Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Orville Peck – ostatni prawdziwy kowboj

Artykuły /

Patrząc z czysto europejskiej perspektywy, moglibyśmy odnieść wrażenie, że country to gatunek, który jeśli nie umarł, to na pewno dogorywa. W naszych nieamerykańskich umysłach jawi się on jako nieistotny relikt przeszłości. Tymczasem wystarczy spojrzeć na statystyki zza Oceanu, by zmienić zdanie. Współcześni kowboje w rodzaju Chrisa Stapletona zdobywają całkiem wysokie miejsca list przebojów, a megagwiazdy takie jak Miley Cyrus czy Taylor Swift nieustannie flirtują z estetyką, z którą związane były początki ich karier. Nawet Lil Nas X, który nagrał Old Town Road poniekąd dla żartu, szturmem zdobył tamtejsze listy przebojów. 

Na pierwszy rzut oka Orville Peck również przypomina postmodernistycznego dowcipnisia. Autor zeszłorocznej płyty Pony oraz wydanej w połowie sierpnia EP-ki Show Pony posługuje się emploi przywodzącym na myśl Dziki Zachód jak u Tarantino – zaklęty w emotikonie „xD”. Niczym postać z komiksu, pokazuje się publicznie tylko w masce, przemawia do słuchacza wodewilowym barytonem, a także ozdabia westernowy krajobraz homoerotycznymi wątkami. To wszystko brzmi jak ironia, dekonstrukcja, pastisz i wiele innych haseł podniecających dzisiejszego konsumenta kultury. 

Wystarczy jednak wziąć piosenki Pecka pod lupę, by wyciągnąć zupełnie inne wnioski. Otóż pochodzący z Toronto artysta, przy całej swojej ekscentryczności, wcale nie jest ikonoklastą. Nie interesuje go ani burzenie westernowych pomników, ani też polemika z fundamentalnymi koncepcjami gatunku. W swojej skromnej, acz interesującej dyskografii forsuje idee będące w pewnym sensie dość konserwatywne. Krążki z kucykami w tytułach nie negują mitu, raczej umacniają go poprzez redukcję przeterminowanych elementów i uwypuklenie piękna country. 

Na pewno Orville jest znacznie bardziej wrażliwy niż przeciętny kowboj z gitarą. Jego liryka wyrasta z tych samych tradycji, co prężnie działająca scena sypialnianego lo-fi popu, odświeżająca pomysły Nicka Drake’a i Elliotta Smitha. Uwielbia opowiadać o niespełnionych miłościach, rozstaniach i tęsknocie za ukochanymi osobami (From the way that we said goodbye/ I knew I’d never see you again śpiewa w piosence Winds Change).  Jednakże w owym doborze tematów widać silne nawiązanie do tradycji gatunku. Artysta nie zgrywa twardziela jak Hank Williams III, ani też nie gloryfikuje przemocy niczym David Allan Coe, lecz odnosi się wprost do motywu przewodniego tego rodzaju muzyki – samotnej egzystencji. Z wersów na jego LP oraz EP wyłania się pełnokrwisty obraz samotnego wilka, nieumiejącego dopasować się do stada (jak w wersach Some men only ride alone/ I only ride in the night z piosenki Nothing Fades Like the Light). Peck kwestionuje dziecinną fascynację kolegów mordercami oraz mścicielami i skupia się na fundamentach westernowej filozofii. 

Zamiast wywracać reguły gry do góry nogami, zręcznie je tuninguje. Nawet image sceniczny zbudowany wokół zamaskowanego oblicza ma dużo wspólnego z klasycznym podejściem do preriowej estetyki. Co prawda ikony w rodzaju Bonnie „Prince’a” Billy’ego czy Williego Nelsona nigdy nie zasłaniają twarzy, lecz równie zawzięcie ukrywają swoje prawdziwe „ja”. Ich maski to zaciśnięta pięść albo spluwa, które skutecznie kamuflują prywatne dramaty oraz lęki. Kampowy rekwizyt Pecka można więc z czystym sumieniem nazwać kolejnym hołdem dla tradycji muzyki country. 

Rozmawiając o autorze Pony, nie można nie wspomnieć o przewijających się w jego kompozycjach wątkach gejowskich (See the boys as they walk on by  – nuci w utworze Dead of Night). Queerowy posmak tych utworów bardzo mocno zbliża dokonania Pecka do westernowego kanonu. Wystarczy przypomnieć sobie kultową Dziką Bandę Sama Peckinpaha sugerującą głębokie uczucie rodzące się pomiędzy głównymi bohaterami: Pike’iem i Dutchem. Ponadto, mamy jeszcze przecież dostęp do milionów piosenek fetyszyzujących męską przyjaźń, a jednocześnie spychających kobiece postaci na dalszy plan. Wyściełane samotnością równiny od zawsze inspirowały twórców do szukania ukojenia, często w ramionach silnych, lecz równie samotnych mężczyzn.

Łatwiej więc dostrzec w Pecku tradycjonalistę niż rewolucjonistę. Jednakże w przeciwieństwie do wielu ikon sceny, ma on odwagę rysować archetypy grubą kreską. Pony oraz Show Pony to muzyka country nowej ery  – szczera, pozbawiona kompleksów i bezpośrednia. Orville Peck pokazuje, że nie trzeba wcale śpiewać o wyjętych spod prawa bandytach, by być nieustraszonym twardzielem. 

 

Projekt „Kultura w akcji” jest współfinansowany ze środków Miasta Krakowa.

Łukasz Krajnik

(ur. 1992) – dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling.