Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Na marginesach widmontologii narkotyków („Tajemnica zaginionej skarbonki”)

Artykuły /

Jeżeli urodziliście się w późnych latach 80. lub wczesnych 90., to łatwo odgadnąć, co robiliście w niedzielne popołudnie 14 czerwca 1998 roku. Choć sami pewnie nie potrafilibyście skojarzyć tej daty z żadnym konkretnym wydarzeniem, prawdopodobnie posadzono was wtedy przed telewizorem i zmuszono do obejrzenia antynarkotykowej animacji – Tajemnicy zaginionej skarbonki.

Jej emisja była w pewnym sensie doświadczeniem pokoleniowym i to z kilku względów. Tajemnicę zaginionej skarbonki (w oryginale Cartoon All-Stars to the Rescue) wyemitowały wówczas – o tej samej porze – wszystkie ważniejsze polskie stacje telewizyjne. Niesamowitość tej sytuacji dla wielu osób polegała również na tym, że był to pierwszy i jedyny raz, kiedy rodzice wręcz NALEGALI na oglądanie telewizji, wierząc zapewne w słuszność przekazu tej animacji. Wreszcie „bajka” była dziwna sama w sobie, pojawiały się w niej postaci z różnych kreskówek, które nie miałyby szans spotkać się nigdzie indziej – m.in. Kubuś Puchatek, Smerfy, Alf, Garfield czy Królik Bugs.

https://www.youtube.com/watch?v=G66hOwBexSU

Jako dziecko byłem pod wrażeniem tego niecodziennego medialnego wydarzenia, ale sam przekaz niezbyt do mnie trafił – słyszałem rzecz jasna o narkotykach już wcześniej, ale traktowałem je jako coś, co nie ma szans pojawić się w mojej małej miejscowości, a więc właściwie coś nierealnego. W skali ogólnopolskiej temat jednak wyraźnie wzbudzał emocje, a zagrożenie wydawało się namacalne. Emisja Tajemnicy… była częścią większej kampanii społecznej, Narkotyki. Zażywasz – przegrywasz, która poza rymowaną nazwą miała jeszcze jeden zapadający w pamięć symbol – żółtą, smutną buźkę, swoiste przeciwieństwo słynnego Smiley’a związanego z kulturą rave.

Jeśli nawet nie załapaliście się na emisję w telewizji, to istnieje spora szansa, że puszczono wam VHS z Tajemnicą… w szkole – sam w ten sposób widziałem ją jeszcze z dwa razy. Wtedy uderzyło mnie, że mamy do czynienia z produkcją nieco archaiczną, i być może było to jedno z pierwszych doświadczeń widmontologii w moim życiu. W istocie Tajemnica… była pokryta patyną już w momencie polskiej emisji w 1998 roku. W Stanach Zjednoczonych miała premierę aż osiem lat wcześniej; poprzedzało ją wówczas krótkie „orędzie” prezydenta George’a Busha seniora i pierwszej damy Barbary Bush, wygłoszone w towarzystwie ich suczki, Millie.

https://www.youtube.com/watch?v=4Gc-3EbqUqs

Interesujące są kulisy powstania filmu. Został on sfinansowany przez firmę McDonald’s oraz współpracującą z nią Fundację Ronalda McDonalda, zaś charakter crossoveru wymusił współpracę wielu przedsiębiorstw dysponujących prawami autorskimi do postaci. Animacja nie powstała jednak w USA, tylko na Tajwanie – odpowiadało za nią studio Wang Film Productions.

W Tajemnicy… najmniej frapująca jest sama fabuła. Jest sobie Kasia, która zauważa, że zniknęła jej tytułowa skarbonka; jest jej starszy brat, Michał, który skarbonkę ukradł w celu zakupu narkotyków i który, zgodnie z teorią gateway drugs, płynnie przechodzi od palenia marihuany do pokusy wzięcia amfetaminy; wreszcie jest legion bajkowych postaci, który sprowadza Michała na drogę trzeźwości i stanowczego mówienia „nie”. To wszystko i w sumie trudno oczekiwać czegoś więcej; przekaz musiał być prosty i jednoznaczny. Animacja przedstawiała przynajmniej dwa archetypiczne wyobrażenia dotyczące środków psychoaktywnych. Jednym z nich jest wspomniane wyżej przekonanie, że rekreacyjny użytek marihuany wręcz naturalnie prowadzi do prób z innymi, bardziej szkodliwymi substancjami; drugim – wizerunek agresywnego dilera, który z niezwykłą natarczywością przekonuje swoich klientów do konsumpcji narkotyków.

Te przedstawienia komponują się z tym, przed czym ostrzegano w wielu domach, szkołach, kościołach oraz podczas spotkań z „byłymi narkomanami”. Takie opowieści jawią się dziś jako system mitologiczny złożony na równi ze słusznych przestróg, jak i półprawd czy czystej fantazji. Popularność zdobyła chociażby legenda miejska, wedle której zmywalne tatuaże, niegdyś częsty dodatek do paczek czipsów, mogą być nośnikiem niebezpiecznych, uzależniających środków, które truć będą niewinną dziatwę. Wydaje się, że pomysł ten jest dalekim echem stosowania blotterów – nasączonych LSD lub innymi psychodelikami kartoników, których jednak bynajmniej nie przykleja się do skóry. Inną podstępną formą przyjmowaną przez narkotyki miały być cukierki, rzekomo nierzadko rozdawane pod szkołami; to wyobrażenie z kolei może być efektem głuchego telefonu na temat pigułek z MDMA.

Słowa uczą, przykłady pociągają lub, w tym kontekście, raczej ostrzegają. Jednym z gatunków oralnych mojej młodości była przypowieść o kimś, kto w narkotycznym zamroczeniu zrobił krzywdę sobie lub komuś innemu. Para, która pomyliła swoje dziecko z kurczakiem i upiekła je żywcem; studenci wyrzucający swoich kolegów w kartonie przez okno akademika w ramach „misji ratunkowej na Marsa”; dzieci, które uwierzyły, że potrafią latać, i same z okien wyskakiwały (choć winę za to akurat czasem przypisywano kreskówkom) – kojarzycie? Dydaktyczne historie pełne były postaci mitycznych, choć przecież trafniejszych i przede wszystkim prawdziwych przykładów nie brakowało chociażby w showbiznesie. Przedstawiane jako fakty legendy miejskie robiły wrażenie, z czasem jednak ich antynarkotykowy wydźwięk ulegał, wbrew intencji, osłabieniu. Jak uwierzyć w przestrogę, skoro nie da się uwierzyć w niosący ją dramatyczny los bohatera, a cała narracja staje się wręcz zabawna?

Pomimo coraz częstszych głosów postulujących zwrot narkopolityki w kierunku redukcji szkód, można odnieść wrażenie, że w mainstreamowym dyskursie o substancjach psychoaktywnych przez te wszystkie lata niewiele się zmieniło. Nawet wypowiedzi osób zajmujących się tematem zawodowo potrafią wywołać ciarki zażenowania i trudno orzec, czy to świadome podtrzymywanie mitycznego systemu wyobrażeń w dobrej wierze, czy też raczej nielicująca ze stanowiskami ignorancja. Zbliżająca się do trzydziestej rocznicy premiery Tajemnica… w takim porównaniu wydaje się całkiem wyważona i ogląda się ją dziś wręcz przyjemnie – jako popkulturowe świadectwo swojej epoki i towarzyszącej jej war on drugs, momentami dowcipny crossover, wreszcie treść niejasnego wspomnienia, przebłysku wprost z czerwca 1998 roku.

Rafał Sowiński

(ur. 1992) – kulturoznawca, na co dzień pracuje jako copywriter, marketingowiec i wykładowca. Założyciel Facebookowego bloga „niskie teorie” oraz pomysłodawca i administrator grupy „Jak będzie w Polonii 1? – sekcja retromanii, duchologii i nostalgii”. Mieszka w Krakowie, pochodzi z Więckowic pod Tarnowem.