka, a z drugiej jako osobowość wnosząca intelektualne, artystyczne wartości do filmów pornograficznych. Nie było to czysto zewnętrzne zagranie marketingowe, które miałoby na celu urozmaicenie plejady aktorek. Grey prowadząc swój profil na myspace.com, sama prezentowała się jako dziewczyna o niestandardowych zainteresowaniach, oscylujących wokół literatury, filozofii, filmu i muzyki poważnie alternatywnej (gatunki takie jak industrial, noise, drone). Wydaje mi się, że była w tym szczera, ponieważ po pierwsze – po co miałaby kłamać? A po drugie, kulturowy dystans pomiędzy pornografią a uczestnictwem w tych segmentach kultury jest na tyle ewidentny, że próba oszustwa byłaby nieopłacalna. Grey nagrywała dużo i intensywnie, już w 2007 roku odebrała pierwsze nagrody AVN (Adult Video News), w tym za najlepszą scenę seksu grupowego w swoim debiutanckim filmie. Rok później została nagrodzona podczas dwóch różnych gal (AVN i XRCO) statuetką najlepszej aktorki roku. Z przemysłu pornograficznego odeszła pod koniec 2010 roku, ogłaszając to publicznie na Facebook’u w kwietniu 2011 roku. Będąc jeszcze aktywna w branży, pracowała jako fotomodelka. W 2009 roku wystąpiła w fabularnym filmie Stevena Soderbergha The Girlfriend Experience, gdzie zagrała główną rolę dziewczyny do towarzystwa oraz wzięła udział w kilku odcinkach show Entourage.

Sasha zrezygnowała z dalszej kariery w biznesie pornograficznym z przyczyn ambicjonalnych. Twierdząc, że w branży osiągnęła już wszystko, postanowiła nie osiadać w niej jak jej milfy-koleżanki, ale robić inne, być może bardziej pasjonujące ją rzeczy. Wydała fotodziennik z przemyśleniami, o którym już wspomniałem i który nie świadczy dobrze o Grey jako artystce lub intelektualistce. Jak to określają niektóre bardziej merytoryczne recenzje – jest to zbiór myspace’owych zdjęć połączony z nastoletnimi esejami, np. o tym, że seksualność jest w społeczeństwie represjonowana i ludziom żyłoby się lepiej, gdyby byli seksualnie bardziej otwarci i szczerzy. Co do muzyki, Sasha gra razem ze swoim narzeczonym i dwoma kolegami w zespole aTelecine. Ma to być mieszanka dark ambientu, industrialu, darkwave’u i dźwiękowych kolaży. Przestałem się orientować w niszowej elektronice, ale ten zespół brzmi jak nudne przetworzenie (przehipsterzenie) idei ambientowego industrialu. Jeśli dodać do tego jeszcze stylizowane na indiański sigil logo, aTelecine szybko można wpisać w zbiór modnych, niezależnych, przeintelektualizowanych albo usilnie psychodelicznych, często nieciekawych muzycznie zespołów, które odnajdują swoje miejsce na festiwalach takich jak krakowski Unsound.

Obecność Sashy w zespole aTelecine jest zdecydowanie jego jedynym atutem. Jednak jeżeli były takie zespoły, w których występowali Jim Jarmusch, Pedro Almodóvar albo Keanu Reaves i publiczność otwarcie przychodziła na nie, żeby ich zobaczyć, to czy jest coś w złego w przyjściu na koncert Sashy Grey? Publiczności, która pojawi się na koncercie, życzę wielu podniet, może nawet i tych muzycznych. Jak to kwituje Piotr Mirski z „Vice”: Dlatego trzeba iść na Unsound i koncert aTelecine. Pomyślcie o tych grzmiących anatemy przez megafony i szczerzących wściekle złote zęby masach, dla których świat porno jest ściekiem, nadającym się tylko do zasypania gruzem i zabetonowania. Kto im pokaże jesienią fucka, jak nie Wy? Radość w niezależnych głowach i sercach spowodowana obecnością przyszłej papieżycy kultury niezależnej i indywidualizmu będzie tym większa, im gorętsze wspomnienie ostatniego seansu z „Królową Analu”.

Maciej Szuba

(ur. 1989) – codzienny gracz i niedzielny badacz gier. Twierdzi, że kiedyś będzie projektował gry komputerowe, chociaż nigdy nie uda mu się zrozumieć programowania. Oprócz gier interesuje się popkulturą, muzyką dawną i kotami w internecie.