Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Odkrywając Homeland

Artykuły /

Do oglądania Homeland nie muszę chyba nikogo zachęcać, liczne wyróżnienia, które serial zdobył po emisji zaledwie jednego sezonu, mówią same za siebie. Drugi sezon trwa. Ci, którzy mają dostęp do amerykańskich stacji lub korzystają z mniej oficjalnych dróg dystrybucji, mieli już okazję zapoznać się z połową przewidzianych odcinków, pozostałe wciąż czekają na swoją premierę. Homeland jest jednym z tych seriali, które charakteryzują się licznymi, często gwałtownymi zwrotami akcji, być może więc część z moich spostrzeżeń okaże się wkrótce nieaktualna. Wydaje mi się jednak, że to dobry moment, by pokusić się o wstępne rozpoznania.

Homeland jest serialem wielowątkowym, niby kolejnym dziełkiem analizującym różne problemy współczesnego amerykańskiego społeczeństwa, przeprowadzającym krytykę elit rządzących, jednak w głównej mierze podejmuje temat konfliktu na linii Ameryka – Bliski Wschód. Tym, co według mnie zasługuje na największą uwagę, są mistrzowskie kreacje postaci pierwszoplanowych. Dawno (a może nigdy wcześniej) nie widziałem tak znakomicie nakreślonej pary bohaterów jak Carrie Mathison (Claire Danes) i sierżant Nicholas Brody (Damian Lewis). Oboje zresztą otrzymali w tym roku za swoje role nagrody Emmy, Homeland zwyciężył dodatkowo w kategorii najlepszy serial dramatyczny 2012 roku. Identyczna sytuacja miała miejsce na tegorocznym rozdaniu Złotych Globów, z tą różnicą, że Lewis otrzymał „jedynie” nominację.

Kim jest sierżant Brody?

Sierżant Brody wraca do tytułowej ojczyzny po długim pobycie na Bliskim Wschodzie, gdzie przetrzymywali go terroryści. Po powrocie staje się w oczach narodu bohaterem, jednak pracująca w tajnych służbach Carrie jest wobec niego podejrzliwa, zwłaszcza że dostała od swojej informatorki cynk, jakoby ktoś przeszedł na stronę terrorystów. Już na samym początku Brodych jest dwóch. Jeden jest taki, jakim widzi go całe społeczeństwo, drugi – jakim postrzega go Carrie starająca się rozpracować jego przypadek. Informacje dostarczane przez reżysera na temat jego postaci pogłębiają to rozdwojenie – raz pokrywają się z tym, co uważa Mathison, by zaraz rozminąć się z jej wizją. Z każdym kolejnym odcinkiem okazuje się, że portrety Brody’ego, zarówno te, które my – widzowie – zdążyliśmy już wytworzyć sobie sami, jak i te, które tworzy Carrie, rozpadają się na dziesiątki mniejszych, a każdy z nich wydaje się tak samo prawdopodobny. Poznajemy bowiem sierżanta w coraz to nowszych sytuacjach i jakby wraz z nim sprawdzamy, gdzie leżą jego granice, do czego jest, a do czego nie jest w stanie się posunąć.

Wraz z agentką poznajemy Brody’ego, stopniowo odkrywamy poszczególne wydarzenia z jego przeszłości, które miały wpływ na to, jak funkcjonuje w teraźniejszości. Wiedza widza jest systematycznie poszerzana, jednak skutkuje to paradoksalnym efektem: niby wiadomo o Brodym coraz więcej, jednak coraz mniej na pewno. To potęguje dramatyzm tej postaci. Sierżant gubi się w swoich maskach, tożsamościach, które przybiera, kłamstwach, którymi żyje. Jeżeli reżyser pokazuje nam go samego, to wydaje się, że celem jest zburzenie tego, co udało nam się już ustalić. Jego powrót z Bliskiego Wschodu zdaje się więc dopiero początkiem drogi, która właściwie nie wiadomo dokąd go zaprowadzi. Niewiadomą pozostaje także główna siła, która nim kieruje. Za każdym razem, gdy pomyślimy, że Brody jest skończenie zły, do głosu dochodzi jego wielka wrażliwość. Im bardziej przekonuje nas jedna z jego masek, tym bardziej prawdopodobna i wiarygodna wydaje się inna. Im bardziej go nienawidzimy, tym bardziej jest nam go żal. Myślę, że może nawet lepsze byłoby więc pytanie nie o to, kim jest Brody, ale kim nie chce być lub co właściwie chce (sobą) ukryć. Patrząc na jego postać, przychodzi mi również na myśl Goffmanowska alternacja. Ten amerykański socjolog tym pojęciem określił sytuację, w której jednostka włącza do swojego dotychczasowego systemu wartości inne, zupełnie z nim sprzeczne, stara się więc uprawomocnić to włączenie poprzez jakiś czyn. Pod pojęciem alternacji kryje się również przemieszczanie się pomiędzy wizjami osobowości i definicjami różnych sytuacji – Brody wydaje się tu wzorcowym przykładem.

Kim jest Abu Nazir?

To najbardziej enigmatyczna postać tego serialu, w głównej mierze dlatego, że pojawia się przelotnie tylko w kilku odcinkach i zawsze po to, by za chwilę zniknąć. Wdziera się w akcję, by następnie wymknąć się po angielsku i zostawić za sobą jeszcze większą niepewność. Wydaje się, że Abu Nazir jest najczarniejszym charakterem serialu, kimś na kształt Osamy bin Ladena. Wiadomo, że przewodzi groźnej dla Ameryki organizacji, ale steruje nią właściwie nie wiadomo skąd, jedynie raz na jakiś czas przypominając światu i CIA o swoim istnieniu. Chociaż właściwie nic nie wiemy o tej postaci, postrzegamy ją tak, jak robi to CIA (w praktyce głównie Carrie). Na początku mówi się więc nam, że ktoś jest wrogiem, a dopiero później się z tego tłumaczy, bo okaże się oczywiście, że działania terrorysty są w jakiś sposób umotywowane. Tu jednak serial nie stara się być obiektywny. Mówi, owszem, że „tamci” mają również jakieś racje i przeżywają swoje dramaty, lecz jest to niczym w porównaniu do zła, które nas spotyka. Abu Nazir jawi nam się więc jako potężny władca, w którego jak w boga uwierzyły całe zastępy ludzi, zarówno na Bliskim Wschodzie, jak i „tu” – w Ameryce. Ten, który trzyma władzę, uzależnia od siebie ludzi, czyniąc z nich marionetki w swoich rękach. Co ciekawe, początkowo widzimy tylko marionetkę i rękę, która trzyma sznurek, sam sznurek pozostaje zaś do pewnego momentu całkowicie niewidoczny, by w drugim sezonie nabrać zdecydowanych barw. Okazuje się bowiem, że nie mamy tu do czynienia z garstką fanatyków, lecz z potężną organizacją zbrojną. Abu Nazir wydaje się też zły, bo myśli tylko o sobie. Zemsta na Ameryce przedstawiona została jako jego prywatny odwet. Z zestawu Bóg-Honor-Ojczyzna wybiera tylko jego drugi człon. Idąc tym tropem, powinniśmy (zdaniem twórców) dojść do wniosku, że Abu Nazir jest postacią złą przede wszystkim dlatego, że kierują nim niskie pobudki.

Kim jest Carrie?

Tak jak w przypadku Brody’ego, można śmiało powiedzieć, że w Homeland są przynajmniej dwie Carrie. Jedna jest pracoholiczką, młodym wilkiem żądnym sukcesu i poświęcającym mu całe swoje prywatne życie – swoistym uosobieniem wszystkich kapitalistycznych (a jak spróbuję dowieść, również i patriotycznych) cnót. Druga jest nadwrażliwą paranoiczką, która nie jest w stanie sprostać bardzo prostym wyzwaniom. Problem w tym, że żadnej z nich nie możemy zaufać, a i tak mam wrażenie, że robimy to jakby mimowolnie, sprytnie podpuszczeni przez reżysera. Agentka Mathison ma też wielką obsesję, która napędza ją zawodowo, do tej pory nie wiadomo jednak, czy jest to Abu Nazir, czy sierżant Brody, czy też po prostu praca. Widz zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że Carrie jest niezrównoważona, bohaterka ma tak zwany „syndrom złego świata”, spotęgowany przez spaczenie zawodowe – widzi wszędzie terrorystów. Wydawać by się mogło, że nie do końca możemy ufać jej rozpoznaniom, jednak patrzymy na postać Brody’ego od początku z jej perspektywy. Widz wie, że agentka nie zachowuje się racjonalnie, a mimo to ufa jej intuicji: Carrie jest podejrzliwa wobec Brody’ego i od razu zakładamy, że jej obawy nie mogą być bezpodstawne. Stajemy się więc podejrzliwi tak samo, już po kilku odcinkach śledzimy Brody’ego z tą samą obsesją co agentka CIA, analizując każdy jego ruch, gest czy słowo. Bardzo pomaga nam w tym reżyser – raz potwierdzając te obawy, raz wyprowadzając nas kompletnie w pole. Z czasem do głosu coraz częściej zaczynają dochodzić jej zaburzenia psychiczne – Carrie cierpi na coś, co przy swoim stanie wiedzy określiłbym jako zaburzenia maniakalno-obsesyjne. Trudno więc jednoznacznie stwierdzić, czy rzeczywiście nienawidzi Abu Nazira i jej celem jest zniszczenie terroryzmu. Terroryści, również ci potencjalni, przede wszystkim niesamowicie ją pociągają, lgnie do nich, chce się zbliżyć za wszelką cenę. Carrie jest bezgranicznie oddana służbie państwu, w jej życiu nie ma więc miejsca na mężczyzn. Stąd jej seksualna energia, jakby mimochodem, również przerzucona zostaje na pracę. Potrafi użyć każdego możliwego chwytu, by być bliżej zła, z jednej strony chce więc je zniszczyć, z drugiej natomiast jej życie bez niego straciłoby sens.

Carrie i Olivia Dunham

Tym, co rzuciło mi się w oczy już po kilku odcinkach Homeland, jest podobieństwo Carrie do Olivii Dunham – czołowej postaci serialu Fringe: Na granicy światów. Zastanawiam się, czy nie można wręcz mówić o nowym typie (super)bohaterki: atrakcyjnej kobiecie w sile wieku, samotnej, bezgranicznie oddanej służbie państwu, twardej i stanowczej, mającej się jednak nijak do tego, co znamy ze wszystkich (nie tylko serialowych) opowieści o policjantach i złodziejach. Po godzinach zostaje w pracy lub wraca do pustego mieszkania, w którym nikt na nią nie czeka – jakby tylko po to, by przemyśleć jeszcze raz to, co zdarzyło się w pracy. Te bohaterki-agentki nie mają prywatnego życia, gdzieś w głębi siebie są bardzo pogubione, ale i tak stanowią chlubę narodu – chodzące powody do dumy. Kobiety nie są również do końca zdrowe psychicznie, jednak w obu przypadkach psychozy pomagają im w pracy, nie patrzymy więc na nie jako na postaci cierpiące i chore, lecz jak na kobiety obdarzone nadprzyrodzoną wręcz wrażliwością. Jeśli nawet cierpią, to czekamy tylko, aż cierpieć skończą i wrócą do pracy. Obie są również bardzo władcze i apodyktyczne, szczególnie Carrie. Nie znoszą ograniczeń ze strony przełożonych, są impulsywne, chciałyby, żeby nic nie zakłócało ich działania. W obu serialach przełożeni agentek pojawiają się jakby tylko po to, by wydawać im pozwolenia na coraz szerzej zakrojone akcje.

 Nowoczesna patriotka

Homeland to przecież po angielsku ojczyzna. Ważną kwestią, która cały czas pojawia się w tle, jest potrzeba oddania się służbie narodowi. Oddanie to oczywiście posiada swoją cenę, przedstawione jest jednak jako jedna z najważniejszych cnót. Nie jestem specjalistą od kultury amerykańskiej i nie chciałbym wikłać się w różne wizerunki patriotów, jak i samo rozumienie tego pojęcia w USA, jednak w przypadku Homeland od razu zaznacza się wyraźny kontekst historyczny i polityczny. Cały czas jest istotny i w znaczny sposób determinuje postać Carrie. W czołówce serialu pojawiają się zdjęcia z ataków na World Trade Center z 11 września, przemówienia polityków przeplatane migawkami z poszczególnych odcinków. Wszyscy pamiętamy, co wtedy się stało, pamiętamy przemówienie, w którym prezydent Stanów Zjednoczonych wypowiada wojnę terroryzmowi, a w efekcie dostrzegamy także, bez wikłania się w szczegółowe badania, wzrost nastrojów antymuzłumańskich, rozpowszechniający się stereotyp Araba-terrorysty, czy ogólny lęk przed Bliskim Wschodem, które to znacząco nasiliły się po nowojorskich atakach. Wydaje mi się, że o ile w Polsce ta problematyka odeszła już w jakimś stopniu w zapomnienie, o tyle w Stanach Zjednoczonych pozostaje wciąż gorącym tematem. Piszę o tym nie bez powodu, uważam bowiem, że znajduje to mocny oddźwięk w postaci Carrie. W tym miejscu warto również dodać, że serial został bardzo skrytykowany przez środowiska związane z Bliskim Wschodem. Wzbudził w ostatnim czasie również spore zamieszanie na szczeblu politycznym – władze Libanu zapowiedziały pozew przeciwko producentom, oskarżając ich o tendencyjne i negatywne przedstawienie Bejrutu jako miasta pełnego terrorystów i przemocy. Warto popatrzeć na postać Carrie właśnie jak na personifikację wszystkich wartości, które kryją się pod pojęciem owej „wojny z terroryzmem”. Wojny, która toczy się cały czas, i by ją wygrać, trzeba poświęcić wszystko. Dla dobra ojczyzny – wartości konsekwentnie eksponowanej w serialu jako najważniejsza. To również bardzo ciekawa kwestia. Homeland dokonuje, głównie przez postać Brody’ego (choć nie tylko), bardzo ostrego rozrachunku, czy wręcz desakralizacji modelu patrioty-weterana, którego po bohaterskim powrocie uroczyście wita cały kraj. Jednak proponuje też coś w zamian – zupełnie nowy wzór – i jest to właśnie Carrie. Wykreowany więc przez Mathison i Dunham model absolutnie oddanej państwowej służbie kobiety zostaje więc nałożony na kontekst polityczno-historyczny, tworząc współczesny model patriotki idealnej: z jednej strony pamiętającej o najważniejszych wartościach, jakimi są ojczyzna i naród, a z drugiej wpisującej się w kapitalistyczny, czy wręcz korporacyjny model pracy i wizję człowieka sukcesu.

Słowo o Saulu

Saul to zdecydowanie najbardziej pozytywna postać tego serialu. Przemiły dziadzio, oddany sprawie, przede wszystkim jednak opanowany, trzymający w ryzach całe to szalone towarzystwo, a szczególnie Carrie. Jako jedyny uwikłany w całą sprawę stosuje etykę odpowiedzialności (właściwie mam czasem wrażenie, że jako jedyny stosuje jakąkolwiek etykę). Homeland to jednak przede wszystkim serial o wojnie, a wojna z założenia nie jest etyczna. Saul wydaje się też postacią najbardziej zdystansowaną – zarówno wobec swojej pracy, jak i stojącej gdzieś za nią polityki, a także swoich współpracowników. Doświadcza w swoim życiu dramatu i gdzieś w środku nadal to przeżywa, jednak udaje, że nic się nie stało. Wydawać by się mogło, że trochę cierpiący, jednak bardzo silny Saul będzie właśnie tym bohaterem, który nigdy nie ulegnie manipulacji, co jednak, jak zresztą mnóstwo innych rzeczy w tym serialu, okaże się nieprawdą.

Reszta świata

Oczywiście w serialu pojawia się również wiele innych nie mniej ciekawych postaci, takich jak: żona Brody’ego, jego koledzy z wojska, szef Carrie i Saula, czy ich nowy współpracownik. Są to postaci warte uwagi, ponieważ nigdy nie wiadomo, która z nich zagra w pewnym momencie pierwsze skrzypce. Tym, co najbardziej pociąga mnie w Homeland, jest właśnie gra, jaką prowadzi ze mną reżyser serialu. Z jednej strony więc staram się rozgryźć każdego z bohaterów i raz za razem jestem wyprowadzany w pole, z drugiej zaś – cały czas wiem o nich odrobinę więcej niż oni o sobie nawzajem. Jednak cała wiedza, jaką zdobywam o osobach tego dramatu, jest wciąż fragmentaryczna i mocno niepewna. Ciągle dowiaduję się czegoś więcej, lecz z każdym odcinkiem wiem coraz mniej na pewno. Pewna wydaje się jedynie moja niepewność. Mam jednak nadzieję, że w którymś momencie to się skończy, a Homeland nie stanie się kolejnym przewidywalnym w swojej nieprzewidywalności serialem jak chociażby Zagubieni, przy których przekonaliśmy się, że ze zwrotami akcji, niejasnościami i tajemnicami łatwo przedobrzyć – życzę więc Homeland umiaru w tej materii.

Tomasz Szypułka

(ur. 1990) – studiował z różnym skutkiem filologię polską, psychologię i filologię szwedzką, a obecnie krytykę literacką na UJ. Swą zawodową przeszłość wiązał ze Sztuką.pl (znaną szerzej jako Gazeta Antykwaryczna), portalem kursnakurs.pl, fundacją Magazyn Kultury i festiwalem OFF Plus Camera, a także innymi, mniej chlubnymi instytucjami. W wolnych chwilach Betel, Bomba, Rozrywki, ale w miarę to nauka mnie najbardziej kręci.