Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Obcość zwielokrotniona. O prozie At–Tajjiba Saliha

Artykuły /

Kontynent afrykański jest tworzony przez symboliczny archipelag. Można w nim dostrzec miejsca jak gdyby już odkryte. To wyspy trochę swojskie, przestrzenie udomowione, to terytorium wytresowane przez turystyczne foldery i galerie uśmiechniętych wczasowiczów, to rafy koralowe egipskiej Hurghady, piaszczyste plaże Zanzibaru i wesołe safari wśród kenijskiej fauny. Pomiędzy skrawkami lądu rozciąga się jednak obszar nieznany, ciemna toń rządzona przez Innych. 

Głuche dźwięki ich życia docierają do nas raczej za pośrednictwem relacji akcji humanitarnych, wojskowych raportów czy zdawkowych wiadomości na paskach kanałów informacyjnych. Najciemniej jest chyba na południe od egipskiej granicy, już niespełna 500 kilometrów od popularnych kurortów Marsa Alam. Tam, wzdłuż mętnych wód Nilu, rozciąga się Sudan, a właściwie Sudany. Nazwa pochodząca od arabskiego słowa oznaczającego „czarni” odsyła do najciemniejszego punktu afrykańskiej topografii. To z niego jednak, prócz przerażających zdjęć głodujących dzieci, protestujących obywateli i tańczących kapłanów, dociera głos zgoła odmienny. W realiach tej totalnej inności, jak może się wydawać, ma miejsce opowieść przeciwstawna do tego schematu – jej autorem jest At–Tajjib Salih. Twórca starający się zatrzeć granicę pomiędzy symbolicznym obrzeżem a centrum – mimo że ukończył studia w Londynie, na Zachodzie nigdy nie osiadł; mimo że przeniósł się do krajów Zatoki Perskiej, pozostał stałym współpracownikiem UNESCO. Jego twórczość to próba podważenia samej istoty peryferyjności, a gawędziarski styl stanowi pewną wyrwę w ogólnym obrazie regionu, z którym opatrzyliśmy się w mass mediach. Powstała w ten sposób szpara pozwala na podglądanie afrykańskiej rzeczywistości z nieco innej perspektywy i umożliwia zadanie pytania o naturę obserwowanego Innego, a w efekcie o prawomocność samej inności. Proza Saliha to także refleksja nad dialogiem pomiędzy światami, których jednoznaczne definicje zdają się rozpadać na naszych oczach.

Sudan odzyskał niepodległość w roku 1956. Po dwóch wojnach domowych i niespełna sześćdziesięciu latach niepokojów nowa granica wydzieliła osobne państwo, odtąd znane jako Sudan Południowy. To jednak problemy współczesnej rzeczywistości. Dla Saliha dylematy polityczne miały zupełnie inny charakter. Akcja jego powieści rozgrywa się w młodym, niepodległym kraju, gdzie sprawy wewnętrzne państwa odgrywają rolę marginalną. Ważniejsze dla pisarza staje się samo zagadnienie niepodległości:

„Skarżyliście się na kolonializm, a kiedy was zostawiliśmy, stworzyliście sobie mit ukrytego neokolonializmu. Wygląda na to, że nasza obecność, jawna lub ukryta, jest wam potrzebna jak woda i powietrze”.

Taką diagnozę „wyzwolonego” afrykańskiego społeczeństwa stawia jeden z bohaterów przełożonej na język polski powieści Sezon migracji na Północ. Osią tekstu jest jednak niejasny związek łączący narratora z niejakim Mustafą Sa’idem. Losy obu mężczyzn zdają się  symetryczne, a kolejne decyzje bohaterów składają się na kompleksową krytykę tradycyjnych ról społecznych i pewnego ładu, który w tak trudnych warunkach wydaje się przecież nienaruszalny.

„Tak oto, moi panowie, wróciłem do swoich ziomków po długiej nieobecności”. Tymi słowami rozpoczyna wspomnianą powieść At–Tajjib Salih. Narrator, powróciwszy do rodzinnej wioski, próbuje na nowo odnaleźć się w porzuconej przed laty rzeczywistości. Archaiczna struktura sudańskiej prowincji znacząco odbiega jednak od realiów, do jakich ten przywykł w akademickich kręgach Zjednoczonego Królestwa. Zdobyta wiedza i miniony czas bezpowrotnie odcinają jedyną drogę powrotu na łono pozostawionej rodzinnej wioski. Bohater nie jest jednak zupełnie obcy, utrzymywał się przecież we wspomnieniach mieszkańców. To jednak zbyt mało, żeby umożliwić mu powrót do wspólnoty. Musi on pozostać gdzieś pomiędzy swojskością a odmiennością. Odczuwana w trakcie studiów nostalgia za opuszczonym krajem przeradza się teraz w niezidentyfikowany smutek. Obcość bohatera staje się jego podstawową cechą – nieswoiste jest dla niego zarówno własne plemię, sudańska stolica, jak i miasto z czasów uniwersyteckich. 

Równie zawiła wydaje się postać wspomnianego już Mustafy Sa’ida. Jego liczne podróże to nie tylko świadectwo niespokojnej natury, ale przede wszystkim metoda radzenia sobie ze światem, pewien sposób bycia, który pozwala na nieustanne przemieszczanie, a w efekcie brak konieczności zakorzenienia. Pozycja Mustafy jest co najmniej dwuznaczna – choć trafia do Wielkiej Brytanii jeszcze w okresie prosperity zamorskich posiadłości angielskich, sam w pewnym sensie przyjmuje rolę oprawcy: „Byłem mimo wszystko kolonizatorem, intruzem, o którego losie trzeba było rozstrzygnąć”. Jego świadomości nie umyka także obraz, za pomocą którego jest fetyszyzowany przez Europejczyków: „[…] jestem w jej oczach nagim, prymitywnym stworzeniem, które […] poluje w dżungli na lwy i słonie, i to było wspaniałe”. Podmiotowość Mustafy wydaje się nieuchwytna. Bohater lawiruje pomiędzy dwoma obszarami powieści – tytułową Północą, będącą terytorium zachodnich cywilizacji, a Południem, które jest miejscem ukorzenia, idylliczną ostoją, ostatecznie jednak zabójczą. W efekcie zmuszony jest do nieustannego przemieszczania się pomiędzy kulturowymi wzorcami. Ten dynamiczny sposób radzenia sobie z rzeczywistością wyrażony zostaje przy pomocy metaforycznej karawany, która bez wytchnienia i nie bacząc na okoliczności, brnie naprzód.

Bohaterami powieści Saliha nie są jednak mentalni koczownicy. Potrzeba osadzenia czy dookreślenia wyartykułowana zostaje wyraźnie: „Jestem bez wątpienia jednym z tych ptaków, które żyją tylko w jednym miejscu na świecie”. W toku narracji wielokrotnie pojawia się także sugestywna metafora ukorzenienia: „[…] tak samo jak palma – jestem stworzeniem, które ma swój początek, swoje korzenie i swój cel”. Cel ów jest jednak postulatem zupełnie niemożliwym, stanowi pragnienie, które nie może zostać spełnione. Co istotne, pesymistyczny wydźwięk tak nakreślonego dylematu postaci nie jest efektem wyłącznie niesprzyjających warunków, które po stosownej korekcie dałyby zadowalający wynik. Wspomniana niemożność wydaje się jakby naturalną częścią istnienia, bo kiedy Mustafa, chcąc ochronić synów, wprowadza definitywny zakaz podróży, jego celem jest nie tylko próba zmiany losu dzieci, ale przede wszystkim przeformułowanie ich sposobu istnienia wobec świata. Dlatego też okazuje się to zabiegiem bezskutecznym.

Problematyka poruszana przez Saliha zostaje wzmocniona przez niespodziewane zabiegi językowe. Niecodzienna estetyka i egzotyczne metafory, jak choćby ta: „Dziadek […] był raczej jednym z krzaków akacji nilowej, porastających pustynie Sudanu, których kora jest gruba, a kolce ostre. One zwyciężają śmierć, ponieważ nie szafują życiem […]”, potęgują u czytelnika poczucie wyobcowania. Autor wciąga go w grę, której zasady dla odbiorcy-Innego stanowią wyłącznie bezładną gmatwaninę. Splątanie kolejnymi elementami powoduje, że staje się on intruzem w świecie Saliha, który bezustannie konstruuje wielopoziomową piramidę wyobcowania. 

Do odmiennych poziomów obcości pozwala dotrzeć inna powieść autora – Wesele Zajna. Utrzymane w gawędziarskim stylu krótkie rozdziały przybliżają realia innej sudańskiej wioski. Pozornie niezwiązane ze sobą historie łączy tytułowe wesele, stanowiące oś narracyjną całej opowieści. Samo wydarzenie nie jest jednak najistotniejsze, kluczową rolę odgrywa pan młody – Zajn. W jego postaci Salih kumuluje różne formy i odcienie wyobcowania wewnątrz wspólnoty. W tym wypadku nie jest konieczny czynnik zewnętrzny, który był ważnym punktem Sezonu migracji na Północ. Obcość Zajna jest wpisana w jego istotę i stanowi fundamentalną cechę postaci, jest także wyrażona w cechach zewnętrznych: „Na twarzy tej nie było ani jednego włoska, żadnych brwi ani rzęs”. Liryczne opisy spokojnej codzienności afrykańskiej wioski zostają skontrastowane z szokującym zachowaniem bohatera. Jego rozbuchana kochliwość wzbudza litość, pożałowanie, lecz czasem także gniew mieszkańców, tytuł „świętego Boga” wymusza zaś należyty szacunek. Czyni to Zajna postacią ambiwalentną, przez co staje się on swego rodzaju symbolicznym medium czy przekaźnikiem: „Miłość, która najpierw pożerała jego serce, przekazywał on innemu sercu, jakby był tylko pośrednikiem lub listonoszem”. Początkowe zawody miłosne, jakich doświadczał bohater, przerywa niespodziewane wesele. Wydarzenie symbolicznie włącza odmieńca w obręb wspólnoty, co oczywiście wpływa na społeczną równowagę. Wieść o zaręczynach zawiesza strzeżone przez tradycję zasady, a wieńczący powieść opis ceremonii staje się apoteozą sensualnego orientalizmu. Dynamiczne zakończenie powieści pełne tańca, śpiewu i estetycznych doznań stanowi unikalne doświadczenie czytelnicze, ale przede wszystkim staje się spełnieniem zachodniej fantazji o egzotycznym chaosie. Pośród olbrzymiego karnawału Zajn staje się właściwie jedynym bytem statycznym oraz axis mundi rozedrganej rzeczywistości: „[…] stał w samym środku koła, wysoki, chudy i prosty jak maszt okrętu”.

Narracja Wesela… przywodzi na myśl realizm magiczny. Choć subtelna i wyważona, przedstawia sytuacje niejasne w taki sposób, jakby stanowiły normalny i niegodny uwagi składnik rzeczywistości. Poprzez pozornie przezroczysty język i styl Salih wrzuca nieprzygotowanego czytelnika w sam środek nieznanego świata. Po raz kolejny następuje konfrontacja z obcością, której wymiar tym razem jest znacznie bardziej emocjonalny i sensualny, pozbawiony wyszukanych postkolonialnych gier. Powoduje to jednak jeszcze większe zagubienie odbiorcy, bo choć w Sezonie… istniało jeszcze miejsce, w którym mógł się ulokować i bezpiecznie zabarykadować, to rzeczywistość hermetycznej wioski takiej przestrzeni nie oferuje. Czytelnik zostaje zatem postawiony oko w oko z obcością, która w dodatku umiejętnie gra z jego oczekiwaniami i fantazjami:

„Nastał czas pełen kontrastów. Tancerki z «meliny» śpiewały i tańczyły na oczach imama. W jednym domu szajchowie recytowali Koran, a w sąsiednim tancerki śpiewały i tańczyły, w innym poeci uderzali w tamburyn, a w kolejnym młodzi pili napoje alkoholowe. Tak jakby odbywało się kilka wesel naraz”.

Bohaterowie powieści, pisarz, a wreszcie i sami czytelnicy zyskują status nomadów. W poszukiwaniu tożsamości, stosownego układu współrzędnych, który pozwoliłby nakreślić wygodny plan świata czy – jak wspomina sam twórca – góry, przy której choć na chwilę można rozbić namiot, przemierzają kolejne kraje, miejsca i akapity. Salih prezentuje czytelnikowi satelitarne zdjęcia afrykańskiego archipelagu. Gra z mielizną orientalnych fantazji i namawia do zgłębienia istoty odmienności. Czytelnik dryfuje więc po ciemnych wodach nieznanej mu rzeczywistości, wpatruje się w mętną jeszcze ciecz, aż nurt Nilu wyrzuci go z powrotem na fale oswojonego morza znajomej cywilizacji.

At-Tajjib Salih 

Sezon migracji na Północ

przeł. Jacek Stępiński 

Smak Słowa, 2010

At-Tajjib Salih

Wesele Zajna

przeł. Jolanta Kozłowska

Smak Słowa, 2010

Filip Ryba

(ur. 1996) – na co dzień student w Instytucie Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ, w przerwach podróżnik amator. Lubi łączyć perspektywę ponowoczesną z bliskowschodnią codziennością. Ma słabość do sukulentów, francuskiego poststrukturalizmu i powieści Orhana Pamuka.