Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Nie otwieraj synu tego pliku (D. Foks „Tablet taty”)

Recenzje /

W pamiętnej piosence Homo Twista Portfel ojca bohater liryczny, uczeń podstawówki, sączy smoliście swoją ekscytującą przygodę wagarowicza, przeszukując kolejne przegródki tytułowego portfela. To, co skrzętnie ukryte przed zewnętrznym światem, zostaje bez pardonu wydobyte na światło dzienne: O jakiś portfel w kieszeni ojca. Ooo.. kondom! Ooo zdjęcia! Ooo – żenszczyna na plaży bez majtek trójkącik ma zgolony. Nieomal bliźniaczo podobną historię, lecz w formie tomiku wierszy proponuje Darek Foks. Tu także dochodzi do naruszenia delikatnej sfery intymności czy raczej – jak byśmy dziś powiedzieli – prawa do prywatności. Wbrew wiele obiecującej okładce, wiersze Foksa nieomal całkowicie ignorują jednak tematykę seksualności.

Trzydzieści siedem utworów podanych jest w identycznej, czterowersowej formie. Każdy rozpoczyna się tymi sami słowami: była w folderze… Katarzyna – była w folderze pierwszym. Monika – była w folderze drugim. Weronika. Edyta. Izabela. Każdy wiersz nosi imię innej kobiety. Każdy wiersz stara się być inną kobietą. Ale gdyby spróbować być upierdliwie upartym, można by pokusić się o stwierdzenie, że wszystkie snują jedną opowieść o utraconej szansie miłości czy fascynacji, która stopniowo pogrąża się w mrokach niepamięci.

W poezji Foksa równie ważne jak to, co napisane, jest to, co nienapisane. Ciężar pustki, który równoważy każde pojedyncze słowo. Czasem ten oddech nieobecności staje się mocniej wyczuwalny, jak w wierszu Izabela – Dałem temu spokój,/ kiedy dotarło do niej, że czuje to,/ co ja teraz, a w takiej chwili człowiek/ wie za dużo i coraz mniej mówi. Nie ma tu miejsca na złudzenia, bo jeśli u Maleńczuka portfel był realnym przedmiotem, tablet Foksa jest już tylko wspomnieniem. Bezpowrotnie utraconą częścią ojca. Udaje się odtworzyć jedynie zarys sytuacji, jeden, góra dwa szczegóły: mąż, chłopak czy tlący się papieros.

Są imiona, ale wbrew pozorom to niewiele, bo cielesność tych kobiet wydaje się wątpliwa. Czasem mrużą oczy, czasem marszczą nos, ale absolutnie nic nie wiemy o ich wyglądzie. Za to Foks zatrzymuje je w fascynujących stop-klatkach. Tak jest w przypadku Barbary (Zasnęła,/ kiedy jechała autobusem/ pełnym robotników, którzy podążali/ na nocne zmiany w różnych zakątkach miasta), Wandy (Śmiała się,/ kiedy niosąc jej walizki,/ śpiewałem, może dla niej, a może/ dla siebie, piosenkę o mojej Warszawie) czy Heleny (Minęła mnie,/ kiedy mój szef prowadził ją do swojego gabinetu,/ a w hallu znowu nawalało światło, więc widziałem/ średnio, chociaż wzrok mam jak jej brat, który okazał się pilotem).

Tablet staje się u Foksa kulawym symbolem naszych czasów. Ulotnym, łatwo psującym się obiektem czy też eksponatem nowej kultury, na rzecz którego wyzbywamy się naszej pamięci. A jak co poniektórzy czytelnicy wiedzą, tabletów z reguły nie opłaca się naprawiać. Wyjaśniając genezę tytułu książki w rozmowie z Zuzanną Witkowską, autor nawiązał do zdania, które przeczytał w nowym darmowym elementarzu: „Tola ma tablet taty”. Taka sytuacja może sprowadzić na tatę jedynie problemy, bo przecież kobiet mogło być więcej, ale nikt nie zdołał tego zapamiętać.

Na koniec jeszcze jedna prawdziwa historia: kiedy pisałem tę recenzję, zepsuł mi się tablet. I chociaż nie jestem tatą, jak tu nie wierzyć w sprawczą moc poezji?

 

Darek Foks

Tablet taty

Biuro Literackie, 2015

Liczba stron: 44