Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

O włos (Sofi Oksanen „Norma”)

Recenzje /

Sofi Oksanen w swojej nowej powieści najpierw robi z czytelnika idiotę, a dopiero potem pozwala mu uwierzyć, że kupił książkę nie o głupotach, a o rzeczach ważnych. Główna bohaterka Normy to utajona współczesna Roszpunka, a w aferę z jej włosami zamieszane są międzynarodowa fińska mafia, kliniki aborcyjne, Ukraińcy, duchy zmarłych i poszukujące utraconego blasku klientki salonów piękności. Nie bawiłem się przy tej książce za dobrze, ale kończąc lekturę czułem, że Oksanen pokazuje nam kawałek rozbitego zwierciadła, w którym powinniśmy się przejrzeć. Pytanie tylko, czy czytelnik w ogóle będzie miał ochotę na taki gest, skoro naobiecywano mu czegoś innego?

Lektura Normy przypomina moje wizyty u fryzjera: wygodnie usadzony, wymyty i wymasowany obserwuję machającego nożyczkami artystę, próbując zrozumieć, co on właściwie tutaj odstawia. Efektowne cięcia niby wyglądają jakbym trafił w dobre ręce, ale dlaczego po wizycie w lustrze wciąż przypominam smutnego pazia podupadłego rycerza? W końcu przekonuję siebie, że taki był zamiar artysty.

Podobnie jest z Normą: gdy rozwiążemy tajemnicę i rozróżnimy ofiary i sprawców, gdy rozwikłamy, kto pociąga za sznurki, to robi się nam jakoś tak dotkliwie głupio. Czy naprawdę ktoś próbuje nam wmówić, że włosy są towarem na czarnym rynku, którym z wielomilionowym zyskiem steruje fińska mafia? Sofi Oksanen właśnie to robi, wykorzystując przy tym podstawowe zależności podaży i popytu, które zaszczepia na żyznym, absurdalnym i podatnym na wpływy rynku kobiecego piękna.

Mama głównej bohaterki, Normy, popełnia samobójstwo, rzucając się pod pociąg. Powody do nagłego zakończenia życia nie są oczywiste, stąd Norma pozostaje z poczuciem, że została zdradzona, ale i pozostawiona z nierozwikłaną tajemnicą. Krok po kroku czytelnik odkrywa, w co zamieszana była mama Normy, kim jest bohaterka i dlaczego nieustannie chodzi w obszernym berecie. Nie zdradzając szczegółów (choć, prawdę mówiąc, wcale nie thriller jest w tej książce najciekawszy i najważniejszy), akcja Normy zawiązuje się wokół tajemniczych włosów, które matka bohaterki sprzedawała jako „sprowadzane z Ukrainy” fińskim kobietom. Na włosy niezwykłej jakości szybko zrodził się popyt, co zainteresowało niekoniecznie te osoby, które chcielibyśmy mieć w znajomych na fejsie. Koniec końców, fabuła rozwija się w żółwim tempie, nie wywołując trzęsienia ziemi. Szybko orientujemy się, że cały ten thriller jest tutaj tylko po to, aby przekazać nam kilka nieprzyjemnych prawd lub tez, np. takich, że to, co moglibyśmy określić jako „rynek piękności” to szalenie mroczne i patologiczne żądze, na których pieniądz zbijają przestępcy.

Często najciekawsze w książkach autorek i autorów kojarzonych raczej z literaturą zaangażowaną, a którą wydawnictwa próbują sprzedać jako thrillery lub kryminały, dzieje się nie na poziomie gatunkowym, lecz, by tak rzec, lokalnym – w historiach, które rozgrywają się niby to na uboczu, pozornie nie grając pierwszych skrzypiec, ale to właśnie one są prawdziwymi tajemnicami tych opowieści. Nie chodzi więc o odkrycie, kto zabił, ale zazwyczaj o identyfikację czegoś zdecydowanie bardziej mrocznego niż sam morderca, tj. mechanizmów, które pozwoliły w ogóle mordercy zaistnieć. Piszę o tym dlatego, bo mam duży problem z książkami autorów, których choć niekojarzonych z gatunkami popularnymi, sprzedaje się jako kryminał, horror czy thriller. Zawsze zastanawiam się, co myśli sobie czytelnik, który skuszony efektownymi narracjami na okładce, spodziewał się, powiedzmy, Agathy Christie czy choćby Jo Nesbo, a dostaje Oksanen. Zmierzam do tego, że nawet najbardziej mrożący krew thriller służy rozrywce, której w Normie brakuje. Nie wiem, czy wydawnictwa stosując te strategie robią swoim autorom przysługę, czy też – patrząc z szerszej perspektywy – zderzają ich z odbiorcami, którzy ich książki w najlepszym wypadku podsumują jako „nudne”. Wiem natomiast, że wątek z dreszczykiem w Normie dość szybko przestaje nas zajmować, i skupiamy się na tym, co wyziera w innych miejscach. I jeśli te inne miejsca w ogóle nas nie obchodzą, nie będzie nas też obchodzić Sofi Oksanen.

Bo najciekawsze jest nie kryminalne śledztwo, ale rekonstrukcja genealogicznego drzewa bohaterki. Gdy pogodzimy się już z tym, że oto czytamy thriller o handlu włosami (a sama autorka, chyba świadoma dyskusyjności pomysłu, zaangażowała w całą intrygę również kliniki aborcyjne, nielegalne usługi surogatek czy handel dziećmi) oraz gdy jakimś cudem zaakceptujemy fakt, że kompozycyjnie książka to nieustanna i w konsekwencji męcząca przeplatanka gatunków, to ze spokojem możemy skupić się na dramatach wynikających z kształtu wspomnianego drzewa genealogicznego. Śledzimy więc, jak kobietę stygmatyzuje szaleństwo i samobójstwo, dowiadujemy się, jak wykluczenie sprzyja rozwojowi patologii, a także że Inny jest tak ciekawy, jak ciekawy jest szympans w klatce ZOO. Norma nie jest zbyt dobrym detektywem, nie posiada też szczególnej inteligencji i nie odznacza się wyrafinowanym zmysłem dedukcji. Jest raczej bohaterką uwikłaną w historię, którą najchętniej by opuściła. Posiada co prawda pewne nadnaturalne zdolności, co zbliża ją do bohaterów podobnych gatunków literackich, ale w zasadzie rzadko wykorzystuje je w śledztwie. Umiejętności te nie tyle jej pomagają, co właśnie stygmatyzują, skazując na wieczne życie na marginesie i w tajemnicy, która gdyby została odkryta, wystawiłaby ją na wielkie niebezpieczeństwo.

W zasadzie wszyscy mężczyźni w Normie to potwory. Mają władzę, mają pieniądze, są bezduszni i podli. Obracają kapitałem, tym zwyczajnym, pieniężnym, ale również kapitałem piękna. Spieniężają piękno i zdrowie kobiety, zamieniając ją w towar, który oferuje usługi. Kobieta w szponach mafii z Normy, to inkubator, który można zutylizować, gdy się zepsuje. Inne kobiece bohaterki wypadają wcale nie lepiej. Między Normą a Marion toczy się skomplikowana, podwójna gra i w zasadzie do końca nie wiemy, kto kogo wyprowadza w pole. Marion jest szczególnie interesująca, bo nigdy nie jesteśmy przekonani, czy jej wyrzuty sumienia to tylko oportunizm czy autentyczny przejaw samokrytyki.

Normę z opresji ratuje mężczyzna i nieoczekiwana miłość. Wybrankiem jest jeden z tych złych, a bohaterka dokonując wyboru, sama staje się nieszczególnie przyjemną osobą. To nie jest książka o odkupieniu win lub odnalezieniu swojego miejsca na świecie – to raczej powieść o wiecznej ucieczce i o tym, co zapędzony w kozi róg człowiek gotów jest zrobić drugiemu. Sofi Oksanen stworzyła jednak w swojej powieści potworny system, w którym Inny, gdy próbuje być „normalny”, przestaje być interesujący, a zaczyna być odpychający. I to w zasadzie wszystko, co bez znużenia wyciągnąłem z tej powieści.

Być może stało się tak, że te najważniejsze momenty utonęły w samej koncepcji powieści – ten thriller się zupełnie nie wypełnia, nie działa i nie angażuje. Mnogość flirtów z gatunkami, wielokrotnie zmieniana narracja wprowadzają zwyczajny mętlik do historii, która traci przy tym na przejrzystości. W konsekwencji czuję się nie tylko oszukany, ale też jakoś, cóż, zwolniony z obowiązku czytania? Szkoda, bo to, co chciałaby pokazać Oksanen w swojej trzeciej powieści, to rzeczy smutne i przerażające, ale rzeczy ważne i najważniejsze. Tyle tylko, że przygniecione zbędnym i męczącym bałaganem.

 

Sofi Oksanen

Norma

Przeł. Katarzyna Aniszewska

Wydawnictwo Znak, 2018

Liczba stron: 400

Maciej Pawlikowski

(ur. 1986) – studiował krytykę literacką na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Publikuje tam, gdzie go wpuszczą. Jest redaktorem w GRYOnline.pl. Urodził się w Kamiennej Górze, mieszka w Krakowie.