Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Oni to my (Teresa Torańska „Aneks”)

Recenzje /

Bez większego rozgłosu ukazał się Aneks zmarłej dwa lata temu Teresy Torańskiej. Skromny oddźwięk na ostatki wybitnej dziennikarki może dziwić, a nawet jeśli nie może, to powinien. Bo to przecież dodatkowa partia materiału do dzieła jej życia – wnikliwych portretów dawnej elity polskich komunistów.

Może dzieje się tak dlatego, że od czasów gdy książka wybuchła (premiera w podziemiu w 1985 r.), stopniowo zyskując kolejne wydania polskie i zagraniczne, minęło nieco czasu i kto inny zabrał się za historię? Może bardziej donośne okazały się głosy wyznawców mitologii III RP i „cudu okrągłostołowego” lub IPN-owskich rewizjonistów i już nigdy masowy czytelnik nie dostrzeże wartości w książkach spoza tych dwóch sfer? Albo inżynierom polityki historycznej udało się rozmontować inne niż biegunowe myślenie o współczesnych dziejach? Albo zaszkodziła jej książka o Smoleńsku? Sama sobie zaszkodziła, bo w tej „najnowszej” Polsce znalazła się w jednym ze stronnictw? Albo przeszkadza patronat „Newsweeka”, który podpierając się autorytetem wybitnej współpracownicy, często lansuje dziennikarstwo plasujące się znacznie poniżej wytyczonych przez nią standardów? Pewnie wszystkie odpowiedzi twierdzące będą prawdziwe. To bardzo smutne. Bo, pomimo osobistych wyborów i towarzysko-redakcyjnych uwikłań, Torańska zasłynęła przecież tym, że jako pierwsza przeprowadziła szczere wywiady z dwoma pokoleniami przedstawicieli elit PRL. Rozmawiała z autentycznymi, przedwojennymi komunistami, którzy wierzyli we własną ideologię i próbowali za jej pomocą przebudować Polskę, oraz pragmatykami dzierżącymi stery w latach 70. i 80. Wydała też tomy poświęcone opozycji i aktorom życia publicznego III RP. Te są nieco mniej atrakcyjne, choć i tak można z nich wyczytać sporo, choćby przekonać się, że kiedy Leszek Balcerowicz wprowadzał swoje niesławne reformy, wcale nie był tak pewien własnej nieomylności jak ledwie parę lat później.

Muszę się przyznać, że wraz z Aneksem dostałem trudne zadanie. Bo nie bardzo jest co i jak recenzować. Tytuł doskonale opisuje zawartość. To załącznik, dodatek do Onych i Byłych. Wchodzenie w rolę oceniającego może przypominać recenzowanie dodatków do filmu na dvd. Oczywiście, z zastrzeżeniem, że tu waga dodatku jest potężna. Bo dzięki pracy Torańskiej można poznać nie tylko kulisy wydarzeń, ale przede wszystkim wejrzeć w dusze komunistów, ich motywacje, sposoby na potwierdzanie własnych poglądów, intelektualne uniki, osobiste tryumfy i rozczarowania. Ta osobista perspektywa jest bardzo cenna. Bez niej trudno zrozumieć, co się właściwie wydarzyło w Polsce w latach 1945–1989, choć zamykająca data jest w tym wypadku umowna, bo PRL zdaje się oddziaływać także na III RP. Skala tego wpływu, jego ocena i wszelkie inne aspekty to temat na osobny artykuł. A najlepiej na książki spadkobierczyń i spadkobierców Torańskiej.

Wracając do rzeczy; rozmówcami w Aneksie są: Jerzy Morawski – sekretarz KC PZPR, Artur Hajnicz – oficer polityczny LWP i dziennikarz, Jerzy Pomianowski – dziennikarz, tłumacz literatury pięknej, Samuel Sandler – historyk literatury polskiej, Artur Starewicz – sekretarz KC PZPR i Walenty Titkow – sekretarz komitetów wojewódzkich PZPR w Warszawie i Krakowie. Każdy z nich brał udział w budowie PRL i przeżył w związku z pełnionymi funkcjami rozmaite nieprzyjemności: rozczarowanie, odstawkę na boczny tor, publiczne upokorzenie. Sandler po Moczarowskiej nagonce wybiera emigrację. Jest najbarwniejszym z rozmówców, swoje spostrzeżenia podaje w najbardziej plastycznej formie. Wywiad z nim skrzy się anegdotami, frapującymi okruchami życia literackiego i intelektualnego lat powojennych. Można usłyszeć strzępy nastrojów, komentarzy i rozmów tych, którym własnoręcznie budowany kraj wymówił prawo do czucia się obywatelami:

(Samuel Sandler) Chcesz wiedzieć jaka jest najkrótsza definicja mego wyjazdu z Polski? Hanka Krall napisała dla mnie fraszkę w latach sześćdziesiątych: „Samuelu, Samuelu, co ty robisz w tym burdelu?”. A Samuel Fiszman w 1969 roku dopisał drugą: „Takich dwóch Samuelów nie ma nawet w Izraelu”.

Największy walor wspomnień przedstawicieli byłych elit stanowią właśnie momenty załamania, zwątpienia, w których rozmówcy Torańskiej orientują się, że kreowany przez nich nowy ład nie będzie tym, w który wierzyli. Przytoczę fragment wywiadu z Arturem Hajniczem, dziennikarzem, co ważne – także członkiem podziemnej „Solidarności”. Wyrwany z kontekstu może się wydawać zabawny, ale mam nadzieję, że śmiech jednak uwięźnie w gardle zastąpiony przez zrozumienie ponurego absurdu. Literaturoznawca wspomina dwustukilometrową podróż z Koźmiodiejmjanska do Kazania, w którą udał się w 1941 r., by kupić płaszcz na zimę. Z racji młodego wieku i fascynacji otoczeniem zaczął sporządzać podróżne notatki, co nie uszło uwadze pewnego dociekliwego enkawudzisty:

– Co zapisywałeś? Wyjąłem notatnik. Enkawudzista wziął do ręki, spojrzał na cztery strony zapisane maczkiem i oczy mu się zaświeciły. Miał dowód! – Jaki to alfabet? – zapytał. – Łaciński. – Nieprawda, nie ma takiego. – Ależ jest! – próbowałem się upierać. – Nie ma – oświadczył enkawudzista. – Są dwa: cyrylica i niemiecki. Uczyłem się w szkole. Wszystkie kraje słowiańskie używają cyrylicy. Zamilkł. Ogarnęły mnie wątpliwości, czy jest ktoś, kto na środku Wołgi byłby w stanie przekonać enkawudzistę, że żyją też Słowianie posługujący się alfabetem łacińskim.

Wyraźnie zarysowuje się różnica pomiędzy działaczami o randze partyjnych intelektualistów, ludźmi kultury, dziennikarzami a tymi, którym powierzano przede wszystkim stanowiska administracyjne. Odmienność polega na stosunku do własnych losów. Pierwsi wykazują większy dystans wobec własnych biografii, potrafią wytłumaczyć wybory, nie usprawiedliwiając się wielką odpowiedzialnością. Drudzy czują się przede wszystkim realizatorami historycznie uzasadnionego interesu narodowego, ludźmi, którym taki przydział został dany przez historię.

Torańska surowo traktuje swoich rozmówców, stawia im zarzuty, ironizuje, z przekąsem komentuje ich wypowiedzi. A jednocześnie nie spycha do defensywy, pozwala na wypowiedzenie własnej wersji wydarzeń. Dzięki temu można zajrzeć za kulisy, poznać w osobistej relacji mechanizmy władzy, funkcjonowanie jej instytucji, groteskową obrzędowość totalitarnego, a później autorytarnego państwa. To niezwykle cenne zwłaszcza dziś, gdy popularną historiografię rozszarpano na dwie narracje, gdy stała się polem do walki o spadek po walce o demokrację. Czytając Aneks, można sobie przypomnieć, że za wydarzeniami historycznymi kryją się ludzie ze wszystkimi wadami i cnotami, że prawość z reguły nie bywa stuprocentowa a zło nie stanowi jednorodnej materii. Bo to nie teatr dziejów rozgrywany rękami demiurgów, ale codzienna aktywność ludzi tkwiących w określonych realiach. „Oni” to także my.

 

Aneks

Teresa Torańska

Wydawnictwo Świat Książki, 2015

Liczba stron: 358

Jan Bińczycki

(ur.1982) – bibliotekarz, publicysta, regionalista współzałożyciel kolektywu „Tłusty Druk”, co tydzień prowadzi program pod tą samą nazwą na kanale Reset Obywatelski.